tag:blogger.com,1999:blog-38205132236944163532024-02-19T03:30:23.669-08:00k|ings & q|ueenslovelycarohttp://www.blogger.com/profile/06357248859133261526noreply@blogger.comBlogger10125tag:blogger.com,1999:blog-3820513223694416353.post-71937811430497598062015-08-13T18:02:00.004-07:002015-08-13T18:02:44.133-07:00|chapter.ten| before.<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;"><u>things soon will be like before i ever met you.</u></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;">banks - before..</span></div>
Gdy pierwsza kropla krwi uderzyła o podłogę, mój świat stanął w miejscu. Powietrze zrobiło się znacznie cięższe z trudem przedostając się do płuc. Każdy kolejny oddech podrażniał moje gardło jakby ostrze nie znajdowało się tylko w dłoniach uciekających dziewczyn. Klatka piersiowa nie chciała się już unosić, a krzyki i nieznośny szum w głowie spowodowały nieprzyjemne zawroty. Jedyny ruch na jaki było mnie stać, to złapanie się blatu, najmocniej jak umiałam, abym przypadkiem nie osunęła się na ziemię. Do oczu znikąd napłynęły mi łzy, które nie miały ujścia, tak jakby ich celem było jedynie podrażnienie moich źrenic. Serce znacznie przyśpieszyło, a myśli powoli kierowały się w stronę pochłoniętego mrokiem korytarza donikąd, zwanego paniką, gdy zobaczyłam jak Calum w spowolnionym tempie, z ogłuszającym hukiem upada na podłogę. Chciałam mu pomóc jednak paraliż obejmował kolejne centymetry mojego ciała jakbym zaczynała topić się w ruchomych piaskach, nawet nie starając się o ratunek. Byłam całkowicie bezsilna przyglądając się jak siostra Jonathan'a biegnie w stronę mojego przyjaciela, a kilka sekund później Michael ląduje tuż przy nim na kolanach. Krzyk przerażenia żeńskiej części gości spowodował przeszywający ból przepływający przez każdy najmniejszy nerw mojego ciała wysyłając jakby komendę do moich mięśni, które posłusznie przestały działać a ja wylądowałam pod regałem czując, że mój wzrok pokrywa delikatna mgła. Zacisnęłam powieki ostatkami sił walcząc ze sobą aby nie stracić przytomności, gdy poczułam ciepłe, nieco szorstkie dłonie na moich policzkach. Otworzyłam oczy spoglądając w głąb najpiękniejszych tęczówek. <i>Nic mu nie jest. </i>Pomyślałam pozwalając jednej łzie na uwolnienie się i spłynięcie po mojej skórze. Ashton próbował coś do mnie powiedzieć jednak w mojej głowie słyszałam jedynie bicie serca. Mojego wyrywającego się serca. Chłopak widząc, że nic nie zdziała wziął mnie na ręce bez trudu podnosząc i pozwalając abym oparła głowę na jego torsie. Bar był już pusty, jedyne co w nim zostało to dwie spore plamy krwi które udało mi się dostrzec kątem oka. Kim była ta druga osoba? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wyszliśmy z budynku, a we mnie uderzyło zimne powietrze nieco ułatwiając mi oddychanie, wiedział co robił zabierając mnie stamtąd, wcale nie chciał mnie gdzieś wywozić. Zamiast tego usiadł na chodniku układając mnie plecami do siebie. Jego dłonie wylądowały ma moich ramionach delikatnie i nieśpiesznie je masując. Próbowałam skupić się tylko i wyłącznie na jego dotyku jednak brak panowania nad własnym ciałem zdecydowanie mi to utrudniał. Nagle poczułam jego usta na swojej szyi i nieco odważniej zaczerpnęłam oddechu. Jego opuszki palców powoli odgarnęły moje włosy na jedną stronę przyjemnie pieszcząc moją skórę.<br />
<br />
- Spokojnie, oddychaj.. - Szepnął wprost do mojego ucha, jego ciepły oddech skutkował przyjemnym dreszczem, który odblokował kolejną przeszkodę. Powoli dzięki temu ci robił moje serce spowalniało a najgorsze myśli zaczęły się wycofywać pozostawiając mój umysł w spokoju. Do czasu aż miejsce paniki zaczęło zajmować uczucie wstydu. Zachowałam się jakbym nigdy wcześniej nie była w takiej sytuacji, jakbym nigdy nie widziała krwi lub przyjaciół w złym stanie. Tak czy inaczej, zamiast pomóc stałam jak sparaliżowana z własnej głupoty idiotka, która nie potrafiła utrzymać się na własnych nogach. Czy może być coś lepszego niż pozostawienie bliskich w takiej sytuacji? W jednej chwili zapragnęłam dowiedzieć się o stanie zdrowia tej dwójki. Spróbowałam się podnieść jednak dłonie Ashton'a objęły mnie w pasie nieco mocniej do siebie przytulając moje jeszcze drżące ciało. Oparł głowę na moim ramieniu pozostawiając kilka nieśpiesznych pocałunków na mojej rozgrzanej skórze. - Nie wypuszczę cię, póki nie będę miał pewności, że wszystko z tobą w porządku..<br />
<br />
- To był zwykły atak paniki, nic takiego, wszystko ze mną w porządku, naprawdę, nie martw się. Teraz musimy jechać i dowiedzieć się co z nimi, jak bardzo są poranieni i jak szybko się wyliżą. Wiesz coś na ten temat? Proszę, powiedz mi..<br />
<br />
- Zwykły atak paniki? - No tak, olał całą resztę. Norma. Na co ja w ogóle liczyłam próbując odsunąć jego myśli od mojej beznadziejnej sceny bijącej po oczach całkowitą bezsilnością. - Shay, ty nigdy nie miewasz ataków paniki, a nawet jeśli to takie sytuacje tylko napędzały cię do działania. Przed chwilą wyglądałaś jakbyś miała paść, rozumiesz? Moja dziewczyna, wyglądała jak trup, to nie jest nic takiego. Nie wiem co się stało, ale..<br />
<br />
- ..ale naprawdę jestem cała. Ty i zimne powietrze zadziałaliście jak antidotum, musisz mi uwierzyć. Może nie były to zbyt optymistyczny moment w moim życiu, ale jak zwykle uratowałeś mi tyłek. Już po wszystkim, zapewniam.. - Powiedziałam odwracając się na jego kolanach tak by siedzieć z nim twarzą w twarz. Ułożyłam dłonie na jego policzkach delikatnie przejeżdżając opuszkami po jego szorstkiej skórze i trzydniowym zaroście. - Widzisz? Żywa i pełna energii oraz głodna informacji. Mów co wiesz.<br />
<br />
- Jest lepiej niż myślisz. Calum na tylko niewielką i niezbyt głęboką ranę na prawym boku. Najwidoczniej dziewczyna nie miała najlepszego cela, albo posiadała za dobre serce aby trafić nieco dalej i głębiej. Cóż w grę wchodzi jeszcze urok osobisty Hood'a, ale na ten temat wolałbym się nie wypowiadać, spójrzmy prawdzie w oczy napity nie wygląda najlepiej.. Mikey zawiózł go do szpitala z jakąś młodą dziewczyną, której chyba nie kojarzę, albo nie skupiłem się za bardzo na jej wyglądzie. Kilka minut temu napisał mi, że już go pozszywali i nadal jest chętny zalać się w trupa choć niewiele mu brakuje.. - Calum. Jest. Cały. Dosłownie kamień spadł mi z serca. Ale, nie tylko on oberwał.. - Luke jest w nieco gorszej sytuacji, chociaż zależy jak na to spojrzeć.<br />
<br />
- Luke? Jego nie było na liście..<br />
<br />
- Liście? - Szlag. Szlag. Szlag. Czy ja naprawdę do licha nie potrafię choć raz, choć na chwilę utrzymać języka za zębami? Nie mam pojęcia czy powinnam mu mówić jeśli dziewczyny nie było obok. Zdecydowanie bardziej wolałabym konfrontacje podczas której to ona wytłumaczyłaby mu o co chodzi. Zna szczegóły lepiej niż ja po kilku minutach rozmowy. Jeszcze coś pomieszam i będzie, a jeśli chodzi o Ashton'a Irwin'a to nigdy, przenigdy nie masz pewności jak zareaguje. Tym bardziej w takiej sytuacji. Co, może w ogóle powinnam wyskoczyć z tekstem: Hej, kilka sekund wcześniej poinformowała mnie o planach Jonathan'a jego siostra, ale nie zdążyłam cię ostrzec, sorry. Ciesz się jednak, że jesteś cały bo to ciebie miały upolować? To nie najlepszy pomysł. Muszę mu to jednak wytłumaczyć nim pomyśli że maczałam w tym palce. Wolalam nie ryzykować. Zsunęłam się z jego kolan i zajęłam miejsce naprzeciw niego uśmiechając się niepewnie. Może kolejny atak paniki tym razem zadziałałby na plus? - Shay..<br />
<br />
- Już mówię, już mówię, spokojnie. - Zaczęłam biorąc głębszy wdech. Cóż to mnie nie ominie. - Po prostu nie chcę siebie i ciebie zarazem w tym wszystkim pogubić. Zacznijmy od tego że pod żadnym pozorem masz mi nie przeszkadzać, nie przerywasz, nie odzywasz się póki nie skończę inaczej przestanę mówić i zostaniesz ze swoimi domysłami.. - Powiedziałam a on posłusznie skinął głową. Szanse jednak na to, że będzie siedział kilka minut w milczeniu była mniejsza niż żadna. Spróbować jednak nie zaszkodzi. - Dziewczyna, która pojechała z Michael'em to siostra Jonathan'a.. - Już na usta cisnęło mu się kilka pytań, ale w ostatnim momencie się powstrzymał. - Przyszła tutaj aby powiedzieć nam o tym co planuje jej brat. Zdążyła tylko ze mną o tym porozmawiać, ale nim zareagowałyśmy było już za późno. Jestem przekonana, że nie myślisz o niej teraz najlepiej, ja też nie chciałam jej zaufać, rzadko się zdarza aby ktoś od nich chciał się z nami komunikować, ale to może być szansa, Nie okłamała mnie i nie uciekła razem z nimi, została tutaj i pomogła moim przyjaciołom kiedy ja nie byłam w stanie. To chyba nie świadczy o niej najgorzej? Nie twierdzę, że musi automatycznie wszystko o nas wiedzieć, ale wypadałoby jej pomóc a może..<br />
<br />
- Chcesz jej pomóc tylko dlatego aby coś zyskać? Jonathan nie skrzywdziłby swojej rodziny, a ona nie powinna mieć powodu aby od niego uciekać. Jeśli chciała być bezpieczna powinna z nim zostać, a nie ryzykować. Spójrzmy prawdzie w oczy, to nie było najlepsze posunięcie z jej strony. To naprawdę nie jest dla ciebie podejrzane? Z resztą, skąd nagle ta chęć odwrócenia się od niego?<br />
<br />
- Stwierdziła, że nie jest już tą samą osobą i to wszystko sprowadza się do jednej wielkiej katastrofy. Ponoć chłopak posunął się już zdecydowanie za daleko.. Zrozumiałyśmy się bo żadna z nas nie chce aby skończyło się to dla kogoś na cmentarzu, a znając was.. znając nas i jego w końcu okaże się to jedynym wyjściem. W zeszłym roku niektórym udało się z tego wylizać, wolę nie ryzykować i nie liczyć na cud, że tym razem będzie tak samo. Nie proszę cię abyś traktował ją jak dobrą przyjaciółkę, chcę abyście z nią porozmawiali.. Póki będzie chciała zostać zamieszka ze mną.. - Chyba ze mną. Jeśli Calum nie będzie miał się gdzie podziać, nie wyrzucę go z domu i będę musiała znaleźć jej inne lokum. Tą kwestie jednak trzeba będzie poruszyć dopiero jak ich do niej przekonam. A to może trochę zająć..<br />
<br />
- Jeśli ty jej wierzysz, to porozmawiam z chłopakami, a później z nią, ale teraz musisz odpocząć.. - Powiedział i wyciągnął ręce w moją stronę a ja otworzyłam usta z zaskoczenia. Naprawdę zamiast zasypania mnie serią przesadnie dociekliwych pytań, on ma zamiar po kilku zdaniach zgodzić się ze mną? W myślach spróbowałam znaleźć drugą taką sytuację mającą miejsce w czasie ostatnich dwóch lat. Nigdy tak nie było. Nigdy. Co się z nim nagle stało? Gdy zauważył, że się nie piekle aby ponownie wsunąć mu się na kolana, podniósł się z ziemi i wyciągnął do mnie rękę. - Zabieram cię do domu. - To nie było pytanie, a ja nie miałam prawa głosu. Gdybym nie złapała jego dłoni z pewnością nie zawahałby się wtargać mnie do auta siłą, a nie miałam specjalnie ochoty na przepychanki w środku nocy. Zamiast tego wsunęłam dłoń do jego kieszeni, szukając kluczyków, które musiał kilka sekund wcześniej wyciągnąć i przede mną schować. Chciałam go upomnieć, że wsiadanie po piwie poważnie narusza prawo, jednak.. znów brak głosu. - Spokojnie, gdybym wypił alkohol nie naraziłbym cię na ryzyko wsiadania do samochodu z pijanym kierowcą. Nawet tak dobrym jak ja. - Uśmiechnął się i pochylił nade mną muskając ustami czubek mojej głowy. To się raczej nie zmieni, zawsze będzie wiedział co zrobić aby poprawić mi humor. Przed zajęciem miejsca pasażera pozwoliłam sobie jeszcze na moment spędzony w jego silnych ramionach. Objął mnie dość mocno a ja oparłam głowę na jego torsie. Nic więcej mi nie potrzeba.. prócz.<br />
<br />
- Musimy zadzwonić do chłopaków, a najlepiej by było odwiedzić ich w szpitalu. Nie zasnę póki nie upewnię się, że są bezpieczni. Gdybyś mógł.. - Spojrzałam na niego i zauważyłam jak ze sobą walczy. Nie musiał nic mówić, abym wiedziała co chodzi mu po głowie. "Musisz jechać tam dzisiaj?", "Jesteś zmęczona, musisz odpocząć", "Zabiorę cię tam jutro", "Szpital w środku nocy nie jest najlepszą opcją".. I tak dalej i tak dalej. Milion powodów dla których nie powinnam tego robić. Same minusy, jeden za drugim, na szczęście żadnego nie wypowiedział na głos. Chyba moja mina była równie wymowna co jego, albo tak dobrze się znaliśmy.<br />
<br />
- Zbiorę cię tam, o ile obiecasz mi, że nie będziemy tam za długo siedzieć, zdecydowanie bardziej wolałbym mieć cię w domu.. - Reszty nie słyszałam. Słowa "mieć cię w domu" automatycznie przypomniały mi o incydencie w łazience. To dość nieodpowiedni moment na myślenie o takich sytuacjach, mam rację? W końcu dwóch moim przyjaciół cudem zamiast w kostnicy wylądowali na pogotowiu. Kto by pomyślał, że kilka centymetrów naprawdę potrafi uratować życie. Nagle Ashton odsunął się i otworzył przede mną drzwi. Wsiadłam do środka, zapięłam pasy i nim się zorientowałam usiadł obok układając dłoń na moim udzie delikatnie przejeżdżając po nim opuszkami paców. - Co ty na to? Obiecujesz, że upewnisz się, że wszystko w porządku i wrócimy do mnie?<br />
<br />
- Mam swoje mieszkanie, życie pod jednym dachem ostatnim razem nie wyszło nam na dobre. Myślę, że powinnam zostać u siebie, tak przynajmniej ominie nas kolejne rozczarowanie. - Mruknęłam czując jak jego ręka delikatnie się zaciska. Najwidoczniej nie popierał mojego jakże genialnego pomysłu. Niechętnie odwróciłam się w jego stronę. Uniesione brwi wskazywały na to iż czekał aż stwierdzę, że żartuję. Nie doczekał się, co zirytowało go jeszcze bardziej. - Jestem przekonana, że myślisz, że chcę ci tylko i wyłącznie zrobić na złość, ale nie o to chodzi..<br />
<br />
- A o co? Shay, ja wiem, że się nam nie ułożyło, ale nie myślę o tym jak o rozczarowaniu, tylko jak o próbie, pierwsza nie wypaliła, daliśmy ciała, nie pierwszy nie ostatni raz, ale w tym momencie nie wyobrażam sobie abyś była sama w domu. Zabiorę cię siłą do mieszkania i zamknę w sypialni, samą albo ze mną o tym już pozwolę ci zdecydować. Jedno jest pewne, nie będziesz siedzieć w swojej klitce sama, nigdy w życiu. Najlepiej byłoby jakbyś w końcu zgodziła się ją sprzedać i zostać ze mną, co jak co, ale bardziej wyrozumiały i oddany współlokator ci się nie trafi. - Mruknął i uśmiechnął się jak nastolatek z nieprzyzwoitymi myślami. Na szczęście, nie był tak zdenerwowany jak myślałam.<br />
<br />
- Najpierw szpital, na tę rozmowę mamy jeszcze trochę czasu. - Mruknęłam i już bez słowa odpalił samochód, wiedziałam jednak, że tak łatwo nie odpuści. Irwin nigdy nie bierze pod uwagę porażki. Na szczęście nie walczył przez całą drogę, dając mi odetchnąć i nacieszyć się panującą w aucie błogą ciszą. Gdy znaleźliśmy się na miejscu przed budynkiem stał Michael zawzięcie rozmawiając z poznaną przeze mnie niedawno dziewczyną. Na mój widok posłał mi piorunujące spojrzenie. A więc wie, a więc jest na tyle nieodpowiedzialna, że powiedziała mu to sama twarzą w twarz zamiast poczekać na jakiekolwiek wsparcie. No pięknie, więc możemy posiedzieć tu dłużej niż kilkanaście minut. Chciałam otworzyć usta i zacząć kulturalnie, jednak Clifford był szybszy.<br />
<br />
- Zamierzałaś mi o tym powiedzieć? Czy wolałyście pominąć fakt, że siostra kolesia który mało nie zadźgał moich najlepszych przyjaciół spokojnie siedziała sobie ze mną na poczekalni i rozmawiała jak gdyby nigdy nic się nie stało? - Nie krzyczał, najwidoczniej nie chciał robić scen w miejscu publicznym. Może to więc i lepiej że dowiedział się tutaj a nie sam na sam. Kłótnie z Michael'em były jednym z najrzadszych momentów w moim życiu ale nigdy nie kończyły się dobrze. Nikt nie powinien go denerwować.<br />
<br />
- Chciałam, przecież wiesz, że nie ukrywałabym przed tobą czegoś takiego.. - Chciał zaprzeczyć. Dobra, zdarzały się i takie historie, ale dawno i nie zamierzałam do nich wracać. W ostatnim momencie się powstrzymał. - Jakbyś nie zauważył.. - Tu spojrzałam na dziewczynę orientując się, że nawet nie wiem jak ma na imię, a jeśli nawet o tym wspomniała to moja pamięć nie chciała współpracować. Dziewczyna bezgłośnie, przerażona oświeciła mnie mało nie wbijając się plecami w murek, tak usilnie próbowała od niego uciec. Za dobrze ją rozumiałam aby się dziwić. Sam jego wzrok kazał mi uciekać. - Malia nie zrobiła nic złego. Chciała pomóc, zrobiła to, ostrzegła mnie jednak za późno zareagowałam, jeśli z nas dwóch chcesz kogoś winić, to jednak ja powinnam ponosić tego konsekwencje. Podwójnie dałam ciała..<br />
<br />
- Ale Jonathan..<br />
<br />
- Ale nie stoi przed tobą ten cholerny szmaciarz, tylko jego młodsza siostra, jesteś bystrym chłopakiem powinieneś zauważyć różnice. To nie ona skrzywdziła cię w zeszłym roku, nie na nią jesteś tak cięty. Nie możesz zrzucać winy jednej osoby na wszystkich. Tylko i wyłącznie Jonathan zaszedł nam za skórę, tylko on ma powód aby zrobić nam coś złego. Stojąca przed tobą, przerażona dziewczyna nie musi być taka sama, równie dobrze może być chodzącym przeciwieństwem, na co się zapowiada, także albo przestaniesz odreagowywać na niej swoje nerwy, albo porozmawiajmy we dwójkę i zrób to na mnie..<br />
<br />
- Nie chcę na ciebie krzyczeć.. Nie chciałem aby to tak wyglądało. Dzisiejszy dzień jest zdecydowanie za długi i zbyt nerwowy. Może powinniśmy porozmawiać o tym na spokojnie? - Spytał odwracając się w stronę Malii. Dziewczyna niepewnie skinęła głową. - Póki co, musimy wymyślić co z nią zrobimy, obstawiam, że jej powrót do brata nie wchodzi w grę, gdzie ją przetrzymamy? - O tak. W końcu pojawił się odpowiedzialny Michael. Żadne z nas nie miało jednak odpowiedzi na to pytanie. Przez chwilę staliśmy w ciszy.<br />
<br />
- Moje mieszkanie będzie puste.. - Zaczęłam spoglądając na stojącego przy mnie Ashton'a na którego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Szlag, zawsze mu ulegnę. Muszę nad tym popracować. - Wolałabym jednak aby nie zostawała tam sama, może powinniśmy pomyśleć o Alex'ie? Nawet jeśli nie zgodziłby się aby ją przenocować przez kilka dni może chociaż zgodzi się mieć na nią oko i sprawdzać czy jest bezpieczna..<br />
<br />
- Alex się zgodzi. Wolałbym jednak abyśmy przenieśli się do twojego mieszkania, póki co brak Lisy doprowadza mnie do upadku emocjonalnego, także wyrwanie się ze swoich czterech ścian dobrze by mi zrobiło. - Powiedział nagle wychodząc z budynku. Czyżby nas podsłuchiwał? Miałam tylko nadzieję, że tą część o siostrze Jonathana też słyszał. Tłumaczenie tego po raz kolejny byłoby tylko stratą czasu. - Jeśli taki układ psuje wam i Malii to pozwólcie, że zabiorę ją do domu, wygląda na cholernie zmęczoną, a ja jutro mam pierwszą zmianę. - Z uśmiechem podałam mu klucze. Z pewnością wiedział na co się pisze, na dodatek był jedną z najbardziej odpowiedzialnych osób jakie znałam. Ani dziewczynie, ani jemu nic nie powinno grozić.<br />
<br />
- Dziękuje. - Powiedziała Malia niespodziewanie mnie przytulając. W jej oczach zobaczyłam ulgę. Czy to możliwe aby bała się swojego brata znacznie bardziej niż my? Wolałam się o tym nie przekonać. Podziękowałam Gaskarth'owi i zniknęli w samochodzie. Przynajmniej pozwolił jej prowadzić, co jak co, ale z pewnością jeszcze w pełni nie wytrzeźwiał. Ryzyko ograniczone do minimum.<br />
<br />
- My też się zbieramy? - Spytał Clifford, ale ja znając odpowiedź zniecierpliwionego Ashton'a bez słowa weszłam do budynku rozglądając się za przyjaciółmi. Kilka minut później zauważyłam zbierającego się do wyjścia Harry'ego, który szeroko uśmiechnął się na mój widok.<br />
<br />
- Co z nimi?<br />
<br />
- Louis jutro wyjdzie ze szpitala, ale ja mam pierwszą zmianę w studiu, więc mogłabyś go odebrać i podrzucić do mojego mieszkania? Tak chyba będzie najlepiej jeśli zostanie u mnie zamiast szukać teraz noclegu. - Bez zastanowienia skinęłam głową. - Jeśli chodzi o Calum'a to pewnie też rano się go pozbędą, zrobili by to może jeszcze dziś w nocy gdyby nie to, że zasnął jak zabity i chyba nie mają serca go budzić. Nie dziwię się, był tak pijany, że bali mu się podać coś na znieczulenie, więc.. cóż wyobraź sobie zaszywaną na żywca ranę. To nie mogło być przyjemne. - Skrzywiłam się na samą myśl. Biedny, jutro obudzi się z kacem i piekielnym bólem. Gdybym mogła zabrałabym dla siebie chociaż część tego co go czeka.. - Hemmings'a poskładali, trzeba przyznać, że miał nieziemskiego pecha, albo jest głupio odważny, bo albo ktoś pchnął go na Ashton'a albo sam odepchnął Irwin'a widząc co się dzieje. Ten dzieciak chyba naprawdę traktuje go jak starszego brata, mam tylko nadzieję, że zorientuje się jak wielkiego farta miał, że zaskoczona dziewczyna wbiła mu ostrze kilka centymetrów niżej niż miała zamiar, a przynajmniej tak mi się wydaje. Koniec końców, może spędzić tu kilka dni ciesząc się, że żyje.. - Najwidoczniej mój chłopak też powinien. Gdyby nie Luke, mógłby nie mieć szczęścia, a dziewczyna pewniejszą rękę i skończyłoby się to znacznie gorzej. Co nie znaczy, że ten cholerny blondyn powinien się na coś takiego narażać. Chyba zdążył zauważyć czym kończy się wpieprzanie w sytuacje bez wyjścia. A mógł mieć spokojne wakacje..- Na szczęście przyjechałaś, bo chyba nie mam portfela a spacerowanie po mieście o tej godzinie mi się nie uśmiecha. Myślisz, że będziesz w stanie podrzucić mnie do domu?<br />
<br />
- Myślę, że chłopcy nie będą mieli nic przeciwko. - Oczywiście, że go podwieźliśmy. Oczywiście, że Michael musiał siedzieć z przodu. W sumie, dzięki temu, gdy Harry wysiadł, spokojnie mogłam rozłożyć się na tylnej kanapie i pozwolić sobie na odpoczynek. Jeśli tak można nazwać leżenie na plecach i przewijanie w głowie jednej tej samej sytuacji. Skąd ten cholerny atak paniki? Nigdy w życiu nie zachowywałam się w ten sposób..<br />
<br />
- Wysiadasz? Czy mam cię tutaj zostawić? - Spytał Ashton. Nawet nie zauważyłam kiedy otworzył drzwi i jego twarz znalazła się tuż nad moją. Pochylił się jeszcze bardziej składając na moich ustach czuły pocałunek, po czym dosłownie wytargał mnie z samochodu. Nadopiekuńczy nie pozwolił abym stanęła na własnych nogach dopóki nie znaleźliśmy się w środku, wtedy łaskawie zgodził się na to abym sama się rozebrała, no przynajmniej do chwili w której zabrałam się za bieliznę, a jego wzrok momentalnie zaczął mi ciążyć. Spokojnie siedział na kanapie przyglądając mi się, a ja ze zmęczenie nie miałam ochoty na odwalanie przedstawienia, nie wspominając już o zbliżeniu. - Nie denerwuj się tak, jasne, że chciałbym spędzić urodzinową noc ze swoją dziewczyną w łóżku, w innym celu niż sen, ale widzę, że jesteś wykończona. Nie posyłaj mi spojrzenia jakbyś bała się, że cię do czegoś zmuszę. - Mruknął wstając z miejsca i nieśpiesznie podchodząc do mnie. Może on naprawdę potrafił czytać w myślach? Nie możliwe abym była aż tak łatwa do rozszyfrowania. Skutecznie odsunął pojawiające się w mojej głowie pytania obejmując mnie i delikatnie przejeżdżając opuszkami palców wzdłuż moich pleców. Gdy dotarł do zapięcia, rozprawił się z nim i zsunął mój stanik odrzucając go na podłogę, przez cały ten czas nie oderwał jednak wzroku od moich oczu. Oh, naprawdę chciał iść spać, też tego chciałam, jeszcze kilka minut temu, dlaczego więc poczułam ukłucie rozczarowania? Próbując naprawić sytuację objęłam go za szyję i zmusiłam aby zniżył się na tyle abym swobodnie mogła wpić się w jego usta. Odwzajemnił pocałunek, wyczuwając jednak moje intencje odsunął się nieznacznie, cicho śmiejąc się pod nosem. Spojrzałam na niego równie mocno urażona co zawiedziona. Ze mną się nie pogrywa. - Chcesz jakąś koszulkę, czy wolisz spać w takim wydaniu?<br />
<br />
- Chcę Ashton'a, który nigdy nie odpuściłby okazji, tym bardziej gdyby stała przed nim w samej bieliźnie.. a raczej jej części. - Oparłam dłonie na biodrach próbując przybrać najkorzystniejszą dla mnie pozycję. Chłopak otworzył oczy nieco szerzej i pokręcił głową niedowierzająco.<br />
<br />
- Skarbie, nie jesteś okazją tylko moją dziewczyną, zmęczoną i zestresowaną tym cholernie długim dniem. Jeśli naprawdę tego chcesz mogę nie dać ci zmrużyć oka przez całą noc..<br />
<br />
- Całą noc? - Nieco za głośno, zaskoczona przełknęłam ślinę walcząc z wyobraźnią. - Nie dałbyś rady.. - Dodałam odzyskując choć zgliszcza pewności siebie.<br />
<br />
- Byłbym skłonny spróbować. - Odpowiedział uśmiechając się.. seksownie? Każdy jego uśmiech taki był sprowadzając mnie na krawędź. Skutecznie wykorzystywał swoją miażdżącą przewagę. - Podobałoby mi się to, nie tylko z oczywistych powodów, ale także miałbym pewność, że nie ruszyłabyś się jutro z łóżka a doskonale zdajesz sobie sprawę jak bardzo mnie to cieszy. Wolę jednak abyś to ty była zadowolona, wyspana i pełna energii dlatego dobrze ci radzę, ja mam silną wolę ale jak wszystko i ona kiedyś się kończy, dlatego zakładaj koszulkę i kładziemy się do spania. - Jak powiedział tak zrobiliśmy, nasunęłam na siebie jego T-shirt i zakopałam się w pościeli, gdy znalazł się tuż obok wtuliłam się w jego tors powoli usypiana jego powolnym biciem serca.<br />
<br />
- Jesteś zawiedziony, że nie skończyło się to tak jak planowałeś? - Spytałam walcząc z ciężkimi powiekami, które usilnie próbowały zmusić mnie do snu. Ashton cicho się zaśmiał przejeżdżając dłonią po moim ramieniu.<br />
<br />
- Oh, Shay, jeszcze będziemy mieli wiele okazji do nieprzespanych nocy, masz moje słowo. - Musnął ustami moje czoło pozwalając aby odpłynęła ogarnięta tą słodką obietnicą i po raz pierwszy od dawien dawna obudziła się sama z siebie bez przymusu. Otwierając oczy od razu zaczęłam delektować się zakradającymi się leniwie do środka promieniami słońca. Zegarek pokazywał dopiero ósmą, kto by pomyślał, że po kilku godzinach poczuję się jakbym odespała ostatni tydzień. Powoli zsunęłam ze swojego brzucha dłoń śpiącego przy mnie chłopaka i usiadłam podciągając nogi pod brodę. Wyglądał tak niewinnie, na tyle błogo, że automatycznie do mojej głowy uderzył wczorajszy wieczór. Mogło go tu nie być. Na samą myśl łamało mi się serce. Delikatnie przejechałam opuszkami palców po jego policzku odgarniając kilka blond loków zakrywających jego piękny uśmiech. To nieprzyzwoite aby ktoś kochał drugą osobę tak mocno jak ja tego dwudziestoparolatka w tym momencie. Nagle cicho mruknął pod nosem, przestraszona, że go obudzę zabrałam rękę i powoli opuściłam stopy na podłogę zbierając się do wstania. - Nawet nie próbuj mi uciekać, wracaj tu do mnie.. - Nie miałam serca mu odmówić, zamiast jednak ułożyć się obok, przełożyłam przez niego nogę zajmując wygodnie miejsce na jego udach. Nie wyglądał na zawiedzionego. Automatycznie rozbudzony, z nieco jeszcze zaspanymi oczami ułożył dłonie na moich biodrach. Pochyliłam się aby delikatnie wbić zęby w jego odkryty tors. Cicho się zaśmiał dłonią gładząc moje włosy. - Głodna?<br />
<br />
- Można to tak ująć.. - Uśmiechnęłam się przejeżdżając językiem po nieco przesuszonych wargach. Jego rozbawiona mina momentalnie zniknęła, a zastąpiło ją dobrze mi znane pożądanie. To cholernie satysfakcjonujące, świadomość, że ktoś taki jak on chce cię równie mocno co ty jego. Ashton złapał za mój podkoszulek, powoli lecz stanowczo przyciągając do siebie. W momencie w którym nasze usta miały się złączyć na mój telefon przyszła wiadomość. Chłopak zdawał się jej nie usłyszeć, lub przynajmniej próbował udawać nieporuszonego. Ja w takich okolicznościach nie mogłam jej olać. Kto wie co takiego się stało. Nie schodząc z jego nóg wyciągnęłam rękę po komórkę ledwo ją dosięgając. Na wyświetlaczu widniało zdjęcie rozanielonego, wiecznego chłopca z najszerszym uśmiechem na świecie. Treść nie była jednak tak optymistyczna.<br />
<br />
Od: Calum<br />
Do: Shay<br />
Treść: Sam w wielkim mieszkaniu, nie powinienem tu przyjeżdżać.<br />
<br />
- Kto to? - Spytał Irwin masując moją odkrytą skórę.<br />
<br />
- Calum pojechał do nowego mieszkania, chyba nie jest w najlepszym stanie, powinniśmy go stamtąd zabrać. - Odpowiedziałam i nic więcej nie było mu potrzebne, prawie zrzucił mnie z siebie i złapał za ubrania. Sama równie szybko nasunęłam na siebie jego koszulę i swoje, na szczęście pozostawione tu szorty. Najszybciej jak potrafiliśmy, zabierając ze sobą znudzonego telewizją Michael'a znaleźliśmy się w samochodzie. Co do licha strzeliło mu do głowy? Chciał się zobaczyć z Dianą? Sprawdzić czy jeszcze tam jest? Jeśli nie, to gdzie się podziała? Jakby nie patrzeć jej mieszkanie zostało sprzedane, a przynajmniej tak mi się wydaje. Nie mogła rozpłynąć się w powietrzu, nie miała w tym mieście chyba nikogo prócz nas. Czy powinnam się martwić o kogoś kto chciał dobrać się do mojego chłopaka? Jakby nie patrzeć przez wiele lat była moją najlepszą przyjaciółką, niezależnie od tego co zrobiła chciałam wiedzieć, że jest bezpieczna. Nikt nie znika w ciągu kilku godzin. ZA DUŻO MYŚLI. ZA MAŁA GŁOWA. Poczułam jak mózg pęka mi w szwach próbując ogarnąć to wszystko na raz. W pamięci zapisałam sobie dodatkowe przypomnienie o odebraniu Louis'a ze szpitala. Cóż, jeszcze jedno miejsce w samochodzie się znajdzie. Do rzeczywistości przywrócił mnie telefon. Tym razem Alex, jednak to nie jego głos był po drugiej stronie.<br />
<br />
/-<i> Tu Malia.</i> - Fakt, mogłam jej nie poznać. Dobrze, że przynajmniej się przedstawiła. - <i>Alex jeszcze śpi, jednak mam jedno małe pytanko, gdyż nie wiem do kogo jest skierowany napis na drzwiach wejściowych.. Miałby ktoś powód aby zwyzywać cię od suk?</i><br />
<i><br /></i>
Cóż, ostatnimi czasy znalazłoby się kilka osób. Bardziej przejęła mnie nadchodząca reakcja sąsiadów. Jeśli ktoś po raz kolejny użył czerwonej farby to zagotują się z nerwów. Pieprzony nowo wyremontowany korytarz, pieprzony nieuzdolniony grafficiarz. Pozostało liczyć, że nikt się nie dowiedział kto był w środku. To mogłoby pogorszyć sytuację.<br />
<span style="font-size: x-small;">__</span><br />
<span style="font-size: x-small;">czy jest tu ktoś komu się to podoba? bez zdjęcia, jak widać.</span></div>
lovelycarohttp://www.blogger.com/profile/06357248859133261526noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3820513223694416353.post-8501653018435156272015-08-10T04:06:00.001-07:002018-08-23T15:51:41.455-07:00|chapter.nine| livewire [+18]<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;"><u>oh won’t you be my livewire?</u></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjYQrd4nIZYo4w8fmk1Vmv1d0naVsUqgj4bY81ESoGl4t6zsnG-wbGpUKZntPTpXxxooqgm-003jlCCIO-ijpEr6N7C5aIWR8UZSy3vnAcJ9H_SMdve-x7ZvjOXtebWbIiy4bX7CSUJyVU/s1600/large+%252824%2529.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="128" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjYQrd4nIZYo4w8fmk1Vmv1d0naVsUqgj4bY81ESoGl4t6zsnG-wbGpUKZntPTpXxxooqgm-003jlCCIO-ijpEr6N7C5aIWR8UZSy3vnAcJ9H_SMdve-x7ZvjOXtebWbIiy4bX7CSUJyVU/s320/large+%252824%2529.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;">oh wonder - livewire</span></div>
Stwierdzenie, że chciała go pocałować było zdecydowanie zbyt błahe, nawet jak na mnie, a ja zazwyczaj nie przywiązuje uwagi do szczegółów. Ona się nie starała, ona dosłownie wepchnęła mu język do gardła, a ja zaczęłam walczyć ze sobą, aby nie wbiec i nie rzucić się na nią z rękami. Agresja jednak nie była specjalnie w moim stylu. W jednej sekundzie jednak wszystkie uczucia jakimi ich darzyłam zamieniły się w obrzydzenie i szczyptę nienawiści. Nawet chwila w której Ashton odsunął się od niej stwierdzając, że jest dla niego tylko koleżanką i nie chce aby było inaczej: oświadczając tym samym, że po prostu nie jest nią zainteresowany, nie poprawiła mojego samopoczucia. Owszem, potrafił pięknie mówić o tym, że Diana jest dziewczyną jego najlepszego przyjaciela, a w głowie nadal siedzę mu tylko ja, szkoda tylko, że przypomniał sobie o tym, dopiero gdy zdążyli wymienić się śliną. Trochę kiepskie wyczucie czasu. Dziewczyna zaczęła nagle obsypywać go przeprosinami paląc się ze wstydu i zarzekając się, że nie wie co w nią wstąpiło, a on był na tyle dobrym człowiekiem, że nawet w takich momentach starał się nie zranić jej w żaden możliwy sposób. Cóż, na szczęście ja w przeciwieństwie do niego wiedziałam jak się zachować. Była moją najlepszą przyjaciółką, od kiedy pamiętam, pierwszą osobą, która zaczęła coś znaczyć w moim życiu, z którą więź nie urwała się wraz z zakończeniem szkoły. Ufałam jej bardziej niż samej sobie, byłam skłonna w każdej chwili oddać za nią życie, skończyć w ogień, czy chuj wie czego jeszcze by chciała. A ona, za moimi plecami wykorzystuje fakt, że jestem w rozsypce i za nic nie mogę się pozbierać, co więcej wbija mi nóż w plecy dobierając się akurat do niego. Wierzę, że może jej się nie układać z Calum'em, ale robienie mu takiego świństwa także nie powinno ujść jej płazem. Chciałam poczekać i pozwolić im się rozdzielić abym mogła dorwać ją sam na sam, ale dawałam się zbyt długo oszukiwać. Ktoś musiał skończyć tą jej ckliwą scenkę wielce zagubionej w życiu. Może Ash jest na tyle łatwowierny, że by się na to nabrał, ja nie miałam zamiaru. Nie mogąc się powstrzymać, wbiegłam popychając ją na metalowe szafki, gdy chciałam pociągnąć i wyrwać jej te pieprzone, tlenione włosy, Irwin był szybszy. Złapał mnie w biodrach i z łatwością odsunął na bezpieczną jak dla niej odległość kilku metrów.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Puść! – Wrzasnęłam próbując mu się wyrwać. Poczułam co on musiał przeżywać kiedy ja nie pozwalałam mu rozprawić się z Jack’em. On jednak miał szansę choć przez chwilę wyrównać rachunki, ja byłam bezsilna. W akcie desperacji kopnęłam go w kolano i na ułamek sekundy wydostałam się wyciągając ręce w jej stronę. Najwidoczniej nie zabolało tak bardzo jak myślałam, bo ponownie uratował ją przed starciem. – Ashton, puść! W tej chwili. Daję ci kilka sekund i zostawiasz nas tu same, to już nie jest twoja sprawa. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Jest, dobrze wiesz, że nie chcesz tego zrobić.. – Zaczął a ja parsknęłam śmiechem, czując się jakbym miała wściekliznę. Najchętniej wgryzłabym się w jej tchawicę i powoli patrzyła jak się wykrwawia. Dobra, może nie aż tak, ale kilka liści może otworzyłoby jej oczy i uświadomiło, że zachowała się jak fałszywa suka. – Teraz wydaje ci się to dobrym rozwiązaniem, ale później będziesz tego żałować. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Shay, ja.. – Odezwała się nagle Diana ze łzami w oczach, ja na jej miejscu zamiast odpieprzania takich uciekałabym z terenu baru modląc się abym wyszła z tego cało. Naprawdę miała jeszcze czelność przy mnie płakać, liczyła, że coś jej to pomoże? Nie miałam ochoty na nią patrzeć, a co dopiero słuchać. – Nie chciałam, naprawdę, to nie tak.. po prostu..</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Zamknij się! – Warknęłam do niej nadal walcząc z Ashton’em. – Jesteś najbardziej egoistycznym dupkiem jakiego przyszło mi spotkać w życiu, wiesz? Jeśli ty lejesz kogoś po pysku, jest wszystko fajnie, wszystko w normie, masz to w dupie, że robisz komuś krzywdę, a nagle mi śmiesz prawić morały na ten temat? Od kiedy jesteś tak skłonny kogokolwiek bronić? Dobrze ci radzę, puść mnie w tej chwili! </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie zrobię tego, póki się nie uspokoisz.. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Uwierz mi, nawet na spokojnie potrafiłabym jej pokazać kto tu rządzi, z resztą jeszcze nie widziałeś mnie zdenerwowanej i nie chcesz zobaczyć. Wolę nawet kurwa nie myśleć jak byś się zachował gdyby któryś z twoich kumpli pocałował mnie.. A nie, przepraszam, mało nie zabiłeś chłopaka który po prostu pierdolił głupoty! – Wrzasnęłam, a on na chwilę ucichł. Oczywiście mi łatwo było doradzać, sam nie musiał się do niczego stosować. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Zasłużył, nikt nie ma prawa tak do ciebie mówić..</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Przepraszam, w takim razie ona ma prawo wpychać ci język do gardła? Nawet nie, nie chodzi tu o ciebie, mój najlepszy przyjaciel, do cholery jasnej się z nią spotyka, robi go w konia, a nie mam pewności czy jesteś pierwszym z którym czegoś takiego próbowała i choćby dlatego należy jej się chociaż liść.. – Urwałam słysząc jak głośno wzdycha. – Calum cię kocha, pamiętasz może o tym? Jest chłopakiem który uratował ci życie, dosłownie i to nie raz. Robił dla ciebie wszystko, traktował cię jak pieprzoną księżniczkę, a ty masz to gdzieś. Bezczelnie przystawiasz się do mojego chł.. byłego chłopaka i zarazem jego najlepszego przyjaciela wbijając mu tym samym nóż w plecy. Matko, wszystko o sobie wiedziałyśmy, nie miałyśmy żadnych tajemnic, powierzałam ci każdy swój sekret: mniejszy i większy, a teraz.. Teraz mam w dupie twoje tłumaczenia, są bezcelowe bo w żaden sposób nie cofną czasu i tego co widziałam. Nie obchodzi mnie dlaczego to zrobiłaś. Jeśli od samego początku chodziło ci o Ashton’a mogłaś o niego walczyć zamiast zabierać się za Hood’a, ale po co, przecież ty nie masz żadnych zasady, robisz to co ci się podoba i wybrałaś jego. Po tylu latach, akurat on. Jedyny który powinien być dla ciebie do licha nietykalny, bo wiesz jak wiele dla mnie znaczy, wiesz jak bardzo chciałam go odzyskać. Wiesz co? Nie zasługujesz aby Calum z tobą był, a już z pewnością nie na to aby Ashton cię bronił.<br />
<br />
- Shay, to naprawdę nie tak, ja nie wiem co się stało, co we mnie wstąpiło, nie jestem taka. Calum to wspaniały chłopak, nie chcę go zranić, to był tylko pocałunek, nic nie znaczył dla żadnego z nas, jeśli się dowie.. - Serio? Naprawdę potrafiła jeszcze rzucać takimi tekstami? Nie wierzyłam własnym uszom. W tej chwili jeszcze bardziej zapragnęłam się wyrwać, dać jej nauczkę i pokazać na co zasłużyła. Nawet Irwin przez chwilę był bardziej skłonny aby mnie wypuścić, bo poczułam jak uścisk słabnie. Jednak szybko się zorientował i naprawił swój błąd.<br />
<br />
- Jeśli się dowie? Masz wątpliwości? Sama mu to powiesz, pójdziesz do niego, bo jeśli nie, to zapewniam, że ja to zrobię, a wtedy wszystko potoczy się znacznie gorzej. Na dodatek zapamiętaj sobie, że nie chcę cię tu więcej widzieć, tracić na ciebie czasu, w ogóle mieć z tobą do czynienia. Pięknie spieprzyłaś wszystko co cię ze mną łączyło przez ostatnie lata, a teraz radzę ci się pośpieszyć, Ashton nie będzie mnie tutaj trzymał wiecznie, a nie biegam aż tak źle jak może ci się wydawać. - Powiedziałam, a ona ze łzami w oczach zniknęła za drzwiami. Teraz z łatwością wyrwałam się chłopakowi, ale nie miałam ochoty jej gonić. Wyszłam z zaplecza zauważając jak niepewnie idzie w stronę Hood'a. Biedny nie wiedział co go czeka, wolałam jednak nie widzieć jak jego serce roztrzaskuje się o betonową podłogę. Muszą to załatwić między sobą. Ja musiałam na chwilę się schować od wszystkich emocji, których mieszanka powoli rozsadzała mi głowę. Zamknęłam drzwi od łazienki opierając dłonie na umywalce. Podniosłam wzrok spoglądając w swoje przekrwione oczy odbijające się w lustrze. Nawet nie zorientowałam się w którym momencie zaczęłam płakać. Odkręciłam wodę i oblałam twarz lodowatą wodą biorąc głębszy wdech. Nagle ktoś wszedł do środka. Irwin stał zastanawiając się chyba po co tu przyszedł. - Co? - Spytałam zdenerwowana gdy bez słowa wlepiał we mnie wzrok. Miałam wrażenie, że walczy ze sobą aby mnie nie przytulić. Robiłam dokładnie to samo.<br />
<br />
- Nie zrobiłbym tego, znasz mnie, nie pozwoliłbym aby doszło do czegokolwiek, nie chciałem aby mnie pocałowała, wytłumaczyłem jej później. Wiem, że ta sytuacja nie powinna mieć miejsca, ale nie zauważyłem, że zachowuje się inaczej, nie pomyślałem, że może chcieć.. - Zaczął się tłumaczyć wpadając w słowotok. Był przerażony, jakby oczekiwał na moment w którym to na niego się rzucę. Pokręciłam głową prosząc tym samym aby przestał. Nie byłam na niego zła, nie miałam o co.<br />
<br />
- Ashton, rozstaliśmy się, nie musisz nic przede mną tłumaczyć, nie masz żadnych zobowiązań, jeśli jednak boisz się o Calum'a to spokojnie, powiem mu to co usłyszałam, nie będzie na ciebie zły, wie, że nie zrobiłbyś nic aby go zranić. To ona popełniła spory błąd, Wszystko co ją czeka, nastąpi tylko i wyłącznie z jej winy, nie masz czym się denerwować. - Powiedziałam wycierając twarz papierowym ręcznikiem.<br />
<br />
- Nie chodzi mi o niego, tylko o ciebie. Zawsze chodzi mi tylko i wyłącznie o ciebie, chcę abyś wiedziała i pamiętała, że nie chciałem i nie chcę żadnej innej..<br />
<br />
- Ashton, proszę cię, nie zaczynaj tego, powiedzieliśmy już wszystko co powinniśmy.<br />
<br />
- Ty powiedziałaś, ja nadal mam jeszcze sporo do dodania. Muszę z tobą o tym porozmawiać, bo zwariuję jeśli nie dowiem się, czy zależało ci na mnie tak bardzo jak mi nadal zależy, czy jednak naprawdę już nic do mnie nie czujesz. Bo ja chcę o nas walczyć, chcę mieć cię przy sobie, bo niezależnie od tego co robisz i mówisz, wciąż jestem przekonany, że jesteś tą jedyną i nie potrafię odpuścić. Nie jesteśmy idealni, sporo nam do tego brakuje, ale jesteś wszystkim czego potrzebuje do szczęścia. - Zaczął się do mnie zbliżać a moje stopy zdawały się przykleić do podłogi. - Jeśli teraz powiesz, że mnie nie chcesz, że jesteś pewna, że to nie ze mną chcesz być, że już za wiele przeszliśmy, zrozumiem, a przynajmniej się postaram. Nie będę cię zmuszał.. Jest jeszcze tylko jedna kwestia, jedna sytuacja, która mnie zastanawia, pewnie jest błaha i dla ciebie może nie mieć znaczenia, ale Hood powiedział, że dopiero dziś znaleźliście dla mnie prezent, tak długo go szukaliście, czy..<br />
<br />
- Czy zapomniałam o twoich urodzinach? Naprawdę myślisz, że mogłabym to zrobić? Uważasz więc, że przestało mi zależeć już wcześniej i teraz znalazłam po prostu odpowiedni moment żeby to skończyć? Chcesz się upewnić, że już cię nie kocham, albo, że od jakiegoś czasu to co czułam nie było tak silne jak kiedyś? - Spytałam a on niestety nie był w stanie zaprzeczyć. - Może cię zawiodę, ale nie potwierdzę twoich tez, nie chcę kłamać. Moje uczucia owszem są inne niż wcześniej, znacznie się różnią, bo z dnia na dzień przybierają na sile uświadamiając mi, że nie chcę nikogo innego, że znalazłam już dla siebie odpowiednią osobę i niezależnie od tego jak usilnie będę próbować, nikt mi cię nie zastąpi. Mogłabym się starać i to wszystko naprawić, jestem pewna, że by się udało, ale nie chcę abyś żałował, nie zniosłabym tego. Nie jestem taką dziewczyną jaką powinnam być, zauważyłeś to w końcu i nie mogę pozwolić abyś dalej się przy mnie męczył. I nigdy, przenigdy, nie zapomniałabym o twoich urodzinach. Mój prezent po prostu po czasie okazał się nieodpowiedni.<br />
<br />
- Chcę go. - Powiedział jakby nie słyszał reszty robiąc przy tym kolejny krok na przód. - Masz go teraz? - Spytał spoglądając mi prosto w oczy, automatycznie skinęłam głową nie mogąc oderwać wzroku od tych pięknych tęczówek. Powoli, przejeżdżając opuszkiem palca po moim policzku, odgarnął niesforny kosmyk włosów za ucho. Jego dotyk sprawił, że po całym moim ciele przebiegły przyjemne dreszcze, niemal sprawiające ból. - Więc chcę go. - Powtórzył nieco ciszej, a odległość między nami zmniejszyła się na tyle aby odebrać mi jakąkolwiek zdolność logicznego myślenia. Zrobiłam krok w tył, jednak nie chciałam uciekać, zamiast tego odwróciłam się do niego plecami odgarniając włosy na jedno ramię.<br />
<br />
- Odepnij go. - Poprosiłam gdy odsłoniłam zamek od sukienki. Przez chwilę jakby się zastanawiał, po czym usłyszałam jak się odsuwa i wyciąga klucze z kieszeni. Przekręcił jeden w drzwiach i ponownie znalazł się przy mnie. Niepewnie zrobił to o co go poprosiłam. Jego oczom ukazał się mój dość spory tatuaż na pierwszy rzut oka nie mający w sobie nic specjalnego. - Przyjrzyj się, prawe skrzydło. - Nakierowałam go i pozostało mi czekać na jakąkolwiek reakcję. We wskazanym przeze mnie miejscu znajdowały się jego inicjały i najważniejsza dla mnie data. Nie początek naszego związku, to byłoby zbyt proste, tylko dzień w którym się poznaliśmy, w moje szesnaste urodziny. - To miał być mój prezent, pomyślałam, że dzięki niemu pokażę ci, że od zawsze ratowałeś mnie od wszystkiego co było w moim życiu złe i nie do zniesienia, nie raz pomagałeś gdy znajdowałam się u kresu wytrzymałości jeszcze gdy mieszkałam z siostrą, gdy nie mogłam pogodzić się z tym co spotkało moich rodziców. Byłam bezsilna i wtedy ty sprawiłeś, że znów poczułam się dobrze, stałeś się lekarstwem na otaczające mnie udręki. Żadna materialna rzecz nie oddałaby w pełni tego jak wiele dla mnie znaczysz, dzięki tobie, twojej obecności, jestem szczęśliwa, chciałabym żebyś kiedyś czuł się przy mnie tak samo, abyś nigdy nie zwątpił, że jesteś dla mnie najważniejszy, niezależnie od sytuacji, niestety wszystko potoczyło się.. inaczej. - Nagle poczułam jego pocałunek na swoich plecach, a za nim kolejny powoli zmierzający ku górze. Nie chciałam aby później przeze mnie cierpiał, nie potrafiłam jednak powiedzieć aby przestał. Czekałam na więcej spragniona jego dotyku. Gdy dotarł do mojej szyi, zwinnie odwrócił mnie, delikatnie przypadł do ściany i spojrzał jakby pytał o pozwolenie. W odpowiedzi wsunęłam palce za pasek jego spodni i przyciągnęłam jeszcze bliżej, aby swobodnie móc go pocałować. Objął mnie gładząc dłonią odkrytą skórę na plecach i zatopił swoje usta w moich. Instynktownie zacisnęłam uda, próbując okiełznać przepływające przeze mnie pożądanie, nadal znajdowaliśmy się w barze, w łazience, to nie było najlepsze miejsce do pogodzenia się. Ashton miał jednak inne plany, bo wyczuwając mój ruch złapał jedno z nich i podniósł pozwalając aby sukienka podwinęła się i jego spodnie swobodnie mogły się o mnie ocierać, przy każdym kolejnym ruchu doprowadzając do całkowitej uległości.<br />
<br />
Bez słowa jego usta zaczęły się kierować w stronę mostka, zsunęłam z niego marynarkę, po czym objęłam go za szyję wplatając palce w rozczochrane, kręcone włosy koloru blond. Skupiając się na jego pocałunkach nie zauważyłam nawet kiedy ramiączka od sukienki zniknęły ukazując górną część koronkowej bielizny. Dopiero gdy jego dłoń wsunęły się pod nią drażniąc się z moją delikatną skórą zorientowałam się czując przyjemny dreszcz. Stęskniona za jego dotykiem nieznacznie wbiłam paznokcie w jego kark dając upust emocjom. W odpowiedzi moja kreacja uderzyła o ziemię, a jego usta na chwilę wróciły do moich. Zabrałam się za walkę z jego guzikami, po chwili jednak zdenerwowana mocniej złapałam za koszulę i porwałam dwa ostatnie, pomagając mu ją ściągnąć. Z uśmiechem zacisnął dłonie na moich pośladkach i podniósł mnie ku górze sadzając na blacie. Zimny kamień automatycznie skutkował gęsią skórką, która z prędkością światła pokryła całe moje ciało, lecz nie odsunęła moich myśli na zbyt długo. Błądzący po moim podbrzuszu język chłopaka szybko przywrócił mnie do rzeczywistości, na tyle bym przez zaciśnięte zęby szepnęła jego imię. Mimo iż miałam zamkniętego oczy i nie widziałam jego twarzy, mogłam przysiąc, że przemknęła przez nią tryumfalna mina. Złapał za gumkę od dolnej części bielizny, pozbył się jej niespodziewanie zjeżdżając ustami w stronę złączenia moich ud. Przeklęłam dość głośno nie bawiąc się w jęki. Doskonale zdawał sobie sprawę, że był w tym dobry. W przeciwieństwie do mnie, gdy zaczęliśmy ze sobą sypiać wiedział co robić, miał doświadczenie które z miłą chęcią wykorzystywał bawiąc się ze mną. Cóż, nie miałam na co narzekać. Wręcz przeciwnie, ponownie wbiłam paznokcie tym razem w jego dłoń znajdującą się na moim biodrze, czując, że jeśli nie przestanie, dłużej nie wytrzymam, a nie chciałam skończyć w ten sposób. Błagania nie zostały jednak wysłuchane. Zamiast tego podniósł wzrok posyłając mi jednoznaczne spojrzenie i przyśpieszył działania. Nie potrzebował wiele czasu aby poczuć jak przez całe moje ciało przepływa fala przyjemności i usłyszeć kilka dość donośnych jęknięć, które bezskutecznie próbowałam powstrzymać.<br />
<br />
Ponownie przesunął się pocałunkami na mój brzuch ukazując perfekcyjne uzębienie, jak zawsze był z siebie zadowolony. Delikatnie przejechał opuszkiem palca po moim czułym punkcie sprawdzając moją reakcję. Chciałam się zsunąć i w jakikolwiek sposób wymusić zmianę pozycji, jednak to on rządził. I jego decyzja była cholernie niesatysfakcjonująca, niesprawiedliwa i zadziwiająca, bowiem odsunął się podnosząc z podłogi moje ciuchy. Gdy chciałam zaprotestować czule mnie pocałował poprawiając dłonią moje włosy.<br />
<br />
- Spokojnie kochanie, to miało tylko rozwiać twoje wszelkie wątpliwości na temat mojego nieszczęścia i męczenia się przy tobie. Przez resztę życia mógłbym i zamierzam patrzeć na ciebie w takim stanie.. - Powiedział pomagając mi zejść i się ubrać. - Nigdy więcej niech ci nie przyjdzie do głowy, że mógłbym zrobić to z kimkolwiek innym, bo nie zamierzam, pochłaniasz cały mój czas i energię, rozumiemy się? - Skinęłam głową a on z uśmiechem odwrócił mnie do siebie plecami i pomógł zapiąć zamek w sukience. W lustrzanym odbiciu ukazały się moje zarumienione policzki i jego iskierki w oczach. Czy naprawdę chciałam z niego zrezygnować? - Lecz jeśli kiedykolwiek będziesz miała jednak wątpliwości, poinformuj mnie o tym, z przyjemnością będę ci udowadniał to co czuję. - Puścił mi oczko, złapał moją dłoń i uniósł muskając ją ustami. - Z resztą to był dopiero przedsmak tego co cię czeka w domu.. - Po tych słowach ruszyliśmy w stronę drzwi, a ja poczułam, że moje policzki zapłonęły ogniem. Nie ma prawa mówić mi takich rzeczy!<br />
<br />
Odetchnęłam głębiej próbując się uspokoić i wyszliśmy z łazienki. Goście bawili się w najlepsze. Strumień alkoholu, donośne śmiechy, dość nieprzyzwoite tańce i dwóch młodych mężczyzn oddalonych od reszty wlepiających zamglony wzrok w dno butelek. Objęłam jednego z nich od tyłu czule całując w czubek głowy. Calum podniósł na mnie wzrok, ale nie miał nawet siły się uśmiechnąć, jego mina zrzedła jeszcze bardziej gdy zauważył stojącego przy mnie Ashton'a. Był na niego zły? A może zawiedziony, że jej na to pozwolił? Jedno i drugie było nie na miejscu. Diana sama podjęła tą beznadziejną decyzję. Chłopak był jednak w szoku, nikt nie mógł go za to winić.<br />
<br />
- Kochanie, strasznie mi przykro, że tak wyszło, nie powinieneś przez to przechodzić. - Powiedziałam przystawiając sobie krzesło i siadając tuż obok niego. Nie wiedziałam jeszcze w jaki sposób miałabym pocieszyć kogoś kogo druga połówka zachowała się jak wywłoka będąc kilka dni wcześniej jedną z najsłodszych osób na świecie. Tego nikt by się nie spodziewał. Miesiąc temu bez zawahania stwierdziłabym, że nie widzą świata poza sobą i że to się nie zmieni, bo czasami po prostu się wie, że ktoś jest komuś pisany. Byłam pewna, że pójdą w ślady Alex'a, że nic ich już nie rozdzieli. Nagle boom. - Jak się trzymasz?<br />
<br />
- Jak może się trzymać ktoś, kogo dziewczyna zabujała się w jego najlepszym kumplu? Powiem ci, że nie najlepiej, na dodatek nie mam gdzie mieszkać, bo przecież nie wyrzucę jej z tego cholernego mieszkania.. - Halo. Diana powiedziała mu, że się zakochała w Ashton'ie? Nagle ten niby niewinny wybryk zamienił się w głębokie uczucie? - Najśmieszniejsze jest to, że nawet nie wyglądała jakby żałowała, rzuciła mi prosto w twarz tekstem, że "doszła do wniosku iż woli Irwin'a", i wyszła, tak po prostu, rozumiesz? Nie wiedziałem czy żartuje, czy naprawdę chce mnie przy wszystkich upokorzyć. Starałem się by wszystko było w porządku, robiłem co mogłem, miałem nadzieję, że się ułoży. Owszem, czasem i mi puszczały nerwy, nawalałem i robiłem coś czego później żałowałem, ale kurwa, wszystko ma swoje granice.<br />
<br />
- Byłeś najlepszym facetem jakiego miała i mogła mieć, każda dziewczyna chciałaby kogoś takiego, a ta cała sytuacja to poniekąd też moja wina, spędzałem z nią tyle czasu myśląc, że podchodzi do tego tylko jako moja przyjaciółka, nie brałem nawet pod uwagę, że będzie chciała odpieprzyć coś takiego, przecież znamy się tyle czasu, wie, że jesteś dla mnie jak brat. Gdybym mógł nie dopuściłbym do tego, nigdy nie patrzyłem na nią w ten sposób.. - Powiedział Ashton siadając z drugiej strony. Widać było, że przeżywa to równie mocno co Hood. W tym momencie wyglądało to jakby bał się, że przez dziewczynę posypie się to co między nimi było.<br />
<br />
- Nie mam do ciebie pretensji, owszem byłem zaskoczony i może przemknęło mi przez myśl, że doszło między wami do czegoś poważnego, ale już wiem, że nie powinno. Najwidoczniej czasem nie da się naprawić tego co jest już przesiąknięte kłamstwami, od dłuższego czasu nie było tak dobrze jak kiedyś, nie chcę teraz myśleć kto zawinił, albo co mogliśmy zrobić inaczej. Cholernie wkurwia mnie jedynie fakt, że zrobiła to w ten sposób. Mogła przecież skończyć to jak każda normalna osoba, jeśli czuła się nieszczęśliwa, zerwać ze mną i tyle. Zamiast tego wolała jednak kręcić z tobą, moim najlepszym przyjacielem, nie mam pojęcia na co liczyła. Chciała abyś zostawił Shay? Abyś odwrócił się od paczki przyjaciół i był tylko z nią? - Upił kolejnego łyka. Zadziwiająco trzeźwo się zachowywał jak na kogoś od kogo bił zapach piwa na odległość kilku metrów. - Może tak będzie lepiej, może dzięki temu, że okazała się taka a nie inna, teraz a nie później jest jeszcze szansa, że nie schleje się do nieprzytomności.<br />
<br />
- Mi opcja schlania się do nieprzytomności odpowiada. Moją narzeczoną wyrzuciło gdzieś wgłąb kraju, samą i bezbronną. Co sprawia, że i ja nie mam pojęcia co kurwa zrobić. - Alex wyciągnął z kieszeni kluczyki od samochodu i podał mi je. Spojrzałam na niego zdezorientowana, nad głową powinien mi się pokazać jeden wielki znak zapytania. - Wolę abyś ty je miała, po kolejnym piwie mógłbym naprawdę wsiąść za kierownice i spróbować jej poszukać, a powiedzmy, że nie skończyłoby się to najlepiej. Mam jednak nadzieję, że odwieziesz mnie do domu..<br />
<br />
- Oh, jakby nie patrzeć, każdy tutaj myśli dokładnie o tym samym, ale masz to jak w banku, wbiję cię przed kolejkę. Na moje jednak nadal powinieneś spoglądać tylko na jasną stronę tej całej sytuacji. Może jest bezbronna, ale nie ma przed czym się chronić, także bezpiecznie gdzieś siedzi i odpoczywa od tego całego zgiełku. Czy to nie plus? Zapewniam, że Ashton jakby mógł zamknąłby mnie w jakiejś piwnicy i nie pozwolił wyjść przez najbliższe tygodnie. Lisa schowała się dobrowolnie, dzięki temu nie musisz się o nią martwić.<br />
<br />
- Owszem, kiedyś unieruchomiłbym cię i zakneblowałbym w jakimś pomieszczeniu aby mieć pewność, że nie zrobisz nic głupiego co zagroziłoby i twojemu i mojemu życiu, ale teraz wiem, że wolę mieć cię przy sobie, najlepiej cały czas, bo zawsze wymyślisz jakiś genialny plan, który źle się skończy. Alex, twoim największym fartem jest to, że twoja przyszła żona umie o siebie zadbać, naprawdę dużo się tu nauczyła i wie co robi. Nie twierdzę, że Shay taka nie jest, ale chyba wszyscy wiemy, że Lisa jest najdojrzalszą osobą w naszym towarzystwie.. - Musiałam mu przyznać rację. Gaskarth z resztą też. Ona w przeciwieństwie do mnie podejmowała same dobre decyzje, a ta była najlepszą z nich wszystkich. Tak bardzo chciałam jednak powiedzieć chłopakowi, że za kilka miesięcy przyjdzie na świat jego miniaturka, aby zobaczyć chociaż reakcję, ale wiedziałam, że przyjaciółka by mi tego nie wybaczyła więc zagryzłam język. Poczułam nagle jak na moim ramieniu zaciska się męska dłoń. Uniosłam wzrok zauważając Michael'a, a przy jego boku trzy koleżanki ze studia, nigdy nie potrafiłam zapamiętać ich imion, ale zawsze były bardzo miłe, a to już coś.<br />
<br />
- Widzę, że coś smutno tu u was, dlatego przyprowadziłem antidotum. Żadne z was nie miało ochoty poprosić kogoś innego do tańca więc góra przyszła do Mahometa. Dziewczyny się wami zaopiekują, bo przecież im się nie odmawia, a ja porwę pannę O'Malley która ma mi udowodnić czy potrafi ruszać się na parkiecie. - Moja odpowiedź brzmiała nie, chłopaków z resztą też, ale po dłuższej wymianie zdań, nikt nie miał ochoty walczyć z nieustępliwym Clifford'em: nieustępliwym i pijanym Clifford'em. Męska część zabrała się więc na parkiet a ja zażenowana złapałam dłoń przyjaciela. Moje umiejętności taneczne oceniam na dwa z plusem, w końcu nie zabiłam się o własne nogi, ale nic straconego, noc jeszcze młoda. Chłopakowi szło to zdecydowanie lepiej, może nie ruszał się jakoś perfekcyjnie do rytmu, ale bujał się jak szalony co jakiś czas obracając mnie wokół własnej osi. Po raz kolejny żałowałam, że nie mogę wprowadzić się w taki sam stan w jakim była większość bawiących się gości, ale Ashton'owi podobał się tatuaż, to było najważniejsze i znów oblałam się rumieńcem. Jak. Tak. Można.<br />
<br />
Rozmyślenia o nim przerwało mi szarpnięcie za ramię. Poczułam jak ktoś wyciąga mnie z tłumu przy okazji wbijając mi paznokcie w skórę. Przeklęłam pod nosem, ale wyrwać udało mi się dopiero w magazynie który świecił pustkami. Stojąca przede mną dziewczyna nie była mi obca, a jednak jej obraz w mojej głowie gdzieś się zagubił i nie potrafiłam sobie przypomnieć kim jest i skąd ją znam. W moim wzroście, o podobnej budowie, jednak z bardziej egzotyczną urodą, ubrana w dżinsy i dresową bluzę nie wyglądała jak potencjalny gość imprezy urodzinowej. Chciałam otworzyć usta i zasypać ją pytaniami, jednak wyprzedziła mnie widocznie zaniepokojona.<br />
<br />
- Może mnie nie pamiętasz, chodziłyśmy razem do szkoły.. - Bingo. - ..jednak bardziej znaczącą dla ciebie informacją może być to, że jestem siostrą Jonathan'a. - Zrobiłam krok w tył, ale złapała mnie za rękę. Nie agresywnie, delikatnie próbując się nieznacznie przy tym uśmiechnąć. Nie przypominała go, miała w sobie coś kojącego, ale ostatnimi czasy moje przeczucia nie były zbyt trafne. Mój instynkt zdawał się zawodzić. - Nie chcę zrobić ci krzywdy, nie chcę zrobić krzywdy żadnemu z was, zdecydowanie nie mnie powinnaś się bać. Wręcz przeciwnie, przyprowadziłam cię tu aby cię ostrzec, na sali jest kilka osób, które nie mają najlepszych zamiarów w stosunku do twoich przyjaciół. Mój brat w tym swoim pieprzonym knuciu posunął się znacznie za daleko, to nie jest już dziecinna zabawa, a ja nie chcę wplątać się w jego szemrane interesy. Jeśli jednak pomogę wam, muszę mieć pewność, że nie zostanę z tym sama. On nie ma żadnych zasad, nie ma już nic do stracenia..<br />
<br />
- Dlaczego miałabym ci zaufać? Dlaczego miałabyś chcieć dla nas dobrze? O ile dobrze pamiętam twoja rodzina nie jest do nas pozytywnie nastawiona, skąd nagła zmiana?<br />
<br />
- Nie było mnie tu rok temu i nie musisz mi ufać, wiem, że tego nie zrobisz. Nie wiedziałam co tu się działo, z Jonathan'em łączy mnie mama, gdy on został z ojcem ja się wyprowadziłam. Wróciłam tu dopiero kilka tygodni temu, nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że ten chłopak aż tak bardzo się zmienił. Nie był kiedyś zły, był moją opoką, nie skrzywdziłby muchy. Chcę abyście wiedzieli co ma w planach nie tylko dlatego aby ochronić was, ale także jego. Jeśli wszystko pójdzie po jego myśli, już nie będzie żadnych szans na ratunek dla niego.. - Powiedziała odsuwając się i opierając plecami o blat. - Pomyśl, jeśli miałabym złe zamiary, po co zaczynałabym od mówienia że coś mnie z nim łączy? Louis jest jedną z kilkunastu osób na jego liście, wiem, że w tym momencie ja też się na nią wpisuję, ale nie chcę abyś musiała patrzeć jak znika ktoś ci bliski. Jeśli mogę komuś w ten sposób pomóc..<br />
<br />
- Dlaczego? Twój brat..<br />
<br />
- Mój brat zrobił wiele złego, powoli wszystkiego się dowiaduję, ale to nie przechodzi w genach, on też jeszcze może z tym walczyć, jeśli nie chce i będzie za późno, to przekonam się o tym dopiero na końcu. Teraz nie chcę aby w tym mieście naprawdę doszło do tragedii. Wiem, że będziesz brała mnie na dystans, rozumiem, nie musicie mi o niczym mówić. Sęk w tym, że wy potrzebujecie mnie równie mocno co ja was..<br />
<br />
- Odwracasz się od niego plecami i mówisz mi, że chcesz mu pomóc?<br />
<br />
- Jonathan nie jest dobrym człowiekiem, przynajmniej teraz. Jeśli zostanę przy nim i będę nadal robić to o co mnie prosi, żadne z nas nie wyjdzie z tego żywe. Nie widziałaś co się tam dzieje, czym dysponuje i powtarzam, chcę mu w ten sposób tylko i wyłącznie pomóc. Wierzę, że nie posuniecie się za daleko, może to źle zabrzmi bo jestem jego siostrą, ale wolałabym aby trafił w ręce policji niż w końcu zaszedł za skórę jego przyjaciołom..<br />
<br />
- To brzmi całkiem logicznie. Może nie powinnam, ale wierzę, że jesteś rozsądna i zgadzam się z tobą, że to do niczego dobrego nie prowadzi. Musisz jednak pamiętać, że to nie tylko mnie masz za zadanie do siebie przekonać, jeśli oni się nie zgodzą ci pomóc, ja nic nie będę mogła zrobić.. - Powiedziałam a ona skinęła głową. Wyglądała na taką niewinną. - Zaczęłaś jednak od ostrzeżenia i tym radziłabym się zająć..<br />
<br />
- Na sali są cztery dziewczyny..- Dziewczyny? Jonathan naprawdę się postarał. - Które na szczęście nie mają przy sobie żadnej broni palnej, ale tak czy inaczej wiedzą jak posługiwać się ostrzami. Muszę przyznać, że ludzie którzy kręcą się w okół mojego brata znają się na rzeczy, co jest jeszcze bardziej przerażające, nie mam pojęcia skąd ich wziął. Wracając do urodzin, nie znam twoich przyjaciół i nie wiem jak blisko jesteś czwórki, która jest na szczycie listy, ale mogę ci powiedzieć, że dziś mają na celowniku tylko ich.. - Podciągnęła mnie do drzwi abyśmy obie mogły rzucić okiem na tańczących. - Ten najbliżej nas, wytatuowany w koszulce na ramiączkach, chyba jest najstarszy.. - Alex. - Obok niego, z ciemnymi krótkimi włosami, o nieco ciemniejszej karnacji.. - Hood, jakżeby inaczej. - Czerwonowłosy, który aktualnie gdzieś zniknął mi z pola widzenia.. - Gdzie jest Michael? - I solenizant, cóż, powiedzmy, że mój brat nie zna się zbytnio na prezentach urodzinowych.. - Żart się jej trzymał, nie ma co.<br />
<br />
- Widzisz wszystkie cztery dziewczyny? - Spytałam a ona na szczęście skinęła głową. Niezależnie od tego gdzie staczał się Clifford był sam, a przynajmniej nie z potencjalnym wrogiem. Poprosiłam aby mi je wskazała, a później nieudolnie obmyślałyśmy plan w jaki mogłybyśmy uratować im tyłki. Na szczęście w nieszczęściu nie mogły zrobić nic póki dziewczyna nie zatrąbiła w aucie, a na to się na zapowiadało. Nie mogłyśmy jednak czekać wiecznie. Jedyną opcją było rozproszenie ich uwagi, ale gdy tylko złapałyśmy za skrzynkę z butelkami i uderzyłyśmy nią o ziemię ktoś zajął miejsce dziewczyny w samochodzie i dał znak. Znak który nie zwiastował nic dobrego..<br />
<span style="font-size: x-small;">__ </span><br />
<span style="font-size: x-small;">chyba nie powinnam pisać +18 może się do tego nie nadaję, ogólnie coś czuję, że z tym rozdziałem dałam dupy, że tak powiem, ale wy mi napiszcie lepiej co o tym sądzicie? są emocje? chyba po 10 będzie przerwa. </span><br />
<span style="font-size: x-small;"><br /></span>
<span style="font-size: x-small;">+ pewnie nie powinnam marudzic, bo to nie w moim stylu, wolę się o nic nie upominać, ale spróbujcie postawić się na moim miejsu, dwa miesiące pisania, pięć tygodni udostępniania, systematycznego, bez żadnych wymogów co do liczby komentarzy, żadnego syfu. staram się aby to było przyjemne i w miarę możliwości orginalne i dość dobrze napisane, poświęcam prawie cały mój czas, dzieląc go przy okazji na dorywczą pracę i przyjaciół, w zamian nie dostaje nic, nawet jednego komentarza pod kazdym rozdzialem. bede to dodawac, nawet bez nich, bo nie jestem zla, jestem zawiedziona ze nikt nie chce lub nie potrafi docenic tego ile pracy w to wlozylam kocham xx</span></div>
lovelycarohttp://www.blogger.com/profile/06357248859133261526noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3820513223694416353.post-60959019130634378242015-08-06T01:59:00.000-07:002018-08-23T15:51:38.264-07:00|chapter.eight| high hopes.<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;"><u>i'm just scared of never feeling it again</u></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhjFVWp5iV3vhNcXRLGGeD8Fgh98JA5Klkm9pdPVnhP1Hnb5T6ooY5vx4R9UX4JFHCiwFwoEvzeHyuxIl88h4MGKp3zyvDuaIRZ-lF1IKQOOc2fE93MPUbf1FvlSPgEiBLYqWcsBgcM3i0/s1600/large+%252822%2529.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="128" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhjFVWp5iV3vhNcXRLGGeD8Fgh98JA5Klkm9pdPVnhP1Hnb5T6ooY5vx4R9UX4JFHCiwFwoEvzeHyuxIl88h4MGKp3zyvDuaIRZ-lF1IKQOOc2fE93MPUbf1FvlSPgEiBLYqWcsBgcM3i0/s320/large+%252822%2529.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;">kodaline - high hopes</span></div>
Odwołałam plany dotyczące prezentu dla Ashton’a, pożyczyłam samochód niezadowolonego z tego faktu Michael’a i najszybciej jak mogłam znalazłam się pod moim budynkiem w którym piętro wyżej Lisa wynajmowała mieszkanie z Alex’em. Zaniepokojona jej wiadomością wbiegłam na górę mało nie wypluwając przy tym płuc. Otworzyła mi drzwi drżąca i zapłakana, jakby mniejsza i bardziej bezbronna niż zwykle. W oczy rzuciły mi się jednak spakowane za nią walizki. Nie wiedząc co powiedzieć przytuliłam ją do siebie najmocniej jak umiałam. Całkowicie się rozkleiła. Nie puszczając kopniakiem zamknęłam drzwi i zaprowadziłam do salonu. Gdy usiadłyśmy na kanapie odgarnęłam jej przyklejone do policzka włosy za ucho. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Maleństwo, mów co się stało. Alex coś odpieprzył? Pokłóciliście się, powiedział coś nie tak? Jeśli chcesz to z nim porozmawiam, dobrze wiesz, że czasem pieprznie co mu ślina na język przyniesie, nigdy nie myśli..</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- To nie o niego chodzi, naprawdę. Ja wiem, że obiecywała nie raz, że zostanę tu na zawsze, że was nie zostawię i nie chcę tego robić, ale muszę.. – Musi? Fakt, walizki wskazywały wyjazd, ale nie przyszło mi do głowy, że chce uciec. To nigdy nie wchodziło w grę, jeśli chciała mi się usprawiedliwiać nie musiała tego robić. Cokolwiek było powodem dla którego robiła przerwę od tego całego zamieszania, musiało być ważne, nie śmiałam w to nawet wątpić. Chciałam rozwiać i jej zmartwienia, ale nie dała mi dojść go słowa. – Shay, proszę cię tylko o jedno, abyś każde moje słowo zostawiła tylko i wyłącznie dla siebie, dobrze? Niezależnie od pytań, od ich nerwów, dociekliwości i nacisku. Nie ważne co się stanie byłabym wdzięczna jeśli nikt by się o tym nie dowiedział..- Mówiła powstrzymując kolejną falę łez. Wzrok miała wbity w panele podłogowe koloru mlecznej czekolady. W powietrzu unosił się kojący zapach kadzidełek, a ja nie potrafiłam rozluźnić się zaskoczona jej prośbą. Od kiedy chciała aby w naszej grupie były jakiekolwiek tajemnice? Powód i cel jej wyjazdu miał zostać między nami, albo nie chciała aby ktokolwiek z nas pojechał za nią i przekonywał do powrotu.. albo bała się, że ktoś ją znajdzie. Czy Lisa właśnie zgodziła się z moją teorią, że ktoś wśród nas jednak może nie być w pełni szczery? Ciężko w to uwierzyć, że ktoś po tylu latach byłby w stanie sprzedać swoich najlepszych przyjaciół, ale nie raz w historii takie sytuacje się zdarzały. Nic nie jest niemożliwe. Na dodatek dziewczyna wyglądała na naprawdę przerażoną, a w jej przypadku taki stan nie pojawia się z błahego powodu. Obie wiedziałyśmy, że coś jest nie tak. – Proszę, obiecaj mi to, teraz. – Naciskała łapiąc moją dłoń i przeplatając nasze palce. Nie mogłam jej z tym zostawić, więc niepewnie skinęłam głową wyobrażając sobie reakcję Alex’a. Przez sekundę odetchnęła z ulgą, później jakby przypominając sobie, że dalej nic mi nie powiedziała ponownie cała się spięła. – Ostatnie dni wprowadziły więcej zamieszania niż mogłam przewidzieć, poczynając od próby porwania..</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Lis, skarbie, jeśli chcesz mi powiedzieć, że potrzebujesz przerwy, boisz się i dlatego chcesz i musisz odejść, ja rozumiem. Nie dziwię się, nie jesteś tu bezpieczna, każdy wie, że tylko dzięki tobie wielu z nas uszło z życiem, jak widać nie są ci tego w stanie przepuścić. Przeżyłaś wystarczająco dużo zeszłego lata, za nic nie powinnaś do tego wracać i dobrze, że się już spakowałaś bo pewnie koniec końców sama musiałabym to zrobić i cię wywieźć. Najbardziej z nas wszystkich zasługujesz na chwilę spokoju.. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie, nie, nie. Nie o to chodzi, o żaden urlop.. znaczy nie całkiem. Jeśli mogłabym, jeśli zależałoby to tylko ode mnie, zostałabym tutaj z tobą, bo właśnie o ciebie najbardziej się boje, dlatego tak ciężko mi wyjechać, nie chcę tego robić. Sęk w tym, że po raz pierwszy to nie ja jestem najważniejsza, nie odpowiadam tylko za siebie.. – Urwała półszeptem powoli podnosząc na mnie wzrok. Instynktownie spojrzałam na jej dłoń ułożoną na podbrzuszu. Mimo łez i strachu w jej oczach zaświeciła się iskierka, a ja niezależnie od sytuacji w której się znalazłyśmy z trudem stłumiłam pisk radości. – To dopiero szósty tydzień, dowiedziałam się na badaniach i od tamtej chwili zastanawiałam się nad kolejnym krokiem. Miałam cholerne szczęście, że facet nie chciał mi nic zrobić, ale nie mogę już dłużej liczyć na kolejne cuda. Narażanie swojego życia, to żadna nowość, ale dziecko.. to dwie inne sprawy które nie mają porównania, mam nadzieję, że wiesz co mam na myśli..</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak śmiesz w ogóle pytać?! Od tej sekundy twoje bezpieczeństwo jest moim priorytetem, nie możemy w żadnym wypadku pozwolić na to aby coś stało się naszemu dziecku, choćbym miała załatwiać eskortę i wywieźć cię na drugi koniec kraju. Matko boska i my jeszcze nie wyruszyłyśmy? Już wiesz, gdzie jedziemy?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Naszemu dziecko? Jedziemy? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- No oczywiście, że naszemu, co myślałaś? Nie licz na to, że wykiwasz mnie z roli matki chrzestnej, co znaczy, że w dużej części ta kruszyna jest też moja. Radzę ci się z tym pogodzić, że nie zostawicie bobasa dla siebie, w tej rodzinie trzeba się dzielić. Mały, albo mała będą mieli największą gromadę wujków i ciotek w całym mieście. – Zaśmiałam się wlepiając wzrok w jej rozpromieniony uśmiech. Od kiedy pamiętam Lisa chciała mieć dziecko i założyć pełną rodzinę z Alex’em ale nigdy nie znaleźli odpowiedniego momentu. Najpierw ślub, z którym chłopak zwlekał kilka lat, dom, który dopiero budują i dopiero, dwie małe stópki które będą latać po naszym barze. Jedno jest pewne, będzie najwspanialszą mamą, odpowiedzialną lwicą która odda wszystko za tych których kocha. Może według niej ta chwila na macierzyństwo nie była najlepsza, lecz moim zdaniem nie mogła trafić lepiej. Ucieczka stąd przy jej charakterze, w takiej chwili może uratować jej życie. – Mówiąc o rodzinie, pan Gaskarth wie, że już wkrótce zostanie tatą?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Dowie się dopiero jak wrócę. Właśnie dlatego to z tobą o tym rozmawiam. Może to przez te hormony, może i nie, nie mam pojęcia dlaczego, jednak powoli przestaję ufać niektórym osobą w naszym gronie. Nie powiem o kogo chodzi, nie chcę awantur i nie mam pewności, jednak wasza dwójka, ty i Alex, jest mi najbliższa. Na was nigdy się nie zawiodłam, wiem, że zawsze mogę na was liczyć i wasza przyjaźń to jedyna pewna sprawa w moim życiu. Jeśli jednak chodzi o mojego narzeczonego, który jest członkiem tego cholernego klubu, cokolwiek powiem automatycznie przedostanie się do całej reszty. Tak działają ich męskie zasady które zbyt dosłownie do siebie biorą, a ktoś musi wiedzieć. Z kimś muszę mieć przecież kontakt aby wiedzieć co tu się dzieje, rozumiem, że proszę o wiele, chcąc abyś to przed nimi ukrywała, ale..</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Lisa, nie ma problemu, obiecuję, że jeśli nie chcesz, nie pisnę ani słowa. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Dziękuje, wiedziałam, że i teraz mnie nie zawiedziesz. Gdybyś spotkała dziś Alex’a porozmawiaj z nim, bo pewnie pomyśli, że go zostawiłam. Powiedz tylko, że wyjechałam, że nie miałam wyjścia. Nie mów gdzie, bądź dlaczego. Upewnij go tylko, że jestem bezpieczna i że do niego wrócę. Jesteś jedyną osobą, której uwierzy na słowo, pewnie będzie ciężko go przekonać, ale ty jesteś do tego zdolna. Będzie zadawał masę pytań, jak to on jednak w końcu domyśli się, że nie zrobiłabym czegoś takiego bez powodu i że wszystko ze szczegółami opowiem mu jak tylko się spotkamy. – Wstała wyciągnęła z tylnej kieszeni jeansów karteczkę z adresem i nowym numerem telefonu. I zaczęła zbierać się do wyjścia. – Uważaj na siebie i na nich, to chyba moja ostatnia prośba..</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Chyba nie liczysz na to, że pojedziesz tam sama? Jesteś po nocnej zmianie, może kilku godzinach snu i będziesz sprawiać zagrożenie nie tylko dla siebie, ale i dla reszty kierowców. Nawet nie próbuj się ze mną kłócić, ale pożegnamy się dopiero kiedy bezpiecznie zawiozę cię na miejsce. – Powiedziałam i złapałam jej ciężkie walizki i powoli zaczęłam znosić je na dół. Idąc za mną marudziła, że nie jest chora i sama może znieść chociaż jedną z nich, a punkt docelowy jest na tyle daleko, że wrócę dopiero na następny dzień. Żadne gadane nie miało sensu, uparta wrzuciłam je do dużego bagażnika ciesząc się, że to właśnie samochód Clifford’a trafił w moje ręce. Jest z pewnością największy, najlepiej trzyma się drogi a do tego jest cholernie wygodny. Gdy upewniłam się, że zapięła pasy ruszyłyśmy w trasę. Droga okazała się znacznie dłuższa niż myślałam, bite dziesięć godzin za kierownicą, na szczęście minęło spokojnie, bez rewelacji i rozmów, bo Lisa zasnęła mijając granice naszego miasta. O północy znalazłyśmy się pod niewielkim, bijącym spokojem, hotelem należącym do kuzynostwa przyjaciółki. Rzadko wspominała o części rodziny, która zajmowała się obcowaniem z naturą. Byli na pierwszy rzut oka nieco dziwni, bardzo bio i może zbyt zarośnięci jednak kochani, z wielkim serduchem na dodatek okolica była idealna na spokojny wypoczynek i zdecydowanie nie do znalezienia dla ciekawskich. Odniosłam rzeczy dziewczyny do jej pokoju utrzymanego w kolorze zgniłej zieleni i pożegnałam się wyciągając z kieszeni telefon. Michael z pewnością nie był zadowolony. Alex też się gorączkował. Wspólnie pozostawili po sobie 34 nieodebrane połącznia. Pomyślałam, że z tym pierwszym pójdzie łatwiej, mój błąd. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>/- Wszystko wszystkim kurwa mać, ale od prawie dwunastu godzin nie mam od ciebie żadnego pieprzonego znaku życia, robisz sobie ze mnie jaja? Wszyscy latają jak najęci i zastanawiają się gdzie cię wcięło, czy coś ci się nie stało, a ty jesteś cała i zdrowa? Matko boska, czy tak ciężko wysłać pieprzonego sms’a chociaż? Ashton prawdopodobnie do tej pory szuka cię na mieście, obyś za szybko nie trafiła w moje ani jego łapska, dobrze ci radzę. Gdzie do licha jesteś? – Spytał po wypowiedzeniu krótkiego monologu. Gdybym tylko włączyła dźwięk w telefonie, wszystko potoczyłoby się inaczej. W ten sposób mam jednak znów przechlapane. Powinno mnie coś trafić do tej pory. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Jestem za miastem, przepraszam zrobiłam sobie wycieczkę, chciałam pomyśleć i odwiedzić kilka starych miejsc dla spokoju. Musiałam przez przypadek wyciszyć komórkę i wprowadzić tym samym niezłe zamieszanie, ale nie chciałam, możesz odwołać alarm i zapewnić wszystkich, że jestem cała i zdrowa, twój samochód też, ale z takim spalaniem dziwię się, że jeszcze stać cię na paliwo, powinieneś zainwestować w gaz człowieku.. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>/- Naprawdę chcesz rozmawiać o moim aucie? Jeśli ci zgasło i nie masz żadnej stacji w pobliżu to powiedz, znajdę kogoś i po ciebie podjedziemy, a jeśli nie masz na to ochoty, to chociaż powiedz mi, o której wrócisz. Muszę zadzwonić do chłopaków, nawet nie wiesz do jakiego stanu ich doprowadziłaś, na szczęście wszystko jest w porządku. Cieszę się, że jesteś cała i zdrowa..</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Postaram się przyjechać do szesnastej, powrót pewnie zajmie mi sporo czasu, ale zobaczę co się da zrobić. Dziękuje, że się o mnie martwicie i jeszcze raz przepraszam, widocznie moja chwila przerwy od zamieszania, skutkowała dużo większą rozróbą. Idźcie już wszyscy spać, jutro będzie czas na zabawę i ochrzanienie mnie za dzisiejszą noc. Dobranoc, mały. – Powiedziałam i się rozłączyliśmy. Drugi telefon mógł być znacznie gorszy. Alex z pewnością zauważył już, że Lisa zabrała swoje rzeczy. Albo wpadł w panikę i podziela myśli chłopaków, albo uważa, że z nim zerwała. Jedno jest pewne, siedzi i się obwinia, a mi na samo wyobrażenie jego odczuć łamie się serce. Bez dłuższego zwlekania wybrałam jego numer. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>/- Jest z tobą Lisa?</i> – Spytał odbierając po pierwszym sygnale. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Jest bezpieczna.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>/- Nie, bezpieczna byłaby przy mnie, teraz jest gdzieś sama, bo się wystraszyła, jeśli tylko wiesz gdzie jest, proszę powiedz mi, ja muszę z nią porozmawiać, może we mnie zwątpiła, może nie jest pewna czy ją ochronię. Ja muszę jej powiedzieć, że damy sobie radę, że nic jej przy mnie nie grozi, wiem, że zachowałem się jak kiepski chłopak dopuszczając do tego co się stało, ale już więcej nie spuszczę z niej wzroku ona nie może mnie zostawić..</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Alex, skarbie, ona cię nie zostawiła, nie zwątpiła w ciebie, możesz mi wierzyć. Skoro wyjechała, a wiesz jaka jest, obydwoje doskonale to wiemy, to znaczy, że miała ku temu powód. Coś musiało być super ważne, skoro zdecydowała się zostawić to wszystko, a my musimy to zaakceptować i czekać rozumiesz? Wróci, bo wróci na pewno i wszystko nam wyjaśni, aktualnie najważniejsze jest to, że gdziekolwiek jest, nic jej nie grozi. Tylko to powinniśmy mieć na uwadze, że jest cała i zdrowa i niezależnie od tego co będzie się działo w mieście, ona będzie daleko. Nikt jej nie zagrozi..</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>/- Czyli nie chciała abym jej bronił..</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie pierdol głupot, Gaskarth. Może to tandetnie brzmi, ale od zawsze i na zawsze będziesz jej rycerzem i wie, że zrobisz wszystko aby nic jej się nie stało. Nigdy nie widziałam aby ktoś kochał kogoś aż tak mocno jak ona ciebie i jestem przekonana, że zostałaby gdyby mogła, teraz musimy jej uwierzyć, że nie miała innego wyjścia, nie okłamałaby nas, robi to co uważa za słuszne, a przecież wiesz, że jest nieomylna, także nie mamy o co się martwić. Zamiast więc zastanawiać się i zadręczać idź spać, bo ja obiecuję ci, że wszystko z nią w porządku i to się nie zmieni, dobrze? Powinieneś być wyspany, jutro urodziny twojego najlepszego przyjaciela..</div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>/- Który tak zmieniając temat mało nie wybuchnął, gdy nie dawałaś znaków życia, naprawdę myślisz, że mu na tobie nie zależy? Shay myślałem, że masz trochę rozumu w głowie, albo chociaż dobry wzrok przecież..</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- To nie jest temat który chcę poruszać o północy, ktokolwiek by zaginął wariowałabym tak samo jak on. Naprawdę, uciekaj do spania, nie możesz przecież nic spieprzyć jutro.. – Powiedziałam i skończyłam rozmowę. Chyba uwierzył, zawsze mi ufał mam nadzieję, że nie zmienił zdania co do mojej prawdomówności. Z tą myślą schowałam się w pościeli i odpłynęłam budząc się dopiero wraz z kurami. Zegarek na telefonie wskazywał szóstą. To będzie dobry dzień skoro wstałam tak wcześnie. Niechętnie, bo niechętnie wzięłam szybki prysznic i ubrana w pożyczoną od Lisy koszulkę i swoje spodenki bez śniadania, łapiąc kanapkę w drodze pożegnałam się z przyjaciółką powtarzając swoją obietnicę i wsiadłam do samochodu. Kolejna, znacznie cięższa, lecz szybsza trasa która zajęła mi jedynie osiem i pół godziny. Przed szesnastą wylądowałam pod budynkiem Michael’a. Gdy chłopak wyszedł z miną mordercy, schowałam się za autem bacznie przyglądając się jego ruchom. Na szczęście żartował bo już po chwili uśmiechnął się i rozłożył ręce pozwalając abym się w niego wtuliła. Ścisnął mnie udowadniając jak bardzo się martwił. Mało nie połamał mi żeber. Tuż za nim stał Calum który raczył mi przypomnieć, że mamy trzy godziny i brak prezentu dla Irwin’a. Bingo, wiedziałam, że coś wyleci mi z głowy. Nie marudząc już nawet o przebranie się wsiedliśmy do jego samochodu i zajechaliśmy po Hemmings’a.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Może płytę? – Spytał Hood upijając kilka łyków kawy w mieszkaniu Luke’a.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie, płyta nie może być wiecznie odpowiedzią na każdy prezent, tym bardziej nie wydam trzydziestu dolarów na prezent dla niego, bez przesady, chyba stać naszą wyobraźnie na coś lepszego? Gdyby chodziło o ciebie, albo o jakiegokolwiek innego chłopaka w jego wieku, konsola i gra załatwiłyby sprawę, ale oczywiście, że nie, przecież nie może być jak rówieśnicy bo go coś trafi. Powinniśmy kupić coś co będzie miało dla niego znaczenie, a nie, rzecz którą palnie w kąt, na stertę podobnych i zapomni, że ją ma. Myślcie! – Powiedziałam, ale nic sensownego nie przyszło mi do głowy. Już rok temu załatwiłam mu dobre dwieście zdjęć które zajmowało sporą przestrzeń na jego ścianie, doklejanie ich co urodziny też nie wchodziło w grę. Czyli jak zwykle: plan niezły, ale wykonanie do dupy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Przypomnijcie mi teraz, dlaczego wszyscy już coś dla niego mają, a my cholera jasna odłożyliśmy to na ostatnią chwilę? – Odezwał się Hemmings. Chciałam zaprzeczyć i zapewnić, że miałam dla niego prezent nad którym poświęciłam sporo nerwów i czasu i czekał na niego kilka dni, ale odpuściłam. Po co się kłócić o coś co nie ma i tak już żadnego znaczenia. – Mówiliście, że kiedyś grał na jakimś instrumencie..</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Racja, widziałam jakiś stary sprzęt muzyczny na jego strychu, ale nigdy nie pochwalił mi się, że chciałby do tego wrócić. Znając jednak jego charakter i stwierdzając nasz spory brak czasu, to może być nasza ostatnia deska ratunku. – Powiedziałam i ruszyliśmy w stronę sklepu muzycznego, po drodze dopytywałam Calum’a o to na czym i kiedy grał, oraz oczywiście dlaczego przestał. Okazało się to nie być wielką tajemnicą. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak byliśmy w podstawówce, chodził na perkusje ze swoim tatą, który był dorywczo nauczycielem muzyki. Mimo wielkiej firmy zawsze znajdował czas aby pomóc chłopakom w spełnianiu ich pasji. O ile dobrze pamiętam naprawdę fajnie mu to szło jak na małolata, niestety po śmierci ojca całkowicie się od tego odciął, jednak minęło sporo lat. Może nadszedł ten moment aby mu o tym przypomnieć? – Odpowiedział i wspólnie wybraliśmy odpowiedni model, po czym przy sporej dopłacie uzgodniliśmy przywiezienie go do baru na siódmą i rozjechaliśmy się do domów. Została godzina, czas zadziwiająco szybko leciał, a ja zastanawiałam się tylko nad tym jak bardzo krępujące będzie składanie życzeń chłopakowi z którym rozstałam się niespełna dwa dni wcześniej. Dzięki tej myśli prysznic zajął mi więcej niż myślałam. Powinnam po prostu do niego podejść, jak gdyby nigdy nic uścisnąć dłoń i wymamrotać jakieś tandetne życzenia? Odważyć się i go przytulić po to aby ponownie poczuć, że coś zabija mnie od środka? A może olać to i w ogóle nie przyjść? Kto wie, może po tym wszystkim nie życzy sobie, abym pojawiała się na jego imprezie. To byłoby całkiem logiczne, ale chciałam tam być. Nie mogłam trzymać się z dala. Obiecałam mu, że będę blisko, teraz tylko on mógł chcieć uciec ode mnie. Wyszłam spod prysznica i złapałam za suszarkę. Czy nie wyjdę na zimną sukę która najpierw mówi jedno a później pojawia się od tak na jego urodzinach i ma być super? W sumie to trochę nią jestem i nie raz, nie dwa to w tym związku udowodniłam. Nie wybaczyłabym sobie jednak gdyby mnie tam nie było.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wyrzucając to z głowy, rozczesałam niesforne włosy które wyglądały dziś całkiem przyzwoicie, zrobiłam makijaż który nie sprawił, że wyglądałam jak prostytutka i nasunęłam zwiewną białą sukienkę, którą kilka tygodni wcześniej kupiłam z myślą o tej imprezie. Przyglądając się swojemu odbiciu z uśmiechem stwierdziłam, że mogło być gorzej i nie powinnam narobić sobie zbyt wielkiego wstydu. Co jak co mogą się jedynie zdziwić, bo nie mieli zbyt wiele okazji aby widzieć mnie w takim wydaniu. Reakcja Harry’ego, który okazał się być na tyle kochany, że po mnie przyjechał, wskazywała na to, że mogli nigdy nie widzieć mnie tak ubraną. Czy naprawdę jestem chłopczycą, czy jak?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Przepraszam bardzo, proszę pani, pozwoli pani, że się upewnię, czy ja dobrze trafiłem? Miałem dziś tutaj odebrać Shay O’Malley, wieczną buntowniczkę, a nie rusałkę. Gdzie twoje kwiaty we włosach, młoda panno? – Spytał. Cóż za gustowny komplement z jego strony, a jak niespotykany. Założyłam kremowe sandały na obcasie kupione dziś z przyjaciółmi, wzięłam w dłoń torebkę i z dumą stwierdziłam, że mogę nie być najniższa w całym barze. Rola karła każdemu potrafiła się znudzić.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Cieszę się, że zrobiłam na tobie tak pozytywne wrażenie, ale szczerz mówiąc liczyłam na kwiaty skoro przypadło ci tak zaszczytne zadanie zabrania mnie na imprezę. – Zaśmiałam się i wyszliśmy z mieszkania. Harry jak większość przyjaciół jeździł audi, jednak jako nieliczny zdecydował się na inny kolor niż czerń. Bordo prezentowało się równie elegancko, jeśli nawet nie lepiej, a otwierane przede mną przez niego drzwi sprawiły, że poczułam się jakbym jechała na bal maturalny. Całkiem przyjemna wizja, tylko partner choć prezentował się zadziwiająco dobrze w obcisłych spodniach, białym swetrze i kucyku, nie był tym kim powinien. Wypchnęłam z głowy solenizanta usiadłam na miejscu pasażera. – Wydaje mi się, że powinnam w końcu zainwestować w samochód zamiast cały czas prosić was o podwózkę, powoli robi mi się wstyd. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie słyszałem aby ktokolwiek na to narzekał, nie jesteś jakimś wielkim problemem. Jak widać, każdy z nas ma samochód, ochotę i czas aby cię gdzieś zawieźć. W razie potrzeby na dalszą podróż, zawsze możesz liczyć na mnie albo moje maleństwo. – Zaoferował i pogłaskał dłonią kierownicę. Typowy facet i jego zabawka. Na szczęście będę mogła z niej skorzystać, przy następnej wizycie u Lisy, Clifford może nie być tak chętny co do pożyczki. – Oczywiście o ile obiecasz mi, że będziesz dbać o to cudo, studio nie przynosi jeszcze tak wysokich zysków aby stać mnie było na wymianę po dwóch latach. – Zaśmiał się, a ja zaczęłam żałować, że ostatnimi czasy tak bardzo zaniedbałam nasze relacje. Nie mogłam sobie przypomnieć ostatniego wieczoru, który spędziliśmy razem. Jeszcze kilka miesięcy temu takie sytuacje były na porządku dziennym, później wszystko się zmieniło. Nie było mi jednak dane zbyt długo o tym myśleć ponieważ w mgnieniu oka znaleźliśmy się w miejscu docelowym. W środku ku mojemu zaskoczeniu znajdowało się kilkadziesiąt osób, z których znacznie większą część stanowiły kobiety których nigdy wcześniej nie widziałam. Najwidoczniej chłopcy naprawdę wzięli sobie do serca możliwość zaproszenia wszystkich znajomych, kto wie może któraś z nich naprawi jego złamane serce. Wyrzucając sobie z głowy obraz Ashton’a z wysoką szatynką pod ręką przepchnęłam się przez tłum docierając do przyjaciół. Hood i Clifford zaczynali upijać się jeszcze przed dotarciem solenizanta. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Pełna kulturka, panowie. Zostawicie coś dla 23 latka czy nie?– Zaśmiałam się delikatnie popychając Michael’a który niezadowolony burknął coś pod nosem i upił kilka łyków. Chyba nadal miał mi za złe wczorajszy wyjazd. – Odebrałeś prezent, czy zapomniałeś o nim zadowalając się piwkiem? – Spytałam wyciągając dłoń po jego butelkę, ale w ostatniej chwili zabrał ją przypominając mi o gojącym się tatuażu. Fakt, minęło dopiero pięć dni, a Diana powiedziała wyraźnie, że muszę utrzymać swoją nieszczęsną abstynencję przez co najmniej dwa tygodnie, a i trzy by nie zaszkodziły. Wolałam więc zaufać jej na słowo i nie ryzykować. – Czy w ogóle Ashton nie powinien już tu być? Ja się spóźniłam, a jego nie widać..</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Spokojna głowa. Prezent miał być więc jest, solenizant też się pojawi. Choć na moje zdziwi się na widok większości gości, którzy raczyli przyjść, sam ich nie poznaje, a byłem przekonany, że znam wszystkich jego znajomych, jest jednak szansa, że chociaż kilka osób pracuje u niego w filmie. Tak czy inaczej, w końcu wszyscy jak za dawnych, dobrych czasów zalejemy się w trupa i mam nadzieję, że mu się spodoba. – To piwo z pewnością nie było ani pierwszym ani ostatnim. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Świetna myśl, ja jako jedyna będę trzeźwa i moim zadaniem na tę noc będzie rozwiezienie was po domach, plan idealny, Hood. – Nie zaprzeczył, wręcz przeciwnie uśmiechnął się z chłopięcym wdziękiem upijając kolejny łyk. Kątek oka w zauważyłam chodzącą po barze, porządnie zniecierpliwioną Dianę, która nawet nie raczyła do nas podejść. Chyba zapomniała o swoim chłopaku i najlepszej przyjaciółce biorąc za priorytet przywitanie Irwin’a. To było jedyne logiczne wytłumaczenie jej nieoddalania się od drzwi. Cóż, ktoś przecież musiał mu złożyć życzenia jako pierwszy. Zważając na ich ostatnimi czasy bliskie relacje, nie specjalnie mnie to dziwiło. – Może ktoś powinien do niego zadzwonić i przypomnieć.. – Przerwał mi krzyk. Wszyscy prócz mnie zauważyli jak Ashton pokonuje próg i wchodzi do środka. Chórem złożyli mu życzenia, do których chciałam się dołączyć, ale nie potrafiłam otworzyć ust widząc go w takim wydaniu. Prawdopodobnie Alex który wszedł tuż za nim zabrał go prosto z pracy ponieważ nadal miał na sobie garnitur, jednak zdążył pozbyć się krawata i rozpiąć dwa górne guziki. Lekko potargane, kręcone włosy, podwinięte rękawy marynarki i pełny, szczery uśmiech od ucha do ucha sprawiły, że moje serce zadrżało. Pomyśleć, że jeszcze kilka dni temu wisiałabym na nim dokładnie tak samo jak w tym momencie robiła to Diana. Spuściłam wzrok na ziemię i z całej siły spróbowałam przestać myśleć o tym, że popełniłam największy błąd w swoim życiu. Za późno, nie mogę żałować każdej swojej decyzji. Calum widząc moją minę objął mnie od tyłu i oparł głowę na moim ramieniu cicho wzdychając. Z pewnością sam nie czuł się zbyt komfortowo z tą scenką. – Jak już wszyscy go uściskają, ucałują i dadzą prezenty, powinniśmy zaprowadzić go do naszego, byłoby cholernie niestosowne gdyby pomyślał, że od nas nic nie dostanie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Niestety muszę się z tobą zgodzić, temu pieprzonemu materialiście już od najmłodszych lat nie wystarczała dozgonna przyjaźń. – Zaśmiał się i lekko poczochrał mi włosy, no tak w sumie niewiele brakowało mi do bycia najbrzydszą dziewczyną na tej imprezie. O ile znalazłaby się w ogóle taka co wyglądała w tym momencie gorzej. Rozejrzałam się po tłumie przeklinając pod nosem brak umiejętności wizażu, za to Ashton chociaż wyglądał na zadowolonego ich towarzystwem, na szczęście, w końcu jednak zostawiły go w spokoju i my po znalezieniu Luka mogliśmy zabrać mu chwilę. Na mój widok nieco zrzedła mu mina. Wiedziałam, wiedziałam, wiedziałam do licha, że nie powinno mnie tu być. – Wiem, że dostałeś już sporo wypasionych prezentów i chyba wszystko co mogłeś napisać w liście do Mikołaja już masz, ale mam.. mamy nadzieję, że nie będziesz jakoś specjalnie zawiedziony naszym wyborem, a nawet jeśli to z łaski swojej zostawisz to dla siebie, dobra? – Poprosił prowadząc go w stronę magazynu. Robiąc dramatyczną pauzę stanął przy drzwiach i czekał aż ciekawość solenizanta sięgnie zenitu. Nacisnął na klamkę i przed nami pojawiła się perkusja utrzymana w odcieniu metalicznej czerni. – Choćbym chciał, nie mogę przypisać sobie wszystkich zasług, bo to Hemmings wpadł na ten pomysł, a Shay wybrała odpowiedni model, który mam nadzieję, spełni twoje wymagania. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Stary.. – W jego oczach rozpaliła się iskierka, dokładnie taka sama jak u Hood’a gdy niekiedy grał na tym swoim wyimaginowanym basie. Warto było tu przyjść chociaż dla tego momentu, gdy przez chwilę znów był beztroski i jak dzieciak rzucił się na szyję swojemu przyjacielowi poklepując go po plecach. To samo zrobił z młodszym kilkukrotnie mu dziękując. Znacznie większy problem był ze mną. Staliśmy przez chwilę jak porażeni, nie wiedząc co zrobić, więc przejęłam inicjatywę. A czym mogło się to skończyć? Konkretną klapą na całej linii i wyciągnięciem dłoni w jego stronę. Tak, jak idiotka uścisnęłam mu dłoń, po czterech latach tylko na to było mnie stać. Czy to przypadkiem nie była najgorsza z możliwych opcji? Miał jednak na tyle klasy, że mnie nie wyśmiał, tylko odwzajemnił gest i po złożonych przeze mnie lichych i oklepanych życzeniach ruszył w stronę instrumentu. Wolałam zostawić ich samych i nie psuć przyjaznej atmosfery. Należała mi się butelka wina, przez ten pieprzony tatuaż omija mnie dziś jedyna rzecz która mogłaby mi popsuć humor. Dajcie mi do cholery alkohol! </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zanim jednak wróciłam do znajomych zahaczyłam o łazienkę przyglądając się w lustrze. Zaczerwienione policzki nie chciały się schować pod kolejną, lekką warstwą makijażu. Może zamiast się bić powinnam jednak nauczyć się bardziej kobiecych rzeczy. Jak nakładanie tony tych magicznych płynów aby moja cera nie wyglądała jak po wojnie secesyjnej. Przeklęłam nie mogąc niczego naprawić i liczyłam, że w mroku nikt się nie zorientuje, że wyglądam jak pomidor. Szczęście w nieszczęściu znaleźli lepszy temat. A ryzyko wiążące się z wypiciem kieliszka stawało się coraz bardziej dopuszczalne. W sumie, to co zepsuję ja, zawsze może naprawić Michael. Nie ma rzeczy niemożliwych, przynajmniej nie dla niego. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Uścisnęłaś mu dłoń? – Parsknął na cały bar Alex mało nie upadając z barowego krzesła. Po drugiej stronie siedział Payne walczący ostatkiem sił z chichotem. A więc naprawdę, wszystkie wiadomości roznoszą się z prędkością światła. Cudownie, to będzie piękna noc. – Okej, wszystko wszystkim ja rozumiem, że coś między wami jest ostatnio nie tak, ale uścisk dłoni? Powiedz mi, że to żart, albo, że tak naprawdę macie po pięć lat. To jego urodziny, nie mówię, że masz mu się z rozpędu rzucać się do łóżka, choć pewnie by to nie zaszkodziło, ale okaż facetowi trochę czułości. Zachowałaś się jakby miał jakąś chorobę zakaźną, dobrze ci radzę, przeproś go i złóż życzenia, takie na jakie zasłużył.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja na ten przykład skopałbym ci tyłek jakbyś zrobiła coś takiego.. – Dodał Liam otwierając kolejne piwo.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego mnie to nie dziwi? Nie wiem czy zauważyliście, ale wszyscy jesteście skłonni skopać mi tyłek bez ważniejszego powodu, także takie gadki nie robią już na mnie wrażenia. Przyszłam tu nie wiedząc czy w ogóle chce mnie widzieć, może pomyślcie co byście czuli gdybyście mieli przytulać dziewczynę która rzuciła was kilka dni wcześniej? Może tego nie widzicie, ale to naprawdę nieciekawa sytuacja. Nie musicie się jednak o niego bać, jest tu tyle dobrych lasek, że z pewnością znajdzie sobie towarzystwo. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Po ściśnięciu mu dłoni nie masz prawa być zazdrosna. – Powiedział Gaskarth naśmiewając się ze mnie, miał jednak rację, ten tekst nie był na miejscu. Gdy byliśmy razem nawet nie zwracał na nie uwagi, teraz spokojnie może robić co chce a ja nie powinnam się wpieprzać. Nie byłabym jednak sobą gdybym nie powiedziała czegoś głupiego. – Idź do niego, jestem pewien, że czeka, aż w końcu wymyślisz jakieś życzenia od serca, a nie.. – Nie da mi spokoju. Fakt, podanie ręki było słabe z mojej strony, bo przecież obiecałam, że będziemy już zawsze przyjaciółmi, a oni się tak nie zachowują. Poklepałam chłopców po ramionach i wstałam z miejsca rozglądając się za Ashton’em. Ślad po nim zaginął, nie chował się w tłumie, musiałam więc ruszyć na poważniejsze poszukiwania. Pierwszym podpunktem była łazienka, tam mógł pójść sam, to byłoby całkiem normalne. Jego głos dotarł do mnie jednak znacznie wcześniej, kilka kroków od ringu. Dokładniej: uciekał z zaplecza przez nieznacznie uchylone drzwi. Nie byłabym sobą gdybym nie zaglądnęła do środka. Musiałam wiedzieć z kim rozmawia, nie mówiłby przecież sam do siebie. Szybko tego pożałowałam nie dowierzając własnym oczom. Diana nie tylko widziała na nim wisiała, ale także przejeżdżając opuszkami po jego policzku wspinała się na palce, a każdy wie do czego to prowadzi. W piątek, w godzinach wieczornych, moja przyjaciółka okazała się dziwką. </div>
<div style="text-align: justify;">
__</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;">jak tam, co tam? pisać proszę, pisać, raz na kilka rozdziałów chyba można coo? jak wrażenia? polecać mi swoje!</span></div>
lovelycarohttp://www.blogger.com/profile/06357248859133261526noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3820513223694416353.post-55754959504632191192015-08-03T01:12:00.001-07:002018-08-23T15:51:33.273-07:00|chapter.seven| painkiller.<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;"><u>feel me in your bloodstream, see me in the morning</u></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhzn_hs_oIk4i1qmd9-bOPcbjpMB6jhwwPSy23qD2KRfMKO0e6uNhRorYr3ijRdW_QY6IXo3MJetra9oidjPQ9GVNQDfrf9ueyuV2nV7cOeZBrRGZrWB4DS9NYjIKPZkDnqvN1CwMDx5pM/s1600/large+%252821%2529.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="128" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhzn_hs_oIk4i1qmd9-bOPcbjpMB6jhwwPSy23qD2KRfMKO0e6uNhRorYr3ijRdW_QY6IXo3MJetra9oidjPQ9GVNQDfrf9ueyuV2nV7cOeZBrRGZrWB4DS9NYjIKPZkDnqvN1CwMDx5pM/s320/large+%252821%2529.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;">rozzi crane - painkiller (ft.levine)</span></div>
W mojej głowie zagrzmiała z potężną siłą syrena alarmowa. Automatycznie rozbudziłam się wyskakując z łóżka. Na myśl przyszła mi tylko jedna sytuacja z powodu której Michael mógłby budzić mnie w środku nocy. Komuś stała się krzywda. Ktoś leży w szpitalu. Narzuciłam na siebie bluzę i założyłam dresowe spodnie czując, że z nagłego stresu robi mi się niedobrze. Wybrałam numer przyjaciela, który odebrał już po trzecim sygnale. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Ubieraj się, Calum za moment powinien po ciebie przyjechać. - Powiedział i dosłownie w tym samym momencie zadzwonił domofon. Podskoczyłam w miejscu, rozłączyłam się, złapałam torebkę, zamknęłam drzwi i zbiegłam na dół. Hood czekał oparty plecami o samochód. W ciemności nic nie udało mi się wyczytać z jego miny. Grzecznie otworzył przede mną drzwi, a ja zajęłam miejsce pasażera zapinając pasy. Żadnych wyjaśnień. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Powiesz mi w końcu co się stało, że nagle, o trzeciej w nocy zwołujecie jakieś super pilne zebranie? - Spytałam zauważając, że sam z siebie o niczym by mi nie powiedział. Ruszył, w świetle wyglądał na bardziej zamyślonego niż przygnębionego. To może być dobry znak. - Coś się komuś stało, tak?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie, na szczęście, jeszcze nie, ale w najbliższym czasie może się to zmienić.. Louis poinformował nas kilka godzin temu, że znalazł magazyn należący do Jonathan'a, gdzieś pod miastem, niedaleko naszego planowanego zakupu. Nie wie co w nim może być, ale po ludziach chodzą plotki, że zabrał się za narkotyki, choć nie chce mi się w to wierzyć, aby właśnie w taki interes zainwestowała twoja siostra. Wiemy też, że od ostatniego wybryku nigdzie nie rusza się sam, a jego goryle to banda uchodźców, pewnie zabrał ich ze sobą z wycieczki.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- A dziewczyna?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Od tamtej pory słuch o niej zaginął, więcej nie pokazała się na ich terenie, a żaden ze znajomych nic nie wie, bądź nie chce powiedzieć, najgorsze jest to, że chyba dowiedzieli się o Tomlinson'ie, nie wiemy skąd i kiedy dokładnie, ale chłopak jest pewien, że zachował się na tyle ostrożnie, że nie powinno się to wydać, aż tak szybko, także może ktoś z naszej okolicy widział go tutaj. Tak czy inaczej, miał cholerne szczęście, że do swojego mieszkania trafił kilka godzin później niż powinien. Jonathan jednak mu nie odpuści, dlatego przyjechał do nas. Pozwoliliśmy mu na to więc teraz musimy zrobić wszystko aby mieć pewność, że nie zapłaci za to życiem. Stąd to całe spotkanie, o musimy zdecydować co dalej teraz, bo rano może być już za późno. Samo rozglądanie się za nim i pilnowanie aby nikomu włos z głowy nie spadł to gówniane wyjście, na dodatek nie działa. - Monolog Hood'a zajął nam całą drogę do baru. Gdy weszliśmy do środka rozmowa trwała w najlepsze. Wszyscy zdenerwowani do czerwoności. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie możemy nic z tym zrobić, do cholery, przecież nikt mu nie kazał się w to wpieprzać! Od początku jasno powiedzieliśmy, że to nie jest jego sprawa i ma się trzymać z daleka. Wiedział na co się pisze, więc dlaczego mamy przejmować się tym co będzie dalej? - Powiedziała Diana. Nikt nie uwierzył w to co usłyszał. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Chociażby dlatego, że naraził się dla nas, chciał i pomógł nam najlepiej jak mógł i jako jedyny zebrał jakiekolwiek informacje, na dodatek jest przyjacielem, zna się z Harry'm od dziecka. My nie zostawiamy bliskich w potrzebie.. - Zaczęłam przerywając ciszę. - Rozumiem, że jesteś zdenerwowana, każdy jest bo wszystko potoczyło się inaczej niż powinno, bo jeśli chodzi o nasze plany zawsze są do dupy, ale takie gadanie nic nie pomoże. Musimy wziąć głęboki wdech i na spokojnie to przemyśleć, tu nie ma winnych, a mogą być ofiary których nie chcemy. - Stanęłam za Tomlinson'em układając dłonie na jego ramionach. - Zacznijmy od tego, że jedyne osoby które wiedziały o tym co robi są dziś tutaj z nami, mam racje? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Shay, czy ty sugerujesz, że ktoś z nas by go sprzedał? - Spytał Styles. Zapewne każdemu z nich na usta cisnęło się to samo pytanie. Jeszcze kilka dni temu sama bym w to nie wierzyła.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Sugeruje, że ktoś boi się bardziej niż reszta i popełnił błąd. Zwątpił w nas, miał prawo i stało się coś nieplanowanego. Nie twierdzę, że to w stu procentach prawda, bo ufam wam nad życie i wiem, że zawsze może być inne wyjście. Jeśli jednak mam rację, proszę aby ta osoba pomyślała, że stawką jej lub jego słów jest życie chłopaka. Nie chcę też aby ktokolwiek się do tego przyznawał, wolałabym nie wiedzieć kto mógłby to być. Mam nadzieję, że zapomni o strachu i ponownie odnajdzie w nas rodzinę, aby spojrzał na wszystkich po kolei i pomyślał co będzie jeśli przez jego kolejną decyzję następnym razem przy stole kogoś zabraknie. - Na sali zapadła cisza. Zabolało mnie serce gdy pomyślałam, że któregoś wieczora będzie tu mniej krzeseł niż tej nocy. - To nie jest zabawa z Jonathan'em, on naprawdę potrafi zrobić krzywdę i każdy z nas w którymś momencie swojego życia się o tym przekonał. Musimy zacząć działać i dowiedzieć się kim jest ta dziewczyna. Choćbyśmy mieli wyciągnąć to siłą z mojej siostry. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Shay ma rację, prawdopodobnie ona jest jedyną osobą, która może nas bez problemu do niego doprowadzić. Sam z pewnością nie pokaże się w okolicy, a nie wiemy jak dokładnie wyglądają jego ludzie co znacznie psuje nam szyki, ale w żaden sposób nie zniechęca. Jedno jest pewne, nikt nie wychodzi na miasto sam, niezależnie od płci i siły fizycznej. Jeśli dowiem się, że ktoś się szlaja, sam, osobiście skopię mu tyłek. A teraz, musicie się wyspać, bo jutro czekam na jakieś genialne plany względem znalezienia dziewczyny. - Powiedział Michael jednak nikt się nie ruszył. - Myślę, że powinnaś zabrać go do siebie.. - Skierował do mnie półszeptem, brodą wskazując na podnoszącego się Louis'a. Skinęłam głową. Tak będzie najłatwiej. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Czekajcie, jest jeszcze coś. O ile się nie mylę, zapiski które dostałem w sprawie magazynu powinny znajdować się w samochodzie, ja nie wiele z nich rozumiem, ale może wam oświecą one jakoś sytuację. Mój przyjaciel dużo ryzykował aby je zdobyć, ale niestety z nerwów nie są zbyt czytelne. Mam nadzieję, że dowiecie się z nich nieco więcej. - Odezwał się Tomlinson automatycznie kierując się w stronę drzwi. Niezależnie od tego w jakiej sytuacji się znajdował nadal chciał nam pomóc, nie wyglądał na kogoś kto żałowałby wcześniej podjętej decyzji, naprawdę stawał się jednym z nas. Trzymając się zasady Clifford'a tuż za nim pojawił się Ashton. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kilka sekund później, po zamknięciu się za nimi drzwi, do wszystkich dotarł odgłos strzału. Na moment każdy zamarł w miejscu, po czym wszyscy rzucili się do wyjścia. Jedyne co zauważyłam to Ashton biegnący w stronę całkowitego mroku. Ashton. Pistolet. Mrok. Kurwa. Mać. Z tymi słowami wybiegłam na środek ulicy ślepo wlepiając swój i tak słaby wzrok w ich kierunku oczekując jakiegokolwiek znaku, aby mieć pewność, że nic się nie dzieje, że są cali i zdrowi. W myślach modliłam się aby za żadne skarby nie padł kolejny strzał, wyklinałam także na wszystkie możliwe sposoby Jonathan'a który posunął się zdecydowanie za daleko. Jeszcze nigdy nie doszło do tego aby ktokolwiek użył broni. Od samego początku tych pieprzonych kłótni byłam przekonana, że to jest granica bezwzględna, nawet dla tego skończonego gnojka. Najwidoczniej nie ma tutaj żadnych zasad. Co po zeszłorocznych zachowaniach nie powinno mnie aż tak mocno dziwić. Nie mogę być przecież, aż tak naiwna, by wierzyć, że on może zachowywać się fair. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Z rozmyśleń wyrwał mnie donośny, ochrypły jęk. Odwróciłam się zauważając leżącego przy samochodzie Louis'a. Jak do licha mogłam o nim zapomnieć? W mgnieniu oka znalazłam się przy nim patrząc na ranę w klatce piersiowej i białą bokserkę kąpiącą się w krwi. Wyciągnęłam kluczyki od samochodu i z trudem pomogłam mu wstać, po czym wepchnęłam go na tylne siedzenie sama zajmując miejsce za kierownicą. Niespełna dwadzieścia minut później, pędząc w ciemności i łamiąc większość przepisów drogowych. Wyskoczyłam z auta wbiegając na hall aby poprosić kogokolwiek o pomoc. Dwóch ratowników niezwłocznie ruszyło z noszami wnosząc go automatycznie na salę. A mi pozostało czekać. Na wieści o stanie Louis'a i chłopaków bez których każda minuta niewyobrażalnie się dłużyła. Nie wiedząc co ze sobą zrobić, usiadłam na plastikowym krześle podsuwając nogi pod brodę. Z całych sił, lecz nieudolnie próbowałam odsunąć od siebie wszelkie czarne scenariusze. Co jeśli jednak któryś z nich się sprawdzi? Jeśli tym razem nie będą mieli pieprzonego szczęścia? W tym momencie nie mieli równych szans, a nie byli niezniszczalni.<br />
<br />
Otworzyły się drzwi, przez które przeszedł pierwszy lekarz. Mimo prób i błagań dowiadując się, że nie jestem rodziną, nawet nie chciał na mnie spojrzeć, a co dopiero o czymkolwiek istotnym poinformować. Gdy za nim wyszło dwóch zmęczonych, lecz widocznie zadowolonych pomocników wywnioskowałam, że nie może być tak źle jak myślałam. Jednak dopiero widok Louis'a wiezionego do osobnego pokoju i Lisy znajdującej się tuż przy nim ukoił moje wątpliwości choć na chwilę. Jeśli byłoby z nim źle przyjaciółka od razu by mnie o tym poinformowała, a tak spał. Na szczęście, bo dzięki temu może choć na chwilę odpocząć od bólu.<br />
<br />
W myślach jednak nadal widniał jeden wielki znak zapytania. Od mojego przyjazdu minęło dobre czterdzieści minut, a telefon milczał jak zabity. Wpatrywałam się w niego jak idiotka niemo nawołując o jakąkolwiek wiadomość. Prośby zostały wysłuchane i kilka minut później na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Calum'a.<br />
<br />
- Gdzie jesteś? - Spytał jak gdyby nic nigdy się nie stało. Miałam ochotę na niego nawrzeszczeć, wykrzyczeć, że jest skończonym palantem, skoro kazał mi czekać tyle czasu, że wariowałam i byłam przekonana, że coś im się stało, że leżą gdzieś w krzakach, ale ograniczyłam się do poinformowania ich o szpitalu. Lepiej będzie to zrobić twarzą w twarz, może wtedy zrozumie co czułam. Zapomniałam jednak o zjechaniu przyjaciela kiedy przez próg przeszedł Ashton. Mimowolnie podniosłam się z miejsca i pobiegłam w jego stronę z całej siły uderzając go w klatkę piersiową. Rozszarpać to mało.<br />
<br />
- Co ty sobie kurwa mać wyobrażasz? - Spytałam podnosząc głos. Czując jak moje policzki zaczynają płonąć z nerwów, odepchnęłam go po raz kolejny, licząc, że to go zaboli. - On miał broń! Ty nie jesteś pierdolonym Hulkiem! Cholera jasna, wiesz co mogło się stać? Wyobrażasz to sobie? Czy ty kiedykolwiek bierzesz pod uwagę skutki jakie mogą nastąpić gdy zachowujesz się tak kurewsko nieodpowiedzialnie? Matko! I masz czelność mówić mi, że to ja nie myślę?! Masz w dupie co ci się stanie, zawsze igrasz z losem, ale czy mógłbyś choć raz się zastanowić co ja wtedy czuję? A jeśli nie ja, to co poczują twoi przyjaciele jeśli następnym razem ci się nie poszczęści? - Poczułam jak do oczu napływają mi łzy. Moje serce cieszyło się jak głupie, że nic mu się nie stało. Mój mózg zaś chciał to naprawić i dać mu nauczkę, że niekiedy trzeba się powstrzymać. Nagle, nie zważając na moje popchnięcia, przytulił mnie do siebie najmocniej jak potrafił i chciałam aby tak zostało, aby mnie trzymał i już więcej za żadne skarby nie puścił, ale nie mogłam. Wyrwałam się i zrobiłam kilka kroków w tył odsuwając się na bezpieczną odległość.<br />
<br />
- Shay, nic mi nie jest, naprawdę.. - Powiedział próbując się do mnie zbliżyć. W odpowiedzi pokręciłam głową, zrozumiał i zatrzymał się w miejscu. W tym momencie dotarło do mnie, że to koniec, że niezależnie od tego jak bardzo będziemy się starać i walczyć o to wszystko, nie uda nam się. Z jakiegoś powodu po prostu nie nadajemy się na parę. - Przepraszam, ja..<br />
<br />
- Nie chcę twoich przeprosin, nie chcę już tego słyszeć. Ashton dobrze wiesz, że to nie pierwszy i znając ciebie nie ostatni raz kiedy robisz coś takiego, ja już tak nie potrafię. Nie zniosę myśli, że ktoś ci zrobi krzywdę, że czujesz ból, niezależnie od tego jak wytrzymały jesteś. Nie mogę dłużej się o ciebie bać, gdy ty masz to gdzieś. - Zrobiłam pauzę na głębszy wdech, lecz gdy tylko otworzył usta nie pozwoliłam mu dojść do głosu. - Wiem, że twierdzisz, że jest inaczej i nie zapomniałam, że jesteś świetny w tym co robisz i widziałam cię nie raz w swoim żywiole, ale życie to nie ring. Tutaj w końcu ktoś tak jak dziś zagra nie fair, a ja będę siedzieć i ponownie się modlić, abyś wyszedł z tego cało. Twoje szczęście w końcu się skończy.<br />
<br />
- Nie zrobiłbym tego, gdyby Louis..<br />
<br />
- Louis leżał ledwo dysząc obok samochodu. Wiesz co powinieneś zrobić aby mu pomóc? Najlepiej przywieźć go tutaj od razu zamiast usilnie próbować znaleźć się tu razem z nim. Nie zrobisz nic dobrego, jeśli będziesz leżał w szpitalu, a w końcu tak to się skończy, o ile dobrze pójdzie, wiesz o tym? - Starłam dłonią jedną ze spływających po policzku łez. Nie miałam siły ich powstrzymywać. Teraz trzeba postawić kropkę nad i. - Nie tylko ty dusisz się w tym związku. Ja wiem, że popełniłam cholernie dużo błędów i nie byłam taką dziewczyną na jaką zasługujesz. Przepraszam za to bo zmarnowałam dwa lata twojego życia, ale mam nadzieję i wierzę w to z całego serca, że w końcu spotkasz tą odpowiednią, która cię doceni. Ja nie potrafiłam tego zrobić, ani poradzić sobie ze stresem. Jesteś najukochańszym i zarazem najbardziej wkurwiającym facetem jakiego znam, a mimo to jest z ciebie idealny materiał na chłopaka, problem w tym, że nie dla mnie.<br />
<br />
- Obiecałaś.<br />
<br />
- Wiem, pamiętam, ale ja nie uciekam, zawsze będę blisko. Jesteś dla mnie ważny i to się nigdy nie zmieni, nie wyjadę z miasta tylko dlatego, że nam się nie udało. Nie zostawiam cię, pamiętaj, że zawsze masz we mnie przyjaciółkę, kiedy tylko będziesz jej potrzebował, jestem obok. - Powiedziałam, wyciągnęłam z kieszeni klucze i odpięłam ten od jego mieszkania. Mimo iż protestował wsunęłam mu go w przednią kieszeń i odwróciłam się. Nie byłam w stanie dłużej znieść jego przesyconego bólem spojrzenia więc skierowałam wzrok na siedzących pod salą siedmiu młodych mężczyzn, moich najlepszych przyjaciół. Wszyscy tutaj, jak za dawnych, nie najlepszych czasów. Michael widząc mnie podniósł się z miejsca rozkładając ramiona abym mogła się w niego wtulić. Nie miałam na to najmniejszego zamiaru. - Nie radzę ci, nie dotykaj mnie, nawet się nie zbliżaj. Wy, gówniarze, jeszcze raz zrobicie coś takiego, rzucicie się biegiem za kimś kto może was położyć jednym naciśnięciem spustu, a przysięgam, na wszystkich w tym szpitalu, że zabiję was gołymi rękami.<br />
<br />
- Oh, lubię jak mi grozisz. - Zaśmiał się cicho Clifford i niezależnie od tego czy chciałam, czy nie objął mnie wręcz podduszając. Wbiłam mu z całej siły palce w bok, aby puścił, ale i tak zrobił to dopiero gdy miał na to ochotę wcześniej muskając ustami czubek mojej głowy. - Zachowujesz się jak matka, a nie siostra, mała, ale nikt się tu ciebie nie boi, niestety każdy z nas wie, że nie umiesz się bić.<br />
<br />
- Nie musisz się o to martwić, zapewniam, że mam swoje sposoby. - Nagle drzwi ponownie się otworzyły. Wszyscy odwrócili się w ich stronę, a ja zdałam sobie sprawę, że przez cały ten czas kogoś brakowało. Diana, nie wyszłam z nami na dwór gdy Louis został postrzelony. Nie było jej kiedy jechałam do szpitala, skąd więc wiedziała gdzie nas znaleźć? Chciałam spytać, jednak przypomniałam sobie, że jej chłopak siedział nieopodal mnie i był jedyną sensowną odpowiedzią. Reakcja dziewczyny wskazywała jednak, że to nie z nim rozmawiała, nie o niego się martwiła. Moja przyjaciółka z rozbiegu rzuciła się na mojego.. rzuciła się na Ashton'a dosłownie wieszając mu się na szyi. O ile dobrze pamiętam, Calum biegł tuż za nim, równie dobrze to jego mogło coś trafić. Gdy odwróciłam się aby sprawdzić jego reakcję była mniej więcej podobna do mojej. Irwin w tym czasie jak gdyby nigdy nic przytulił ją do siebie. Moje serce wcześniej rozbite na milion kawałków teraz przypominało czarną dziurę wsysającą resztki pozytywnych emocji. Dopiero po chwili dziewczyna przypomniała sobie, że na holu jest też Hood, który nie wydawał się być zbyt skłonny do czułości. - Myślę, że powinniśmy się już zbierać, zaraz zacznie świtać, lekarze i tak nam nic nie powiedzą, Lisa też nie może póki nie skończy zmiany, musimy więc poczekać. Może zrobimy tak, że jutro otworzymy bar z kilkugodzinnym opóźnieniem, a wszyscy przyjdziemy tutaj, co wy na to?<br />
<br />
- Jak najbardziej. - Powiedział Alex wstając z miejsca. Ruszył w moją stronę mierzwiąc dłonią moje i tak już rozczochrane włosy. Parsknęłam wywracając oczami. - I tak jutro ja z Niall'em jestem na pierwszej zmianie. Właśnie, panowie, zapraszam do samochodu nie będziecie mi się szlajać po nocach. Jeszcze zawieruszycie mi się na mieście i gdzie ja znajdę drugich takich pracowników, co? - Spytał pokazując na siedzących obok siebie blondynów, którzy grzecznie wstali i ruszyli za szefem. Wyglądali na piekielnie zestresowanych, jakby mieli przeczucie, że do nas nie pasują, jednak każdy z nas, wiedział już od pierwszego dnia, że są jednymi z nas. Nikt przecież nie trafiał do klubu przypadkowo.<br />
<br />
- Pójdę tylko do Lisy i poproszę, aby na wszelki wypadek, gdybyśmy przyjechali później, a on będzie już przytomny, poinformowała go, że byliśmy tu w nocy. Z pewnością poczuje się lepiej, że o nim nie zapomnieliśmy. - Powiedział Harry nakładając na siebie kurtkę.<br />
<br />
- Dobry pomysł. - Uśmiechnął się Michael i narzucił na mnie swoją bluzę. No tak, na dworze nie było najcieplej a ja z całego zamieszania zapomniałam zabrać swojej z baru. - Ktoś jeszcze prócz nie mającej czasu i ochoty by kupić sobie samochód księżniczki, potrzebuje podwózki? - Spytał rozglądając się po korytarzu. To nie było tak jak mówił. Ja po prostu nie znalazłam odpowiedniego auta, które będzie dobre i tanie. Nie mam zamiaru tak jak oni wydawać wszystkie oszczędności na zabawki. Póki co, zawsze znajdzie się jakiś dojazd, w ostateczności taksówka.<br />
<br />
- Damy sobie rade, uciekajcie spać, ja poczekam na Styles'a i tak mam go po drodze. - Odezwał sie Liam, tak zrobiliśmy. Gdy dotarłam pod dom wybiła czwarta pożegnałam się z przyjacielem i weszłam do mieszkania. W myślach błysnął mi pomysł pójścia spać w ubraniach, ale szybko z niego zrezygnowałam wskakując pod prysznic. Nie było mi jednak dane położyć się do łóżka, bo gdy tylko założyłam piżamę rozległo się pukanie do drzwi. Stwierdzając, że to coś ważnego, skoro ktoś jest na tyle odważny by odwiedzać mnie o tej godzinie, poszłam otworzyć. Stanęłam twarzą w twarz z Calum'em. Smutnym, zmęczonym i na dodatek mokrym co uświadomiło mi że za oknem panuje ulewa. Wpuściłam go do środka pomagając zdjąć przesiąkniętą wodą koszulę. Z bliska dało się wyczuć zapach piwa, najwidoczniej koniecznością było wstąpienie do monopolowego.<br />
<br />
- Nie wiedziałem gdzie mam się podziać, jeśli przeszkadzam.. - Zaczął, a gdy zaprzeczyłam ściągnął buty i rozsiadł się na kanapie. Wlepił ślepo wzrok w przestrzeń chyba zastanawiając się co i jak ma powiedzieć. - Shay, tym razem to ja trzasnąłem drzwiami i nie wiem czy nie popełniłem największego błędu w swoim życiu. Po prostu zdenerwowałem się, bo ona nie widzi nic złego w tym, że cały swój wolny czas spędza z Ashton'em i powoli przestaje mnie zauważać. Nie chcę abyś myślała, że uważam, że do czegokolwiek między nimi doszło. Wiem, że nie, bo to mój najlepszy przyjaciel, nie zrobiłby czegoś takiego, za długo się znamy.. to jej nie ufam. Ona nagle zaczęła zachowywać się inaczej, jakoś dziwnie, oddala się ode mnie z prędkością światła.. - Wpadł w słowotok. A więc nie tylko ja miałam wątpliwości, nie tylko w mojej głowie pojawiła się masa pytań bez odpowiedzi i podejrzenia doprowadzające do szaleństwa. - Nie wiem czy powinienem ci o tym mówić, ale kilka dni temu Irwin rozmawiał ze mną o tobie, że się boi, że jesteś z nim tylko dlatego, że cię ochroni, że wiesz jak wiele byłby dla ciebie w stanie poświęcić więc możesz być spokojna, przyszło mu do głowy, że już go nie kochasz. Wyśmiałem go, bo przecież nigdy nie chciałaś aby ratował ci tyłek, nie jesteś taką dziewczyną, wręcz przeciwnie, pewnie sama oddałabyś za niego życie. Diana jednak może taka być. Wiele przeszła, była w okropnym związku i może teraz czuje się przy mnie bezpieczna. Nie szczęśliwa, usatysfakcjonowana, ale bezpieczna. A ja ją kocham, wiesz? - Odwrócił głowę w moją stronę. Był w rozsypce, po raz pierwszy. - Od kiedy pamiętam ją kocham, ale nie jestem pewien czy to takie samo uczucie jak na początku. Bo ona już z pewnością nie jest tą samą dziewczyną, którą była. Nie ma pogodnej, radosnej, pewnej siebie Diany. Nie ma tej z którą chciałem spędzić resztę życia. Czy to źle, że jej o tym powiedziałem? Że wypomniałem jej Ashton'a?<br />
<br />
- Nie, Calum. Musiałeś to zrobić, dobrze, że powiedziałeś w końcu co czujesz. Nie możesz zawsze na wszystko się godzić i chować w sobie. Może po prostu, najzwyczajniej w świecie, się pogubiła. Każdy tak ma, że w końcu zabłądzi. Najważniejsze w tym wszystkim jest to aby znaleźć kogoś kto z powrotem naprowadzi cię na odpowiedni tor. Jestem przekonana, że gdzieś tam w środku nadal jest twoja dziewczyna i że uda wam się ją przywrócić do żywych. Nigdy nie powinniście z siebie rezygnować z powodu kilku nieprzyjemności.<br />
<br />
- Przepraszam, ale czy ty tak nie zrobiłaś?<br />
<br />
- Po pierwsze, ja nie zrezygnowałam, ja skończyłam to tylko dla naszego dobra, w końcu każde by zwariowało i pozabijalibyśmy się, po drugie, to nie o mnie mamy rozmawiać. Może miłość nie zawsze wystarczy, aby uratować to co jest między dwoma osobami, ale zawsze warto spróbować, nie możesz się poddać, nie teraz, przecież nie może być sama, nie da rady.<br />
<br />
- Nie będzie, nie jest. Ja będę jej pilnował, przecież wiesz, że zawsze będę przy niej, chodzi o to, że nie chcę być z kimś kto mnie nie kocha. - Powiedział i jego głos się załamał. Oparł łokcie na udach chowając twarz w dłoniach. Rozumiałam co czuje, z jednej strony był zobowiązany aby z nią być, bo chciał o nią dbać, czuł, że musi to zrobić, że każdy tego od niego wymaga, a z drugiej zaś coś podpowiadało mu, że choć raz w życiu powinien pomyśleć o sobie. O tym czego on chce i potrzebuje. Może właśnie coś takiego czuł przez ostatnie tygodnie Ashton? Może wcale mnie nie kochał, ale był ze mną z wyimaginowanego obowiązku. Niezależnie od tego, to nie ja byłam w centrum zainteresowania, chodziło o mojego wykończonego przyjaciela. Podniosłam się z miejsca i zmusiłam go aby zrobił to samo przesiadając się na fotel.<br />
<br />
- Jutro sobie na spokojnie o tym porozmawiamy, jak się wyśpisz i będziesz myślał trzeźwo. - Wyciągnęłam pościel i zaścieliłam mu kanapę, po czym podeszłam do szafy i wyciągnęłam największą, niegdyś jeszcze koncertową koszulkę zespołu green day. Rzuciłam mu ją przez chwilę przyglądając się jak się rozbiera. Był ładnie zbudowany, wysoki, nie przesadnie napakowany, lecz wysportowany. Nie jednej zawrócił i zawróci jeszcze w głowie.<br />
<br />
- Kochanie, twój wzrok nie pozwala mi się ubrać. Ja wiem, że mamy dużo wspólnego, nasze związki się sypią, ale niezależnie od wszystkiego, nie pomogę ci rozładować stresu. Żadnego dobierania, choćbyś błagała. Za dużo o tobie wiem aby ryzykować. - Zaśmiał się nakładając mi na twarz swoją koszulkę. Wywaliłam ją na ziemię czując, że ze wstydu robię się czerwona. Przynajmniej poprawiłam mu humor.<br />
<br />
- Rozładować stres? Jesteś obrzydliwy i nie pochlebiaj sobie proszę, mój wzrok miał jedynie świadczyć o tym, że nie wyglądasz jak pulchny pączuszek sprzed kilku lat, co nie zmienia faktu, że twoje słowa były cholernie niepoprawne, dość odrażające i pod żadnym pozorem nie wchodziły w grę. - Roześmiana wykrzywiłam się popychając go na łóżko, orientując się przy tym, że niezależnie od tego jak przystojni byli moi przyjaciele, nigdy nie potrafiłam spojrzeć na nich w ten sam sposób co na Irwin'a. Od samego początku zastępowali mi rodzinę i za nic bym tego nie zmieniła. Reakcja Calum'a pokładającego się ze śmiechu wskazywała, że takie relacje damsko-męskie bez żadnych podtekstów seksualnych są możliwe. Chłopak wstał, przytulił się do mnie, podziękował, cmoknął mnie w czoło i ponownie rzucił się na kanapę. Zgasiłam mu światło i zrobiłam to samo w sypialni mając nadzieję, że to była ostatnia pobudka przed tą planowaną.<br />
<br />
Na szczęście obudził mnie dopiero zapach śniadania, a później radość, że ktoś naprawdę je dla mnie zrobił. Zegarek wskazywał jedenastą, cóż sześć godzin nie jest najgorszym wynikiem. Wyszłam przeciągając się do salono-kuchnio-jadalni zastając krzątającego się Hood'a. Dobrze było widzieć, że miał lepszy humor już od samego rana, a na dodatek wyręczył mnie z gotowania. Bosko. Zaspana machnęłam mu ręką na dzień dobry i usiadłam przy blacie. Pod nos podstawił mi jajecznicę i tosty. Chciałam poprosić jeszcze o kawę, ale nim zdążyłam to zrobić ona także znalazła się pod ręką.<br />
<br />
- Mały rewanż, za to, że mnie przygarnęłaś, wysłuchałaś i pozwoliłaś przenocować. - Powiedział ze swoim chłopięcym uśmiechem siadając obok mnie. Od kiedy to wielki wyczyn, że pozwala się spać najlepszemu przyjacielowi w swoim mieszkaniu?<br />
<br />
- Jeśli tak ma wyglądać każdy poranek, to mój drogi, nie ruszasz się z tej kanapy. - Zapewniłam wgryzając się w chleb. Nawet tosty robił lepsze ode mnie. Czy każdy facet jakiego znam musi tak dobrze gotować? - Jakieś wieści o tej godzinie?<br />
<br />
- Dość sporo. - Po uśmiechu wywnioskowałam, że dobre. - Lisa wracając ze swojej zmiany dzwoniła, że Louis jest cały, nic wielkiego mu się nie stało więc szybko się z tego wyliże, w południe mamy u niego być, wypadałoby mu coś kupić więc zjesz, zajedziemy do mnie po jakieś rzeczy, bo nie mam zamiaru pożyczać twoich dżinsów i skoczymy do sklepu. Jutro są urodziny Ashton'a, także pomożesz mi coś dla niego znaleźć, co? - SZLAG. Sama powinnam coś dla niego kupić, po wszystkim, mój dotychczasowy prezent raczej się nie nada. - Michael powiedział, że dopilnuje aby dopiero w piątek wieczorem przyjechał, zapewnił, że zaprosił wszystkich znajomych jacy przyszli mi do głowy, a Alex obiecał, że o niczym nie zapomni, także impreza powinna się udać. Na dodatek myślałem o tobie..<br />
<br />
- Jeśli chodzi o wczorajszą rozmowę, zapomnij, to naprawdę nie był ten wzrok..<br />
<br />
- Matko, nie o to mi chodziło. Naprawdę tylko jedno ci w głowie? Wstydziłabyś się. - Zaśmiał się kręcąc głową z niedowierzania. - Miałem na myśli to, że zawsze grozisz nam, że nauczysz się bić i pokopiesz nam tyłki, to może nie być takim złym pomysłem jakim wydawało mi się do tej pory. Wręcz całkiem dobrym, jeśli twoim trenerem zostałby ktoś taki jak ja. Nie mówię, że kiedykolwiek wejdziesz na ring, bo doskonale zdajesz sobie sprawę, że nie masz tam wstępu, ale nie zaszkodziłaby znajomość kilku ciosów.<br />
<br />
Oczywiście, za każdym razem gdy rzucałam do nich takimi tekstami robiłam sobie jaja, ale w tym momencie musiałam się z nim zgodzić. Praca nad moją wiecznie marną kondycją wyszłaby mi an dobre przydając się chociażby do ucieczki która w niektórych przypadkach potrafi uratować życie. A kto wie, jeśli co nieco mi wyjdzie to przy spotkaniu z tajemniczą blondynką zawsze może się przydać. Żaden z chłopaków nie podniesie na nią ręki, a mi prócz braku umiejętności nic nie stoi na przeszkodzie.<br />
<br />
- Kiedy i gdzie a będę. - Zapewniłam i z ochotą dojadłam śniadanie. Od dawien dawna nie zjadłam aż tak dużej porcji o tak wczesnej godzinie. Dziękując wróciłam do sypialni. Wschodzące słońce upewniło mnie, że jest na tyle ciepło, aby złożyć dość luźne, krótkie czarne spodenki z wysokim stanem i brązową koszulkę z podwiniętymi rękawami. Związując w koka włosy wróciłam do czekającego cierpliwie przyjaciela. Zabrałam torebkę i wyszliśmy. Po drodze do szpitala odhaczyliśmy wszystkie podpunkty. Calum przebrał się a za prezent posłużyć nam miała płyta ulubionego zespołu Louis'a i zestaw czekolad, gdyż żadne z nas nie mogło zdecydować się na jedną. Gdy dojechaliśmy na miejsce chłopak na szczęście czuł się już znacznie lepiej, a na widok odwiedzającej go grupy mało nie wyskoczył z łóżka. Ile razy mogę powtarzać, że nie zostawiamy przyjaciół w potrzebie aby w końcu mi ktoś uwierzył? Po dwóch godzinach rodzinnej atmosfery i rozmów odezwał się mój telefon. Na wyświetlaczu pojawiła się wiadomość od Lisy.<br />
<br />
Do: Shay<br />
Od: Lisa<br />
Treść: Mam prośbę, to pilne, możesz przyjechać?<br />
<br />
Prośba. Pilne. Oczywiście, że mogę, tylko co tym razem się stało?<br />
<span style="font-size: x-small;">__</span><br />
<span style="font-size: x-small;">krótszy, mam nadzieję, że się spodoba, piszcie co myślicie!</span><br />
<span style="font-size: x-small;"><br /></span></div>
lovelycarohttp://www.blogger.com/profile/06357248859133261526noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3820513223694416353.post-1302439331473015502015-07-30T03:29:00.002-07:002018-08-23T15:51:30.361-07:00|chapter.six| run.<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;"><u>run.</u></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEidpeidct5Gr9gHqP5WD15gR3PaQceUxYDM4wo2P1jM7MymBbhevLavfxWfVxqLkuu-0yJs_qcUUFhQ-wDFjU9v5zfT7Er9wh48iFc2zzDHR9MrWIvp0ehKI7zbp-zUOlSSYC_H4TkAMCU/s1600/large.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="128" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEidpeidct5Gr9gHqP5WD15gR3PaQceUxYDM4wo2P1jM7MymBbhevLavfxWfVxqLkuu-0yJs_qcUUFhQ-wDFjU9v5zfT7Er9wh48iFc2zzDHR9MrWIvp0ehKI7zbp-zUOlSSYC_H4TkAMCU/s320/large.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;">awolnation - run</span></div>
- Przepraszam za niego, gdybym tylko wiedziała przypomniałabym mu, jestem przekonana, że nie zrobił tego umyślnie, wiesz jaką on ma słabą pamięć do dat i jak bardzo chce dać ci tę pracę. - Zaczęłam stawiając przed nim piwo. - To pewnie głupie pytanie, ale dzwoniłeś do niego? Może jeszcze zdążyłby tam przyjechać?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Dzwoniłem do wszystkich, nawet jego współpracowników, bo sam miał wyłączony telefon. Koniec końców, z ust do ust dowiedziałem się że jest z Dianą, która także nie raczyła odebrać, stwierdziłem więc, że są sobą bardzo zajęci. Nie chcąc przeszkadzać, zrezygnowałem i znalazłem się tutaj. - Upił kilka łyków, po czym utkwił we mnie wzrokiem jakby się nad czymś zastanawiał. - W sumie, skoro twój chłopak.. prawdopodobnie w tym momencie bawi się z inną dziewczyną.. - Calum zatrzymał się w drodze do klientów odwracając się w moją stronę. Nie wiem które z nas było bardziej zaskoczone, jednak zdecydowanie żadne nie chciało aby kończył swoją błyskotliwą myśl. - Nie jestem najgorszą partią.. może więc ty chciałabyś spędzić trochę czasu ze mną? - Hood czekał na dalszy przebieg wydarzeń, wiedząc czego będę się mogła spodziewać złapałam Jack'a a za koszulę i odciągnęłam na sam koniec blatu. - Shay, skarbie, nie chcę cię zranić, ale nie oszukujmy się, nikt nie wyłącza telefonu spotykając się jedynie z przyjaciółką..</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Ashton pomaga jej z przeprowadzką, to chyba normalne, dlatego byłabym wdzięczna jakbyś nie snuł bezpodstawnych oskarżeń, bo psujesz mi humor, który sam w sobie nie jest najlepszy. - Zabrałam jego pusty kufel i sięgnęłam po kolejne piwo. - Nie pomyślałabym, że kumpel będzie gadał takie bzdury po tylu latach, nie chcę cię wyrzucać, czy chronić, to nie moja robota, ale proszę cię jeśli jeszcze raz przyjdzie ci do głowy, że Diana zdradziłaby Calum'a a Ashton mnie, poważnie się zastanów czy chcesz u niego i tutaj pracować.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Naprawdę jesteś tak naiwna? Może muszę ci przypomnieć ile razy wcześniej Irwin pakował się w takie sytuacje? Jak dla mnie to i tak dobrze, że wytrzymał tyle czasu bez skoku w bok, a nie oszukujmy się Diana jest naprawdę ładną dziewczyną i już nie raz miała skłonność do nieodpowiednich decyzji i związków. - Gdyby nie to, że Hood musiał zająć się klientami i przestał wlepiać w nas wzrok, prawdopodobnie nie pozostawiłby tego bez reakcji. Na szczęście, bo niezależnie od tego co mówił, nie chciałam widzieć jak obrywa. - Przyznaj, jesteś słodką dziewczynką, a oni znacznie bardziej pasowaliby do siebie charakterem, są tak samo zachłanni życia i lubią ryzykować, ty potrzebujesz stabilizacji, jeśli chcesz mogę się tobą zaopiekować. Zważając na to, że był z tobą tak długo, musiałaś być niezła..</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Jack, nie mam pojęcia o czym mówisz i dlaczego to robisz. Niezależnie od tego co się dzieje, nie wpieprzaj się w nasze związki bo możesz narobić sobie problemów, a chyba nie chcesz skończyć tutaj bez przyjaciół. Nie wypowiadaj się tak o nikim jeśli nie masz nic sensownego na poparcie swoich tez. Dobrze ci radzę, bo następnym razem nie zabiorę cię od Calum'a, nie będę ratować ci tyłka. - Spojrzałam w stronę przyjaciela, który zniecierpliwiony chodził po całej sali nie spuszczając ze mnie wzroku. - Ashton obiecał ci pracę i dał ciała, wiem o tym, ale nic nie usprawiedliwia twojego szczeniackiego zachowania. Zamiast tego radziłabym ci poczekać i poprosić o wytłumaczenie, ale na to może być niestety za późno ponieważ znając zasady tego miejsca i podejście do nich, Hood mógł słyszeć wystarczająco i nie omieszka poinformować Irwin'a. - Chłopak burknął coś pod nosem i przesiadł się do innej części baru, a ja przez kolejne godziny zastanawiałam się czy to co mówił nie jest przypadkiem zgodne z prawdą. Sama wizja najlepszej przyjaciółki z moim chłopakiem była dość okrutna i zbyt realistyczna. Jack wiedział co mówił, Diana była naprawdę piękną dziewczyną, na dodatek energiczną, a on przed naszym związkiem słynął z sypiania z kim popadnie, o ile dobrze pamiętam jego ostatni związek właśnie przez to się skończył. Z resztą dziś wolne miało kilku równie silnych i zaradnych chłopaków z naszej paczki, którzy też z pewnością by jej pomogli.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Jack'owi odbiło, nie myśl o tym, mała. Już za długo szuka roboty, więc po prostu się zdenerwował gdy Irwin go olał i spróbował to niestety odreagować na tobie. Nie zachował się najlepiej, ale nie powinnaś się tym przejmować.. - Powiedział Calum podchodząc i przytulając mnie do siebie. W tym momencie przestałam się martwić o swój związek tylko o reakcję mojego chłopaka. Chciałam mieć nadzieję, że przyjaciel o niczym mu nie powie, ale czując, że i on jest zdenerwowany, nie miałam na co liczyć. - Może zamówimy coś na obiad, co? Ludzi i tak nie ma za wiele, a już po drugiej. Nie będziemy siedzieć tu głodni do siedemnastej.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Ashton, miał tu przyjechać, ale znając życie pojawi się dopiero pod wieczór. - Spojrzałam na telefon by upewnić się, że nie dzwonił. Cóż, przy przeprowadzce musi być cholernie dużo roboty, widocznie przewożenie kartonów i krzeseł okazało się bardziej czasochłonne. - Pizzeria ma większe szanse nie zostawić nas na lodzie, także jedna, duża hawajska tylko i wyłącznie dla mnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Grubas. - Zaśmiał się i nim go kopnęłam zniknął w magazynie. W głośnikach wiszących tuż przy suficie zabrzmiały pierwsze dźwięki kawałka the 1975. - And this is how it starts.. - Zaczął Calum wracając za bar wykonując przy tym kilka ruchów mających imitować taniec. Powoli podszedł od tyłu łapiąc mnie w talii wymuszając abym zaczęła bujać się razem z nim. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Use your hands in my spare time. - Nieudolnie zaśpiewałam wczuwając się w piosenkę. Hood złapał mnie za rękę i obrócił wokół własnej osi. Powoli olewając i odsuwając się od klientów zaczęliśmy wirować po całej wolnej przestrzeni za barem mimo iż żadne z nas nie potrafiło tańczyć. Przyjaciel nie wyglądał jakby mu to przeszkadzało, gdy jednak któryś z mężczyzn przypomniał nam, że jesteśmy w pracy, donośnie wołając o piwo, odsunęłam się od chłopaka, który automatycznie usiadł na blacie i zaczął grać na swoim wyimaginowanym basie. Jeszcze kilka lat temu zawzięcie sam chciał założyć swój zespół, ale skończył tutaj, gitara pewnie do tej pory kurzy się u rodziców. W takich momentach żałuję, że mu się nie udało, choć jeszcze wszystko przed nim. - Może powinniśmy wybrać się w końcu na jakiś dobry koncert? Na ostatnim byliśmy może trzy lata temu, trochę nas ominęło.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Cóż, pewnie dlatego, że do tej pory nie mieliśmy czasu, ale gdy tylko ktoś ciekawy będzie w okolicy obiecuję, że nikt i nic nie stanie nam na drodze. - Uśmiechnął się stając tuż obok i popychając mnie biodrem. - Bar w końcu zaczął przynosić tyle zysków, że spokojnie możemy pomyśleć nad zatrudnieniem dodatkowego pracownika. Alex i tak mówił o wykupieniu kolejnego magazynu, kawałek za miastem, ponoć całkiem przyzwoita okolica, można by się tam zakręcić. Michael i Harry od kiedy założyli studio i tak nie mają czasu tu pracować, Ashton'a ostatni raz widziałem w pracy może rok temu i nie można mu się dziwić, ma na głowie firmę, która też coraz lepiej się rozwija. Liam i Lisa też odpadają, chyba, że mają urlop. Jack jak widać na razie szuka lepszej posady. Pozostajemy my, Niall i Luke w ostateczności Diana, ale ona też przychodzi tylko kiedy jest naprawdę potrzebna. Każdy ruszył w swoją stronę, bar przestał być priorytetem.<br />
<br />
- To nie tak, bar nigdy nie był i nie miał być głównym przypływem pieniężnym. Założyliśmy go, bo mieliśmy za co i chcieliśmy mieć swoje miejsce, nikt nie wierzył, że tak szybko się to wszystko rozwinie, mieliśmy cholernego farta, że nam się udało. Nikt nie zrezygnuje z udziałów, bo to rodzinna inwestycja, ale dobrze, że mają czym się zajmować, zwariowaliby żyjąc w taki sposób do emerytury. - Zaśmiałam się wyobrażając sobie nas wszystkich w tym miejscu po sześćdziesiątce. - Co do nowej osoby to też o tym myślałam, trzeba będzie usiąść i to przegadać, choć naprawdę lubię tu pracować. - Wyciągnęłam z lodówki wodę i upiłam kilka łyków. Dziś zdecydowanie było cieplej niż zwykle, nawet pogoda zaczynała zadziwiać. Pierwszy lipca zobowiązuje, może w końcu zacznie się prawdziwe lato. - Tak czy inaczej, trzeba poczekać czy uda się to w ogóle kupić i ile będzie kosztował remont. - W tym momencie przez próg przeszedł nasz obiad. Mój żołądek zrobił fikołka ze szczęścia. Weszłam do magazynu po portfel, ale nim zdążyłam go przynieść Calum zdążył już zapłacić.<br />
<br />
- Naprawdę liczyłaś, że pozwolę ci zapłacić? - Wyśmiał mnie podając mi moje pudełko. Wywróciłam oczami wgryzając się w pierwszy kawałek. Właśnie tego mi było potrzeba, do czasu aż zauważyłam Dianę i Ashton'a. Humor mimo iż nie powinien, nieco się zepsuł. Oni zaś wręcz przeciwnie, wyglądali na zaskakująco rozpromienionych. - Proszę bardzo, załapaliście się na obiad. - Powiedział przyjaciel podsuwając swojej dziewczynie pizzę pod nos. Ja złapałam za stołek barowy i rozsiadłam się próbując skupić wszystkie zmysły tylko i wyłącznie na piekielnie dobrym smaku. Przecież nie zrobili nic złego?<br />
<br />
- Jedliśmy na mieście. - Odpowiedział mój chłopak i boom, zapoczątkował kolejną serię scenariuszy w mojej głowie. - Muszę przyznać, że całkiem ładnie to wasze mieszkanie wygląda, może sami powinniśmy rozejrzeć się za czymś większym. Michael cały czas narzeka, że już mu się to stare nie podoba. Trochę ciasno.<br />
<br />
- Zawsze możemy się zamienić, wy zamieszkacie u mnie, a ja zostanę u was. - Wzięłam kolejnego gryza. Chciałam powiedzieć, że mieszkanie kupili pół roku temu i przed moją przeprowadzką nie słyszałam aby któryś z nich narzekał, że mu coś nie odpowiada, więc jeśli był to podtekst to załapałam, jednak wolałam nie zaczynać takich rozmów w pracy. - Narzekacie jak baby, nie jedna osoba chciałaby tak mieszkać. Może w ogóle powinniście sobie kupić jakiś porządny dom na przedmieściach, każdy dostałby po piętrze.<br />
<br />
- Myślałem o tym, ale przedmieścia wydają się zbyt przygnębiające, Diana za to pokazała mi kilka całkiem ciekawych ofert w samym centrum, blisko firmy, zna się na tym. Pomyślałem, że w przyszłym tygodniu jak będzie miała wolne to pojeździ ze mną po mieszkaniach, a później ty zobaczysz czy ci pasują. - Fakt, to przecież całkiem normalne, że chłopak chce oglądać mieszkanie dla was z kimś innym. To o niczym nie świadczy.<br />
<br />
- Mi się podoba moje mieszkanie, wprawdzie nie jest największe i najlepiej usytuowane, ale nie mam aż tak wielkich wymagać jak wy. Może jednak, przy okazji, powinieneś zabrać ze sobą Clifford'a który też może mieć coś do powiedzenia w tej sprawie? Jakby nie patrzeć on także będzie tam mieszkał. - Zaproponowałam odkładając pudełko na blat. Nie chcąc dalej tego słuchać ponownie zabrałam się za klientów. Po chwili jednak Ashton znalazł się tuż obok mnie. - Jeśli chcesz piwo nie musisz stawać w kolejce, chyba nie zapomniałeś gdzie leży.<br />
<br />
- Nie chcę, prowadzę, za to mam ochotę spędzić trochę czasu ze swoją dziewczyną. - "Szkoda, że nie pomyślałeś o tym gdy rozmyślałeś o naszej przyszłości z moją przyjaciółką" pomyślałam, ale to także zostawiłam dla siebie. Ostatnimi czasy i tak zbyt często się kłócimy. Chciałam powiedzieć cokolwiek, ale zabrzęczał mój telefon.<br />
<br />
Do: Shay<br />
Od: Styles<br />
Treść: Bez dokumentów nie wydadzą mi zamówienia, ktoś musi je przywieźć.<br />
<br />
- Widzisz, twoja dziewczyna nie ma jednak teraz czasu, choćby bardzo chciała, ale możesz się przydać i stanąć za barem, jakbyś czegokolwiek zapomniał, Calum ci pomoże. Harry nie wziął papierów, a bez dostawy nie mamy po co otwierać, także godzinka i jestem z powrotem. - Uśmiechnęłam się dość sztucznie i ruszyłam w stronę przyjaciela. - Byłbyś na tyle dobry i pożyczyłbyś mi swój samochód? Ashton nigdy nie pozwoli mi poprowadzić swojego.. - Bez jakichkolwiek pytań podał mi kluczyk i ruszyłam mijając Irwin'a. A przynajmniej spróbowałam to zrobić, bo złapał mnie za rękę. - Nie dałbyś mi audi, będę uważać, spokojnie. - Mruknęłam wyrywając się.<br />
<br />
- Mogę cię przecież zawieźć..<br />
<br />
- Umiem prowadzić, a ktoś tu musi zostać. Jeśli nie chce ci się tu stać, zamień się z Dianą, ale ja dam sobie radę sama, zapewniam. - Przerwałam mu i podziękowałam, że Styles ma taką słabą pamięć. Moja bujna wyobraźnia nie pozwoliła mi nawet spojrzeć mu w oczy a co dopiero spędzić trochę czasu razem. Póki nie wyrzucę z umysłu wizji zdrady, powinnam trzymać się z daleka, żeby nie wywołać burzy bez powodu. Z tą myślą godzinę później znalazłam się pod większym magazynem. Wyjątkowo zdenerwowany przyjaciel stał oparty o busa.- Oh, kochanie, następnym razem zapomnisz głowy przyjeżdżając tutaj. Może zacznę wysyłać ci powiadomienia o tych dokumentach, bo najwidoczniej ostatnie lata nie nauczyły cię, że bez nich, choćby znali cię na wylot, nie dadzą ci nawet reklamówki.<br />
<br />
- Pamiętałem, że mi nic nie wydadzą i tego się trzymałem, na tyle, że najważniejsze mi umknęło. Przepraszam, że napisałem do ciebie, ale chłopacy pewnie urwaliby mi łeb jakbym ich tu zaciągnął, a ja naprawdę nie chciałem wracać się i tracić kolejną godzinę. - Uśmiechnął się nieco zażenowany.<br />
<br />
- To nie problem, mi też się przydała chwila wytchnienia od tamtego miejsca, z resztą dawno nie wyjeżdżałam za miasto, taka wycieczka to więc spory plus. - Zapewniłam, dałam mu kartki i poczekałam aż wszystko zapakują. Na wszelki wypadek schowałam je później z powrotem do siebie, aby nie dawać mu chociaż okazji do zgubienia. Przezorny zawsze ubezpieczony. - Do zobaczenia, na miejscu. - Pomachałam mu i wsiadłam do samochodu zadowolona, że na dwie godziny uniknęłam konfrontacji, na dodatek z mojej zmiany pozostało tylko kilkanaście minut. <br />
<br />
Gdy przyjechałam do baru nikt jednak nie zajmował się pracą. Już od wyjścia z samochodu dotarły do mnie krzyki, które z pewnością nie świadczyły o niczym dobrym. Przeklęłam pod nosem i otworzyłam drzwi. W tej samej sekundzie Jack uderzył o ścianę pół metra ode mnie i upadł na ziemię. Rozwścieczony Ashton złapał go za rękę podnosząc do góry jak kukiełkę. Przez chwilę wpatrywałam się jak w szale zadaje cios za ciosem. Przeciwnik, jeśli tak można nazwać ledwo utrzymującego się na nogach chłopaka nawet nie próbował się bronić. Przed kolejnym uderzeniem byłam nieco szybsza odpychając go z całej siły. W ostatnim momencie Irwin zorientował się kto przed nim stoi.<br />
<br />
- Zejdź mi z drogi. - Warknął, ale nie zareagowałam. Jeśli ja odejdę, nikt mu nie pomoże. - W tej chwili! - Złapał mnie za ramiona i siłą odsunął na bok. Nie na długo, bo w mgnieniu oka ponownie znalazłam się tuż przy nim zakrywając leżącego chłopaka. - Shay, co ty robisz? Dobrze wiesz, że mu się należy. Nikt mający czelność nazywać się moim przyjacielem nie ma pierdolonego prawa proponować ci..<br />
<br />
- Zrobiłeś swoje, jest ledwo żywy. - Powiedziałam spoglądając kątem oka na Calum'a. Wyglądał na wyjątkowo zadowolonego swoją nieprzemyślaną decyzją o poinformowaniu Ashton'a o głupiej gadce przyjaciela. Owszem, Jack był narwany, zawsze powiedział o jedno słowo za dużo, może w tym wypadku o kilka zdań, ale niezależnie od tego przez tyle lat był przy nas i choćby ze względu na to nie zasłużył na utopienie się w kałuży krwi na środku baru, a właśnie do tego całą ta sytuacja zmierzała. Nie znajdzie się bowiem odważny aby stanąć w jego obronie, nikt nie złamie zasad, na szczęście mnie one nie dotyczą. - Zostaw go.<br />
<br />
- Naprawdę go bronisz? - Parsknął robiąc krok do tyłu. - A może w ogóle nie powinienem go ruszać, co? Może tobie spodobała się ta propozycja a ja wam psuje plany? - Spytał krzyżując ręce na piersi. - Wystarczy, że się zakręcił i uświadomiłaś sobie nagle, że jeden chłopak to za mało? No chyba, że starał się już wcześniej.<br />
<br />
- Nie bądź śmieszny. Doskonale wiesz, dlaczego cię powstrzymuje. Może w tym momencie twój ograniczony do agresji umysł tego nie rozumie, ale nie potrafisz się powstrzymać, nie masz żadnych pieprzonych granic, a ja nie chcę abyś odpowiadał za morderstwo. Na dodatek nie ty w tym związku powinieneś mieć wątpliwości co do wierności, nie zrobiłabym ci tego. Pozwól więc, że to ja zadam kluczowe pytanie. Jedna dziewczyna to za mało? Wracasz do korzeni?<br />
<br />
- Że co proszę? Co znów wymyśliłaś? Od ostatnich dni nie mam pierdolonego pojęcia o co ci chodzi. Nie wiem co takiego ci robię, że raz za razem naskakujesz na mnie z jakimś kolejnym wyimaginowanym problemem znikąd. Ty nigdy mi kurwa nie zaufasz, a ja już ni chuja nie nadążam za twoimi cholernymi humorami, to już dla mnie za wiele, naprawdę nie widzisz tego co z nami zrobiłaś?<br />
<br />
- Skoro mi nie wierzysz, tak bardzo cię wkurwiam i nie miałeś jaj aby powiedzieć mi to sam na sam zamiast przy publiczności, proszę bardzo, droga wolna, nie musisz dalej cierpieć. Możesz wrócić do puszczania się po kątach z byle kim. - Powiedziałam najspokojniej jak umiałam, nie mając jednak odwagi aby utrzymać kontakt wzrokowy. Stanął bez słowa, a ja pomogłam podnieść się Jack'owi. Zaprowadziłam go do jego samochodu wcześniej zabierając kluczyki i zajęłam miejsce kierowcy. Najszybciej jak mogłam odjechałam z podjazdu i już po kilku minutach znajdowaliśmy się pod jego blokiem.<br />
<br />
- Dziękuje? - Odezwał się niepewnie biorąc ode mnie kluczyki.<br />
<br />
- Mam w dupie twoją wdzięczność, zapamiętaj to sobie, nic mi nie jesteś winien, nic od ciebie nie chcę, zrobiłam to tylko i wyłącznie dla mojego sumienia, nienawidzę patrzeć jak komuś robi krzywdę, a nie wyszedłbyś z tego cało. Nie miałam ochoty zbierać cię z posadzki i równie mocno nie chcę cię więcej widzieć na oczy. - Mruknęłam i wysiadłam trzaskając drzwiami. Ruszyłam pieszo do mieszkania Ashton'a, które na szczęście było dość blisko. Kwadrans później pakowałam do torby ostatnie pozostawione w mieszkaniu rzeczy. Trwało to znacznie dłużej niż powinno, przyczyną czego był czerwonowłosy chłopak wyrzucający wszystko co się w niej znalazło.<br />
<br />
- Jeśli nie powiesz mi co się dzieje możesz zapomnieć, że cię wypuszczę. - Powiedział łapiąc za rączkę i odrzucając torbę na drugi koniec sypialni. Zdenerwowana odepchnęłam go od siebie i jednym ruchem wrzuciłam wszystkie rzeczy które wyleciały na podłogę. Zwinnie zapięłam zamek i odwróciłam się by poszukać kluczy, Michael znalazł je szybciej i mocno ściskał w dłoni. Świetnie, zamierzał mi nawet teraz utrudniać życie. - Shay, nigdzie nie idziesz póki mi wszystkiego nie wytłumaczysz.<br />
<br />
- Sęk w tym, że ja nie proszę cię do licha o pozwolenie, kiedy w końcu uświadomicie sobie, że mam prawo do podejmowania swoich decyzji? Nawet jeśli mają być złe, mam to w dupie. - Przewiesiłam torbę przez ramię i spróbowałam mu je wyrwać. Chłopak miał inne plany. Zamiast podjęcia walki ze mną, objął mnie i dość mocno do siebie przytulił gładząc dłonią moje plecy. Po chwili wahania schowałam się w jego ramionach pozwalając sobie na kilka pojedynczych łez spływających teraz wolno po moich policzkach.<br />
<br />
Naprawdę nie chciałam go zostawiać, nie chciałam stąd wychodzić, nie chciałam być bez niego. Nigdy nie wyobrażałam sobie co będzie jeśli się rozstaniemy, nie brałam tego nawet pod uwagę. W końcu od dwóch lat był całym moim życiem. Jednak w obliczu takiej sytuacji nie miałam już odwrotu. Dotarło do mnie, że Ashton miał rację, to była moja wina, że nie potrafiliśmy się zrozumieć, miał prawo się dusić, stawałam się z dnia na dzień coraz bardziej nieznośna. Mówiłam za dużo, denerwowałam się za szybko. Nigdy nie słuchałam tego co miał do powiedzenia, wszystko robiłam po swojemu. Nie potrafiłam na spokojnie wytłumaczyć i zawsze to moje musiało być na wierzchu. Odreagowywałam na nim wszystko co mi się nie udawało. Byłam jednym, wielkim workiem wypełnionym po brzeg wadami. Sama bym ze sobą nie wytrzymała. Niezależnie od tego jak bardzo mnie kochał, a wiem, że tak było, nie mógł wiecznie ze mną cierpieć, nie miałam mu tego za złe. Nie mogłabym mieć.<br />
<br />
Zrozumiałam, że był moim przeciwieństwem. Wszystko co robił, robił z myślą o mnie lub najbliższych. Zawsze wszystko poświęcał, nigdy nie stawał siebie na pierwszym miejscu. Dbał o mnie najlepiej jak mógł, akceptował wszystko co robiłam. Do tej pory za każdy mój błąd przepraszał i brał na klatę z zaciśniętymi zębami. Nie marudził, nie narzekał, zamiast tego słuchał, doradzał i był kiedy go potrzebowałam. Nie doceniałam tego, jak ostatnia idiotka myślałam, że na to zasługuje. Bzdura. Byłam przez cały ten czas przekonana, że to dalej za mało. Wiedział co mówił. Każdą skazę, którą na nim znalazłam, wymyśliłam próbując się tym dowartościować. Chciałam aby się zmienił, a to nie on powinien to zrobić. Tyle, że ja nie najzwyczajniej w świecie nie potrafiłam, a on sam by nie odszedł, nie umiał mnie zostawić. Może sytuacja w barze otworzyła mu w końcu oczy, że nie jestem materiałem na dziewczynę, że znajdzie sobie kogoś lepszego, kto go doceni i da mu nieco więcej szczęścia niż ja.<br />
<br />
Wzięłam głębszy wdech odsuwając się od przyjaciela, który zamiast do wyjścia zaprowadził mnie na kanapę. Usiadłam podciągając nogi i przytulając je do siebie. Po chwili w moich dłoniach znalazł się kubek ulubionej, owocowej herbaty, której aromat z prędkością światła rozniósł się po pokoju. Kolejne minuty mijały w ciszy, chyba żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć.<br />
<br />
- Co ten dupek ci zrobił? - Spytał Michael przysuwając się nieco bliżej i obejmując mnie ramieniem.<br />
<br />
- Nie on mi tylko ja jemu, nie oszukujmy się, raczej z moim charakterem nie nadaję się na dziewczynę i tak dobrze, że dał sobie ze mną radę i nie zwariował przez ostatnie dwa lata. - Odpowiedziałam opierając brodę na kolanach. Wysunęłam rękę w stronę kubka i upiłam kilka łyków. Za gorąca. - Nawet taki chłopak jak on, nie wytrzymał, chyba nie ma dla mnie już nadziei.<br />
<br />
- Nie pieprz głupot, proszę cię. Mam ci przypomnieć ile razy byliście szczęśliwi? Chyba zapomniałaś maleńka jak jego życie wyglądało przed waszym związkiem. Jesteś najlepszym co go spotkało, zmieniłaś go na lepsze, wolę nie myśleć jakby wszystko się potoczyło, gdybyście się nie związali. - Poziom troski powoli rozsadzał ten pokój. Jak on daje sobie ze mną radę? On, Calum, Harry, Alex.. jaką cierpliwość musieli do mnie mieć. Przecież w stosunku do nich też nie zawsze zachowywałam się w porządku. - Wydaje ci się, że Lisa z Alex'em się nie kłócą?<br />
<br />
- Myślę, że ona go docenia, sprawia, że czuje się ważny i kochany. Każdy na to zasługuje. Ja to dostałam, zabrałam wszystko co dobre, nie dając nic w zamian. Masz rację, zmieniłam go, od początku to robiłam, ale nie byłabym taka pewna czy na lepsze. Przede mną był szczęśliwy, może zbuntowany i zbyt skory do ryzyka, ale <u>zawsze</u> szczęśliwy, nie zaprzeczysz. Ze mną już tak nie jest, najwyższy czas aby się uwolnił..<br />
<br />
- Uwolnił? Nie rób z siebie takiej strasznej osoby, mała. Znamy cię dłużej niż dwa lata i jasne, że nie jesteś idealna. Oczywiście, popełniłaś kilka błędów. Nie oczekuj od siebie proszę więcej niż możesz zrobić. Pamiętaj, że Ashton właśnie taką cię pokochał, z taką dziewczyną chce być. Gdyby było inaczej znalazłby sobie kogoś innego. Nie możesz się zadręczać i rezygnować gdy coś wam nie wychodzi. - Zabrał z moich drżących dłoni kubek i odłożył go na stolik. - Przez tyle czasu daliście sobie radę, dacie też z tym o ile się nie poddacie.<br />
<br />
- Powiedział, że to dla niego zbyt wiele. Nie pocieszaj mnie, zasłużyłam na każde słowo. Zniszczyłam to co mieliśmy z własnej głupoty i arogancji. Ashton to zrozumiał, przejrzał na oczy, jestem inna niż myślał, ma szanse zacząć od nowa.<br />
<br />
- Co powiedział? Porozmawiam z nim..<br />
<br />
- Nie, ta sprawa ma zostać zamknięta, dla jego dobra. Cieszę się, że ze mną porozmawiałeś, że mogę na ciebie liczyć niezależnie od tego jaka jestem. - Poklepałam go po ramieniu i wstałam ruszając do drzwi. Ponownie przewiesiłam torbę przez ramię i chciałam złapać za klamkę jednak drzwi otworzyły się nieco wcześniej. Nasze oczy spotkały się na kilka sekund, nie mogłam oderwać od niego wzroku póki on nie spuścił swojego na mój bagaż. Jeśli chciał cokolwiek powiedzieć nie pozwoliłam mu na to wymijając go i wychodząc.<br />
<br />
Bez samochodu i pieniędzy na taksówkę musiałam zdecydować się na spacer. Dwa, trzy kilometry na świeżym powietrzu powinny dać mi choć moment na oddech i poukładanie myśli. Chwilę później jednak zatrzymał się przy mnie nowy, srebrny samochód. Nie zorientowałam się do kogo należał dopóki nie otworzyła się szyba u pasażera. Przetarłam oczy zdezorientowana.<br />
<br />
- Chad? - Spytałam aby się upewnić. Czy to jakiś sezon powrotów do miasta i odnawiania znajomości? Najpierw Tomlinson, później moja siostra, teraz on. Starszy brat Ashton'a wpatrywał się we mnie ze swoim popisowym hollywoodzkim uśmiechem. - Co cię sprowadza na stare śmieci?<br />
<br />
- Chciałem zrobić przed urodzinową niespodziankę mojemu braciszkowi.. - No tak, zapomniałam, że relacje tej dwójki znacząco się różniły od moich. Po śmierci ojca, Chad sam zrezygnował z udziałów w firmie i wraz z matką przeprowadził się do innego miasta, aby rozpocząć nowe życie a wraz z nim swoją upragnioną karierę aktorską, która zważając na wszystkie podesłane nam filmy z jego udziałem i ich pochlebne recenzje, szła całkiem przyzwoicie. Nie zmieniało to jednak tego, że brakowało go tutaj. Nie tylko Ashton'owi, chłopak był blisko z każdym z nas, jak prawdziwy starszy brat, a ostatni raz odwiedził nad gdy potrzebowaliśmy pomocy z remontem, nie licząc jednodniowych odwiedzić w święta. Jako jedyny z naszych rodzin podzielał miłość do klubu, na swój własny sposób, bo było to bardziej platoniczne uczucie, ale zawsze wspierał każdą decyzje jaką podjęliśmy, argumentując to zdaniem: jeśli kierujesz się tym co kochasz, zawsze wybierzesz dobrą ścieżkę w życiu. -..ale zobaczyłem jak jego dziewczyna szlaja się sama z torbą po mieście.<br />
<br />
- Ashton z pewnością się ucieszy, dawno cię tu nie było, możesz spokojnie tam iść bo akurat jest w domu. - Powiedziałam pomijając tą część o moim spacerze. Na samym wstępie nie powinnam tłumaczyć, że jestem już chyba byłą dziewczyną. To nie byłby dobry początek, nie po to tu przyjechał. - Siedzi z Michael'em, zwariują jak cię zobaczą.<br />
<br />
- Shay.. - Zaczął jakby miał gdzieś każde moje słowo. - Powiedz mi gdzie się wybierasz, co znów zrobił mój brat i jak mogę ci pomóc? Jeśli tylko chcesz mogę mu pokazać kto tu rządzi. - Matko boska, czy każdy automatycznie musi twierdzić, że to on dał ciała? Halo! To ja jestem porażką tego związku, zdejmijcie klapki z oczu!<br />
<br />
- Wybieram się do swojego mieszkania, to chyba całkiem normalne, a Ashton nie zrobił nic, możesz być spokojny, ale dobrze wiedzieć, że sława cię nie zmieniła i nadal jesteś tak chętny się na nim wyżywać. - Zaśmiałam się dość sztucznie próbując odsunąć jego podejrzenia. - Nie mam zamiaru marnować twojego czasu, pewnie nie przyjechałeś na długo, zbieraj się do nich.<br />
<br />
- Wsiadaj. - Otworzył drzwi. No tak, zapomniałam że mam do czynienia z kolejnym potomkiem rodu Irwinów. Wiedząc, że marudzenie nic nie da zajęłam miejsce pasażera. Zapięłam pasy trzymając torbę na kolanach, to tylko maksymalnie dziesięć minut drogi. - Raczę ci mówić co się stało, bo inaczej się nie zatrzymam. - Zaczął gdy tylko odpalił samochód. Przeklęłam pod nosem nawet na niego nie spoglądając. Jak Clifford. Szlag by ich. - Mam całą noc.<br />
<br />
- Ja nie i nie wiem dlaczego sugerujesz, że coś musiało się stać. - Z głośników zaczęła lecieć piosenka the Neighbourhood. To dzięki niemu tak bardzo pokochałam ten zespół. Jak na złość, w tym momencie Jesse śpiewał o szczerości. Jego też powinno coś trafić. - Wszystko jest naprawdę w porządku.<br />
<br />
- Nie znam cię od wczoraj, O'Malley. Nie umiesz kłamać, a ja zapewniam, że nie jestem ślepy. Ostatnim razem jak rozmawiałem z bratem cały w skowronkach chwalił się, że zgodziłaś się do niego wprowadzić, a teraz zawijasz się stamtąd ze wszystkimi rzeczami. Coś tu nie gra, mam racje? Odwiozę cię jeśli powiesz mi co zrobił.<br />
<br />
- Nie on, tylko ja. Po dwóch latach okazało się, że nie jestem dla niego odpowiednia.<br />
<br />
- Nagle? W ciągu kilku dni zorientowaliście się, że to nie to? Czy zachowujecie się jak para gówniarzy i po jednej kłótni uciekacie od siebie? Cholera, Shay, możesz mi wierzyć, że nigdy nie widziałem, aby mój brat był w takim stanie. Jesteście dla siebie stworzeni, czy tego chcesz czy nie, no chyba że na własne życzenie spieprzycie to obrażając się i zrywając o byle błahostkę. Marnujecie czas na nerwy, wyzwiska i wyprowadzki. Koniec końców musicie skończyć razem, bo obydwoje tego chcecie inaczej któreś zwariuje, a jeśli nie wy to ja. Wszystko przez to, że jesteście cholernie dumni i nie umiecie przepraszać. Za którymś razem ktoś się nie ugnie i będziecie tego żałować do końca życia. Warto ryzykować? - Spytał, a ja wlepiłam wzrok przed siebie. Byłam pewna, że moja decyzja jest słuszna, nie potrafiłam jednak przez kilka minut wyklepać sensownego zdania.<br />
<br />
- Myślę, że wszystko musi się kiedyś skończyć. Lepiej teraz niż kiedy całkowicie się znienawidzimy. - Powiedziałam dopiero gdy zatrzymał się pod moim budynkiem. - Dziękuje, że mnie podwiozłeś, pewnie dotarłabym tu o północy, mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy zanim znikniesz. Dobranoc, gwiazdo. - Uśmiechnęłam się nieznacznie i wysiadłam. Bez oglądania się weszłam do środka i wdrapałam się na odpowiednie piętro.<br />
<br />
Moje mieszkanie było znacznie mniejsze niż innych. Miało jedynie sypialnie, łazienkę i salon połączony z aneksem kuchennym, ale w nim coś co zawsze mnie uspokajało. Na dodatek cały czas pachniał wanilią. To wszystko czego potrzebuję. No i może mocnego drinka, ale gojący się na plecach tatuaż musiał pokrzyżować ten plan. Odrzuciłam więc torbę pod ścianę, zsunęłam buty i spodnie pozostając w koszulce i bieliźnie. Znalazłam w torebce słuchawki i zamknęłam się w pokoju. Wsunęłam się w pościel, chowając po sam czubek nosa. Znów popłynęły łzy. Nie powinnam płakać za czymś czego nie mogłam naprawić, ale nie potrafiłam przestać. Czy tak będzie już zawsze? Po kilku godzinach przerzucania się z boku na bok zasnęłam z wycieńczenia. W środku nocy obudził mnie jednak telefon. Zaspana z myślą, że to budzik odrzuciłam połączenie. Podniosłam się do pozycji siedzącej zauważając swój błąd. Na wyświetlaczu widniała też wiadomość.<br />
<br />
Do: Shay<br />
Od: Michael<br />
Treść: Przyjedz do baru, pilne.<br />
__<br />
<span style="font-size: x-small;">dwa komentarze, a ja cała w skowronkach, dziękuje, pozdrawiam, kocham ❤</span><br />
<span style="font-size: x-small;"><br /></span>
<span style="font-size: x-small;"><br /></span></div>
lovelycarohttp://www.blogger.com/profile/06357248859133261526noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3820513223694416353.post-67065400144496881752015-07-27T03:45:00.000-07:002018-08-23T15:51:23.688-07:00|chapter.five| punish with pleasure. <div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;"><u>i punish you with pleasure and pleasure you with pain</u></span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiGYyE9HEevpC9HFeNsK3ZCbTAjbcnWA25EzniD0-AvJQ9_DpuQEL_kJDgE0FGf3WAY5cTViWapy2EqAI8we6KxQrCUwbcZvmpd9yZUlYV0GECBJf16IAA5L61kDCrWxAVfFrkWJG_MikA/s1600/large+%252820%2529.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="128" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiGYyE9HEevpC9HFeNsK3ZCbTAjbcnWA25EzniD0-AvJQ9_DpuQEL_kJDgE0FGf3WAY5cTViWapy2EqAI8we6KxQrCUwbcZvmpd9yZUlYV0GECBJf16IAA5L61kDCrWxAVfFrkWJG_MikA/s320/large+%252820%2529.jpg" width="320" /></a></div>
</div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;">30stm - end of all days </span></div>
W sumie żartem to mało powiedziane. Moje życie to jeden wielki stand-up podkreślający życiową porażkę, którą był przechodzący właśnie przez drzwi do salonu mężczyzna. Nie mogąc się powstrzymać parsknęłam śmiechem. On nie wyglądał na zdziwionego, nie wątpię, że wiedział kto jest siostrą jego wielkiej wakacyjnej miłości. Zaskoczył mnie jednak tupet z jakim podszedł wyciągając w moją stronę dłoń i uśmiech w stylu skończonego drania. Jakby nie patrzeć, idealnie dopasował się do jego charakteru. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Znamy się. - Przypomniałam mu wsuwając dłonie do kieszeni. Ja nie miałam zamiaru urządzać scenek i udawać, że ten związek jest całkowicie w porządku. Oczywiście, nie chciałam też powiedzieć Abby wszystkiego co wiem o jej przyszłym mężu, bo w tym momencie wzięłaby mnie za wariatkę i stanęła po jego stronie. Jonathan z pewnością nie związał się z nią bezinteresownie, a nawet jeśli to czerpie z tego niemałą korzyść. Z pewnością zdawał sobie sprawę, że nie pozwolę aby chłopacy weszli do tego domu, gdy ona jest w środku i na jej oczach rzucili się na niego. Cokolwiek zamierzał zrobić, niepotrzebnie wplątywał w to moją siostrę. W końcu będzie musiał stąd wyjść. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Naprawdę, kochanie nie mówiłeś, że znasz moją młodszą siostrzyczkę.. - Nie wiem co w tym momencie spowodowało odruch wymiotny. Fakt, że nazwała tego gnoja "kochaniem" czy mnie "siostrzyczką". Odwróciłam wzrok widząc jak się do niego przytula. Nie wytrzymam tu ani chwili dłużej. Wyklinając go pod nosem, rzuciłam się do wyjścia. Jeszcze przyjdzie czas aby ostrzec ją przed nim, póki co trzeba czekać na odpowiedni moment. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Shay! - Wrzasnęła Abby zatrzymując mnie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- To był błąd, nie powinnam tu przychodzić, przepraszam. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Proszę cię, przestań. Nie możesz choć raz cieszyć się moim szczęściem, naprawdę? Nie widzisz, że staram się wszystko naprawić, mogłabyś chociaż dać mi szansę zamiast wszystko z góry skreślać. Jonathan to naprawdę wspaniały mężczyzna, jak poznasz go bliżej..</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Zawsze będę się cieszyć twoim szczęściem, ale on nie zwiastuje nic dobrego, zaręczam. Abby uwierz mi, że stać cię na coś więcej. Nie musisz z nim być.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie wierzę.. - Zaśmiała się krzyżując dłonie na piersi. - W tym momencie mojego życia też musisz odwalać te pieprzone scenki zazdrości? Zrozum, do licha, że komuś innemu też może się udać! Nie jesteś pieprzonym pępkiem świata. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Z pewnością jestem zazdrosna o to ścierwo. - Pokazałam dłonią na jej narzeczonego. Jak za starych czasów zamachnęła się aby uderzyć mnie w twarz, lecz w ostatniej chwili Jonathan ją powstrzymał. Złapałam za klamkę i wyszłam na podwórko z hukiem trzaskając drzwiami. Dość krótka wizyta. Na deser zamiast jabłecznika dostałam czarne audi stojące przy chodniku i jego właściciela. Cóż, powiedzmy, że nie wyglądał na oazę spokoju, a ja z pewnością nie miałam najmniejszej ochoty aby z nim rozmawiać. Mocniej otuliłam się swetrem i w dość szybkim tempie, zwinnie go minęłam. Chyba przeliczyłam się z tym spacerem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Stój. - Rozkazał. Nie tym razem, nie miałam zamiaru znów czuć się jak besztane dziecko. Spróbowałam przyśpieszyć, ale jak zwykle zdążył mnie złapać za ramiona i siłą odwrócić w swoją stronę. Po raz pierwszy nie ruszał mnie fakt, że jest tak zdenerwowany. To ja powinnam być zła, tym razem to on dał ciała. - Wytłumaczysz mi co się dzieje? - Spytał a ja pokręciłam głową niedowierzająco. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- A więc to ze mną jest jakiś problem? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Jesteś wkurwiona na mnie jak diabli, nie chcesz rozmawiać i uciekasz. Coś jest nie tak. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Dopiero zauważyłeś? Szkoda, że nie zdałeś sobie z tego sprawy kiedy po raz tysięczny z łatwością, jechałeś mnie jak najgorszą, podkreślając, że moje decyzje nigdy niczym dobrym się nie kończą. Wtedy nie rzuciło ci się w oczy, że obrażanie swojej dziewczyny może ją nieco zirytować? - Powiedziałam odrzucając jego ręce. Jeśli chciał konfrontacji, abym wszytko mu wyrzuciła, proszę bardzo. Już nie byłam w nastroju do ucieczki. - Stwierdzając, po raz setny, że jestem nieodpowiedzialna i narwana, naprawdę nie widziałeś w tym nic złego? Kurwa mać, jestem taka, byłam kiedy mnie poznałeś i to się prawdopodobnie nie zmieni, taki mam charakter i zapłaciłam za to. Owszem, rok temu popełniłam błąd, ale niezależnie od tego jak bardzo was wszystkich to zabolało, ja poniosłam pieprzone konsekwencje. Tylko i wyłącznie ja. Wytykanie mi tego przy każdej możliwej okazji jest po prostu szczytem chamstwa. - Odsunęłam się o krok robiąc głębszy wdech aby choć na chwilę się opanować. - Zniosłam to, każdą pieprzoną kłótnie, bo żadne z nas nie jest idealne, ale nagle to ty zacząłeś zachowywać się jak wielce pokrzywdzony. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Shay..</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie. Zadaj sobie teraz pytanie, czy w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin zamieniłeś ze mną choć słowo? Od tego cholernego telefonu nie dostałam choćby pieprzonego dobranoc, nie wspominając już o informowaniu mnie, że nie idziesz do pracy bo masz inne plany. A ponoć to ja o niczym ci nie mówię..</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Właśnie dlatego tu przyszłaś? Bo ci nie powiedziałem?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Oczywiście, że tak! Moja siostra jest idealną zemstą. - Parsknęłam śmiechem. - Wiesz co? Może skoro jesteś dziś w tak przeprowadzkowym nastroju to bądź tak miły i zabierz wszystkie moje rzeczy z powrotem do mojego mieszkania. Nie wyglądasz na zmęczonego, a pewnie tylko ty wiesz gdzie są klucze. Ja przejdę się pieszo. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Shay, nie przemyślałaś tego..</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Twoim zdaniem nie przemyślałam niczego. Zamieszkanie z tobą, też się w to wlicza. Najwidoczniej się do tego nie nadajemy. - Powiedziałam odwracając się na pięcie i powoli ruszając. Na szczęście do zapadnięcia zmroku pozostało jeszcze sporo czasu. - A.. - Zaczęłam stając w miejscu. - Jeśli chodzi wam o Jonathana, aktualnie chyba mieszka z moją siostrą. Są parą, od kilku miesięcy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Od kiedy o tym wiesz?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak myślisz? Dopiero się dowiedziałam. Niezależnie od tego co zamierzacie zrobić z tą wiadomością, moja siostra ma o niczym nie wiedzieć. - Ponownie ruszyłam do przodu, tym razem nie dał za wygraną i wbiegł przede mnie. - Ashton, nie. Proszę zawieź moje rzeczy do mieszkania, potrzebuje czasu, nie mam ochoty dłużej o tym rozmawiać. - Widząc po jego oczach, że zaraz zacznie mnie przepraszać pokręciłam głową. Nie chciałam aby przepraszał, nie wiedział co zrobił źle, a zdawał sobie sprawę, że w ten sposób zawsze mnie udobrucha. - Proszę. - Szepnęłam walcząc ze sobą. Łzy w tym momencie tylko upewniłyby go, że nie jestem pewna swojej decyzji. Tym razem posłuchał. Zrezygnowany ruszył do samochodu, po chwili ruszając z piskiem opon. W tym samym momencie zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Alex'a. Odebrałam automatycznie słysząc tylko cztery słowa.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Lisa jest w szpitalu. - Na więcej jego drżący głos nie pozwolił, a mi nic więcej nie było trzeba. Rozłączył się, a ja stanęłam jak wryta próbując pozbierać myśli. Jakby świat na chwilę się zatrzymał. Wrzuciłam komórkę do kieszeni i zdeterminowana ruszyłam w stronę domu. Weszłam do środka bez pukania. Jonathan stał zaskoczony w wąskim przejściu. Nie myśląc za długo z rozbiegu kopnęłam go w rozkrok, a gdy tylko zgiął się w pół i jego twarz znalazła się na wysokości moich ramion z rozmachem uderzyłam go łokciem w lewą kość policzkową. Chłopak odbił się od ściany upadając na podłogę. Usłyszałam krzyk siostry, jednak jedyne słowo jakie udało mi się wyłapać to "policja" która i tak w tym momencie nie miała żadnego znaczenia. Puszczając to więc mimochodem, złapałam go za włosy i podciągnęłam do góry aby spojrzał mi w oczy. Był na tyle zdezorientowany, że nawet nie spróbował mi oddać. To zadziwiające, doskonale wiedziałam, że uderzenie dziewczyny było dla niego jak chleb powszedni. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Jeszcze raz.. - Zaczęłam przyglądając mu się z odrazą. - Dotkniesz, ty albo ktokolwiek inny z twoich pieprzonych parobków, bliską dla mnie osobę, a przysięgam, nie ukryjesz się przede mną i w końcu uświadomisz sobie, że nie jestem tak bezbronna jak ci się wydaje. Znajdę cię i wierz mi, policzymy się za wszystko co zrobiłeś. - Powiedziałam i uderzyłam jego głową o ścianę. Zrobiłabym to jeszcze raz gdyby nie Abby która odepchnęła mnie od niego i przycisnęła do ściany utrzymując w tej pozycji aż do przyjazdu umundurowanych. Nim się zorientowałam siedziałam na tylnej kanapie biało błękitnego samochodu wysłuchując grożących mi zarzutów. Gdy weszliśmy na komisariat ich wywody się nie kończyły. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Taka młoda dziewczyna, powinna zachowywać się jak na kobietę przystało. Myślałem, że po roku nie przyjdzie mi znów cię tu zamknąć, O'Malley, naprawdę wierzyłem, że w końcu się czegoś nauczysz. Tak długo był spokój, powiesz mi co się stało, że rzucasz się na narzeczonego swojej siostry? - Spytał Matthew, mężczyzna po trzydziestce, z zamiłowania policjant z którym udało mi się już nie raz spotkać, nie zawsze w takich okolicznościach. Był dobry, skłonny do pomocy i o dziwo, chyba jako jedyny nie uważał nas za zorganizowaną szajkę przestępczą, to miłe. Na dodatek nie raz sam z siebie uratował tyłek Clifford'owi, pewnie gdyby nie on czerwonowłosy nie skończyłby tylko z zawiasem. Lubiliśmy go, ale wszystkie sprawy chcieliśmy załatwiać tylko i wyłącznie między sobą. Bez ingerencji służb porządkowych. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Wybuchowy charakter, ale robię co mogę aby nad nim zapanować. - Powiedziałam, gdy zamknęły się kraty a mi pozostały do wyboru niewygodna ławka, albo jeszcze gorsze łóżko, w sumie jeśli można tak nazwać kilka zbitych desek. Areszt byłby znacznie przyjemniejszy gdyby ktoś zainwestował chociaż w materac. Nagle ponownie pojawił się znajomy z zeszytem w ręku. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Jeśli Jonathan Toro nie wniesie żadnych zarzutów, a na to się zapowiada, bo aktualnie nie chce z nami rozmawiać, to przesiedzisz tu tylko jakieś 24h, za samą agresję której niestety skutki wiedzieliśmy na własne oczy. Oczywiście, w grę wchodzi też wpłacenie kaucji, dlatego przychodzę tu z zeszytem. Zważając na to, że ty nie możesz zadzwonić do przyjaciół, to chociaż ja powinienem ich o tym poinformować. Więc wolisz abym zadzwonił do.. - Wymienianie nie miało końca. Jedyna osoba którą teraz chciałam zobaczyć leżała w szpitalu. Ashton raczej nie ucieszyłby się widząc mnie tutaj. Calum też mógłby mi nawrzucać. Alex nie odstąpi Lisy na krok. Zegarek za Mattem wskazywał osiemnastą. Studio jest jeszcze otwarte, Harry także odpada. Luke jest w pracy, a byłby prawdopodobnie jedyną osobą, która mogłaby to ukryć przed resztą. Zrezygnowana poprosiłam aby zadzwonił do Michael'a. On mam nadzieje wyśmieje mnie zamiast ochrzanić. Tak też zrobił, przynajmniej na początku.<br />
<br />
- Shay O'Malley, co jak co, ale zawsze myślałem, że to ty mnie będziesz wyciągać z takich miejsc. Twoja śliczna, dziewczęca buźka nie pasuje do takich klimatów. Matt powiedział mi, że mam cię mieć na oku bo jesteś niepoczytalna. Jeśli cię stąd zabiorę to wytłumaczysz mi co zrobiłaś? I komu? Bo tego sam z siebie powiedzieć nie może. - Oparł się ramieniem o kraty przyglądając mi się, a ja zaczęłam się zastanawiać czy naprawdę nie chcę spędzić tu tych 24 godzin. To może być lepsze niż przedwczesna konfrontacja.<br />
<br />
- Powiedz mi co z Lisą. - Rzuciłam chcąc choć na chwilę odwlec temat pobicia. W przeciągu kilku minut o wszystkim dowie się cała reszta i łata nieodpowiedzialności zostanie mi przyklejona już na zawsze.<br />
<br />
- Czekała pod waszym budynkiem na Dianę, jak ktoś wciągnął ją w krzaki. Nie widziała twarzy, niestety, ale na szczęście jest cała i zdrowa, nie licząc kilku siniaków i zadrapań. Alex panikował, ale widać, że nikt nie chciał zrobić jej zbyt wielkiej krzywdy, bo napastnik uciekł po kilku minutach. Po raz kolejny próbowali nas tylko zastraszyć. Co nie zmienia faktu, że Gaskarth chodzi nabuzowany i chce jechać do Jonathan'a. Ashton powiedział nam, że mieszka u twojej siostry..<br />
<br />
- Bardzo możliwe, że już nie. - Mruknęłam. Rzucając się na niego z łapami, nie pomyślałam, że znów stracimy go z oczu. Łata nieodpowiedzialności zdecydowanie mi się należy. Mikey posłał mi dopytujące spojrzenie. - To o niego chodziło. To przez niego tu jestem, znaczy przez to co mu zrobiłam. Chciałam wrócić do domu, ale jak zadzwonił Alex, coś we mnie wstąpiło i nie mogłam się powstrzymać, mimo, że powinnam, musiałam zareagować..<br />
<br />
- Pobiłaś go?<br />
<br />
- Nazwanie tego pobiciem to dość błaha sprawa. z tego co opowiadała nam narzeczona Toro, facet prawdopodobnie ma złamany nos i obitą szczękę. O mniejszych ranach nie mówiła, ale nie zastaliśmy go w najlepszym stanie. Tak czy inaczej, nie chce cię o nic oskarżyć, nie mam pojęcia dlaczego, ale twoja przyjaciółka jest cholerną szczęściarą. - Szczęściarą? Facet który chciał mnie zgwałcić, łaskawie nie założył mi sprawy. Jestem wniebowzięta.<br />
<br />
- A więc zamiast zadzwonić do nas wolałaś to zostawić i jak zwykle zrobić po swojemu. Pozwól, że odbiorę cię jutro, może taka kara ci się należy. Jest szansa, że czegoś w ten sposób się nauczysz.. - Mruknął poważnie choć po oczach widać było, że walczy by się nie roześmiać. Wcale nie chodziło mu o to abym dostała lekcje. Chciał tylko napawać się faktem, że tu jestem, siedzę i nic nie mogę zrobić. Jeśli naprawdę mnie nie zabierze, za godzinę przywiezie tu resztę aby i oni mogli to zobaczyć. - Najśmieszniejsze jest to, że spędzisz tu więcej czasu niż Lisa w szpitalu, ona teraz wygodnie siedzi w domu a ty cóż..<br />
<br />
- W takim razie poproszę kogoś innego, z pewnością ktoś jednak się nade mną zlituje, przecież zawsze mogę liczyć na prawdziwych przyjaciół jak inni zawodzą. - Nieudolna próba zagrania Michael'owi na emocjach. On nie ma serca, nie dla mnie kiedy płacę za głupotę. - Nigdy więcej do ciebie nie zadzwonię, nie chcę twojej pomocy.<br />
<br />
- Och, chcesz to mało powiedziane, złotko, dobrze wiemy, że jestem jedyną osobą, która może chcieć cię stąd wyciągnąć. Dlatego to do mnie zadzwoniłaś. Jednak zanim to zrobię poczekam, aż przyjedzie reszta. Zrobimy na ciebie zrzutkę.. - Tak abym miała dług wdzięczności u każdego z nich. No i na dodatek zobaczą mój upadek na dno. Oby tylko nie zażądał.. - O ile przy wszystkich ładnie mnie poprosisz żebym cię stąd zabrał.<br />
<br />
- Spłoniesz w piekle, diabelski pomiocie. Od dziś radzę ci spać z otwartymi oczami, bo i ciebie dosięgnie karma. - Mruknęłam słysząc że drzwi do budynku się otwierają. Już z daleka dało się usłyszeć głosy znajomych. A więc ten bezduszny dupek od samego początku to planował. Nigdy nie może zachować się jak zacny rycerz, zawsze musi być mroczną postacią. - Szlag by cię..<br />
<br />
- A więc mówisz mi że idziesz do domu, a godzinę później dostaje telefon że jesteś na komisariacie. Mam zapytać Michael'a o tą magiczną sztuczkę, czy sama wyjawisz mi jej szczegóły? - Przerwał mi Ashton stając obok przyjaciela. Za jego plecami znalazł się Calum z Harry'm. No cóż, brakuje tylko Alex'a aby święta piątka mogła się nade mną pastwić. Wolałam milczeć, każde moje słowo i tak wykorzystają przeciw mnie.<br />
<br />
- Pozwól stary, że najpierw uspokoję naszą rebeliantkę. Nie chcę abyś miała mnie za złego przyjaciela, naprawdę miałem tu przyjechać sam, nie chciałem aby robili kilometry, ale pan policjant powiedział mi przez telefon, że zapłata kartą nie wchodzi w grę. - Nadal się ze mnie nabijał. To nie był pierwszy raz, kiedy wpłacał za kogoś kaucję. - Musiałem więc poprosić Harry'ego aby przywiózł pieniądze ze studia. Okazało się, że większość już wpłacił na konto więc zadzwoniłem do twojego chłopaka, myśląc, że już wie, cóż zdziwiłem się i ja i on także postanowiliśmy przyjechać razem. Calum jest na doczepkę, po prostu chciał cię tutaj zobaczyć. - Uśmiechnął się do mnie i nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak wielkie szczęście miał, że dzieliły nas kraty. - Co do twojej dziewczyny, historia jest krótsza i mniej ciekawa. Po prostu rzuciła się z łapami na Jonathan'a. - W tym momencie to ja podziękowałam za areszt zastanawiając się czy jednak tu nie zostać.<br />
<br />
- Możecie zostawić nas samych, myślę, że Matt już czeka na pieniądze, a my mamy o czym porozmawiać. - Mruknął i reszta grzecznie zniknęła. Tylko Harry posłał mi zatroskane spojrzenie, jako jedyny nie był na mnie zły, wręcz przeciwnie, bał się co ze mną będzie po konfrontacji z Ashton'em który zostając sam na sam schował twarz w dłoniach oddychając głęboko. - Ty chyba naprawdę nie zdajesz sobie sprawy co się ze mną dzieje, kiedy słyszę o tobie i o nim w jednym zdaniu. Cały czas powtarzasz mi, że to ja jestem nieodpowiedzialny bo się bije, sugerujesz mi że mam gdzieś to, że się o mnie boisz. Ja zawsze jestem z przyjaciółmi, nie zrobiłbym niczego sam, wiedząc że się o mnie martwisz. Przy nich masz prawie stu procentową pewność, że nic mi się nie stanie. Ty jesteś chodzącym przeciwieństwem. Zawsze wszystko robisz sama, zawsze. To ja nie mam pewności czy wrócisz do domu. Rozumiem, że nie dzwonisz do mnie kiedy jesteś zła, przyzwyczaiłem się, ale jest jeszcze masa osób, które są gotowe ci pomóc. Nie możesz mi odwalać takich scen, nie poradzę sobie jeśli coś ci się stanie, nie wiem ile razy muszę ci to powtórzyć zanim zrozumiesz, że twoje zdrowie i życie jest dla mnie najważniejsze. - Nie byłam w stanie otworzyć ust. Nie miałam nic na swoją obronę, a każde jego słowo było zgodne z prawdą czy tego chciałam czy nie. On chyba tez nie miał już nic do dodania na ten temat. - Niechętnie zawiozłem większość twoich rzeczy do ciebie, możesz tam wrócić jeśli tylko jesteś pewna, że tego właśnie chcesz. - Wyciągnął z kieszeni klucze, podał mi je przez kraty i wyszedł bez pożegnania. Zamiast niego w pomieszczeniu znalazło się czterech innych mężczyzn. Matthew mnie wypuścił, Calum oddał mi torebkę a Michael rachunek.<br />
<br />
- Jeszcze tej nocy wyślę ci przelew. - Zapewniłam. Clifford uznał to jednak za żart, szybko wyrwał mi kartkę i wsunął do kieszeni nim zdążyłam odczytać kwotę. - Naprawdę oddam wam pieniądze, nie chcę mieć u was długów.<br />
<br />
- Przestań, Shay. Jestem przekonany, że sam nie spłacił i nigdy nie spłaci wszystkich swoich kaucji. Pieniądze nie są problemem, ważne, że nic ci się nie stało i że z tego co słyszałem całkiem nieźle obiłaś mu gębę. W sumie to dobrze ze w domu Abby zrobiłaś to ty nie któryś z nas. W naszym wypadku z przyjemnością wniósłby oskarżenie. Tak czy inaczej, musisz się pilnować, szybko nie zapomni o złamanym nosie. - Przez chwile w jego głosie słychać było dumę, ja chyba też powinnam być zadowolona, policjant mówił, że dość mocno oberwał. Dlaczego więc zamiast tego czułam przeszywający ból w łokciu i poczucie winy? Bez słowa usiadłam na tylnej kanapie bawiąc się kluczami. Po chwili zauważyłam, że znajduje się tam jeden dodatkowy. Ashton naprawdę nie chciał żebym się wyprowadzała, a nawet jeśli ja tego chciałam to pozostawiał mi otwartą furtkę abym w każdej chwili mogła wrócić. Moje serce złamało się na kawałki, był idealnym chłopakiem a ja nie potrafiłam tego docenić.<br />
<br />
- Apartament Clifforda, czy przedmiejskie bezguście? - Spytał siedzący za kierownicą Michael. Przez chwilę zastanawiałam się nad odpowiedzią. Wiedziałam gdzie chcę jechać, pytanie brzmiało czy on chce mnie teraz widzieć. Może potrzebuje chwili spokoju? Każdy człowiek spędzający ze mną czas zasługiwał na odpoczynek. Nie chciałam jednak spać bez niego, nie kolejną noc.<br />
<br />
- Do was. - Mruknęłam chowając klucze do torebki. Zadowolony odwiózł najpierw Calum'a a później razem znaleźliśmy się w mieszkaniu na ostatnim piętrze. Niepewnie weszłam do środka jakbym spodziewała się że mnie wygoni, ale Ashton nie znajdował się w zasięgu wzroku, wyraźnie zaś słychać było laną w jego łazience wodę. Weszłam do sypialni siadając na łóżku. Najlepiej będzie jeśli spytam się go czy mam rozkładać kanapę czy nie. Wpieprzanie mu się tutaj po takich rozmowach byłoby nietaktowne. Samo przyjście mogło nie być najlepszym wyjściem. Przestałam żałować dopiero, gdy drzwi się uchyliły a z pomieszczenia buchającego parą wyszedł on. Z mokrymi włosami, świecącymi na torsie kropelkami, okryty jedynie przewiązanym w biodrach ręcznikiem. Warto było narazić się na wyrzuceniem aby zobaczyć go całej okazałości.<br />
<br />
- Cieszę się, że przyszłaś i tak zachłannie na mnie patrzysz. Nie wiem jednak czy mam się pozbywać ręcznika i kłaść z tobą do łóżka, czy jesteś tu tylko po to aby zabrać resztę swoich rzeczy. Sam skłaniałbym się ku pierwszej opcji, ale postanowiłem, że przestaję cię do czegokolwiek zmuszać. - Powiedział stając nade mną ze swoim chłopięcym uśmiechem. Nie mogłam się od niego odsunąć choćbym chciała. Niezależnie od wszystkiego ja byłam kobietą a on cóż.. był sobą. To zawsze wystarczyło. - Mogę ci też zaproponować zwykły sen, bo wyglądasz na strasznie zmęczoną, a ja z chęcią spędzę całą noc po prostu mając cię przy sobie. - Zawsze wiedział czego potrzebuje. Podniosłam się, zsunęłam ubranie, założyłam jego koszulkę i położyłam się na swojej części. Ashton w tym czasie założył bokserki i zniknął na chwilę porozmawiać z przyjacielem. Gdy wrócił schował mnie w swoich ramionach pozwalając abym spokojnie zasnęła wsłuchując się w jego bicie serca. Dzięki temu obudziłam się wyspana jak nigdy. Otworzyłam oczy zauważając, że wstałam przed budzikiem, albo wcale go nie ustawiłam i Calum właśnie klnie, że zapomniałam o pracy. Telefon pokazał jednak siódmą trzydzieści. Nie mając więc nic pilnego na głowie, nieśpiesznie odwróciłam się na drugi bok łapiąc wzrok Ashton'a. Zaspany, z workami pod oczami, ale uśmiechnięty od ucha do ucha. Mój. Przysunęłam się nieco bliżej delikatnie go całując, po czym ułożyłam się na plecach czując jego dłoń lądującą na moim brzuchu i delikatnie przejeżdżającą po nim opuszkami palców.<br />
<br />
- Kiedy pokażesz mi swój tatuaż? - Odezwał się z lekką chrypką. Spojrzałam na niego zdezorientowana.<br />
<br />
- Naprawdę, twoją pierwszą myślą z samego rana jest mój nowy nabytek? Jeśli liczysz na to, że się teraz rozbiorę, to niestety, mój drogi, jesteś w wielkim błędzie. Mam jakieś czterdzieści minut zanim przyjedzie po mnie Calum, a dobrze wiesz, że on nie lubi czekać. Lecę pod prysznic..<br />
<br />
- Mogę iść z tobą i tak muszę się umyć, a ty możesz mi w tym pomóc.<br />
<br />
- Byłoby cudnie, ale zapewniam, że jakbym się do ciebie przykleiła to żadne z nas nie poszłoby do pracy. Właśnie, nie masz na co czekać, firma bez właściciela to nie firma! Łazienka tamtego lenia z pewnością jest wolna, więc ruszaj podbijać rynek budowlany w tym mieście. - Klepnęłam go w tyłek i wstałam nie mogąc oderwać od niego wzroku. Naprawdę chciałabym z nim po prostu przeleżeć cały dzień, praca jednak wzywa.<br />
<br />
- Już dzwoniłem, że dziś tam nie przychodzę.. - Zaczął a ja zatrzymałam się w połowie drogi. Uniosłam brwi, a on zrozumiał bezgłośne pytanie. - Diana wczoraj dzwoniła do mnie i prosiła o pomoc, żeby już wszystko zabrać i nareszcie mieć spokój, zostało tylko kilka krzeseł i kartonów, nie zajmie mi to z pewnością całego dnia więc odwiedzę później w pracy moją dziewczynę i spędzę z nią trochę czasu. O ile będzie chciała..<br />
<br />
- Calum cały czas zapisuje się do pracy, aby nie targać tego wszystkiego? Chłopak jest sprytniejszy niż mogłoby się wydawać, a ty proszę bardzo, droga wolna. Tylko niczego sobie nie ponaciągaj, ja cię masować nie będę, a wątpię aby Diana była do tego chętna. - Mrugnęłam do niego i zniknęłam w łazience. Oczywiście, że wyobraziłam sobie, jak się o niego troszczy. W głowie pojawiła mi się masa scenariuszy, a nad nimi wielkie, pomarańczowe światełko sugerujące zagrożenie, jednak nie mogłam oskarżyć przyjaciółki, nic nie zrobiła i nie zrobi. Niezależnie jednak od tego jak bardzo próbowałam to sobie uświadomić, walka była bezskuteczna. Do czasu aż moją uwagę przykuł siedzący przy blacie Michael. - Co się stało, że nie śpisz mając na drugą zmianę?<br />
<br />
- Louis obudził mnie telefonem. Ponoć widział w środku nocy Jonathan'a, jak wracał na przedmieścia, jeszcze nie wie gdzie dokładnie, jednak ciekawostką było to, że nie był sam. Towarzyszyła mu blondynka, a przynajmniej tak mu się wydaje. - Blondynka? Abby zdecydowanie nie była blondynką, na dodatek nie odważyłby się zabrać jej w jakieś szemrane miejsca. Była kobietą z klasą, jakby zobaczyła z kim się zadaje, małżeństwo nie wchodziłoby w grę. - Niestety było za ciemno i jej nie rozpoznał. Obiecał jednak, że dowie się kim była i który chłopak rzucił się z łapami na Lisę. Myślę, że naprawdę może nam pomóc.<br />
<br />
- Tomlinson? Oczywiście, że tak, o ile nie straci przy tym głowy. Dobrze wiesz jak źle może się to skończyć. Jonathan raczej nie ucieszyłby się mając kogoś od nas wśród swoich. Jak będziesz z nim rozmawiał to poproś ode mnie, aby trzymał się w bezpiecznej odległości. Żywy będzie bardziej użyteczny. - Powiedziałam nalewając sobie kawy. Minuty leciały nieubłaganie. Nim się zorientowałam, stałam opatulona ręcznikiem a do mieszkania wszedł Calum krzycząc na cały budynek, że powinnam czekać ubrana na dole, a nie naga w sypialni. Ashton był tym faktem nieco bardziej zadowolony. Rozsiadł się wygodnie na fotelu bezwstydnie pożerając mnie wzrokiem. - Odpowiedź brzmi nie, nie zostanę tutaj i nie, nie pozwolę ci oglądać jak się ubieram.<br />
<br />
- Nie zadałem pytania, ale moja odpowiedź także brzmi nie, nie wyjdę. - Uparty jak osioł uśmiechnął się czekając. Nie dawał za wygraną, ja jednak też nie więc zabrałam rzeczy i słysząc krzyki Hood'a poszłam do łazienki. Pół godziny później stojąc pod drzwiami magazynu usłyszałam salwę przekleństw z ust przyjaciela. Byłam pewna, że zapomniał kluczy, jednak gdy podniosłam wzrok wszystko okazało się jasne. Czerwony napis "whore" [aut. dziwka/jak kto woli] zaszczycił całą metalową i kawałek betonowej powierzchni. Na szczęście farba była jeszcze mokra więc nie zastanawiając się nad tym zbyt długo zabrałam się za czyszczenie. Calum w tym czasie wykonał masę telefonów, nikt nie był tym zbyt zachwycony. Po kilkunastu minutach pozostał jedynie ledwo widoczny ślad, z głowy jednak nie udało mi się tego pozbyć tak łatwo. Już nie byłam tak pewna siebie. Czy przyjdzie mi płacić za kolejny błąd? Niewątpliwie.<br />
<br />
- Jak wam idzie przeprowadzka? Zadowolony? - Spytałam, gdy zabraliśmy się za sprzątanie w barze próbując tym samym choć na chwilę odsunąć myśli zdenerwowanego Calum'a od Jonathan'a. - Muszę przyznać, że nie ładnie tak zostawiać ze wszystkim swoją dziewczynę. Praca pracą, a ona ma wszystko na głowie.<br />
<br />
- Chciałem zająć się tym dopiero dzisiaj, dlatego wziąłem wolne, abyśmy mieli spokój i powoli tym wszystkim się zajęli. Mamy na to prawie miesiąc, ale ona jest w gorącej wodzie kąpana i na nic nie chce czekać. Skoro woli załatwiać takie rzeczy za moimi plecami to stwierdziłem, że nie będę się narzucał. Dobry ze mnie chłopak, co?<br />
<br />
- Prawie lepszy od mojego, który właśnie cię wyręcza. - Zaśmiałam się podając mu kufel do wytarcia. Calum z pewnością zrozumiał, że to żart, jednak wyglądał na zaskoczonego.<br />
<br />
- Naprawdę poprosiła, Ashton'a? Shay, przepraszam. Tłumaczyłem jej i specjalnie wysyłałem numery do znajomych którzy mają wolne i za piwo z pewnością jej pomogą, ale zamiast mnie posłuchać musiała zawracać tyłek zarobionym. Już wczoraj Ashton nie powinien brać wolnego tylko dlatego, że ona ma takie zachcianki. Ma swoją firmę, to nią powinien się zajmować a nie moim mieszkaniem. Dziś z nią porozmawiam, obiecuje.<br />
<br />
- Cal! Przestań, gdyby nie chciał nie zgodziłby się zapewniam, a taka przeprowadzka to dla niego żaden wyczyn. Z resztą może kilka dni wolnego od zgiełku w pracy mu się przyda, w końcu i tak by wziął urlop, a w ten sposób przynajmniej się nie leni. Nie marudź, ty też byś mi pomógł jakbym poprosiła. Znaczy się, nie radziłabym ci kiedykolwiek odmawiać..<br />
<br />
- Zawsze ci pomogę. Chodzi tylko i wyłącznie o to, że mówi jedno a robi drugie. Z kupnem tego mieszkania też cholernie się pośpieszyła, jakby się paliło. Oczywiście, że się cieszę, że chce ze mną zamieszkać, zwłaszcza teraz jeśli Jonathan jest w mieście, dobrze będzie mieć ją na oku, ale jeszcze kilka tygodni temu wyglądało to inaczej. Rozmawialiśmy, że nie będziemy się spieszyć, że powoli coś znajdziemy i zaczniemy się zadomawiać. Wy z Ashton'em jesteście ze sobą już dwa lata, znacie się na wylot i nikt nie wyobraża sobie was z kimkolwiek innym, ale my? - Oparł się plecami o bar wlepiając ślepo wzrok w butelki. Minęły miesiące od kiedy ostatni raz tak szczerze o sobie opowiadał. - My jesteśmy ze sobą dopiero osiem miesięcy, znacznie się od siebie różnimy i w wielu kwestiach nie potrafimy dojść do porozumienia. Diana zgadza się abyśmy zamieszkali ze sobą po rocznicy, jak uda mi się odłożyć jakieś poważniejsze pieniądze, po czym tydzień później informuje mnie, że znalazła doskonałe mieszkanie i musimy je kupić bo ktoś zawinie nam je sprzed nosa. Zawsze się na wszystko zgadzałem, ale nie wiem czy będę mógł to robić wiecznie.<br />
<br />
- Jest w tobie zakochana, chce związać z tobą twoją przyszłość, to normalne.<br />
<br />
- Ty się nie spieszyłaś z przeprowadzką, a niewątpliwie kochasz Irwin'a. Ja boje się, że coś spieprzymy, sprzeda swoje mieszkanie, ja swoje i po każdej kłótni trzaśnie drzwiami i wyjdzie.. tylko gdzie pójdzie? Wiesz jaka jest nerwowa, jeśli w środku nocy gdzieś zniknie..<br />
<br />
- Nie zniknie, nie pójdzie, niczym nie będzie trzaskać.<br />
<br />
- Będzie, zawsze to robi. Gdy była u mnie i coś się jej nie spodobała, nawet się nie żegnała, ale wtedy miała swoje miejsce. Myślę, że nie jest jeszcze na to wszystko gotowa, a nawet jeśli to ja nie mam pewności czy damy sobie radę.<br />
<br />
- Kochanie, nikt jej nie ma, ale powinieneś docenić, że chce spróbować i traktuje to wszystko poważnie. Niezależnie od tego jak się pokłócicie zawsze wróci, albo trafi do mnie. Bywa porywcza, ale nie nieodpowiedzialna. Z resztą, nie będziecie się kłócić, dobrze wam ze sobą i tak będzie nadal, mówię ci. - Powiedziałam i złapałam go za policzki lekko ściskając. - Uśmiechnij się, robaczku. Wiem, że się stresujesz, każdy tak ma.<br />
<br />
- Ty się nie zastanawiałaś o ile dobrze słyszałem.<br />
<br />
- Ja do tej pory nie wiem czy to był dobry pomysł, czy to przeprowadzka na stałe, czy tylko na okres pobytu Jonathan'a w mieście. Widzisz, nasz związek też nie jest tak dobry jak ci się wydaje. Nawet my się czasem nie potrafimy się dogadać. Pewnie częściej niż wy.<br />
<br />
- Próbujesz mnie pocieszyć?<br />
<br />
- Nigdy w życiu, nie mam powodu aby to robić. - Poczochrałam jego włosy i ruszyłam w stronę pierwszych klientów. Wśród nich pojawił się także przyjaciel, którego rzadko można spodziewać się o tak wczesnych godzinach. - Jack, podać ci coś? - Spytałam stając naprzeciw niego. Uśmiechnął się opierając ręce na blacie.<br />
<br />
- Możesz w moim imieniu podziękować Ashton'owi który zaprosił mnie na oficjalną rozmowę o pracę abym w końcu mógł zacząć tam pracować, po czym sam się nie pojawił. - Kiwnął głową na beczkę. - Niby dżentelmeni piją po dwunastej, ale jako bezrobotny nie muszę przejmować się zasadami. - Mruknął a mi zrobiło się go żal. Ashton nie miał w zwyczaju łamać obietnic, tym bardziej tych składanych najbliższym. Diana naprawdę była ważniejsza niż praca przyjaciela? Jeśli tak to co jeszcze spadło w jego hierarchii wartości?<br />
<span style="font-size: x-small;">__</span><br />
<span style="font-size: x-small;">jest mi przykro, piąty rozdział żadnego komentarza, nikomu nic się nie podoba, dajcie mi chociaż znać, że marnuje czas, zrozumiem jeśli jest do dupy, naprawdę. </span><br />
<br /></div>
lovelycarohttp://www.blogger.com/profile/06357248859133261526noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-3820513223694416353.post-28551456748146080712015-07-23T00:31:00.000-07:002018-08-23T15:51:20.963-07:00|chapter.four| home.<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;"><u>there is a house in new orleans they call the rising sun </u></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgG5V5onptSK42EWT7IUjW5hZjZLheE4JmfRx5s0nYpl84SUy4_hp9UVN99MXJDseDSFR6lQEyF6DgXiR6-MIAj2NEVmRb5qj9vEFi1TlTdnCTk3gu5hdbLzoJt38Pp5PZMFOtkBmlayXc/s1600/large+%252819%2529.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="128" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgG5V5onptSK42EWT7IUjW5hZjZLheE4JmfRx5s0nYpl84SUy4_hp9UVN99MXJDseDSFR6lQEyF6DgXiR6-MIAj2NEVmRb5qj9vEFi1TlTdnCTk3gu5hdbLzoJt38Pp5PZMFOtkBmlayXc/s320/large+%252819%2529.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;">song: </span><span style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">animals - house of the rising sun</span></span></div>
Zdenerwowana jednym mocnym pociągnięciem rozsunęłam zasłony. Zmęczenie i plan o ponownym zakopaniu się w pościeli rozpłynął się w powietrzu. Pojawił się za to nowy, a raczej odrodził ten sprzed kilku miesięcy który raz a dobrze powinien pomóc na wszystkie boleści związane z przeszłością, a przynajmniej zatliła się ku temu iskierka nadziei. Nie chcąc aby zgasła ubrałam szybko sweter sięgający do połowy uda, robiący za sukienkę i wyszłam zastając w salonie przyjaciół. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Która z pań opiekunek ma ochotę mi potowarzyszyć? - Spytałam łapiąc za torebkę i przewieszając ją przez ramię. Calum zerwał się z miejsca, minął mnie i zatarasował drzwi. - Zapytałam który z was idzie, jeśli żaden, to naprawdę dam sobie radę. Zejdź mi z drogi i proszę nie marudź później, że to ja nie chciałam współpracować.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Gdzie masz się niby zamiar wybrać? Ashton powiedział, że krótko spałaś, może zamiast wycieczek powinnaś się jeszcze położyć? - Odezwał się Alex z trudem odrywając wzrok od telewizora. Próbując powstrzymać się od śmiechu usiadłam na podłodze i zabrałam się za zakładanie adidasów. - Co w tym śmiesznego?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Chociażby to, że wspaniały Ashton pozostawił wam jakieś wytyczne. Mówił coś więcej, np. jeśli tak to kiedy i co mogę zjeść na śniadanie, jak mam się ubrać na dwór i kto mi cholera jasna pomoże odrobić lekcje? To miłe, że się o mnie troszczycie, ale nie jestem dzieckiem, wiem, że wynajął was abyście mieli mnie na oku ale nikt nie wspominał, że mam przy okazji jakiś pieprzony areszt domowy. Tak więc pytam po raz ostatni, kochani: kto idzie ze mną? - Podniosłam się z podłogi i spychając Hood'a z drogi złapałam za klamkę. Gaskarth posłusznie wyłączył telewizor.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak sobie pani życzy. Pojedziemy moim, o ile pozwolisz. - Założył kurtkę i obydwaj wyszli ze mną z mieszkania. Zamknęłam drzwi nie zamieniając z nimi słowa aż do dotarcia do samochodu. Gdy usiadłam na tylnym siedzeniu i posłusznie zapięłam pasy Alex odezwał się ponownie. - Gdzie w takim razie sobie życzysz? Może najpierw śniadanie?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Może jednak nie. Zacznijmy od Diany, są sprawy ważne i ważniejsze. - Mruknęłam z dość sztucznym uśmiechem wbijając wzrok w szybę. Może nie powinnam być na nich zła, to nie był ich pomysł aby mnie niańczyć, jednak zdecydowanie zbyt poważnie do tego podeszli. Zamiast nad tym rozmyślać skupiłam się na widokach. Zazwyczaj tętniące życiem centrum było prawie opustoszałe, ludzie o tych godzinach ledwo wychylali się z mieszkań, a ich życie opierało się na trasie między pracą a cichym kątem. Od poniedziałku do piątku nie było żadnego zajęcia na odreagowanie stresu związanego z walką o przetrwanie dla zwykłych szarych ludzi. Może właśnie dlatego, turnieje w klubie cieszyły się taką frekwencją. Z pewnością dawały chwilę na oderwanie się od tej rzeczywistości. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy zatrzymaliśmy się pod dość starą kamienicą Alex wyrzucił mnie z Calum'em pod drzwi studia. Sam pojechał nieco dalej szukać miejsca parkingowego. Zapowiadająca deszcz pogoda nie pozwoliła nam poczekać na niego na zewnątrz, więc weszliśmy do środka w którym cicho, echem roznosił się kawałek the neighbourhood. Przywitał nas więc Jesse Rutherford śpiewający o zdradzie i Diana Carlile nieco zdezorientowana lecz ciepło uśmiechająca się zza lady. Pracujący tu Zach i Ann obijali się przy kawie, Hood dość szybko do nich dołączył zabierając kubek swojej dziewczyny. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie spodziewałam się, że zobaczę was tu z samego rana. Calum wyrwał cię z łóżka aby poprawić swoje cuda, czy co? Michael mówił mi o tym co się stało w nocy, cieszę się, że nie jesteś sama.. - Powiedziała wstając z miejsca, a ja zastanawiałam się czy poinformował ją o kartce, czy samochodzie. W tym samym momencie Alex przeszedł przez próg automatycznie przyglądając się wzorom na ścianie. - O proszę, to który z was ma zamiar usiąść na fotelu? - Spytała spoglądając na chłopaków. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja. - Odezwałam się odkładając torebkę za ladę i ruszając w głąb studia aby zająć odpowiednie miejsce. Nie musiałam się odwracać aby wiedzieć, że wzrok całej trójki utkwił w moich plecach. Jako jedyna nie miałam żadnego tatuażu, ale nic nie trwa wiecznie więc i to musiało się w końcu zmienić. - Diana, jeśli nie chcesz tego zrobić zrozumiem. Jestem przekonana, że ktoś z twoich współpracowników się mną zajmie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Shay, co żeś znów wymyśliła co? - Spytał Alex stając obok mnie i krzyżując ręce na piersi. Znów ten tępiący wzrok. No tak, przecież jestem nieodpowiedzialna. To może nie miało stać się dziś, ale było jedną z dokładniej przemyślanych decyzji w moim życiu i zdecydowanie jedną z właściwszych. Z pewnością nie do pożałowania. - Rozmawiałaś może o tym z Ashton'em?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- O przepraszam, on też ma tatuaże i żadnego z nich mu nie zabroniłam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Jasne, ale o każdym cię poinformował. Może nie zdajesz sobie sprawy, ale o takich sprawach rozmawia się ze swoim partnerem. To już nie zejdzie. Chyba ma prawo wiedzieć, zanim do czegokolwiek dojdzie. Przynajmniej tak mi się wydaje..</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Alex, ja nie zmieniam płci, nie lecę w kosmos, robię tylko tatuaż. - Powiedziałam posyłając mu zawiedzione spojrzenie. Co jak co, ale po nim spodziewałabym się więcej zrozumienia. Pech chciał, że odpowiedział takim samym, uświadamiając mi tym samym, że może mieć trochę racji. Szlag by go. - Pewnie jest na jakimś spotkaniu, więc pozwól, że wyślę mu wiadomość. - Mruknęłam. W jego oczach błysnęła satysfakcja ze zwycięstwa. Podwójny szlag by go.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Od: Shay</div>
<div style="text-align: justify;">
Do: Ashton</div>
<div style="text-align: justify;">
Treść: Jestem u Diany, tym razem to ja siadam na fotelu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W głowie kłębiła mi się tylko jedna myśl: oby nie miał czasu odpowiedzieć, oby nie miał czasu odpowiedzieć. Oczywiście, że miał, zawsze znalazł go dla swojej nieodpowiedzialnej i narwanej dziewczyny. Tyle, że w przeciwieństwie do mnie nie gustował w wiadomościach. Rozległ się dźwięk dzwonka.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Widzisz, nie ma spotkania. - Powiedział Alex. Bez zawahania wystawiłam mu środkowy palec. Wszyscy mają mnie za dziesięciolatkę, jednak Ashton był jedyną osobą której opinią na ten temat bym się przejęła, dlatego nie chciałam mu nic mówić. Byłam przekonana, że chce tego. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
/-<i> Po co?</i> - Spytał, gdy tylko nacisnęłam zieloną słuchawkę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Miło cię słyszeć i dowiedzieć się, że masz dziś na tyle spokojny dzień, że możesz ze mną porozmawiać. - Odpowiedziałam wlewając w to śmiertelną dawkę sarkazmu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
/<i>- Tak się składa, że mam co robić, własnie jestem zasypany papierami, ale moja dziewczyna wpadła na genialny pomysł wytatuowania sobie czegoś nieprzemyślanego tylko dlatego, że ma taką zachciankę, bo nudzi jej się w domu i musi mi zajść za skórę. Dla takich spraw z przyjemnością znajdę chwile. </i>- W tym momencie miałam ochotę nacisnąć czerwoną słuchawkę i dać sobie z nim spokój. Nic miłego i tak nie powie. - <i>Powiesz mi więc po co? </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Miałam to w planie, gdy odbierałam telefon, ale mój chłopak okazał się egoistycznym dupkiem, a to strasznie męczące i z każdą sekundą odechciewa mi się z nim rozmawiać. Na dodatek właśnie mnie olśniło. Mam dwadzieścia lat, a Diana nie ma całego dnia aby nade mną sterczeć. Dlatego, pozostawię cię z domysłami tak jak ty mnie z nerwicą, okej? - Rzuciłam z wyrzutem i się rozłączyłam. Z pewnością spokojny pan prezes nie był z tego powodu zadowolony bo po kilku minutach nim zdążyłam porozmawiać z przyjaciółką zadzwonił po raz kolejny. Jeśli liczył, że odbiorę, to znał mnie gorzej niż myślałam. Zareagowałam dopiero gdy usłyszałam dźwięk wiadomości. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Do: Shay</div>
<div style="text-align: justify;">
Od: Ashton</div>
<div style="text-align: justify;">
Treść: Rób co chcesz, jak zwykle. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tego się trzymałam tłumacząc mój pomysł Dianie. Calum próbował podsłuchiwać, wychylając głowę zza kurtyny. Chyba stresował się reakcją Ashton'a bardziej niż ja. Poradzi sobie z tym, nie ma innego wyjścia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Jesteś pewna? - Spytał. Przytaknęłam ściągając z siebie sweter i pozostając w samej bieliźnie. - Skoro tak to trzymam kciuki, a my poczekamy za parawanem, tak chyba będzie lepiej. - Uśmiechnął się, puścił mi oczko i zniknęli. Została niepewnie uśmiechająca się przyjaciółka. Jedna z trzech osób którym bym zaufała w tej sprawie, pozostałe jednak z pewnością odwiodłyby mnie od tego pomysłu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- W takim razie do roboty, kochanie. - Zasunęła z siebie bluzę pozostając w samej koszulce na ramiączkach. Tego dnia po sześciu godzinach istnego cierpienia moją bliznę zakrył magiczny feniks. Zmęczona, obolała i owinięta folią nasunęłam na siebie sweter. Chłopcy w tym czasie zakłócali pracę Ann wyciągając jej klienta i pokazując swoje dzieła. Alex zdecydowanie miał ich najwięcej i był z każdego równie dumny, a młody mężczyzna piekielnie zafascynowany. Cóż to potrafi zrobić wrażenie, tym bardziej gdy jest się w takim miejscu po raz pierwszy. Mimo, że przychodziłam tu do tej pory tylko na kawę, od razu potrafiłam rozpoznać dla kogo będzie to początek przygody z tatuażami. Niespełna osiemnaście lat, zestresowany jak diabli i zadający masę pytań. Nikt, nigdy nie powinien dopytywać się o poziom bólu kogoś kto gardzi bezpieczeństwem i większość życia spędza w szpitalu. Z własnej głupoty. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Zapisz Shay za dwa tygodnie, aby dokończyć to cudo, Ann. - Powiedziała Diana spoglądając na zegarek. Z dziewiątej zrobiła się piętnasta, więc kończąc zmianę zabrała swoje rzeczy i pożegnała się ze współpracownikami. Wszyscy wyszliśmy z budynku czekając na Alex'a. - Mam nadzieję, że ci się podoba..</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Stresujesz mnie tym, że denerwujesz się bardziej niż ja. Możesz być pewna, że nie przyszłabym tu gdybym nie wierzyła w twoje umiejętności. Wiem, na co cię stać. - Zapewniłam i wsiadłyśmy do samochodu Gaskarth'a. Spoglądając na zegarek wspólnie stwierdziliśmy, że nie ma co się rozjeżdżać do domów skoro przed czwartą i tak wszyscy powinniśmy być w barze. Nie ominęła nas jednak kłótnia dotycząca obiadu. Wszyscy chcieli co innego, a skończyło się jak zwykle. Najwidoczniej ograniczony do wyboru pizzy kierowca za każdym razem miał miażdżącą przewagę w podejmowaniu decyzji. Cóż, póki nie mam samochodu, nie mam też prawa głosu.<br />
<br />
Przyjechaliśmy piętnaście minut przed czasem, a bar już świecił pustkami nie licząc dziewięciu skupionych osób siedzących przy kilku stolikach. Lisa, Liam, Harry, Jack, Michael, Ashton, Niall i Luke wyglądali jak marna podróba mafii. Pomyśleć, że ludzie naprawdę potrafili tak o nas myśleć, patrząc na te zazwyczaj rozanielone twarze. Dziś jednak żadne z nich nie było do siebie podobne. Nie poznawałam swoich najlepszych przyjaciół. Najbardziej zaskakujący był jednak widok Louis'a. Najlepszy przyjaciel Harry'ego wyprowadził się z miasta gdy robiło się gorąco rok temu. Reszta ufała mu, lecz nie znała zbyt dobrze, uchodził za dobrego chłopca z wyższych sfer unikającego zamieszania, dlatego nikt nie miał mu za złe że zwiał. Wręcz przeciwnie, Calum sam mu to doradzał. To nie była jego sprawa, aby się w to mieszać. Więc co tym razem skłoniło go aby się pojawić? Chyba, że znów trafił tu w nieodpowiednim momencie.<br />
<br />
Nie dane mi było o to spytać, ponieważ Diana wniosła "obiad" wywołują chociaż chwilową poprawę nastroju. Mój apetyt jednak przepadł, a skóra na plecach swędziała jak cholera. O mętliku w głowie nie wspomnę. Jedzenie było dość nisko na mojej dzisiejszej potrzeb. Chciałam mieć pewność choć jednej rzeczy, choć jednej sprawy. A zamiast tego czułam się jak psychicznie chora. Na dodatek mój chłopak zajmujący miejsce naprzeciw mnie zdawał się nie zwracać na mnie uwagi. Świetnie, nie wiem kto w tym momencie był bardziej urażony. Ja, tym że jest chamski, czy on, tym że go nie słucham. Jedno jest pewne, żadne z nas nie miało ochoty o tym rozmawiać.<br />
<br />
- Zacznijmy od tego co wiemy, bo szybko zleci. - Spróbował zażartować Michael wstając z miejsca. Reszcie nie specjalnie dopisywał humor. - Więc tak, wiemy, że Jonathan jest w mieście od soboty dzięki odwiedzinom u Diany i że nie wyjechał bo był tutaj następnego dnia. W ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin opłacone dzieciaki wybiły nam oko w magazynie, jakiś meksykanin próbował porwać dziewczynę Hood'a no i przebito opony w samochodzie Ashton'a. To raczej nie jest zbieg okoliczności, choć w stu procentach nie możemy przypisać tego jednej osobie. Obstawiam, że znajdzie się kilka takich co nie specjalnie pałają do nas sympatią. - Kolejna, nieudana próba rozładowania napięcia. - O kolesiu wczoraj nie możemy powiedzieć za wiele z pewnością nie ułatwił nam sprawy w kółko powtarzając nazwisko panny Shay..<br />
<br />
- Był tam z wami dobre dwie, jeśli nie trzy godziny. Jeśli zorientowaliście się, że nic wam nie powie, to co wy tam z nim dalej robiliście? - Spytała Diana przytulająca się do swojego chłopaka.<br />
<br />
- Powiedzmy, że Irwin przez cały ten czas próbował dać mu do zrozumienia, że "O'Malley" to nie jest jednak osoba z którą powinien zadzierać. Trochę mu to zajęło zanim zrozumiał, że nie chce już więcej powtórzyć tego nazwiska, także Ashton miał co robić. - Wywróciłam oczami wyobrażając sobie tą całą sytuację. Chłopak siedział tam obrywając za to, że nie miał jak im pomóc. Całkiem dobra opcja. - Cała ta sytuacja pokazuje nam, że jeśli ma to związek z Jonathan'em to koleś nie jest zbyt blisko swojego szefa skoro nie wie jak wygląda Shay. W skrócie nie wiemy nic, ani gdzie jest, co robi i czy ma jeszcze jakieś niespodzianki. Równie dobrze może chcieć nam tylko zagrać na nerwach.<br />
<br />
- Całkiem nieźle mu to idzie, ale w końcu go znajdziemy. - Powiedział Harry bujając się na krześle. - Dziewczyny niech chociaż spróbują na siebie uważać i nigdzie się nie wychylać.. - Ciągnął spoglądając na mnie. Naprawdę, kurwa, naprawdę? Nawet on? - ..choć wątpię aby próbował czegokolwiek w miejscu publicznym. Zawias chyba nadal nad nim wisi także powinien trzymać się z daleka..<br />
<br />
- Nie tylko nad nim. - Wtrącił się Alex wlepiając wzrok w Michael'a. - Powtórzyłem to raz i powtórzę drugi, masz trzymać się od Jonathan'a z daleka i nie robić nic głupiego. Ja wiem, że to trudne w twoim przypadku, ale nie zmuszaj mnie do użycia siły. Nie będę cię ukrywał przed policją, w końcu i tak cię znajdą, a nie chcę cię odwiedzać za kratami. Na twoim miejscu też bym uważał, mógłbyś tam wzbudzić dość spore zainteresowanie..<br />
<br />
- Wszyscy mają mieć oczy dookoła głowy. - Przerwał Calum wiedząc do czego zmierzał monolog Gaskarth'a. - Telefon ma być pod ręką, zawsze. Ja i Alex nie mamy jak na razie żadnej dodatkowej roboty, także w razie potrzeby jesteśmy do usług. Michael, Ashton i Harry zawsze są w centrum, także dzwońcie do tego kto jest najbliżej.<br />
<br />
- Może ja mogę pomóc. - Niespodziewanie odezwał się zestresowany Louis. - Spędziłem trochę czasu na przedmieściach i poznało się kilka osób które prowadzą interesy i ze mną i z Jonathan'em. Nie wiem czego one dokładnie dotyczą i jaki jest stopień zaangażowania moich znajomych w jego sprawy, ale jeśli chcemy dowiedzieć się czegokolwiek, to najlepiej zacząć tam i to jak najszybciej póki nikt z nich nie kojarzy mnie z wami. Oczywiście, nie twierdzę, że od razu wszystko wyśpiewają..<br />
<br />
- A niby dlaczego chcesz nam pomóc? Louis, oczywiście każdy z nas to docenia, ale nie powinieneś się w to wszystko pchać. Ta sprawa w żadnym wypadku cię nie dotyczy, a sposób w jaki chcesz się przydać jest zbyt ryzykowny. Nie możesz się narażać bez powodu. - Powiedział Alex jakby przez cały ten czas czytał mi w myślach.<br />
<br />
- Mam powód. Zrozumiałem, że zachowałem się jak szczeniak zostawiając was z tym. Może nie znałem was za długo, ale pozwoliliście mi tu pracować, przyjęliście mnie do swojego klubu, a ja spieprzyłem gdy tylko cokolwiek zaczęło się dziać. Wiedząc wtedy, co tu się dzieje, kto z was po raz kolejny trafia do szpitala, czułem, że zrobiłem źle ale było już za późno aby to naprawić. Zacząłem kręcić się w miejscach do których wcześniej bym nie poszedł i dziś rano, po roku usłyszałem o tym co się tu dzieje. Wiadomości o wybitym oknie i pobiciu roznoszą się z prędkością światła i to była.. jest dla mnie szansa aby chociaż spróbować nadrobić zaległości i zachować się tak jak powinienem.. - Zaczął wstając z miejsca. Nie tylko jego wygląd się zmienił, owszem niegdyś barwną garderobę zastąpiła czerń, a skórę pokryło klika tatuaży, ale to jego postawa przeszła drastyczną przemianę. Był pewny siebie, jak nigdy i mimo iż może nie powinniśmy mu zaufać poczułam, że nie mamy innego wyjścia. Między nami stworzyła się jakaś więź, to pewnie nieodpowiedzialność tak łączy ludzi. Bo niezależnie od tego jak bardzo chciał nam pomóc, zachowywał się irracjonalnie. Każdy z nas wiedział z czym wiąże się węszenie w cudzych sprawach i co męska część klubu zrobiłaby gdyby ktoś taki znalazł się u nas. - Jeśli czegokolwiek się dowiem, dam wam znać, ale tak jak mówię to może być kwestia dni, nie godzin. A teraz wracam do pracy zanim mnie z niej wyrzucą. - Pożegnał się i wyszedł, a wszyscy poczuli, że stając po naszej stronie cholernie sobie szkodzi.<br />
<br />
- Dobra, to powinno nam na dziś starczyć. Shay, Calum i Harry zostają na zmianie, a reszta może się zawijać, jeśli nie chce do nich dołączyć. Jestem przekonany, że macie lepsze zajęcie na ten wieczór. Diana, my z Ashton'em zapraszamy cię na kolację, bo póki co nie ma nam jej kto niestety zrobić. - Zaśmiał się Michael biorąc swoją kurtkę. - Przekimasz na kanapie, państwu Gaskarth przyda się trochę samotności. - Zabrał przyjaciółkę od jej chłopaka i ruszył do wyjścia. Irwin poszedł za nim nawet na mnie nie spoglądając. Świetnie, jak chciał abyśmy zachowywali się jak gówniarze, proszę bardzo. Na szczęście Hood zawsze samą swoją obecnością potrafił mi poprawić humor.<br />
<br />
- Ruszaj dupę, nie ma przebacz. - Pchnął mnie w stronę blatu, przez przypadek uderzyłam o jednego z pochodzących tam klientów. Grzecznie przeprosiłam posyłając przyjacielowi mordercze spojrzenie. Jeszcze trochę i zmuszę ich aby mnie czegoś nauczyli. Wtedy przestaną mi podskakiwać. To, że jestem mniejsza nie znaczy, że jestem także słaba. Z tych mięśni da się coś jeszcze wyrzeźbić. Gdybym mu to powiedziała pokładałby się ze śmiechu do końca zmiany, lecz ja naprawdę zaczynałam się zastanawiać nad zapisaniem się na coś takiego. Poprawiłabym swoją nad wyraz nędzną kondycję, która może mi się przydać. Zamiast niej miałam uporczywe burczenie w brzuchu. Ostatni kawałek hawajskiej pizzy spoglądał w moja duszę. - Częstuj się. - Powiedział podsuwając mi go pod nos. - Gorzej nie będzie.<br />
<br />
- Wal się. - Mruknęłam i wgryzłam się w nią. Dzięki temu praca powoli zaczęła jakoś mijać. Na dodatek było całkiem spokojnie. Żadnych bójek, wybić, włamań, krzyków, jak dawniej, aż chciało się tu siedzieć. Nawet twarze stałych klientów napawały ulgą. Do czasu aż przez próg przemknęła kobieta. Kolejna niespodzianka tego dnia usiadła przy barze uśmiechając się od ucha do ucha, na szczęście była całkowicie niegroźna.<br />
<br />
- Abby. - Zaczęłam podejrzliwie, zbliżając się do niej. - Co cię tu sprowadza?<br />
<br />
- Chciałam zaprosić na kolację moją młodszą siostrzyczkę, która od kilku miesięcy nie raczyła dać znaku życia. - Jeśli kiedykolwiek stwierdziłam, że to ja jestem najgorszym kłamcą, cofam to. Sama się nie odzywała, nie wspominając już o propozycji spotkania od czasu mojej przeprowadzki. Dwa lata, nie kilka miesięcy. Jest ostatnią osobą w której tęsknotę uwierzę, choćbym się starała. - Myślałam, że mogłybyśmy spędzić trochę czasu razem.<br />
<br />
- Od kiedy chcesz ze mną spędzać czas?<br />
<br />
- Od kiedy zrozumiałam, że jesteś moją jedyną rodziną. Zmarnowałyśmy już zbyt wiele czasu na kłótnie i nieporozumienia, nie uważasz?<br />
<br />
- Kłótnie to znaczy wyzywanie mnie od zatruwającej ci życie szmaty, a nieporozumienia to momenty w których twoja ręka omsknęła się i przypadkowo uderzyła mnie w twarz? O tak, zmarnowałyśmy na to tylko dwa czy trzy lata.<br />
<br />
- Shay, nie twierdzę, że byłam idealną..albo chociaż dobrą siostrą, ale pamiętaj, że w jednej chwili zostałam nie tylko nią, ale i opiekunem. Nie nadawałam i może nigdy nie będę nadawać się na rodzica, co nie znaczy, że nie żałuję. Trochę to zajęło..<br />
<br />
- Trochę za długo.<br />
<br />
- Nie mów tak, nie naciskam, ale zastanów się nad tym, proszę. Byłabym najszczęśliwszą osobą na świecie gdybyś pojawiła się jutro wieczorem w domu. - Powiedziała podnosząc się z miejsca. - Mam nadzieję, że do zobaczenia. - I wyszła. Gdy tylko zamknęła za sobą drzwi obok mnie znalazł się i Styles i Hood przecierający oczy ze zdziwienia. Znaleźli się, komicy, jakby sam fakt, że tutaj przyszła nie był wystarczającym żartem.<br />
<br />
- Niech mnie piorun trzaśnie. Czy to przypadkiem nie była sama Abby O'Malley? Muszę przyznać, że jak na trzydziestkę wygląda lepiej niż niejedna nastolatka.. - Mruknął Calum biorąc do ręki kufel i zaczynając go wycierać.<br />
<br />
- No na twoim miejscu, modliłbym się aby to było genetyczne. - Dodał Harry. Posłałam im zniesmaczone spojrzenie i przepchnęłam się do klientów. Ostatnie o czym miałam ochotę rozmawiać to wygląd mojej siostry, a już z pewnością nie z nimi. - Czego kobieta z wyższych sfer szukała w naszej melinie? - Tak, "melina" była najczęściej używanym przez nią słowem do opisania mojej życiowej inwestycji.<br />
<br />
- Czyżby nie mogła odwiedzić swojej siostry, tak po prostu, bezinteresownie? - Echem rozniósł się ich śmiech. Fakt, sama nie wierzyłam w te słowa. - Zaprosiła mnie na kolacje, żeby naprawić nasze rodzinne stosunki. Zadośćuczynieniem za wszelkie krzywdy będzie żarcie, całkiem przyzwoicie, czyż nie? - Śmiech nie ucichł. W sumie, to też nie zabrzmiało zbyt realistycznie. - Tym razem nie żartuje, ma nadzieje, że ją uszczęśliwię i się pojawię.<br />
<br />
- I co? Spełnisz jej marzenie?<br />
<br />
- Nie oszukujmy się, ani mi, ani jej nie jest to potrzebne. - Podałam klientowi piwo i oparłam się plecami o blat. - Cholernie ciekawi mnie jednak powód. Musi jakiś być skoro pofatygowała się tutaj, takie jak ona zawsze mają coś w zanadrzu. Ale zamiast zawracać sobie nią głowę: zabierać się do pracy! - Zarządziłam odpychając ich od siebie. Tak też zrobiliśmy zamykając bar dopiero po trzeciej.<br />
<br />
O dziwo, gdy trafiłam do mieszkania Ashton'a w którym nie specjalnie miałam ochotę spać, oni jeszcze byli na nogach. Cała trójka siedziała na kanapie pod kocem oglądając film. Prawdopodobnie komedie, bo śmiali się jak naćpani. Nie pomyślałabym, że dobry humor Irwin'a zaboli, aż tak bardzo. Niechętnie oderwali się od swojego zajęcia gdy weszłam do salonu. Pomachałam im na powitanie nie mając ochoty na rozmowę i zamknęłam się w sypialni, a później w łazience. Rozebrałam się i powoli pozbyłam folii. Lodowaty prysznic, szare mydło, maść. Powoli odhaczałam zalecenia przyjaciółki. Ubrałam swoją piżamę i wyszłam. Jakaś część mnie, gdzieś głęboko w środku miała nadzieję, że Ashton pojawi się i pozwoli mi przy sobie zasnąć. Druga zaś unosząc się dumą wolała nawet na niego nie patrzeć. Żadna nie spodziewała się Diany.<br />
<br />
- Wszystko w porządku? - Spytała siedząc na łóżku. - Tak późno zamknęliście?<br />
<br />
- Tak wyszło, w wakacje studenci chyba wolą siedzieć u nas niż latać po klubach. - Powiedziałam mijając ją i kładąc się na swojej stronie. Pościel nie była już tak przyjemna, a materac wygodny, gdy on nie leżał obok. - Tak czy inaczej, nie mam innych zajęć, więc mogę tam siedzieć i do rana.<br />
<br />
- Nie, o ile będziesz wyglądać na tak zmęczoną jak teraz. Śpij spokojnie, a ja postaram się cię później nie obudzić..- No tak, Ashton z pewnością umówił się z nią, że zajmie kanapę. Dla wszystkich był miły, kochany przyjaciel. Sama nie pozwoliłabym jej tam spać, dlaczego się więc zdenerwowałam? - Oczywiście jeśli tobie to nie przeszkadza, mogę poprosić kogoś aby mnie odwiózł..<br />
<br />
- Nie żartuj sobie, połowa łóżka jest twoja. - Uśmiechnęłam się, a ona wyszła. Po krótkiej walce samej ze sobą, czy pójść do niego i porozmawiać, czy nie w końcu zasnęłam. Tym razem, na szczęście, poranek był spokojny. Leniwie po dwunastej wysunęłam się z łóżka zauważając, że jestem, a przynajmniej powinnam być sama. Złapałam za gumkę, związując włosy i wyszłam z pokoju. Faktycznie, ani śladu po niańkach, bądź właścicielach. Zdezorientowana zrobiłam sobie herbatę i usiadłam na kanapie otulając się kołdrą pod którą spał mój chłopak. Pachniała nim, jednak po raz pierwszy zamiast przypominać mi tym o dobrych momentach, uświadomił mi jedynie, że nadal ze mną nie rozmawia. Zrezygnowana włączyłam pierwszy lepszy film próbując zabić trochę czasu, po nim wskoczyłam pod prysznic, posmarowałam swój tatuaż i ponownie owinęłam go folią. Ubrana w dres, pościeliłam kanapę, posprzątałam im nieco w mieszkaniu wstawiając przy okazji pranie i zabrałam się za robienie obiadu. Moje umiejętności kulinarne znacząco dobiegały od Clifforda, ale nikt się jeszcze nie otruł, a ja dzięki temu nie umarłam z nudów przed przyjściem Michael'a przed czwartą.<br />
<br />
- Miło widzieć, że jednak umiesz posługiwać się kuchennym sprzętem, oszustko. - Wyśmiał mnie na samym wstępie opierając się ramieniem o ścianę. - Chyba częściej powinnaś zostawać tu sama skoro to jedyny sposób aby zmusić cię do roboty. - Dodał przyglądając się moim działaniom, gdy zdał sobie sprawę, że już kończę, wyciągnął dwa talerze i ustawił je na blacie kuchennej wysepki.<br />
<br />
- Irwin jeszcze w pracy? - Spytałam, powinien już być.<br />
<br />
- Nie był dziś w biurze, obiecał Dianie, że przewiezie jej rzeczy do ich nowego mieszkania. Nie mówili ci? - Umknęło im. Oczywiście, przyjaciółka już kilka dni temu podzieliła się nowiną, że w końcu znaleźli odpowiednie dla siebie miejsce. Nawet razem byłyśmy je oglądać przed kupnem. Nie wspomniała jednak, że potrzebuje pomocy. - Jak zjem to się do nich zbieram, musimy zająć się meblami, bo twój chłopak nie da sobie z nimi rady.<br />
<br />
- Nie wątpię, siłaczu. - Mruknęłam. Nie tylko nasza relacja uległa zmianie, ale i same słowa "twój chłopak" nie brzmiały tak jak kilka dni temu. Z ust przyjaciela wydawały się obce. - Smakuje?<br />
<br />
- Shay, widzę, że coś jest nie tak, pamiętaj, że złość piękności szkodzi i jeśli tylko chcesz możesz zabrać się ze mną, ręce do pracy zawsze się przydadzą.<br />
<br />
- Posiedzę w domu, dobrze mi to zrobi, a ty wsuwaj. Potrzebujesz dużo siły, te meble naprawdę nie są najlżejsze, a wy.. cóż. - Skomentowałam przyglądając mu się z udawaną, nieco skwaszoną miną. Chciałam tam pojechać i im pomóc, jednak musiał być jakiś powód dla którego nie poinformowali mnie o tym wcześniej. Nie miałam zamiaru wpieprzać się tam gdzie mnie nie chcą. Michael szybko, wręcz za szybko opróżnił talerz i zniknął za drzwiami ze swoim chłopięcym uśmiechem. Po moim także ślad zaginął. Za to w głowie pojawiły się dwa wyjścia, albo będę siedzieć sama i użalać się przez cały dzień nad tym, że mój chłopak ma mnie w dupie.. albo. Przed oczami pojawił mi się obraz wyższej, lepiej obdarzonej brunetki z hollywoodzkim uśmiechem która zarządzała firmami farmaceutycznymi w okolicy. Tej wychowanej, odpowiedzialnej, niespełna trzydziestoletniej panny O'Malley. Jedynego ratunku na wtorkowy wieczór.<br />
<br />
Nie chcąc pod żadnym pozorem robić z siebie ofiary, otworzyłam szafę zastanawiając się co będzie odpowiednie na taką okazję. W czym będę wyglądać z klasą, ale nie jak dziewczyna z prowincji. Chłopacy nie przywieźli do tego mieszkania zbyt wielu moich rzeczy, co znacznie ograniczyło wybór. Po kilkunastu minutach zdecydowałam się na krótki, biały top, tego samego koloru spodnie z wytartymi kolanami i długi, sięgający sprawie do połowy łydek bordowy sweter. Może nie narobię sobie wstydu w takim zestawie i nie dam jej powodu do obrabiania mi tyłka przez najbliższe lata. Chcąc się jeszcze podrasować, nieudolnie się pomalowałam i z ulgą zdałam sobie sprawę, że przynajmniej moje włosy nie wyglądają najgorzej. Spoglądając w lustro stwierdziłam za to, że wyglądam jak krasnal. Dobrałam więc jedyne buty na obcasie jakie były w moim posiadaniu. Czarne szpilki na nogach miałam raz, na pierwszej i ostatniej oficjalnej, wyjściowej randce z Ashton'em na której obydwoje stwierdziliśmy zgodnie, że nie jest to w naszym stylu, dodawały jednak skutecznie kilka niezbędnych centymetrów. Kapelusz, torebka, klucze i po sprawie. Można wychodzić. W myślach zapaliło mi się jednak czerwone światełko. Znów wychodzę nikogo nie informując dając im tym samym powód do obelg. Odpowiedzią na to było wyciągnięcie telefonu i wysłanie wiadomości do Ash.. do Calum'a.<br />
<br />
Od: Shay<br />
Do: Calum<br />
Treść: Obiad u starszej O'Malley. Obym to nie ja była głównym daniem, trzymaj kciuki.<br />
<br />
Zadowolona ze swojej jakby nie patrzeć dojrzałej postawy i pozbycia się poczucia winy znalazłam się na chodniku przy którym czekała zamówiona wcześniej taksówka. Miłemu panu podałam adres i w przyjemnej atmosferze dojechaliśmy na miejsce. W tej części miasta nie byłam od dwóch lat i nie żałuję, bo nic się nie zmieniła. Nadal tak samo snobistyczna jak wtedy. W takiej okolicy jak ta człowiek boi się, że źle nadepnie na trawnik rujnując wypielęgnowane źdźbła trawy. Nie wiem jak teraz, ale wtedy ludzie byli skłonni je czesać. Traktują zieleń jak pupila. Jeśli nie lepiej. Stanęłam przed domem dając sobie chwilę na przemyślenie, czy naprawdę chcę tam wejść. Wyciągnęłam telefon. Dwie wiadomości, jak miło.<br />
<br />
Od: Calum<br />
Do: Shay<br />
Treść: Nie daj ciała, ubierz się jakoś, wśród ludzi na poziomie będziesz.<br />
<br />
Kochany, zawsze wiedział co napisać.<br />
<br />
Od: Ashton<br />
Do: Shay<br />
Treść: Znów informujesz wszystkich prócz mnie?<br />
<br />
Parsknęłam spoglądając na ekran. Ostatnimi czasy to on zapominał mnie informować o czymkolwiek. Lub chociaż się kurwa odezwać. Zachował się jak obcy to ma. Podirytowana schowałam komórkę do torebki i pewnym krokiem ruszyłam ścieżką do drzwi. Dom był ogromny i z pewnością połowa pokoi świeciła pustkami. Abby mieszkała tu sama od dobrych ośmiu lat, nie licząc pięciu ze mną, które i tak w większości spędziłam uciekając przed jej morderczym spojrzeniem. Wzięłam głębszy wdech naciskając dzwonek. Otworzyła je, a ja automatycznie pożegnałam się z pewnością siebie. Mój biały strój nijak miał się do jej czerwonej sukienki. Musiała mieć jeszcze gorszy charakter niż myślałam, skoro z takim wyglądem żaden się nie skusił.<br />
<br />
- Przyszłaś! - Powiedziała rzucając mi się na szyję. Ostatni raz zrobiła to gdy naprawdę chciała mnie udusić za jeden z młodzieńczych wybryków. Dziwne uczucie i chyba sama zdała sobie z tego sprawę, bo odsunęła się równie szybko co mnie objęła. - Wspaniale cię widzieć, mamy dużo do obgadania.<br />
<br />
- Serio? Od lat nie mamy o czym rozmawiać, skąd ta nagła zmiana. - Weszłam do środka, tu zdecydowanie przeprowadzony był gruntowny remont. Kiedyś ciepłe pomieszczenia, dziś dopasowały się do jej charakteru. - Pewnie bym nie przyszła, gdyby..<br />
<br />
- Nie obiad? - Zaśmiała się próbując rozładować napięcie.<br />
<br />
- Już jadłam, teraz jestem głodna twoich wieści. Nie bez powodu się odzywasz, akurat teraz. Czegoś chcesz? Czy uważasz, że ja czegoś potrzebuję? - Spytałam siadając na dużym białym fortelu zakładając nogę na nogę. Siostra stanęła nade mną.<br />
<br />
- Jak zawsze w gorącej wodzie kąpana przechodzisz do sedna sprawy, ale ja też już się nie mogę powstrzymać. Nie wiem czy wiesz, przez ostatni rok byłam za granicą. - A to nowość. - Miałam do załatwienia kilka kontraktów, później urlop i.. - Przechodzimy do sedna. - Muszę ci kogoś przedstawić. Poznaliśmy się na samym początku podróży, byłam przekonana, że to tylko letni romans, jednak wszystko działo się tak szybko. Wiem, że jesteśmy ze sobą tylko osiem miesięcy, ale.. - Wystawiła przede mnie dłoń. Na palcu znajdował się średniej wielkości brylant, prawdopodobnie. Otworzyłam oczy nieco szerzej, a więc jednak, wszystko jej się układa. - Chciałabym abyś była przy mnie kiedy weźmiemy ślub. Nie wyobrażam sobie wesela bez siostry. - Biło od niej szczęście. Gdy była w takim stanie nie potrafiłam się gniewać. Każdy zasługuje na taką miłość. - Jest tu dziś, dlatego chciałam abyś się pojawiła, cieszył się, że cię pozna. Jonathan pozwól tu! - Krzyknęła.<br />
<br />
A ja zdałam sobie sprawę, że moje życie to jeden <u>kurewsko</u> nieśmieszny żart.<br />
<span style="font-size: x-small;">__</span><br />
<span style="font-size: x-small;">wiem, że za długie, wiem, że błędy, mam wrażenie, że nie chce wam się czytać, ale.. może warto? </span></div>
lovelycarohttp://www.blogger.com/profile/06357248859133261526noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3820513223694416353.post-38928161766573124442015-07-20T01:44:00.000-07:002018-08-23T15:51:18.970-07:00|chapter.three| scars.<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;"><u>my mind's lost, we always knew this day was coming</u></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjrSvhAH-hJ1XXxXSUZIq_WWCLvgRtfc_TGuKtjAc1Lc7S6BtDXtBG2_ro7SLChE47k2-e8KZK0VZIZU3qgPuEOdh0Q34xhYPJlnXb24cJUYqiuJwKb8-4SmSyZzASoZ0PVIzViYOCK5Ik/s1600/large+%25283%2529.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="128" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjrSvhAH-hJ1XXxXSUZIq_WWCLvgRtfc_TGuKtjAc1Lc7S6BtDXtBG2_ro7SLChE47k2-e8KZK0VZIZU3qgPuEOdh0Q34xhYPJlnXb24cJUYqiuJwKb8-4SmSyZzASoZ0PVIzViYOCK5Ik/s320/large+%25283%2529.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;">song: james bay - scars</span></div>
Sekundę później klienci padli z przerażenia na ziemię chowając się przy okazji pod stolikami jakby obawiali się salwy strzałów. Odwróciłam się w stronę hałasu zauważając nad bramką rozbite okno w magazynie, rozsypane szkło znalazło się nawet pod moimi nogami. Nim zdążyłam cokolwiek zrobić lub powiedzieć, usłyszałam męskie, doskonale znane mi krzyki. Michael, Calum i Alex właśnie rozpędzeni przebiegali przez drzwi. Ani śladu po Ashton'ie co mogło wskazywać tylko i wyłącznie na to, że pobiegł pierwszy. Oczywiście, że tak, inna opcja nawet nie wchodziła w grę. I ponoć to ja jestem nieodpowiedzialna? W środku ze znajomych pozostała jedynie chowająca się za blatem Diana. Podałam jej rękę aby pomóc wstać, biedna trzęsła się ze strachu. Uśmiechnęłam się próbując dodać jej otuchy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Spokojnie, nie wiem czy pamiętasz, ale na samym początku, takie rzeczy były na porządku dziennym. Pewnie dzieciakom z okolicy się nudzi, wakacje i nie mają co robić. - Powiedziałam chcąc uspokoić i ją i siebie. - Poczekaj tu chwilę i spróbuj uspokoić klientów a ja zobaczę, jak to wszystko tam wygląda, dobrze? - Gdy skinęła głową weszłam przez bramkę do magazynu. Po wielkiej szybie nie było prawie śladu, całe szkło znajdywało się pod moimi nogami, a wraz z nim dwa duże kamienie. Ktokolwiek to rzucił musiał stać pod oknem, robiło się ciemno a w oknach znajdowały się jeszcze kraty. Nie ma możliwości aby trafić czymś tak dużym, z tak małej odległości. Kto jednak rzuca wiedząc, że wieczorem w środku zawsze jest ktoś z wysportowany i dość agresywnych właścicieli? Kto chciałby się w to bawić i tak ryzykować? Zadając sobie w głowie te pytania złapałam za zmiotkę chcąc chociaż z wierzchu posprzątać ten syf. Nagle mnie olśniło. Ktokolwiek to rzucił doskonale wiedział, że wszyscy za nim pobiegną. Są więc tylko dwa wyjścia, dwa kamienie: jeden chciał aby za nim pobiegli, drugi żeby zostawili go tu samego. A jeśli im się udało w barze zostałyśmy tylko my. Diana. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Odłożyłam zmiotkę chcąc wyjść. W ostatniej chwili zatrzymałam się o krok przed stojącym przy bramce, odwróconym do mnie plecami, wyższym o prawie dwie głowy, mężczyzną. Włączona muzyka musiała skutecznie zagłuszyć jego wejście, z takiej odległości dało się jednak usłyszeć niezrozumiałe, kobiece mruknięcia które prawdopodobnie miały uchodzić za wołanie o pomoc. Stanęłam na palcach by zobaczyć co dzieje się na sali. Wszyscy leżący na podłodze goście wpatrywali się w jego stronę. Musiał być sam, a ja nie miałam zamiaru żeby jakikolwiek prymityw zrobił krzywdę mojej najlepszej przyjaciółce. Złapałam za dwie puste butelki leżące na półce. Wzięłam głębszy wdech na odwagę i z rozmachem, bez dłuższego zastanowienia walnęłam jedną z nich w głowę faceta. Echem rozniósł się huk i kilka przekleństw z jego strony. Twardo jednak trzymał się na nogach, na szczęście Diana zdążyła wyrwać się i uciec w stronę drzwi. Mężczyzna podniósł dłonie do góry, do krwawiącej rany, lecz zanim zdążył zrobić coś więcej zamachnęłam się ponownie, po czym z całej siły pchnęłam go bramką. Chwilę się zachwiał, jak pijany lecz w końcu uderzył o ziemię tracąc przytomność. Przez moment stałam nad nim w szoku zastanawiając się czy przypadkiem właśnie nie zabiłam człowieka. Z rozmyśleń na szczęście wyrwała mnie przebiegająca po nim przyjaciółka, która automatycznie ruszyła w stronę regału. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie wiem czy pomoże, a jeśli to na jak długo, ale można spróbować. - Powiedziała wyciągając z szuflady czarną taśmę. Obie wyszłyśmy na salę rozglądając się po przerażonych mężczyznach. O ile można ich tak nazwać, skoro żaden nie ruszył się pomóc dziewczynie w opałach. - Wy. - Pokazała palcem na dwóch klientów w średnim wieku. - Wyciągnijcie go na środek.. Szybko! - Krzyknęła poganiając ich do pracy. Gdy to zrobili, usiadła na jego plecach spoglądając na mnie. Wiedząc co miała na myśli założyłyśmy mu ręce na plecy dokładnie sklejając w łokciach i nadgarstkach. Chciałyśmy przykleić je jeszcze do tułowia ale był za ciężki aby go podnosić. Dla pewności taśma wylądowała także na jego kostkach, kolanach oraz ustach. Cóż, ja bym krzyczała jakby odzyskała przytomność, wolałyśmy nie ryzykować. - Może powinnyśmy sprawdzić czy nie ma przy sobie czegoś, wiesz.. - Zgodziłam się z nią i zabrałyśmy się do roboty, na szczęście nie miał przy sobie nic podejrzanego. Prawdopodobnie nie pomyślał, że będzie musiał się z kimś zmierzyć. Choć patrząc prawdzie w oczy, dałby mi radę i gołymi rękami. Bez problemu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Trzeba zadzwonić po chłopaków, mam nadzieję, że i oni są cali. - Powiedziałam do przyjaciółki i rozejrzałam się po sali. - Panowie teraz przy nim usiądą i będą pilnować, aby się przypadkiem nie ruszył. W ramach przeprosin i podziękować, później z koleżanką rozlejemy darmową kolejkę. - Zaoferowałam i odeszłam kawałek dalej nie spuszczając jednak wzroku z Diany. Wybrałam numer Ashton'a. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
/- <i>Tak? - </i>Odebrał automatycznie, a ja poczułam niewyobrażalną ulgę. Jest cały. <i>- Wszystko w porządku?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
- Właśnie, dzwonię, bo nie wszystko było pod kontrolą, ale..</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
/<i>- Jesteś cała? -</i> Spytał przerywając mi. Tak, wiadomości nie miały znaczenia póki nie dowiedział się w jakim jestem stanie, co świadczyło o tym, że martwił się o mnie prawie tak mocno jak ja o niego. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- W jednym kawałku. Diana też. Jak daleko od baru jesteście? Nie wiem czy opowiadać o tym przez telefon czy poczekać na waszą reakc.. - Nim zdążyłam dokończyć cała czwórka lekko zziajanych młodych mężczyzn wbiegła do środka. Wszyscy zatrzymali się o krok przed leżącym facetem wyglądając na nieco skołowanych. Przyglądając się im schowałam telefon z powrotem do kieszeni. - Własnie o tym, a raczej o nim chciałam z wami porozmawiać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ashton nie uznał jednak za priorytet, usłyszenie historii o obezwładnionym. Zamiast jakichkolwiek pytań w mgnieniu oka znalazł się przy mnie pozwalając abym schowała się w jego ramionach, uświadamiając mi o ile bezpieczniej się czuję gdy jest obok. Minimalnie się odsunął przejeżdżając dłonią po moim policzku i gdy tylko podniosłam na niego wzrok na sekundę spotykając się z jego troskliwym spojrzeniem, jego usta opadły na moje. Gdy się ode mnie odkleił przez kilka minut dokładnie sprawdzał, czy nic mi się nie stało. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nawet mnie nie dotknął. - Zapewniłam kątem oka zauważając, że Calum robi dokładnie to samo. Tylko biedny Michael z Alex'em stoją nad mężczyzną mając w głowie pewnie jeden wielki mętlik. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Dobra, moje drogie. Jeśli nic wam się nie stało i już się uspokoiłyście, to byłbym bardzo wdzięczny dlaczego jakiś nieprzytomny facet leży na środku sali unieruchomiony za pomocą taśmy klejącej. Która z was oglądała ostatnio jakiś amerykański film akcji, co? - Clifford kucnął nad nim i łapiąc za włosy podniósł głowę próbując przyjrzeć się twarzy. - Czy to może mieć jakiś związek z dwoma gówniarzami którzy chcieli ze strachu oddać nam zarobione dzięki wybiciu okna pieniądze? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Bardziej niż może. Ktoś doskonale zdawał sobie sprawę, że jesteśmy tu wszyscy i zna nas na tyle dobrze, że wiedział o tym kto wybiegnie, a kto zostanie. - Zaczęła siadając na blacie i wyciągając rękę po butelkę, która na szczęście znajdowała się w zasięgu. - Tak więc, gdy dzieciaki wybiły szybę, ja zabrałam się za sprzątanie, prosząc Dianę aby uspokoiła wszystkich leżących tu mężczyzn..</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- To zrobiłam, niestety nie udało mi się to na zbyt długo. Ponieważ chwilę później do środka wszedł on uświadamiając mi w jak beznadziejnej kondycji jestem, o sile fizycznej już nie wspomnę. Na szczęście, ktokolwiek to zaplanował, nie pomyślał, że możemy być tu we dwie. Shay umknęła mu będąc w magazynie.. - Powiedziała zabierając mi piwo i upijając z niego kilka łyków. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Zmarnowałam dwie butelki aby położyć tego osiłka. Taśma była dobrym, praktycznym i jedynym pomysłem, który jak widać zadziałał. Teraz tylko nie wiemy czy się obudzi, a jeśli to co z nim zrobić. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Zrobiłyście swoje, tym już się nie martwcie, to nasza część. - Oznajmił Alex i złapał go z Michael'em z łatwością podnosząc do góry wprowadzając mnie tym samym w lekki stan osłupienia. Dobra, facet może nie był sporo wyższy od nich, ale z pewnością szerszy i cięższy. Ostatni dwaj kolesie jacy próbowali go podnieść zrezygnowani przeciągnęli go po ziemi. Reszta mężczyzn jest tak słaba, czy oni aż tak wytrenowani? Zastanawiałam się nad tym wpatrując się jak zmierzają w stronę zaplecza. Tuż za tą dwójką szedł Calum razem z Ashton'em, ten drugi jednak w ostatnim momencie skręcił i ponownie znalazł się tuż obok. Ułożył dłonie na moich biodrach przysuwając mnie do siebie i zarazem do krawędzi. Z chłopięcym uśmiechem odgarnął mi kosmyk włosów za ucho. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Przepraszam, za to co wcześniej powiedziałem. Zachowałem się jak gówniarz rzucając takimi tekstami, muszę nauczyć się najpierw myśleć, później mówić. Nie chciałem abyś pomyślała, że kiedykolwiek w ciebie zwątpiłem, nie było tak i nie jest. Po prostu poniosło mnie a nie powinno. - Powiedział opierając swoje czoło na moim. Niemożliwe, że nawet teraz brał na siebie całą winę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Ashton, to ja dałam ciała, na całej linii. Nie chciałam ci o niczym mówić, a powinnam, bo jesteśmy razem i nie mogę wszystkiego ukrywać. Na twoim miejscu sama byłabym nieźle wkurzona. Przepraszam, że znów okazałam się być aż tak niedojrzała, ale obiecuje, że zrobię co w mojej mocy aby powalczyć z tą beznadziejną cechą charakteru. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Widzisz, najwidoczniej obydwoje jesteśmy do dupy, na szczęście nikt inny nie musi się z nami męczyć. Ty jednak jakby nie patrzeć powoli robisz postępy. Dziękuję, że zadzwoniłaś, nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczyło i cholernie się cieszę, że nic ci się nie stało.. - W tle słychać było wymuszone kaszlnięcie Diany. - Oczywiście, cieszę się, że wam się nic nie stało</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Oczywiście, wal się. - Przyjaciółka zaśmiała się i lekko uderzyła go w ramię. - Daję wam tylko chwilę gołąbeczki, gdyż twoja dziewczyna obiecała darmową kolejkę tym wszystkim miłym panom siedzącym przy barze, a ich się nie okłamuje, także za chwilę ma być moja i nie ma żadnego obmacywania na nocnej zmianie, zabieraj z niej łapska. Trochę szacunku, tu są ludzie. - Dodała i po chwili znalazła się w tłumie spragnionych gości. Fakt, zapomniałam o swojej nieszczęsnej obietnicy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nikt nie będzie zabraniał mi obmacywać się z własną dziewczyną, we własnym barze, na własnym blacie! - Krzyknął do niej starając się zagłuszyć rozgadanych mężczyzn walczących o miejsce w kolejce. W odpowiedzi dostał środkowego palca. Parsknął śmiechem wracając wzrokiem do mnie. - W sumie, po co mielibyśmy się ograniczać jedynie do obmacywania, możemy równie dobrze zacząć od tego, że to moja koszulka i mógłbym ją z łatwością zarekwirować.. - Zaczął wsuwając dłonie pod nią i powoli unosząc ku górze. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Oczywiście, że tak. Patrząc na dzisiejszych klientów ich przedział wiekowy i płeć, nie wątpliwie sprzedam więcej piwa paradując jedynie w koronkowym staniku. Hmm, pomyślmy tylko, co na to powie mój wspólnik? Myślisz, że będzie zadowolony? - Mruknęłam obejmując go za szyję. Ashton odwrócił wzrok w stronę kolejki i jego uśmiech zniknął, jakby naprawdę wyobraził sobie mnie paradujące w bieliźnie. Szybko ściągnął mnie z blatu, rozwiązał koszulę z moich bioder i zmusił mnie do założenia jej. Gdy zabrał się za zapinanie guzików odepchnęłam jego ręce, miał to jednak gdzieś i dokończył swoje dzieło. - Zadowolony? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak najbardziej i nie próbuj mi jej ponownie zdejmować, wszystko co moje zabiorę w domu. - Puścił mi oczko i szybko mnie pocałował, po czym klepną w pośladek popychając tym samym w stronę nadal zatarasowanego baru. - A teraz do roboty, musisz odpracować tą darmową kolejkę, twój wspólnik dobrze ją sobie zapamięta. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tym razem to mój środkowy palec wylądował w powietrzu. Pewnie powinnam była mu powiedzieć, że prawdopodobnie zostanę dziś na nocnej zmianie, ale po co psuć mu humor. Wyrzucając to z głowy by zbyt długo się tym nie martwić, zajęłam miejsce obok przyjaciółki biorąc się do pracy. W międzyczasie Jack przyjechał do baru, ale zamiast nam pomóc, lub chociaż się przywitać, automatycznie udał się na zaplecze. Cóż, na szczęście Diana była na tyle dobra, że zdecydowała się zostać, bo klientów mimo coraz późniejszych, niedzielnych godzin nie brakowało. Dopiero po dziesiątej z pomieszczenia przy ringu wyszedł Michael ze skupioną miną podszedł do blatu spoglądając na mnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Najwidoczniej uderzyłaś go nieco mocniej niż myślałaś, bo raczej się z tego nie wyliże, skoro do tej pory się nie obudził. - Jego słowa wystarczyły abym ze strachu i poczucia winy opluła go pitą właśnie wodą. - Kurwa mać, żartowałem. - Wrzasnął wycierając koszulką twarz. Wybuchłam śmiechem przyglądając się jego reakcji. Ze mnie nie robi się jaj. Karma trzyma moją stronę. - Alex chciał żeby wam powiedzieć, że nie wiele idzie się od chłopaka dowiedzieć, bo słabo mu idzie nasz ojczysty język, także nie ma sensu dalej pytać więc zaraz zajedziemy pod szpital i tam go wyrzucimy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Pod szpital? Przed chwilą powiedziałeś, że żartowałeś, co znaczy, że nie uderzyłam aż tak mocno.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Ty nie, widzisz mała, my mamy więcej siły i znacznie słabsze nerwy kiedy ktoś nie chce współpracować. Jack z Alex'em zostaną z wami, bo jakby nie patrzeć to ich zmiana. A teraz etatowa barmaneczko, podaj mi piwo. - Powiedział próbując powstrzymać się od śmiechu. Zaskoczona i urażona otworzyłam szerzej usta uderzając go ścierką przypadkowo w twarz. - O nie, O'Malley.. - Mruknął przeskakując przez blat. W ostatniej chwili umknęłam przed jego miażdżącym uściskiem. Wiedząc, że nie da za wygraną, wybiegłam na otwartą salę pędząc w stronę ringu, który świecił pustką. Całkiem zwinnie minęłam bramkę odgradzając od siebie dwie części i złapałam się za barierkę wskakując na środek ringu. Stamtąd miałam mieć lepszy widok. Mój błąd. Michael okazał się bardziej inteligentny i przebiegły. Wystarczyło aby upadł na podłogę i zniknął z mojego pola widzenia. Gdy tylko zbliżyłam się do krawędzi aby zobaczyć gdzie jest jego ramiona niespodziewanie owinęły się wokół mojej talii unosząc ku górze, jak dziecko. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Clifford! Ile razy mam ci tłumaczyć, że nie możesz przy każdej możliwej okazji wykorzystywać tego, że jesteś znacznie silniejszy. To nie jest uczciwe, dziewczynom daje się fory, nikt cię tego nie nauczył? Jak cię wychowali.. - Powiedziałam machając nogami aby mnie puścił. Chyba niego go poddenerwowałam bo zamiast to zrobić zaczął kręcić się ze mną jak na karuzeli. Matko, dlaczego nie mogę być wielkim facetem który raz złoił by mu tyłek i by się nauczył, że machanie mną nie jest odpowiedzią. - Wypiłam dziś o dwa piwa za dużo i jeśli nie przestaniesz to może się to dla ciebie dziś skończyć dużo gorzej niż z woda lub ścierką na twarzy, nie chcesz tego! - Krzyknęłam i podziałało.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Ile razy mam ci tłumaczyć, że nie możesz ze mną zadzierać, bo zawsze będę wykorzystywał to, że ja jestem silniejszy, a ty mała? Nie dostaniesz ode mnie forów, mogę ci najwyżej skopać tyłek mocniej niż zwykle, abyś się w końcu nauczyła. - Zaśmiał się, a ja wcale nie miałam zamiaru się poddać. Rozbawiona przybrałam nieudolnie jedną z ich pozycji uderzając go pięścią w ramię. - O'Malley, jeśli chcesz się ze mną zmierzyć to znaczy, że wypiłaś znacznie więcej niż dwa piwa za dużo i na dodatek jesteś jeszcze słabsza niż myślałem. Bijesz jak baba, wstydź się. - Wymierzył w moją stronę kilka szybkich ciosów które oczywiście zatrzymały się kilka centymetrów przed moim ciałem. W tym momencie drzwi od zaplecza się otworzył, a Ashton z Calum'em wynieśli półżywego, zakrwawionego mężczyznę ze środka. - Irwin żałuj, że nie widziałeś jak Shay mi podskakuje, stary, albo w końcu ktoś nauczy ją jak się bije, albo nauczy się na własnych błędach. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie radzę, obiło mi się o uszy, że jej chłopak jest w stanie skopać ci tyłek z zamkniętymi oczami. Także, zamiast szukać przeciwnika na swoim poziomie, lepiej rusz się aby otworzyć nam drzwi od auta. - Powiedział do przyjaciela, po czym mrugnął do mnie. Zważając jednak na ofiarę dzisiejszego wieczoru, nie było mi tak do śmiechu. Niezależnie od tego co chciał zrobić, pięciu na jednego nie było dobrym układem, a nawet jeśli wybrali jednego to potraktował go jak worek treningowy. Facet spędził tam kilka godzin, a bar nigdy nie widział nikogo w aż takim stanie, jak mogłam mu nie współczuć? Gdyby nie ja nikt by tego nie zrobił. Dla nich to normalne, zrobili to co powinni. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tak długo się w niego wpatrywałam, że nie zauważyłam kiedy na sali pojawił się Alex. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Może i ten ring ci pasuje, ale jak wyobrażam sobie ciebie z rozwalonym nosem, to muszę przyznać, że nie byłoby ci już tak do twarzy. Lepiej złaź stamtąd, zanim sama zrobisz sobie krzywdę. - Zaśmiał się opierając się o barierkę. Wywróciłam oczami zeskakując na ziemię. - Od razu lepiej, gdy ponownie sięgasz mi do brody. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Cieszę się, że tak dobrze ci się dziś ze mnie nabija i że tam mocno wierzysz w moje możliwości, co jednak powiesz na to aby się odczepić? Moim zdaniem nie wpychanie nosa w moje umiejętności, strasznie ci pasuje, ale dla spokoju zapewniam, że nadal nie widzę nic fajnego w okładaniu się nawzajem. - Zaczęłam patrząc jak Jack zajmuje miejsce obok Diany. - Fajnie, że w końcu wyłoniliście się do pracy, zważając na to, że spędziliście tam chyba kilka godzin i większość klientów już się zawinęła, to z pewnością się przydacie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Po to jesteśmy, zawsze kiedy nas potrzebujesz. - Objął mnie ramieniem i powoli ruszyliśmy za bar. - Nadal możesz zostać z nami do końca? Wypadałoby posprzątać i naprawić trochę rzeczy, a nasza dwójka nie zawsze sobie z tym radzi. - Powiedział podając mi do ręki piwo. Skinęłam głową i gdy chłopacy zajęli się klientami, my dziewczyny spokojnie usiadłyśmy w koncie przyglądając im się. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Coś ci zdradził? - Spytała Diana.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Alex? Nie i pewnie nic nie powie. Musimy się pogodzić z faktem, że my nie możemy mieć przed nimi tajemnic, ale oni wolą rozmawiać o takich sprawach wyłącznie między sobą. - Mruknęłam upijając kilka łyków. - Zapomniałam, że masz jutro na rano, jeśli chcesz Jack odwiezie cię do domu, studio samo się nie otworzy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- On mnie odwiezie. - Powiedziałam spoglądając przez próg chłopaków. Za kierownicą najwidoczniej też nie uważają, skoro załatwili to tak szybko. - Póki co wolałabym nie zostawiać go tutaj samego, ale nie mam zbyt wiele do gadania, bo zaparł się, że weźmie jutro wieczorną zmianę.<br />
<br />
- Nie wie czy myśleli już o rozpisce na ten tydzień, pewnie w nocy to obgadamy więc się do niego dopiszę i go przypilnuję, możesz być spokojna. Tak czy inaczej, lepiej żeby pracował na początku tygodnia niż w weekend.<br />
<br />
- Dlaczego coś mi mówi, że właśnie mnie obgadujecie? - Spytał Calum podchodząc od tyłu do swojej dziewczyny. Musnął ją ustami w czubek głowy, po czym podciągnął do góry i zmusił do założenia kurtki. Był koniec czerwca, ale w tym mieście pogoda zazwyczaj nie dopisywała.<br />
<br />
- Bo zawsze to robimy, Hood. - Odpowiedziałam z uśmiechem.<br />
<br />
- W takim razie czuję się zaszczycony, że uważacie mnie za tak interesujący temat. Teraz na spokojnie będziesz mogła pogadać z chłopakami o tym jak zabieram swoją dziewczynę. Spokojnej nocy, mała. - Powiedział i poszedł pożegnać się z resztą ściskając za dłoń Dianę. A ja zostałam przy stoliku sama napawając się tym, że emocjonująca część niedzieli już za nami. W środku pozostało tylko kilku i tak zmęczonych klientów, którzy pewnie już rozmyślali o powrocie do domu. Na dodatek, nie licząc rozwalonego w magazynie szkła i poplamionego krwią zaplecza, było przyzwoicie czysto. To może być najkrótsza nocka jaka mi się przytrafiła.<br />
<br />
- Wracamy? - Spytał Ashton wyciągając rękę w moją stronę.<br />
<br />
- Umówiłam się z Alex'em. - Zaczęłam widząc jak jego uśmiech zastępuje grymas niezadowolenia.<br />
<br />
- Takie zdanie nie brzmi najlepiej z ust mojej dziewczyny. - Wywrócił oczami krzyżując ręce na klatce piersiowej. Matko, czy naprawdę wszyscy faceci muszą mnie do licha łapać za słówka?<br />
<br />
- Powiedziałam, że wezmę nocną zmianę, ktoś musi tu posprzątać przed poniedziałkiem, a dobrze wiesz, że żaden z tych leni tego nie zrobi.<br />
<br />
- Wiem, ale mam to gdzieś. Nie chcę żebyś tu zostawała na noc, niezależnie od tego czy jest tu Gaskarth czy nie. Chodź raz daj za wygraną i zabierz się ze mną, co?<br />
<br />
- Ashton ty nic nie chcesz. Nie chcesz abym chodziła do pracy, abym w niej zostawała, abym w ogóle wychodziła z domu. Najlepiej by było jakbym przez cały dzień leżała w twoim łóżku abyś miał pewność, że nic mi nie jest mam rację?<br />
<br />
- Widzisz, teraz się rozumiemy. - Złapał mnie za koszulę i pociągnął zmuszając abym wstała i znalazła się tuż przed nim.<br />
<br />
- To tak nie działa. Mam pracę, musisz o tym pamiętać, muszę do niej chodzić, czy ci się to podoba czy nie. Taki los, mieszkanie samo się nie utrzyma, trochę wyrozumiałości, kochanie.<br />
<br />
- Ty spróbuj mnie zrozumieć, cały czas mi uciekasz i spędzasz tu całe dnie. Jesteś współwłaścicielką nie musisz tu pracować, aby zarabiać, możemy kogoś zatrudnić. Chodź ze mną, chłopacy nie będą mieli ci za złe, że wybrałaś swojego wspaniałego faceta, zamiast ich towarzystwa.<br />
<br />
- Nie zatrudnimy dodatkowej osoby kiedy ja nie mam co robić, to bezsensowne, z resztą wiesz, że lubię tu przychodzić, oczywiście, że bardziej lubię spędzać czas z tobą, ale nie można mieć wszystkiego..<br />
<br />
- Możesz, jeśli chcesz.<br />
<br />
- Nie mogę. Jeśli powiedziałam, że zostanę to tak będzie. Z resztą powinnam się zabrać do swoich czterech ścian, bo ty też masz pracę i musisz się porządnie wysypiać. Nie zapomnij, że rano czeka na ciebie garnitur zamiast jeansów, nie możesz wyglądać w nim jak menel. - Przytuliłam go wsuwając dłonie w tylne kieszenie jego spodni. Mimo iż nie chciałam aby wychodził i najchętniej zatrzymałabym go przy sobie, miał też inne obowiązki z którymi musiałam się pogodzić. Z resztą praca w firmie miała swoje plusy, tam wydawał się znacznie mniej nieokrzesany.<br />
<br />
- Nie zabronię ci pracować, bo jak widać nie mogę, poza tym i tak byś mnie nie posłuchała, ale wracanie do siebie, nie wchodzi w grę. Wiem, że nigdy się ze mną nie zgadasz i zawsze musisz zrobić po swojemu, ale chcę abyś zamieszkała z nami, jeśli nie chcesz na stałe, bo nie jesteś na to gotowa, to chociaż do czasu aż cała sprawa z Jonathan'em się uspokoi. - Zaskoczona uniosłam brwi, po czym zdałam sobie sprawę, że nie był już taki pewny siebie, jak kilka minut wcześniej. Uroczo wygląda jak się stresuje. Nie miałam mu serca odmówić, mógł mieć racje, ja będę czuła się bezpieczniej jak będzie obok, a on mając mnie na oku nie będzie się denerwował. - Co powiesz na to, abyśmy dziś z Michael'em zabrali twoje rzeczy?<br />
<br />
- Jasne, taki układ mi odpowiada. - Uśmiechnęłam się i stanęłam na palcach aby musnąć jego usta. Przerwał nam Clifford, podchodząc i odsuwając nad od siebie. Cóż, nie uchodził za fana romantycznych scen. - Mam nadzieję, że spytał cię o zdanie?<br />
<br />
- Tydzień temu jak zbierał się do tego po raz pierwszy. - Powiedział przyglądając mi się. Tydzień? Jonathan pojawił się tu dwa dni temu, Ashton naprawdę chciał abym wprowadziła się do niego na stałe. Czy nie za wcześnie na to? - Tylko proszę, zastanów się nad tym i nie zapomnij, że będziesz cały czas pod ręką tego niewyżytego gnojka.<br />
<br />
- Wypraszam sobie, to ona znacznie częściej się do mnie przystawia..<br />
<br />
- Tak? Widzisz, to ja jestem niewyżytym gnojkiem tego związku, za to ty.. - Spojrzałam na Irwin'a z uśmiechem. - Spędzisz kilka nocy ze swoim przyjacielem, w jego pokoju, aby mnie nie kusić. Nie chce cię przypadkiem wykorzystywać.<br />
<br />
- Ale ja w żadnym wypadku nie twierdzę, że mi się to nie podoba, kochanie możesz mnie wykorzystywać kiedy i gdzie tylko zechcesz. - Powiedział obejmując mnie i wsuwając dłoń pod moją koszulkę. Michael znów zaatakował łapiąc go za bluzę i odciągając.<br />
<br />
- Po pierwsze, jeśli zobaczę cię jeszcze raz nago, to wylatujesz, automatycznie, po drugie, nie ma opcji abym w ogóle wpuścił go do swojego pokoju, nie wspominając już o dzieleniu z nim łóżka, po trzecie, nie będziecie się przy mnie macać, nigdy, przenigdy, ani tutaj, ani w mieszkaniu. - Mówił stając przed Ashton'em, tak by go ode mnie odgrodzić. - Leć po klucze, bo nie mamy za dużo czasu, a jak się rozkręci to zostaniemy tu do rana. - W odpowiedzi poszłam do magazynu chcąc wyciągnąć je z torebki. Jednak to nie one przykuły moją uwagę. Z jednej z kieszeni wystawał kawałek papieru, którego z pewnością nie widziałam wcześniej. Zaciekawiona rozłożyłam go.<br />
<br />
- <i>Mam nadzieję, że następnym razem alkohol nie stanie nam na drodze</i>. - Przeczytałam pod nosem, jeśli to jest żart, to kurewsko nieśmieszny. Zapominając o kluczach, trzymając w dłoni liścik wyszłam ponownie na salę. Rzuciłam go na blat przed przyjaciółmi. - Kto uważał to za zabawne? - Spytałam patrząc na ich zdezorientowane miny. Alex, który był najbliżej kartki wziął ją w dłonie i przeczytał w myślach.<br />
<br />
- Jack, może zadzwonisz do Matta i poprosisz aby przyjechał z samego rana aby wstawić nowego okno, co? Nie ma co zwlekać, jeszcze zacznie padać i nas zaleje, a na więcej strat nas nie stać. - Mruknął do przyjaciela podając mu swoją komórkę, co mogło świadczyć tylko o tym, że to jednak nie był żart, a moje życie to jedna wielka kpina z której nie mogę pozbyć się Jonathana. Jack bowiem był jedyną osobą tutaj która nie wiedziała o tym co wydarzyło się w zeszłym roku. Chłopak oburzył się że stwierdzając, że jest środek nocy i nie powinni mieć przed nim jakichkolwiek tajemnic, jednak Gaskarth uszanował moją wcześniejszą decyzję i zmusił go do wyjścia. - Skąd to masz? - Spytał podając Ashton'owi kartkę.<br />
<br />
- Była w mojej torebce, nie wiem jak długo, nie zauważyłam jej wcześniej. - Odpowiedziałam podchodząc do swojego chłopaka, który dość mocno przytulił mnie od tyłu opierając swoją głowę na moim ramieniu. - Nie mam bladego pojęcia, kto i kiedy mógł to tam wrzucić. Ktoś z nas zorientowałby się, że obcy wchodzi do magazynu.<br />
<br />
- Pewnie tak, może jednak komuś coś umknęło, jutro z rana zadzwonię do nich i popytam, a ty nigdzie sama się nie ruszasz, choćby na krok, rozumiemy się? Jeśli się dowiem, że było inaczej to przypilnuję aby Lisa znalazła dla ciebie izolatkę w szpitalu. - Michael oddał Alex'owi kartkę i podniósł się z miejsca. - Zaraz dwunasta, powinniśmy się zbierać, nie wiem jak Ashton podchodzi do twojego pozostania na nocnej zmianie, ale ja jestem stanowczo przeciwko.<br />
<br />
- Czy ty właśnie stwierdziłeś, że nie potrafię się nią zająć? Nie ufasz mi, stary? - Zaśmiał się Gaskarth zabierając jego butelkę i odkładając pod blat. Właśnie stwierdzili, że jestem dzieckiem, nie dwudziestolatką. - Jednak ma rację, pojedź z nimi, tak będzie bezpieczniej, dam ci znać jak z grafikiem. - Powiedział do mnie, ale spojrzał na Ashton'a. Jeśli ustalą go między sobą, mogę zapomnieć o pracy.<br />
<br />
- Obiecałam Dianie, że zapiszę się na jutrzejszą nockę z Calum'em, aby nadrobić trochę straconego czasu. Jestem przekonana, że chciałeś mnie olać w tym tygodniu, ale nie zapomnij mnie tam zaznaczyć. - Ramiona mojego chłopaka nieco mocniej się zacisnęły. Z pewnością się ucieszył. Powinien, poniekąd wygrał skoro wracam na noc do domu. Pożegnaliśmy się i ruszyliśmy do samochodu. - Zdenerwowany? - Spytałam szeptem czując jak miażdży mi palce w dłoniach. Od razu uścisk puścił.<br />
<br />
- Skądże, piekielnie szczęśliwy, że moja dziewczyna bagatelizuje wszystkie znaki i nadal chce się narażać na niebezpieczeństwo. Będę musiał wziąć urlop w pracy, aby siedzieć tam z tobą, innego wyjścia nie widzę. - Powiedział otwierając przede mną drzwi do samochodu Michael rzucił się na tylne siedzenie. - Zdajesz sobie sprawę, że gdy Calum się dowie to nie będzie zbyt optymistycznie nastawiony do pracy z tobą?<br />
<br />
- Widzę, że naprawdę nie raz zaszłam wam za skórę, ale to Hood. Jest taki sam jak ty, Michael czy Alex, przy nim nie musisz się o mnie bać, zaręczam, a już tym bardziej przesadzać z braniem wolnego. - Mruknęłam wlepiając wzrok w szybę. Nienawidziłam takich rozmów, zawsze i tak stawiał na swoim. Na szczęście tym razem już się nie odezwał i w ciszy dojechaliśmy do domu. Pół godziny później wykąpana i ubrana w jego koszulkę położyłam się do łóżka pozwalając sobie na niespokojny sen po którym wstałam jeszcze bardziej zmęczona. <br />
<br />
Z samego rana obudziła mnie salwa przekleństw i trzaśnięcie drzwiami. Otworzyłam oczy zauważając, że jest dopiero wpół do ósmej. Chłopacy za drzwiami zawzięcie o czymś rozmawiali. Padnięta, czy nie musiałam się dowiedzieć o co chodzi. Wstałam z łóżka i wyszłam z sypialni. Głosy od razu ucichły. Fantastycznie, mogą rozmawiać, tylko nie przy mnie, chyba powinnam się do tego przyzwyczaić.<br />
<br />
- Już będziemy cicho, wracaj do spania. - Rzucił mój chłopak jakby liczył, że naprawdę mnie tym spławi. A wydawało mi się, że tak dobrze mnie zna. Nie zważając więc na jego słowa usiadłam na krześle obok niego. - Za chwilę będą goście, mogłabyś być tak miła i jeśli już masz zamiar podsłuchiwać to chociaż ubrana?<br />
<br />
- Przepraszam bardzo, ale nie latam z gołymi cyckami. - Powiedziałam zabierając jego kubek i upijając łyka zimnej już kawy. Zdenerwowany i zrezygnowany ściągnął z siebie marynarkę zmuszając mnie abym ją założyła. Gdy w końcu to zrobił spojrzałam na niego oczekując jakichkolwiek wyjaśnień. - Może ktoś mi to w końcu wytłumaczy? - Spytała spoglądając raz na Ashton'a, raz na stojącego przed nami Clifforda. - Mówcie.<br />
<br />
- Moje audi ma przebite opony. - Zaczął Ashton. - I mam to szczerze w dupie co się stało z tym samochodem, chodzi tylko i wyłącznie o to, że typ robi wszystko żeby mnie wkurwić, ale nie spotkać się twarzą w twarz. Cały czas jest blisko ciebie, blisko Diany, a my nie możemy go kurwa znaleźć. - Warknął z nerwów rzucając moim kubkiem o podłogę.<br />
<br />
- Ej, jeszcze nic wielkiego nie zrobił. Dziś i tak to Niall jest w barze z samego rana, nie zna go, a nie zaryzykuje nie wiedząc czy jest blisko nas, bo nie o to mu chodzi. Lisa z Dianą są w pracy, wśród ludzi. Im więc też nic się nie stanie. Calum z Alex'em przyjadą tutaj aby mieć ją na oku.. - Powiedział Michael wskazując na mnie brodą.<br />
<br />
- Nie potrzebuję nianiek. - Zaczęłam, ale Ashton ledwo powstrzymał się od śmiechu. Fakt, raz mi już zaufał i nie skończyło się to najlepiej. - Dałam ciała, ale pamiętajcie, że człowiek uczy się na błędach.<br />
<br />
- Shay, ta część nie podlega dyskusji. My pójdziemy do pracy, a reszta chłopaków rozejrzy się po mieście. Nie ma sensu teraz tu siedzieć i o wszystkim rozmawiać, bo nic nie wymyślimy. Z resztą musisz się pośpieszyć do firmy, a ja do studia, nie ma przebacz, to nie bar. Tam godzina spóźnienia robi znaczną różnicę. Wieczorem spotkamy się i zobaczymy co da się zrobić. Nie ma miejsca w tym mieście w którym mógłby się schować. - Dodał, łapiąc za swoją kurtkę i zmierzając w stronę wyjścia. - Dziś wyjątkowo, to ja podrzucę cię do roboty.<br />
<br />
- Jeszcze nie przyjechali.. - Irwin spojrzał na zegarek, później na przyjaciela.<br />
<br />
- Są w drodze. Nawet Shay nie jest w stanie zrobić nic głupiego w ciągu pięciu minut.<br />
<br />
- Jest nieodpowiedzialna.<br />
<br />
- Tak i narwana, ale to tylko pięć minut.<br />
<br />
Chyba zapomnieli, że tam jestem urządzając sobie konkurs "kto znajdzie więcej wad w pannie O'Malley?". Najwidoczniej całkiem nieźle się przy tym bawili, ale ja nie miałam ochoty się przyłączyć. Z tą myślą podniosłam się z miejsca, odrzuciłam jego marynarkę i zamknęłam się w sypialni. Dobra, zachowałam się wtedy jak dziecko, ale tylko i wyłącznie ja ponosiłam tego konsekwencje. Żaden z nich tam nie był, żaden z nich nie znalazł się na moim miejscu. To ja nieodpowiedzialna i narwana mam pamiątkę na połowę pleców. Zapłaciłam za swój błąd, nie muszą mi o nim co chwilę przypominać..<br />
<span style="font-size: x-small;">~~</span><br />
<span style="font-size: x-small;">właśnie ogarniam wszystkie blogi z opowiadaniami i czuję, że moje jest biedne, matko. chyba nie w tych czasach zabrałam się za coś takiego. mam masę pytań <b>H E L P</b>.</span></div>
lovelycarohttp://www.blogger.com/profile/06357248859133261526noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3820513223694416353.post-86467150708983958502015-07-16T13:31:00.000-07:002018-08-23T15:51:14.887-07:00|chapter.two| only reason.<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;"><u>i fall apart and find it hard to breathe</u></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjEXITzFoXwjds0JWLMGBEKZFqJPkEkMI4ZL6evsSaRNn_j_S49QkXxnfuMzh1Tv3hFtAKdMjnrVvlCfClJD-SMG2wvkV91cesrxID8egUaznrgvpRpeIOZwgnE3mlhXBePwC6Dq81Txj0/s1600/large+%25282%2529.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="128" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjEXITzFoXwjds0JWLMGBEKZFqJPkEkMI4ZL6evsSaRNn_j_S49QkXxnfuMzh1Tv3hFtAKdMjnrVvlCfClJD-SMG2wvkV91cesrxID8egUaznrgvpRpeIOZwgnE3mlhXBePwC6Dq81Txj0/s320/large+%25282%2529.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;">song: 5sos - the only reason</span></div>
<div style="text-align: justify;">
Z samego rana obudził mnie czuły pocałunek w odkryte ramię. Powoli, nieśpiesznie otworzyłam oczy. Automatycznie uderzyły do mojej głowy wydarzenia wczorajszego wieczora. Przez chwilę rozmyślałam z nadzieją, że może był to tylko zwykły sen jednak fakt, że obudziłam się w łóżku swojego chłopaka nie pozwolił aby marzenie się ziściło. Zaspana złapałam za telefon aby sprawdzić czy ktoś nieudolnie próbował się do mnie dobijać. Brak sms-ów i nieodebranych połączeń wskazywał na spokojną noc, która pozwoliła na chwilę ulgi w moim sercu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Odłożyłam komórkę czując jak ciepłe dłonie przyciągają mnie jeszcze bliżej ich właściciela. Odwróciłam się zauważając blask w jego tęczówkach. Zaspany musnął ustami mój nos, ja w tym czasie delikatnie przejechałam opuszkami palców po kilku siniakach na jego torsie w odpowiedzi dostając jedno z najsłodszych mruknięć jakie dane mi było słyszeć. Z uśmiechem schowałam twarz w poduszkę. Niezależnie od tego jak długo byliśmy razem w pewnych momentach dalej nie dowierzałam, że jest właśnie ze mną, że mam tak piekielnego farta. Mógł mieć każdą, dosłownie każdą w tym mieście. Dziewczyny które pojawiają się w barze nie przychodzą tam popatrzeć jak się biją tylko kto to robi. Niespełna dwudziestotrzyletni chłopak robił na nich wrażenie. Dobrze zbudowany z pięknymi oczami i zapierającym dech w piersiach uśmiechem, już na pierwszy rzut oka był dla młodych kobiet idealnym materiałem na partnera. Pracując przy barze nie ciężko to usłyszeć, jak co chwilę któraś zachwycała się jego atutami. Skoro potrafił im zawrócić w głowie samym wyglądem to co dopiero poczułyby gdyby poznały go lepiej? Dzięki zbieżności losu taka możliwość trafiła się mi i o dziwo zainteresował się mną równie mocno. Od tamtego dnia czułam się jak zakochana nastolatka na która spojrzał właśnie ten wymarzony chłopak na którego czekała. Leżąc przy nim byłam przekonana, że jestem największą szczęściarą na świecie. To zbyt dziewczęce nawet jak na mnie, ale jego spojrzenie każdego ranka po wspólnie spędzonej nocy mówiło coś więcej niż "kocham cię", coś czego nie da opisać się słowami, co uświadamiało mnie, że czuł się podobnie, a to było w tym wszystkim najważniejsze. Przysunęłam się czule go całując. Mogłabym spędzić tak cały dzień, gdyby dzwoniący telefon nie przypomniał mi o pierwszej zmianie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Odsunęłam się słysząc jęk niezadowolenia. Usiadłam na brzegu łóżka zbierając siły by wstać. Nie musiałam długo czekać, aby znalazł się tuż za mną obejmując mnie od tyłu. Odgarnął moje włosy na jedną stronę celowo, powoli przejeżdżając opuszkami po skórze. Skutecznie wykorzystywał fakt, że jest niedziela więc jego biuro jest zamknięte. Nie mogłam jednak powiedzieć tego o barze, który otwierany był codziennie. Ktoś musiał zabrać się za sprzątanie, aby po południu ludzie mogli zebrać się tam po meczach, które rozgrywały trzecioligowe drużyny piłkarskie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie idź dziś, proszę, chcę abyś tu została. - Mruknął delikatnie muskając ustami w szyję. - Nic się nie stanie jeśli poprosisz kogoś aby poszedł tam za ciebie, a my moglibyśmy wykorzystać ten dzień znacznie lepiej. - Ciągnął powoli wsuwając dłonie pod moją koszulkę. Gdy otworzyłam usta aby niechętnie zaprzeczyć przesunął je nieco niżej drażniąc się ze mną. - No daj się przekonać, będzie fajnie. - Powiedział, a ja ledwo powstrzymałam się od śmiechu. W jednej chwili próbował zgrywać uwodzicielskiego, a sekundę później był zwykłym chłopcem który chciał się po prostu dobrać do swojej dziewczyny. Taki urok, który niezależnie jak mocno na mnie działał, dziś nie miał szans. Niechętnie lecz zdecydowanie podniosłam się z miejsca, aby nie ryzykować, że mu się poddam. - Nie masz serca. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Bardzo możliwe, ale mam za to prace i współpracowników, których nie mogę wykiwać. - Puściłam mu oczko i z uśmiechem ubrana w koszulkę na ramiączkach i czarne bokserki ruszyłam do łazienki. Przed drzwiami odwróciłam się łapiąc jego spojrzenie. Aby choć spróbować zemścić się za jego próby sprowadzenia mnie na złą drogę wagarowania w pracy zsunęłam z siebie górną część garderoby rzucając ją na łóżko i przyglądając się jego bezcennej reakcji. Gdy otworzył szerzej oczy i sekundę później rzucił się aby mnie złapać zniknęłam za drzwiami wybuchając śmiechem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Śmiej się, śmiej. Zapewniam, że mam cały dzień aby czekać pod drzwiami, a ty w końcu będziesz musiała wyjść, a wierz mi po tym co zrobiłaś nie będę miał oporów aby zatrzymać cię tu siłą. - Powiedział, a ja automatycznie pożałowałam. Jak zwykle nie przemyślałam swojego zachowania, a on mógł nie żartować. Dla bezpieczeństwa przekręciłam klucz i weszłam pod prysznic próbując obmyślić jakiś plan, szybko orientując się, że nie ma innego wyjścia. Owinięta ręcznikiem, słysząc jak chłopak podśpiewuje sobie pod nosem zabrałam się za mycie zębów jego szczoteczką dochodząc do wniosku, że najpotrzebniejsze rzeczy jednak powinny się tu znajdować. Na szczęście miał na tyle długie włosy, że posiadał normalną szczotkę i nie musiałam się użerać z żadnym grzebieniem. Gdy spojrzałam w lustro widząc szopę na swojej głowie, zamiast kasztanowych fal postanowiłam pożyczyć od niego czapkę. Żadna gumka nie dałaby im rady. Na szczęście w barze nie miałam zbyt wielu okazji aby się przeglądać. Żeby tam jednak trafić musiałam jednak w końcu wyjść, choćby po ciuchy których na nieszczęście nie zabrałam. Ściskając ręcznik najmocniej jak mogłam, przerażona otworzyłam drzwi. Rozejrzałam się nie zauważając Ashton'a. Odetchnęłam z ulgą. Na krótko, gdy tylko je za sobą zamknęłam ukazał mi się jego szeroki uśmiech. Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, choć zdecydowanie byłam na przegranej pozycji. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Ashton, proszę, ja naprawdę się spieszę.. - Zaczęłam widząc jak powoli się zbliża. Jego krokowi naprzód, wiernie towarzyszył mój krok w tył. Do czasu gdy uderzyłam nogami o szafkę nocną wywracając przy okazji ramkę ze zdjęciem. - Proszę, muszę iść do pracy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja też prosiłem. - Cicho się zaśmiał przejeżdżając dłonią po moim ramieniu. - I byłem skłonny pogodzić się z tym, że mnie dziś zostawiasz, ale.. - Złapał moje dłonie, które trzymały ręcznik i bez trudu pozbył się tego jak widać, marnego zabezpieczenia. Materiał uderzył o podłogę, a ja czułam, że mogę pożegnać się z przyjazdem na czas. - ..ty stawiasz mnie w sytuacji bez wyjścia. Nie możesz pokazywać mi się nago a później prosić abym zostawił cię w spokoju, to nie ma najmniejszego sensu.. - Powiedział i pochylił się nade mną zatapiając swoje usta w moich. Nie miałam siły by mu się oprzeć, więc objęłam go za szyję stając na palcach by znaleźć się jak najbliżej. Bez trudu podniósł mnie do góry i położył na łóżku zjeżdżając pocałunkami na szyję wyłapując przy okazji kilka kropli wody które pozostały na mojej skórze. Nagle drzwi od sypialni się otworzyły, odwróciłam głowę zauważając przerażony wzrok Michael'a. Wyklął nas pod nosem i wrócił do salonu. Cały nastój prysł jak bańka mydlana, zamiast niego w pokoju echem rozniósł się nasz śmiech. Ashton zsunął się ze mnie lądując tuż obok, a ja wykorzystując sytuację szybko podniosłam się zakładając bieliznę. Na szczęście spodnie z wcześniejszego wieczora cudem były czyste, więc bez zastanowienia wsunęłam się w nie dobierając z szafy czarny podkoszulek i czerwoną flanelową koszulę. Może nie wyglądałam najlepiej, ale przynajmniej nie czułam się jak skończony menel. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Los tak chciał, że dziś leżysz tutaj sam, tylko nie zapomnij, że widzę cię z Michael'em dziś wieczorem w klubie z mopami w rękach. Macie wolne, nic ci się nie stanie jeśli nie zmarnujecie całego dnia na lenistwo, a ani ja ani Luke nie będziemy taplać się w krwi. - Powiedziałam i nie czekając na odpowiedź wyszłam z pokoju zauważając w kuchni zażenowanego i na pół śpiącego Clifforda. Zegarek wskazywał chwilę po ósmej, wyszliśmy z klubu o pierwszej, niemożliwe aby dopiero zamknęli. Wyciągnęłam z lodówki sok porzeczkowy i nalałam dwie szklanki podsuwając mu jedną pod nos. - Żyjesz?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Pewnie przeżyłbym większy szok, gdyby stało się to po raz pierwszy, ale znów nie będę mógł ci spojrzeć w oczy póki nie wyzbędę się tego obrazu. Wy nigdy nie nauczycie się aby zamykać drzwi, co? To nie jest takie trudne, a mi pomoże oszczędzić wielu przykrych wspomnień. - Zaczął upijając łyk zimnego napoju. Dopiero gdy syknął z bólu zauważałam poważnie rozwaloną wargę, której wcześniej z pewnością nie było. Chciałam o nią zapytać, ale po samym moim spojrzeniu zrozumiał o co chodzi. - Nikt nie chciał wyjść z baru, do czwartej, co chyba jest normalne, ale w pewnym momencie jakiś palant rzucił się z łapami na drugiego rozwalając mu kufel na łbie i wszystko potoczyło się z prędkością światła. Liam przeleciał przez bar odciągając ich od siebie, jednak reszcie klientów walki na ringu też nie wystarczyły i zaczęli okładać się nawzajem. - Ciągnął przykładając zimną szklankę do napuchniętych ust. - Ruszyliśmy w tłum. Okazuje się, że blondyn bije się lepiej niż niejeden z moich przeciwników na ringu. - Zaskoczona zakrztusiłam się piciem. Pracowałam z Niall'em od roku i nigdy w życiu nie widziałam aby się na kogoś rzucił. Wystarczyła jedna noc z nimi. To męskie towarzystwo źle na niego działa. - Chyba z pół godziny jeśli nie godzinę zajęło nam wyrzucenie wszystkich za drzwi. Zanim się zorientowaliśmy było po piątej. Lisa przyjechała pozszywać Liam'a który niechybnie wylądował na rozwalonym szkle, a miała co robić. Później zamknąłem bar, odwiozłem Niall'a do domu aby się nie włóczył i jakieś dwadzieścia minut temu wylądowałem tutaj widząc cię nago. Dobrze się zaczyna. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wywróciłam oczami bez słowa. Był zmęczony, zakrwawiony, opowiadał o tym z pogardą do bijących się tam kolesi, ale i tak uśmiechał się od ucha do ucha zadowolony z tego, że mógł komuś skopać tyłek. Oni naprawdę muszą mieć coś na psychice, nikt normalny nie cieszy się z tego, że wszyscy nagle okładają się pięściami. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Rozbierz się i.. - Zaczęłam chowając sok do lodówki.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Po pierwsze, twój chłopak jest za drzwiami, po drugie, to, że ja ciebie widziałem nago nie znaczy, że muszę się odwdzięczyć. - Przerwał wyjątkowo rozbawiony. Zabrałam ścierkę i uderzyłam nią go w ramię. W tym momencie tuż obok znalazł się wspomniany Ashton. - Stary, ona mi tu rzuca niemoralne propozycje. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Twój w tym interes aby odmówić, jej nie zabiję, ciebie mogę. - Powiedział spoglądając na niego, gdy zauważył rozwalone usta wybuchnął śmiechem. - Widzę, że ktoś już próbował, może następnym razem trzeba załatwić ci obstawę na nocną zmianę, co?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Zamknijcie się. Kto wie czy skończyło się tylko rozwaloną buźką. Michael, w tym momencie leci pod prysznic, jakby coś było nie tak dzwońcie do mnie albo do Lisy. - W tym momencie odezwał się mój telefon. W pół do dziewiątej, Hemmings jak zawsze punktualny. - Ashton'owi już mówiłam, ale powtórzę: to wy bijecie się na ringu, wy go sprzątacie. Czy wam się to podoba czy nie. Na dodatek zostajecie tu teraz sami, jeśli przyjedziecie i będziecie bardziej poobijani niż jesteście teraz to przysięgam, nie wyjdziecie z tego cali. - Zapewniłam ruszając do przedpokoju w którym założyłam buty. Wróciłam się po klucze i torebkę całując Ashton'a na pożegnanie. - Do zobaczenia, pilnować mi się tu. - Powiedziałam i zbiegłam na dwór. Przez budynkiem, przy chodniku stał, srebrny nie najnowszy volkswagen. Zajęłam miejsce pasażera automatycznie przepraszając przyjaciela za spóźnienie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy znaleźliśmy się w środku wszystko wyglądało znacznie lepiej niż myślałam. Lisa przed wyjściem musiała im nieźle nagadać, że zebrali się do roboty i trochę to ogarnęli. Co nie zmieniało faktu, że my też bez trudu znaleźliśmy sobie zajęcie. Luke automatycznie poszedł sprzątać magazyn i zaplecze mi pozostawiając główne pomieszczenie. Powycierałam stoliki i blat, po czym zamiotłam i zmyłam całą podłogę, docierając do samego ringu. Doskonale wiedziałam, że nie przyjadą posprzątać, ale pozwoliłam sobie w to wierzyć, dopóki główna część nie wyschnie. Wybiła dopiero dziesiąta, minęła godzina, a bar i tak nadawał się już do przyjęcia gości. Nikt przecież nie będzie stał pod barierką tylko po to aby wpatrywać się w plamy krwi. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Odkładając to na później poszłam za blat zbierając się za wycieranie kufli. Po kilkunastu minutach zaczęli się zbierać pierwsi klienci. Ta część miasta naprawdę nie miała lepszego zajęcia, niż pojawianie się w niedziele rano w takich miejscach jak to. Oczywiście, to wspaniale, że interes się kręcił, ale fakt iż tracili tu pół wypłaty naprawdę napawał niepokojem. Ci ludzie też muszą mieć przecież rodziny. Bez marudzenia jednak, z uśmiecham, zabrałam się do pracy. Obsłużyłam kilku stałych bywalców w średnim wieku kiedy dotarł do mnie lekko ochrypły krzyk. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Można prosić? - Spytał zniecierpliwiony mężczyzna. Nie zważając na to, że był w gorącej wodzie kąpany nadal rozmawiałam z osobami stojącymi przy beczce. Luke w tym czasie ruszył z wiadrem i mopem w stronę ringu. W myślach niezmiernie mu za to podziękowałam. Ktoś musiał się tym zająć, tylko tym razem powinnam być to ja. Odwracając wzrok z przyjaciela w stronę nawołującego głosu. Zakrztusiłam się powietrzem, czując, że moje serce przez kilka sekund nie mogło zmusić się do bicia. - Shay, widzę, że jesteś rozrywana z samego rana, ale chyba znajdziesz chwilę dla dawnego znajomego? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wysoki, sporo starszy ode mnie, z trzydniowym zarostem i wzrokiem przesyconym arogancją był ostatnią osobą jakiej mogłabym się tu spodziewać, jaką chciałabym tu zobaczyć. Na dodatek w tym momencie wpatrywał się we mnie napawając się każdą chwilą mojego zdziwienia. Uśmiechał się od ucha do ucha, zadowolony z życia. Wiedział, że otwieram klub z Hemmings'em, nie odważyłby się przyjść gdyby na zmianie był ktokolwiek inny. Po szybkiej analizie sytuacji stwierdziłam, że nie jest na tyle głupi aby odwalić coś przy widowni. Piętnaście osób przy barze sprawiło więc, że poczułam się nieco lepiej. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Jonathan. - Zaczęłam podchodząc do niego. Nie miałam pojęcia po co tu przyszedł, ale był zbyt pewny siebie, jak na kogoś kto trafiłby tu bez powodu. - Co podać: butelka czy kufel?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Czemu tak szorstko i oficjalnie. Wracam po roku, a ty nie cieszysz się, że wróciłem. myślałem, że złapaliśmy jakąś więź ostatnim razem. - Puścił do mnie oczko i rozejrzał się po barze. - Od mojego wyjazdu zaszło tu trochę zmian. Widzę całkowity remont, niezależnie od tego kto na to wpadł, całkiem dobrze to wygląda. - Każde jego słowo ociekało kpiną. Dzięki niemu ta część klubu zamieniła się w stertę gruzu. - Z resztą nie powinienem przyglądać się nowym meblom, tylko tobie. Muszę przyznać, że piękniejesz z roku na rok. Twój chłopak jest niesamowitym szczęściarzem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W tym momencie chciałam napluć mu w twarz. Bądź złapać za włosy i patrzeć jak jego nos łamie się pod siłą uderzenia jego twarzą o blat. Należało mu się i jedno i drugie. Jednak jak przystało na opanowaną dziewczynę zachowałam się dojrzalej. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Dziękuje, to niezmiernie miłe z twojej strony. - Odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem. Nieco uniósł brwi jakby spodziewał się, że jedna z butelek roztrzaska mu się na głowie. - Jeśli jednak nic nie zamawiasz to pozwól, że zajmę się płacącymi klientami. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Bez pośpiechu, skarbie. - Złapał mnie za rękę zatrzymując w miejscu. Słowo "skarbie" i jego dłoń zmusiły mnie do walki z odruchem wymiotnym i wpadnięciem w szał. Już rok temu obiecałam sobie, że nigdy więcej mnie nie dotknie. Trzymając się tego wyrwałam się posyłając mu zirytowane i zniecierpliwione spojrzenie. - W butelce poproszę, nie mam zbyt wiele czasu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Na koszt firmy, szerokiej drogi. - Najszybciej jak umiałam otworzyłam piwo i położyłam je przed nim mając na dzieje, że w końcu da sobie spokój i zniknie mi raz na zawsze z pola widzenia. Naiwnie. Jedyne co się zmieniło to to, że Luke wrócił z ringu i znalazł się tuż obok mnie podejrzliwie przyglądając się siedzącemu naprzeciw mnie facetowi. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Wszystko w porządku? Pomóc ci w czymś? - Spytał. Oczywiście, mogłabym ich w tym momencie sobie przedstawić i Hemmings z pewnością zrozumiałby kim on jest i zadzwoniłby po chłopaków którzy ruszyli by na ratunek i sprawa byłaby załatwiona. Sęk w tym, że jak zwykle zwyciężyła moje nieodpowiedzialna cecha charakteru mówiąca, że poradzę sobie z tym sama. Zawsze odzywała się w najmniej odpowiednim momencie i źle na tym wychodziłam, ale co mógł mi tu zrobić? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Wszystko gra, mógłbyś proszę zająć się zamówieniami? Za moment do ciebie dołączę, to nie potrwa długo. - Posłuchał i niechętnie odszedł. Powoli i on orientował się, że nie umiem kłamać. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Muszę przyznać, że imponujesz mi O'Malley, taka młoda, promienna dziewczyna zajmuje się takim ponurym miejscem. Nie myślałem, że kiedykolwiek znów zastanę cię tu samą, nie licząc tego dzieciaka. - Wskazał brodą na obsługującego klientów, blondyna. - O ile dobrze kojarzę, nie jest to najspokojniejsza okolica. Kiedyś działy się tu straszne rzeczy, mam rację? - Spytał powoli podnosząc się z miejsca, mimo to nie wyglądał jakby chciał się zbierać. Delektował się każdym słownym ciosem jaki zadawał. Znał moje czułe punkty i skutecznie to wykorzystywał. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- W ciągu dnia, w niedziele nie dzieje się tu zbyt wiele. Ostatnimi czasy zrobiło się wręcz całkiem spokojnie. Ludzie chyba przestali czerpać przyjemność z agresji, prócz ringu oczywiście. Mam jednak wrażenie, że nie chodzi ci o moje bezpieczeństwo. Czyżbyś liczył na kogoś innego, dzisiaj? - Spytałam otwierając piwo dla siebie. Na trzeźwo dłużej z nim nie wytrzymam. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Liczyłem to za dużo powiedziane, obstawiałem to lepsze słowo. Ashton jednak jest mniej odpowiedzialny niż myślałem, skoro puścił cię tutaj widząc, że wróciłem. - Przez moment stałam w bezruchu próbując to wszystko przeanalizować. Przyszedł tu tylko po to aby przypomnieć mi o wszystkim i zagrać mi na nerwach. Ponownie nie chciał mi nic zrobić, bo nie czekałby na to, chciał mnie zdenerwować i zaskakująco dobrze mu to szło. - Nie oszukujmy się, wieści w tym mieście roznoszą się z prędkością światła, a jeśli nie to powinien lepiej nasłuchiwać, inaczej może być za późno. - Odłożył butelkę i puścił mi oczko powoli cofając się. - Mam tylko nadzieję, że przydarzy się jeszcze okazja aby spotkać się z nim i z tobą i że nadal będziesz wyglądać tak dobrze jak dziś. Ostatnim razem jeśli dobrze pamiętam nie byłaś tak żwawa. - Zaśmiał się i po chwili zniknął za drzwiami, a ja z łzami w oczach z impetem rzuciłam butelką rozbijając ją na ścianie tuż obok wyjścia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Pierdolony, arogancki wszarz. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wzrok wszystkich klientów i barmana nie bez powodu był skierowany wprost na mnie. Przeklęłam pod nosem i przepchnęłam się za przyjacielem wychodząc zza baru. Ruszyłam w stronę zaplecza, było najdalej i prócz sobót nikt tam nie zaglądał. Zatrzasnęłam za sobą drzwi czując jak blizna na plecach zaczyna płonąć. Zrzuciłam z siebie koszulkę i podciągnęłam koszulkę opierając się o zimne szafki. Każde słowo Jonathana miało znaczenie. Wiedział, po co tu przyszedł a ja znów byłam zbyt naiwna aby cokolwiek z tym zrobić. Chciał mi to wszystko przypomnieć. Jakby myślał, że kiedykolwiek udało mi się zapomnieć. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Rok temu zastał mnie tu dosłownie samą po raz pierwszy i nie skończyło się to tak dobrze jak dzisiaj. Gdy cała reszta była rozrzucona po mieście szukając go, ja nie umiałam usiedzieć w miejscu. Ashton prosił w ten dzień abym została u rodziców Hood'a, tam miałam być bezpieczna. Nie musieliśmy im niczego tłumaczyć, ponieważ rzadko tam bywali, a mieszkali za miastem, więc znalezienie mnie było prawie niemożliwe. Chłopak zapomniał jednak, że umawia się ze skończoną idiotką, która musiała ruszyć dupę i narazić się na niebezpieczeństwo tym samym podstawiając się pod nos, jak ofiarna zwierzyna. Bo jak inaczej to nazwać? Byłam jedyną osobą którą mógł chcieć znaleźć, ponieważ Lisa z Dianą już leżały w szpitalu, a jego ludzie wykrwawiali się w swoich melinach i nie mogli mu pomóc. Jeśli chciał szybko i łatwo zadać cios, ostatnia dziewczyna była idealnym wyjściem. Znacząco mu pomogłam, w momencie w którym zabrałam klucze i przyjechałam tutaj aby ocenić straty jakie ponieśliśmy nieco wcześniej. Sama, wieczorem. Do tej pory nie wierzę, że mogłam zachować się aż tak głupio. To za dużo nawet jak na mnie. Jednak stało się. Przyszedł tu za mną, porządnie poobijany lecz jak zawsze uderzająco pewny siebie. Nim się zorientowałam był za mną i poczułam jego oddech na swoim karku i szorstką dłoń na skórze. Cuchnął papierosami i piwem, wiedział, że to już koniec. Chciał po prostu aby ostatni cios należał do niego, a ja mogłam tylko próbować się wyrwać i naiwnie krzyczeć. Teraz mogę stwierdzić, że chyba nawet mu się to podobało. Z pewnością nie zniechęcało. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Najgorsze w tym wszystkim w tamtym momencie wydawało mi się to, że nie chciał mnie zabić. Mówił, że to by było za łatwe i nie zadziałałoby tak efektownie. Powtórzył to kilkukrotnie dobitnie informując co zamierza zrobić. Na samym początku pozbył się mojej kurtki i powoli zaczął rozrywać podkoszulkę. Gdy opuszki jego palców przejeżdżających po moim brzuchu zaczęły kierować się ku dołowi z całej siły uderzyłam w jego żebra. Nie zawahał się, nie mówiąc już o odsunięciu. Zdenerwowany odwrócił mnie przodem do siebie i pchnął na podłogę. Zrzucając z siebie koszulkę nie zauważył rozbitej butelki która głęboko wbiła mi się w plecy. Kilka sekund później, pozbył się moich spodni. A ja jedyne co czułam to upływająca krew, nie miałam siły się wyrywać gdy kładł się na mnie w jej kałuży. Żaden krzyk nie chciał się wyrwać z mojego gardła gdy jego usta i język wylądowały na mojej szyi i klatce piersiowej. Gdy zabierał się za pozbywanie się górnej części mojej bielizny pojawiła się szansa, że stracę przytomność zanim zdąży zrobić cokolwiek gorszego. Choćbym miała się już nie obudzić. Tonęłam i śmierć była moją ostatnią nadzieją. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nagle drzwi od magazynu się otworzyły, a ostatnie co zobaczyłam to Calum dosłownie zrzucający ze mnie Jonathana. Zemdlałam, na szczęście otwierający oczy w szpitalu. Sama Lisa przez kilka dni powtarzała mi, że istnym cudem było to, że szkło nie przecięło żadnego organu wewnętrznego, ja nie wykrwawiłam się na śmierć, a mój oprawca utrzymał się przy życiu do przyjazdu policji. Którą do tej pory nikt nie wie kto wezwał. Teraz po roku, przyszedł tutaj w to samo miejsce, gdy znów nikt nie mógł mnie uratować, gdy znów nikomu na to nie pozwoliłam. Po raz kolejny mój błąd odbije się echem na całej rodzinie. Ze wspomnień wyrwał mnie wchodzący do zaplecza Alex. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Przyjeżdżam na zwiady by sprawdzić, jak kręci się interes, a Luke zdradza mi, że zamknęłaś się tutaj. Porozmawiam z Ashton'em aby cię nie męczył skoro musisz odsypiać to w pracy, co ty na to? - Spytał żartem siadając obok. Gdy podniosłam na niego wzrok udało mu się zauważyć moje przekrwione spojówki i automatycznie spoważniał. - Mała, co się stało? - W tym momencie wtuliłam się w niego ponownie wybuchając płaczem. Chciałam mu powiedzieć, ale przez pierwsze dziesięć minut nie byłam w stanie sklepać sensownego zdania. Cierpliwie czekał aż się uspokoiłam. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Przepraszam.. - Powiedziałam ocierając koszulką mokre policzki.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie masz za co przepraszać, Shay. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Mam. On wiedział po co tu przyszedł, ja wiedziałam o co mu chodzi i nie zadzwoniłam do was od razu pozwalając aby się ze mną bawił. Znów zachowuje się pieprzona idiotka, nic się nie zmieniłam. Nic mnie zeszły rok nie nauczył. - Zaczęłam nie mogąc opanować słowotoku. Alex chyba od razu zrozumiał o kogo chodzi bo jego dłonie automatycznie zacisnęły się w pięści. Odetchnął jednak głębiej przyglądając mi się z wypisaną w oczach troską. - Każde słowo którego używał zmierzało do tego aby mi o wszystkim przypomnieć i uświadomić po raz kolejny jak kurewsko bezsilna wobec niego jestem. Przepraszam, że nie zadzwoniłam od razu, nie mam pojęcia o czym myślałam, nie chciałam abyście się w to pakowali, nie wiedziałam czy coś zrobi. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Shay! - Złapał mnie za ramiona i delikatnie potrząsnął. - Spokojnie, nigdy w życiu nie myśl, że jesteś bezsilna, nie jesteś. Masz nas i zawsze będziemy blisko, to ja powinienem przeprosić, pamiętając o tym co się stało, nie powinienem pozwolić aby została tu z chłopakiem który nawet nie wie jak wygląda Jonathan. Nie przyszło mi do głowy, że odważy się minąć próg naszego klubu, a tym bardziej, że wie kto kiedy ma zmianę. To się więcej nie powtórzy, zrobimy wszystko abyś już go nie spotkała.. - Objął mnie drżąc z nerwów. Najwidoczniej nie tylko na mnie tak działał. - Nie możesz się o nas martwić, bądź czegokolwiek przed nami ukrywać, jesteśmy aby ci pomóc, dlatego proszę obiecaj, że następnym razem Ashton, Michael albo ja będziemy pierwszymi osobami do których się odezwiesz, zamiast zamykać się tu na kilka godzin. - Kilka godzin? Spojrzałam na jego zegarek zauważając, że już po trzeciej. Zamknęłam się w tym cholernym zapleczu nie zdając sobie sprawy na jak długo, zostawiając przy tym Hemmings'a samego. Przeklęłam pod nosem wstając z miejsca, nie mogę być wiecznie tak słaba i nieodpowiedzialna.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Obiecuję, że zrobię co w mojej mocy. - Powiedziałam schylając się po koszulę i zawiązując ją sobie na biodrach. Alex w tym momencie bawił się telefonem. Doskonale wiedziałam, że zadzwoni do chłopaków dopiero gdy zniknę mu z oczu, a wtedy mój chłopak albo wpadnie w szał i zniknie na mieście, albo przyjedzie tutaj. Jedna i druga opcja nie jest za dobra. Wolałam jednak kłótnie, należała mi się. - Myślę, że powinnam wrócić do pracy, a ty powinieneś zastanowić się nad zatrzymaniem mnie na nocnej zmianie, za takie olewanie obowiązków. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Pomyślę o tym, akurat zostaję na warcie z Jack'em, może przyda się nam kobiece towarzystwo. - Zaśmiał się i pchnął mnie w stronę wyjścia, jednak sam został w środku. Pozostało mi odliczanie minut do krzyku. Próbując o tym nie myśleć podeszłam do baru. Hemmings nie znajdował się w zasięgu wzroku a ku mojemu zdziwieniu klientów obsługiwał wytatuowany dwudziestolatek na którego widok automatycznie poprawił mi się humor. Dobrze go tu widzieć, gdy nie odbywają się żadne bijatyki. Nagle z magazynu wyszła jego dziewczyna.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Diana była zdecydowanie jedną z najładniejszych dziewczyn jakie można było spotkać w okolicy. Wyższa ode mnie, jednak nadal nie przekraczająca meta siedemdziesiąt pięć. Szczupła, lecz w przeciwieństwie do mnie posiadająca tak zwane kobiece kształty. Z idealną cerą i błękitnymi oczami rozkochiwała w sobie wielu chłopców i mężczyzn, nie zawsze odpowiednich. Szybko też zdobywała sympatię dziewczyn, w tym moją. Osoby której powierzała każdy swój sekret i która nie potrafiła odwdzięczyć się tym samym. Jako, że sprawa z zeszłego roku dotyczyła mnie, nie żadnego faceta mogłam poniekąd zdecydować kto dowie się o tym co zaszło. Oczywiście, Calum powiadomił o wszystkim z posiadanymi szczegółami Lisę, Ashton'a. Michael'a i Alex'a jeszcze zanim zdążyłam się obudzić i w ogóle zaprotestować. Na szczęście po dłuższej rozmowie stwierdziliśmy, że dziewczyna na głowie i tak ma za dużo zmartwień. Cała reszta więc, prócz naszej szóstki, dowiedziała się tylko powierzchownie o tym, że miałam wypadek. Zamieszania i tak było za wiele. Wyrzuty sumienia jednak pozostały. Cel uświęca środki. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- O'Malley, spałaś na zapleczu czy jak? - Odezwał się Hood przeskakując przez blat. Uderzając nogami o ziemię syknął z bólu, a wystarczyło nie szpanować i przejść kilka metrów.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Czy każdy musi ci przypominać, że te żebra jeszcze w pełni się nie zrosły i jeśli nie będziesz uważał to już nigdy więcej nie wpuszczę cię na ring? - Spytałam delikatnie się do niego przytulając. W odpowiedzi dostałam buziaka w czoło i cichy śmiech chłopaka. Klatka piersiowa musiała nadal go boleć. Od momentu w którym przeleciał przez barierkę i uderzył o podłogę minął jedynie miesiąc. - Jeśli tak bardzo tęskniłeś, trzeba było do mnie zajrzeć zamiast zabierać mi obowiązki, nie uważasz?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Widzisz bardziej brakowało mi pracy. - Powiedział wystawiając mi język. Chciałam go pchnąć, jednak w ostatniej chwili się powstrzymałam udając obrażoną. - Wpadliśmy z Dianą godzinę temu. Lisa wczoraj powiedziała mi o Jonathanie, więc musiałem przyjechać i sprawdzić jak się trzymasz..</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Będzie dobrze.. - Przerwałam mu ponownie chowając się w jego ramionach. Za kilkanaście minut pewnie się dowie, że mnie odwiedził, ale ja mu tego nie powiem Nie ma szans. -..ale musisz mi obiecać, że będziesz o siebie dbał, zostały tylko dwa tygodnie do wizyty u lekarza, będziesz ostrożny?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Obiecywałem ci to już miesiąc temu, przez co prawie cię nie widziałem, orientując się dzięki temu, że jesteś tak zaabsorbowana tutaj, że nic innego nie robisz i o mnie zapominasz. Od dziś mam zamiar znów tu pracować, czy tego chcesz czy nie. Pomijając sobotę, na to moja dziewczyna się niestety nie zgodziła, sugerując, że jestem nieodpowiedzialny. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Miała rację. - Alex stanął obok niego układając dłoń na ramieniu Calum'a. - Jednak Diana może przestać się bać, przez najbliższe kilka tygodni i tak nie będziesz mógł tam wejść. Już moja w tym głowa. - Powiedział i jego wzrok zatrzymał się na znajdujących się za mną drzwiach. Nie musiałam się odwracać aby wiedzieć kto właśnie wszedł do środka. Silna dłoń zaciskająca się na moim ramieniu i odciągająca mnie na bok tylko to potwierdziła. Był tak wściekły, że palce dosłownie wypalały się na mojej skórze. Stanęliśmy dopiero obok ringu, w bezpiecznej odległości od całej reszty. Rzuciłam wzrokiem na Michael'a podchodzącego do reszty przyjaciół. A więc i Hood właśnie się o tym dowie. Za nic jednak nie potrafiłam spojrzeć w oczy stojącemu przede mną chłopakowi. Mam za swoje. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego kurwa o wszystkim dowiaduje się zawsze jako ostatni? - Spytał próbując powstrzymać się od krzyku. Warknięcie które wydostało się z jego ust było jednak znacznie gorsze. - O ile w ogóle zamierzałaś mi o tym powiedzieć, albo chociaż komukolwiek. Był taki plan, czy chciałaś się zamknąć w tym pieprzonym kącie i zaczekać aż zdążysz o wszystkim zapomnieć? - Czyli Alex nie pominął żadnego szczegółu. Poczułam jak moje policzki płoną ze wstydu. Ashton w szale raczej nie oczekiwał odpowiedzi na żadne z zadanych pytań więc stałam bez słowa wlepiając wzrok w czubek butów. - Nawet nie chcę myśleć, co ci przyszło do głowy, że rozmawiałaś sobie od tak z tym pierdolonym szmaciarzem który ostatnim razem będąc tutaj próbował się do ciebie dobrać. Pojawił się tu znikąd, w biały dzień, a ty naprawdę nie raczyłaś mnie o tym poinformować? Spójrz na mnie! - Tym razem wrzasnął łapiąc mnie za podbródek i zmuszając abym podniosła wzrok. Każda normalna osoba w tym momencie popłakałaby się ze strachu, a ja stałam jak sparaliżowana nie mogąc nawet otworzyć ust. W oczach chłopaka dosłownie płonął ogień. Nie raz już widziałam jak kończyli ci którzy zaszli mu za skórę i mimo iż byłam pewna, że mnie nie uderzy poczułam jak każdy włosek jeży mi się na skórze. Na dodatek nie miałam nic na swoją obronę. - Wytłumacz mi do licha dlaczego mi nie ufasz? Wytłumacz! - Kolejny krzyk spowodował, że odsunęłam się o krok. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Ufam ci. - Powiedziałam drżącym głosem, nie mogąc odnaleźć w sobie choć krzty odwagi. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Jakbyś ufała zadzwoniłabyś do mnie od razu, powiedziała co jest nie tak i dalibyśmy sobie z tym radę. A zamiast tego siedziałaś tam sama płacząc, nie chcę abyś cierpiała, nienawidzę tego, rozumiesz? Dlatego prosze.. - Zbliżył się układając dłonie na moich policzkach. Jego głos i wzrok powoli łagodniały. - ..powiedz mi co mam zrobić, abyś nic przede mną nie ukrywała, abyś pozwoliła mi sobie pomóc. Zrobię wszystko aby nigdy więcej cię nie dotknął, mało tego, aby więcej o tobie nie pomyślał, więc muszę być pierwszą osobą do której dzwonisz gdy coś jest nie tak, nie mam pojęcia dlaczego jeszcze tak nie jest. - Urwał opierając swoje czoło na moim. - Już nie raz mówiłem ci jak wiele dla mnie znaczysz i jeśli nie czujesz tego samego, jeśli się boisz być sama, boisz się, że on coś ci zrobi, możesz mi to powiedzieć. Ja nadal będę blisko i obiecuję, że będę pilnował abyś była bezpieczna, bo to dla mnie najważniejsze, chcę po prostu wiedzieć, że jeśli mnie nie kochasz..</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Odepchnęłam go z całych sił nie wierząc w to co właśnie powiedział. Czując jak napływają mi do oczu łzy ponownie rzuciłam się na niego z rękami popychając tak długo aż uderzył plecami o ścianę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie wierzę, że w ogóle byłeś w stanie coś takiego powiedzieć. Od kiedy się poznaliśmy jesteś w centrum mojego wszechświata, nie, jesteś moim pieprzonym wszechświatem, najważniejszą osobą w całym moim życiu przy której byłam i będę niezależnie od tego co i kiedy się stało. Nie raz pilnowałam abyś doszedł do siebie, abyś nie padł w drodze do szpitala i ryczałam jak głupia martwiąc się, czy poskładają cię w całość! - Krzyknęłam ponownie uderzając go w tors. - A ty sugerujesz mi, że jestem z tobą tylko po to aby miał mi kto chronić tyłek? Mam cię za ochroniarza, czy co? Nie wiem czy pamiętasz, ale przy barze w tej chwili stoi co najmniej trzech moich najlepszych przyjaciół, na których mogłabym liczyć w każdej chwili. Każdy z nich reaguje tak samo jak ty. Właśnie dlatego nigdy w życiu nie powiedziałabym ci o tym, że dziś przyszedł, nie powiedziałabym ci o tym co stało się w zeszłym roku! Nie chciałam mówić żadnemu z was. Bo nie chcę abyś cierpiał i mnie ratował, nie chcę aby ktokolwiek się dla mnie narażał. - Powiedziałam spokojnie odsuwając się od niego. - Może jestem niepoważna i nie rozumiem czasem powagi sytuacji, ale ufam ci bardziej niż samej sobie. Więc pomyśl o tym, kiedy znów stwierdzisz, że ci nie kocham. - Ruszyłam w stronę baru przepychając się przez stojących w kolejce ludzi. Weszłam do magazynu potrzebując chwili spokoju. Jakby nie patrzeć zostało jeszcze dwóch i z tą myślą wróciłam się na salę. Lepiej mieć to już za sobą. Diana spojrzała na mnie zmartwiona, jednak nie powiedziała ani słowa. I bardzo dobrze, nie miałam zamiaru jej tego tłumaczyć, wolałam zająć się klientami. Odwróciłam się w kierunku jednego z nich zauważając, że to jednak Michael. Wyglądał na bardziej obrażonego niż zdenerwowanego. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja rozumiem, że możesz mieć mnie w dupie, nie wszyscy muszą mi ufać i traktować jak najlepszego przyjaciela, mówi się trudno, bo i tak nie pozbędziesz się mnie ze swojego życia. Ja zawsze będę blisko, taki twój los, ale przestań się tak zachowywać w stosunku do niego. Nie wiem czy widzisz, ale Ashton przejmuje się tym wszystkim chyba najbardziej z nas wszystkich. Nie mam na myśli tego, że coś ci się stanie, o to akurat boimy się tak samo. On jest przerażony, że go zostawiasz i nie będzie mógł ci pomóc, że zwrócisz się do kogoś innego, albo co gorsza, zrobisz to co robiłaś do tej pory, czyli zostaniesz z tym sama. Może nie zauważyłaś, że od roku zrzuca winę na siebie, jest przekonany, że mógł cię wtedy zatrzymać.. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie mógł. Obiecałam..</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiem, ty też wiesz, każdy cię zna, ale ja widziałem co się z nim działo kiedy leżałaś w szpitalu. Znam chłopaka od podstawówki, byłem przy nim gdy działy się straszne rzeczy, ale nigdy nie widziałem czegoś takiego. Nie jestem w stanie tego do niczego porównać. On się rozsypał, na oczach wszystkich. Jest moim najlepszym przyjacielem, dlatego proszę, nie odsuwaj się, nie od niego. Wiem, że ci ciężko, ale spróbuj zaangażować go w swoje życie tak mocno jak on zaangażował cię w swoje..</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Chciałam odpowiedzieć, ale rozmowę przerwał nam nieznośny huk roztrzaskującego się szkła..</div>
<div style="text-align: justify;">
__</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;">przepraszam, że ten rozdział jest taki długi, miało być dobrze wyszło jak zwykle, co ja sobie myślałam. nie podobają się, nie wstawiać dalej?</span></div>
lovelycarohttp://www.blogger.com/profile/06357248859133261526noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3820513223694416353.post-9453747666033135672015-07-13T09:37:00.000-07:002018-08-23T15:51:12.241-07:00|chapter.one| afraid.<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;"><u> you make me want to scream at the top of my lungs</u></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgq2deLXqqgbCWorrLHJMR8Ol2q434i9xaqXx-56pNI8GKzfn7H_oCFJocEabkGZfVBMEhne8tQhPlkd5Ry_-EEG_3kNkKibv1BKESdtJSE4i3iY9xmS5xuxp2kxn9uedkDYIaw9feSr7Q/s1600/large+%252814%2529.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="128" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgq2deLXqqgbCWorrLHJMR8Ol2q434i9xaqXx-56pNI8GKzfn7H_oCFJocEabkGZfVBMEhne8tQhPlkd5Ry_-EEG_3kNkKibv1BKESdtJSE4i3iY9xmS5xuxp2kxn9uedkDYIaw9feSr7Q/s320/large+%252814%2529.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;">song: the nbhd - afriad</span></div>
<div style="text-align: justify;">
W jednej chwili przyglądałam się jego roześmianym oczom, a już sekundę później klub pogrążył się w ciemnościach. Wszystkie oddechy zostały wstrzymane, doskonale wiedzieli czego się spodziewać, po to co tydzień się tutaj zjawiali stawiając swoje ostatnie pieniądze w prowadzonych zakładach. Moment zawahania i kilku mężczyzn wydało z siebie zwierzęce okrzyki radości. Cały tłum do nich dołączył zagłuszając muzykę, a ja znikąd poczułam czuły pocałunek na swoim czole. Przeklęłam pod nosem i w ostatniej chwili spróbowałam złapać jego dłoń. Nieudolnie, zdążył rozpłynąć się wśród oczekujących gapiów. Zostałam sama wśród obcych wmawiając sobie, że to tylko i wyłącznie sen, że gdy otworzę zapalą się światła mój chłopak wcale nie będzie stał na podeście, bądź ringu. Dla nich brzmiało to dumnie, a mnie przyprawiała o zawrót głowy ilość przelanej tam krwi. Jednak wiedziałam na co się piszę. Nie mogłam mieć mu tego za złe. W końcu gdy zakładaliśmy w szóstkę to miejsce trzy lata temu było jasno powiedziane do czego będzie służyć. Chłopcy znacznie wcześniej, między sobą prowadzili takie turnieje, potrzebowali jednak miejsca do popisu. Więc wolny magazyn na przedmieściach był idealną opcją zainwestowania pieniędzy i czasu. Z roku na rok przynosił on coraz więcej dochodów i stał się tym samym jedną z najlepszych decyzji biznesowych w naszym młodzieńczym życiu. Kto by pomyślał, że coś takiego uda się grupie nastolatków? Żadne z nas nie chciało się jednak ograniczać tylko do tego miejsca. Już na samym początku obiecaliśmy sobie, że żadne z nas nie zaniedba obowiązków które na nas ciążą i marzeń które towarzyszyły nam od lat. Tym oto sposobem na zapleczu, na swoje walki czekali, między innymi, właściciel firmy budowlanej, przyszły prawnik, dwóch artystów-tatuażystów i grafik. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy światła się zapaliły nie zważając na stojące przede mną tłumy, przy użyciu łokci przepchnęłam się na sam przód. Stał tam. Na samym środku, ubrany jedynie w czarne spodenki odkrywające kilka siniaków na klatce piersiowej. Zawsze pchał się jako pierwszy, nigdy nie potrafił odpuścić. Przecięty łuk brwiowy jeszcze nie zdołał się zagoić, a ten znów w tym samym miejscu poprawiał taśmę na nadgarstku. "Zaraz zacznie się pokaz" usłyszałam za plecami męską chrypę. Parsknęłam śmiechem. Pokaz? Czy tylko ja na świecie nie uważam oglądania dwóch facetów bijących się po mordzie, za dobry sposób na zabicie wolnego czasu? O samym braniu udziału w takim przedsięwzięciu tylko dla przyjemności już nie wspomnę. Z pewnością od kilku upadków na deski poprzestawiało im się w głowach. Innego wyjścia nie ma.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ułożyłam ręce na barierce zamykając oczy. Gwizdek zapowiadał pierwszą rundę męskiej zabawy kończącej się zazwyczaj wizytą w szpitalu jednego z nich. Bądź obydwu, jeśli byli na tyle uparci i zbyt dumni aby się poddać. Ashton Irwin właśnie taki jest. Pierdolony, zawzięty niespełna dwudziestotrzyletni chłopak, którego hobby to wyżywanie się na innych. Dosłownie. Z resztą nie tylko jego, każdy kogo znałam prędzej czy później kończył tutaj. Stojąc lub leżąc.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zdecydowałam przepchnąć się do wejścia dla uczestników, ale nagle poczułam jak ktoś ściska moją dłoń. Otworzyłam oczy zauważając jeden z wymierzanych właśnie ciosów. Struga krwi uderzyła o podłogę rozpryskując się na kilku widzów. O dziwo zareagowali na to entuzjastycznie, doprowadzając mnie tym do mdłości. Szybko odwróciłam wzrok, który zatrzymał się na nieco wyższej dziewczynie. Diana Carlile w całej okazałości. Automatycznie rzuciłam się jej na szyje. Potajemnie liczyłam na to, że ją tu spotkam. W momencie w którym Lisa siedziała na zapleczu opiekując się rannymi, tylko ona była ze mną w tłumie mając nadzieję, że wszyscy ujdą z życiem. Sama równie często była na moim miejscu, jednak od kiedy Calum znalazł się w szpitalu rzadko tu przychodziła. Póki w pełni do siebie nie dojdzie, nie chciała go kusić. Wcale się nie dziwiłam, ten nagrzany dwudziestolatek a zarazem jeden z moich najlepszych przyjaciół nawet z połamanymi żebrami wbiłby się w swoje klubowe spodenki i z nagim torsem rzuciłby się na przeciwnika, mimo iż nie raz już dostał niezły wycisk. Jednak był w tym dobry, równie dobry reszta tej męskiej bandy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Musimy porozmawiać. - Powiedziała na tyle głośno aby zagłuszyć wrzeszczący tłum. Te słowa nigdy nie zwiastowały nic dobrego, ale jako najlepsza przyjaciółka musiałam sprostać każdemu wyzwaniu bez marudzenia, więc złapałam ją za rękę i przeciągnęłam przez tłum w stronę pustego baru. To był zaś powód dla którego niektóre kobiety przychodziły tu w sobotę wieczorem. W czasie walk znacznie łatwiej było dostać się tu po drinka. Nikt nie zawracał sobie głowy alkoholem w czasie takich atrakcji, dla mężczyzn to logiczne. Mijając dwie młode dziewczyny machnęłam na flirtującego z nimi przyjaciela pracującego tego wieczoru za barem. Bez potrzeby pytania, z uśmiechem na twarzy polał nam do kilku kieliszków najczystszej wódki. Luke, bo tak miał na imię przystojny chłopak za ladą, jeszcze według reszty nie był gotowy aby wejść na ring. Jednak był cholernie zawzięty i jako najmłodszy z pewnością chciał zaimponować swoim przyjaciołom. Mi imponował swoją dojrzałością i odpowiedzialnością, której większość walczących nie posiadała. No i był straszliwie kochany. Nagle ekran wiszącego przed nami telewizora zrobił się biały rozświetlając twarz Diany, dzięki czemu zauważyłam czerwone obramowania jej szarych oczu. Od kiedy jest z Hood'em nigdy nie widziałam aby była w takim stanie. Rozmazany makijaż, zakrwawione spojówki i drżące dłonie przechylające kieliszek z wódką powodując grymas na jej twarzy, nie pasowały tak młodej i pięknej dziewczynie. Co jak co urody nie jedna mogła jej pozazdrościć. Poszłam w jej ślady i wypiłam swój, po czym ułożyłam dłoń na ramieniu przyjaciółki uśmiechając się delikatnie tak by choć spróbować dodać jej odwagi. Nie miałam zamiaru naciskać, bądź pośpieszać. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Jonathan wrócił. - Powiedziała prawie bezgłośnie wlepiając wzrok w pusty kieliszek. W tym samym momencie pierwsza walka się skończyła, a w głośnikach zabrzmiała dobrze znana nam piosenka. "Baby came home today.." rozniosło się echem po całym barze zagłuszając rozmowy napalonych kibiców. Jeszcze kilka tygodni temu siedziałyśmy w tym własnie miejscu tylko po to aby popatrzeć na tych wszystkich popaprańców i czasem wylosować kogoś komu należało się kilka ciosów, tak aby zorientował się, że to co tak cieszy nie jest aż tak wspaniałe jak myśli. Jednak nie tym razem. Gdy z ust dziewczyny wyrwało się imię chłopaka nie ciężko było zrozumieć w czym tkwi problem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Na pierwszy rzut oka Diana wygląda jak każda normalna, dwudziestojednoletnia dziewczyna. Zadbana, zazwyczaj uśmiechnięta, bawiąca się życiem i korzystająca z niego w każdy możliwy sposób. Jednak nie zawsze tak było. Niegdyś brała czynny udział w piekle na ziemi, będąc ofiarą, katem okazał się jej ówczesny chłopak. Poobijane łokcie, rozwalone kolana i kostki, posiniaczone plecy. Chodzący worek treningowy wykorzystywany i zastraszany w każdej możliwej chwili. Do tej pory na jej skórze pozostało kilka poparzeń. Chcąc nie chcąc skutecznie to przed nami ukrywała ponad rok. Gdy z Calum'em dowiedzieliśmy się o wszystkim chłopak wpadł w szał zapoczątkowując wojnę. Dosłownie. Co nie było specjalnie trudne, gdyż jako członek tego klubu, a raczej naszej rodziny, której męska część specjalizowała się w dawaniu sobie co tydzień po mordzie, miał kilku najlepszych przyjaciół którzy szybciej nauczyli się bić niż mówić. I dawali radę. Jednak Jonathan jak każdy tyran miał i pewnie nadal ma swoich podwładnych półgłówków którzy spełnią każde jego życzenie. Niezależnie od płci, wieku i stanu zdrowia przeciwnika. Wiedziałam czego się bała. Każdy powinien.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Kiedy go widziałaś? - Spytałam podając jej kolejny kieliszek. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Jakieś dwie godziny temu raczył odwiedzić mnie w pracy, a ja nie mam pieprzonego pojęcia skąd wiedział gdzie mnie szukać. Na dodatek mam wrażenie, że wie znacznie więcej. Tacy jak on nie wracają bez powodu w takie miejsca jak to. Był zdecydowanie zbyt pewny siebie jak na faceta który ledwo uszedł z życiem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Diana kiedyś pracowała z blondynami na pełen etat za barem, jednak po wyjeździe byłego została tu biorąc jedynie do czterech zmian w miesiącu. Dodatkowo na stałe podjęła pracę w salonie tatuażu, oczywiście na przekór wszystkim, w konkurencji Clifford'a który nie raz prosił aby przeniosła się do niego. Szła w zaparte, że nie chce zdawać się na litość kogokolwiek z nas twierdząc, że może mieszkać sama i nie potrzebuje opiekunów. Na szczęście już niedługo zamieszka z Calum'em. W tych okolicznościach to najlepszy czas na przeprowadzkę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Coś powiedział? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Stwierdził jedynie, że się stęsknił i chciał sprawdzić jak mi się układa. Ann mówiła, że zapisał się na jakiś termin. Serio Shay, ta niepewność jest bardziej przerażająca niż jakby rzucił mi prosto w twarz, że chce spuścić mi łomot. Przynajmniej wiedziałabym czego się spodziewać, teraz wszystko jest jedną wielką niewiadomą. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie podniesie na ciebie ręki, nie odważyłby się. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie tego się boję i dobrze o tym wiesz. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tu nastała chwila ciszy. Diana jak każda z nas, zawsze czyjeś dobro stawiała przed swoim. A dokładniej jednej osoby która była w stanie zrobić dla nas wszystko, czasem posuwając się za daleko i ryzykując zbyt wiele. Każdy z nich i tak nigdy nie brał pod uwagę jakichkolwiek środków ostrożności. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Wie? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Gdyby wiedział, pewnie już byłby na mieście a Ashton i reszta nie zajmowaliby się jakimiś barowymi bójkami. Choć trzeba przyznać, że mój chłopak jest niestety na tyle narwany, że mógłby spróbować poszukać go sam. Nie chciałam go denerwować, choć wiem, że w końcu będę musiała. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Rozumiem.. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Zapomnij. Nie proszę cię o nic i nie mam zamiaru tego robić.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie żartuj sobie ze mnie, porozmawiam z nimi, ale nie próbujmy się oszukiwać, że nie powiedzą Hood'owi. Owszem będę im przypominać w jakim jest stanie, ale zasady są zasadami i w zderzeniu z nimi nie mam żadnej siły przebicia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Shay, naprawdę, chciałam się tylko wygadać. Doceniam, że chcesz mi pomóc, ale nie mogę prosić cię i ich o pomoc. Tym bardziej, że wiem jak bardzo się martwisz o każdego z osobna, a o Ashton'a już zwłaszcza. W tamtym roku nie raz wpakował się w tarapaty z mojej winy, nadal pamiętam, że byłaś częściej w szpitalu niż w domu, nie mogę znów ryzykować, że na coś was narażę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie zaprzeczę. Nie ma co ukrywać, mój chłopak słynął z tego, że niezależnie co się działo musiał biec w pierwszym rzędzie. Oczywiście, nie zważając przy tym na swoje zdrowie, jednak nie tylko on. Wraz z Michael'em, Alex'em, Calum'em i całą resztą tworzyli paczkę od małego, przy okazji byli ulepieni z tej samej gliny, znali się na wylot i potrafili zrobić dla siebie wszystko. Jeśli ja nie powiem o tym Ashton'owi zrobi to ktoś inny, a wszystko skończy się tak samo. Pomijając fakt, że mógłby się nieźle zdenerwować, że coś takiego przed nim ukrywałam. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Masz rację, strasznie się o niego martwię i nienawidzę jak wraca poobijany do mieszkania. Cholernie boję się za każdym razem gdy wychodzi, mimo, że doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że tutaj za nic nie pozwolą aby coś mu się stało, jednak nigdy nie mam pewności czy wróci, ale wiem co potrafi, wiem jak kocha Hood'a, ciebie zresztą także.. - zaczęłam wlewając w nią kolejny kieliszek. Wyglądała jakby stała na krawędzi, a każdy oddech Jonathana wywoływał podmuch wiatru przez który traciła równowagę. Nikt nie powinien widzieć swojej przyjaciółki w takim stanie, nikt nie zasłużył aby w nim się znajdować. - Nie ma opcji żebyś poradziła sobie z tym sama, nie mówię, że w ogóle do czegoś dojdzie, ale oni zawsze staną po twojej stronie. Jesteśmy rodziną Diana, nie mogłabym stanąć im na drodze choćbym chciała, ale nie chcę, bo o ciebie boję się równie mocno. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie chcę aby coś im się stało.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nikt nie chce i nic się nie stanie. - Powiedziałam próbując przekonać i ją i siebie. - Luke, skarbie, wiem, że jesteś zajęty, ale widziałam, że nasz śpiący królewicz.. - Pokazałam brodą na ziewającego Niall'a zajmującego miejsce po drugiej stronie baru. - jest już gotów do pracy i z pewnością poradzi sobie za barem, póki trwają dzisiejsze rozgrywki, a Diana nie powinna prowadzić samochodu. Ja po ostatnich dwóch, też raczej nie. Co byś więc powiedział na podrzucenie jej do Hood'a? W wolny weekend stawiam ci dobry obiad, chudzielcu. - Uśmiechnęłam się, dość sztucznie zatrzepotałam rzęsami i rzuciłam kluczyki od samochodu jej chłopaka. którym jeździłam podczas jego niedyspozycji. Blondyn zaśmiał się, pokręcił głową zrezygnowany i zebrał się do wyjścia. Na odchodne wysłałam mu buziaka. Cudowny dzieciak. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W głowie zaświtała mi tylko jedna osoba z którą mogłabym porozmawiać o tej całej sytuacji. Jednak znajdowała się w ostatnim miejscu w jakim chciałaby się teraz znaleźć. Nie mając jednak wyjścia i czasu zaszłam na ring od strony uczestników. Prócz kilku chusteczek, zakrwawionych materiałów i tasiemek leżących na ziemi przywitał mnie krzyk stojącego w bramce chłopaka. Niespełna metr osiemdziesiąt pięć czystego optymizmu na mój widok skrzyżował ręce na klatce piersiowej zastawiając całe wejście. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Panno O'Malley. jeśli miała panienka zamiar zapisać się na dzisiejsze walki, to niestety z przykrością muszę panią poinformować, że już za późno. Została jeszcze tylko jedna walka do finału, musisz poczekać do kolejnej soboty, złotko. - Zaśmiał się spoglądając na mnie z góry. Pieprzone metr sześćdziesiąt dwa to znacznie utrudnia próby wyglądania na poważną.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Panie Gaskarth, nie muszę się zapisywać żeby skopać ci tyłek. Z resztą wszyscy już chwalili mi się, że na najbliższe tygodnie na stałe zostajesz przy bramce bo bierzesz urlop. Cieszę się, że Lisa w końcu przemówiła ci do rozsądku. Nikt o zdrowych zmysłach nie chce mieć poobijanego pana młodego. - Powiedziałam przyglądając mu się. Kilka siniaków nadal widniało na jego ramionach. Ubrany w pocięty t-shirt blink-182 i przetarte czarne jeansy z pewnością nie przypominał dwudziestopięciolatka który już wkrótce miał się ustatkować. - Dlatego suń tyłek, żebym przypadkiem nie narobiła ci kilku kolejnych ran do gojenia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Widzę, że w bojowym nastroju. Nie widziałem cię tydzień, a zdążyłem stęsknić się za tym twoim czarnym charakterem, wiedźmo. - Rozłożył ramiona i automatycznie się w niego wtuliłam. Wraz z Lisą planując ślub wspólnie stwierdzili, że wysyłanie zaproszeń nie wchodzi w grę i muszą rozwieźć je osobiście, przynajmniej do najbliższych. W ten sposób zafundowali sobie tygodniową wycieczkę po kraju. Tak, zdecydowanie ja też tęskniłam. - Lisa siedzi na zapleczu doprowadzając do porządku najbardziej obitych, Michael właśnie leje się z jakimś przyjezdnym o miejsce w finale, a Ashton pewnie zmienia taśmę, możesz być spokojna, nie oberwał dziś za mocno. Miał szczęście, że ja się nie bije. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Och, z pewnością, nic jednak nie trwa wiecznie i jego fart się skończy jeśli tylko będzie w finale z Michael'em. Jak zwykle będą lać się do upadłego. Obiecaj mi, że albo do tego nie dopuścisz, albo w końcu ich rozdzielisz, dobrze? Nienawidzę, gdy rzucają się sobie do gardeł dla uciechy pijanej publiczności. - Poprosiłam i gdy tylko skinął głową podziękowałam i przeszłam na drugą stronę przyglądając się poobijanym znajomym. Jack wraz z Harry'm leżeli pod ścianą prawie cali obłożeni lodem. To zdecydowanie nie był ich dzień. Dając im chwilę na odpoczynek, wolałam tego nie komentować. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nagle poczułam silne ręce obejmujące mnie o tyłu w pasie i z łatwością podnoszące ku górze. Zaśmiałam się machając nogami jak dziecko aby postawił mnie na ziemię. Gdy to zrobił na mojej szyi wylądowało kilka szybkich pocałunków powodujących przyjemne dreszcze. Odwróciłam się z uśmiechem, który nieco zbladł gdy zauważyłam rozwaloną wargę. Na pierwszy rzut oka gorszych obrażeń nie było. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Tęskniłem, gdzie się podziewałaś? Powinnaś robić tu za cheerleaderkę..</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Pompony już ma. - Przerwał mu drugi, doskonale znany mi męski głos należący do chłopaka który własnie schodził z ringu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- I właśnie za takie teksty dostaniesz po mordzie jak tylko tam wejdziemy, Clifford, szykuj się. - Powiedział Ashton uderzając przyjaciela w ramię. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Choć bardzo bym chciał, nie uda się tym razem. Gaskarth z Payne'm znikąd stwierdzili, że posunąłem się za daleko. Zrobili piętnastominutową przerwę i mnie wykopali. A facet doskonale zdawał sobie sprawę, na kogo trafił. Nie wciągałem go tam siłą, mógł zrezygnować zanim tam wszedł. Mniejsza, skopie ci tyłek przy najbliższej okazji. - Oddał mu nieco mocniejszym pchnięciem, po czym przytulił mnie na powitanie. W myślach podziękowałam Liam'owi i Alex'owi, dobrze jest móc na nich liczyć. Przynajmniej oni dbają aby ta dwójka nie okaleczyła się na ringu. - A ty mała powinnaś go bardziej pilnować. Z twojego chłopaka robi się maszyna do zabijania, utemperuj go trochę. - Zaśmiał się i ruszył w stronę zaplecza. - Idę pomóc Lisie, po tylu nokautach ma pewnie co robić.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- No proszę, co ja tu słyszę, nie za ładnie się bawisz? Co się stało z grzecznym Irwin'em? Miałeś uważać, żeby nie narobić zbyt wielkich szkód, pamiętasz? - Spytałam układając dłonie na jego brzuchu i wsuwając je powoli pod koszulkę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Skarbie, pozwól, że tylko dla ciebie będę grzeczny, a przynajmniej wtedy kiedy będziesz . Tym przyjezdny i tak ktoś musiał wytłumaczyć jak to się robi, a niechybnie trafiło na mnie, o co oskarżyć możesz tamtą dwójkę.. - Wskazał brodą na leżących pod ścianą. - Polegli zostawiając mnie z Michael'em na placu boju, to nie mogło się inaczej skończyć. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Rozumiem, że spełniałeś tylko swoje zadanie, szeryfie. - Zaśmiałam się spoglądając w jego rozpromienione oczy. To zdecydowanie nie był odpowiedni moment aby powiedzieć mu o tym co dzieje się w mieście. Próbując to na chwilę wyrzucić z pamięci stanęłam na palcach muskając czule jego usta. Pozostał nieprzyjemny posmak żelaza. - Nie będę cię całować, jeśli będziesz krwawił. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Cała reszta jest nienaruszona, zapewniam. - Uniósł brwi, a ja odsunęłam się delikatnie uderzając go w brzuch.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Tobie tylko jedno w głowie, zboczeńcu. Zasuwaj do Alex'a aby zawiązał ci tę nieszczęsną taśmę, żebym sobie wstydu nie narobił, a ja skoczę do Lisy, obstawiam, że Clifford nie jest na tyle dobry aby pomagać obcym. - Musnęłam go w nos a gdy się odwrócił kopnęłam prosto w prawy pośladek. - Na szczęście! - Krzyknęłam uciekając i schowałam się za drzwi zaplecza. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W niewielkim pomieszczeniu dosłownie cuchnęło krwią. W porównaniu z podłogą obok ringu tu nawet nie było widać kafelków, wszystko pokryte poplamionymi koszulkami i innymi tkaninami. Trzech nieznanych mi chłopaków mniej więcej w moim wieku, może nieco starszych, siedziało skulonych pod szafką. Poobijane oczy, sine, napuchnięte usta i rany na ramionach wskazywały na starcie z jednym z tubylców i stałych bywalców. Nie najlepiej zaczęli sezon. Może to i dobrze, może w końcu się nauczą i przestaną tu przychodzić. Nadzieja umiera ostatnia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Lisa, podobnego wzrostu szatynka z wiecznym uśmiechem nawet teraz cieszyła się zaszywając ranę kolejne ofierze dzisiejszych żniw. Siedzący obok niej Michael oczywiście od wszystkiego umywał ręce, opisując jej tylko każdą ze swoich walk. Oczywiście, ze szczegółami. Na mój widok dziewczyna przestała go słuchać i podskoczyła w miejscu powodując głośne syknięcie swojego pacjenta. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie płacz, ja próbuję ci pomóc, sam się tak załatwiłeś, pchaj się dalej tam gdzie nie trzeba, to będziemy się częściej widywać. - Rzuciła do chłopaka i ponownie zabrała się do roboty. - Słyszałam, że gdzieś się tu szlajasz. Przywitałabym się z moją druhną, jednak dzisiejsze bijące rekordy kolejki nie pozwoliły mi na to. Powinnaś zajrzeć tu godzinę temu, to dopiero było. W sumie sama wyglądasz jakby cię trzeba było pozszywać, biłaś się? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zdezorientowana spojrzałam na przesiąkniętą krwią koszulkę. Przez tyle lat nie nauczyłam się aby nie przychodzić w białych bokserkach, bo to strata dobrych ciuchów i moich nerwów. Przeklęłam pod nosem przesyłając mordercze spojrzenie Clifford'owi, który wyśmiewając mnie podszedł, cmoknął moje czoło i zniknął za drzwiami. Usiadłam na jego miejscu i poczekałam aż chłopacy wyszli z pomieszczenia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Okej, w tej chwili mów co jest, Shay. Nigdy nie potrafiłaś usiedzieć dziesięć minut bez nabijania się ze mnie, bądź choćby zwykłej rozmowy a milczysz blada jak trup. - Lisa przesunęła się tak aby siedzieć naprzeciw mnie. Ułożyła dłoń na moim kolanie. Chciała dodać mi otuchy w ten sam sposób co ja Dianie, chyba naprawdę wszyscy za dobrze się znamy. - No mów, Alex mnie co nieco nauczył, mogę to wyciągnąć z ciebie siłą. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie chcę. Powinnaś cieszyć się ślubem, a nie martwić.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Znamy się kupę czasu, przez ostatnie lata byłam w stanie wziąć wszystko na klatę. To moja..nasza rodzina, jeśli cokolwiek się dzieje, musisz mi powiedzieć. A z pewnością tak jest, mnie nie oszukasz choćbyś próbowała. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wzięłam głębszy wdech. Była dla mnie jak starsza siostra, tylko ta lepsza i za każdym razem miała rację. Wszyscy byli tu od lat jak jedna wielka kochająca i szanująca się rodzina. Nie miałam prawa tego przed nimi ukrywać. W końcu Diana i Calum też do niej należeli. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Jonathan wrócił i raczył dziś odwiedzić Dianę w studiu. Ponoć zapisał się na sesję, więc jest gdzieś w mieście. Nie mam pojęcia co o tym myśleć, ona się boi i wcale jej się nie dziwię, po tym co działo się rok temu jestem przekonana, że coś kombinuje. Nie wrócił tu bez powodu i pewnie nie jest sam. Kto wie co genialnego wymyślił tym razem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Rozmawiałaś z chłopakami?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Jeszcze nie, wolałam poczekać, aż zostaniemy w barze sami. Gdy niepotrzebni goście się zawiną mam zamiar im powiedzieć, ale boje się reakcji. Wiesz jacy są, nigdy nie można przewidzieć co zrobią. W jednej chwili mogą rzucić się do wyjścia aby go znaleźć, albo wręcz przeciwnie, zbagatelizować stwierdzając, że to błahostka. Na dodatek Diana ma nadzieję, że Calum nie dowie się zbyt szybko o wszystkim i wiem, że tak byłoby lepiej, ale wątpię aby na to poszli. - Wywróciłam oczami na samo wyobrażenie ich min gdy chociaż poproszę aby siedzieli cicho. - Myślę, że powinnaś zabrać Alex'a i pojechać z kolejną serią zaproszeń, chociażby na kilka dni. To w żaden sposób nie może kolidować z waszym ślubem, a dobrze wiesz jaki on jest. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiem, jestem z nim już dobre osiem lat i to jest jedna z cech za które go kocham. Nigdy nie zostawi swoich przyjaciół, choćbym nie wiem jak błagała. Ja też tego nie zrobię. Shay, czekaliśmy z ślubem ponad dwa lata i nie będzie miał on sensu jeśli któregoś z was na nim nie będzie. Nie masz nawet co poruszać tego tematu, bo tylko go zdenerwujesz. Byliśmy i jesteśmy w tym razem, zawsze. Co to Calum'a to szczerze daję im dwadzieścia minut. Tyle mniej więcej Michael będzie do niego jechał. Są zasady, których się trzymają. Nie zrobią nic za jego plecami, nie mogą. Gdzie jest teraz Diana? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nieco ją podpiłam, mając nadzieję, że choć trochę się odstresuje i poprosiłam Hemmings'a aby podrzucił ją do Hood'a. Myślę, że tak będzie najbezpieczniej. Wolałabym aby nie zostawała sama, a za dobrze ją znam aby chociaż proponować jej moją kanapę. Lepiej pomyślmy, czy jest jakakolwiek opcja aby Calum próbował trzymać się z daleka. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Żartujesz sobie ze mnie? To tak jakbym ja poprosiła Ashton'a aby nie stanął w twojej obronie, znasz go. Calum jest taki sam i nie masz co mu się dziwić. Musi się dowiedzieć i postawi sobie za priorytet ochronę swojej dziewczyny. Każdy z nich to zrobi. Musimy się zastanowić jedynie nad tym kto mu to powie, bo jeśli naprawdę rzuci się do tego Michael to już dziś możemy się szykować do wyjścia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Pojedziesz do niego z Alex'em, albo ja z Ashton'em, to jedyna szansa, że nie zrobi nic głupiego. - Powiedziałam chowając na chwilę twarz w dłoniach mając nadzieję, że to wszystko to jeden pieprzony, fałszywy alarm. Nagle wrzawa za drzwiami osiągnęła apogeum, co świadczyło o tym, że ktoś zdążył już wygrać. - Chyba skończyli, powinnyśmy ich przegonić i zamknąć bar chociaż na godzinę. Jest sobota, ludzie i tak będą czekać. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zgodziła się ze mną i piętnaście minut w później w barze zostało tylko dziesięć najbliższych osób. Harry, Jack, Niall i Luke siedzieli przy blacie upijając kolejne, darmowe piwa. Liam z Alex'em automatycznie zabrali się za liczenie pieniędzy z oczywiście nielegalnych zakładów, a Ashton z Michael'em jak zwykle okładali się wykorzystując całą, pustą przestrzeń. Ja z przyszłą panią Gaskarth próbowałam przez chwilę polubownie skupić na sobie ich spojrzenie, co niestety się nie powiodło. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Halo! - Wrzasnęła Lisa uderzając kuflem Harry'ego o blat. - Jeśli zaraz nie oderwiecie się od swoich zabawek to przysięgam, że wyrzucę was za drzwi jak resztę. Nie mamy zamiaru tracić czasu na bzdety, nie po to zamknęłyśmy bar, rozumiemy się? Shay musi wam coś powiedzieć i wolałabym, aby się nie powtarzała. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Stałam na środku, czując na sobie wzrok wszystkich obecnych. Wzięłam głębszy wdech próbując opanować wyrywające się z piersi serce. Nie bałam się im tego powiedzieć, Jonathan przecież jeszcze nic nie zrobił. Byłam przerażona, że to oni zrobią pierwszy krok i srogo tego pożałują. Lisa miała jednak racje, czas powoli uciekał, nie mogłam zwlekać. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Jonathan jest w mieście. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W tym momencie Jack zakrztusił się piwem wypluwając połowę na deski. Cisza sprzed kilku sekund była nieporównywalna do tego co działo się teraz. Wszyscy otworzyli oczy szerzej, chyba na moment przestali oddychać. Tylko Luke z Niall'em siedzieli zdezorientowani. Mało prawdopodobne, że w ogóle pamiętają kim jest ten facet. Wtedy jeszcze za krótko u nas pracowali, aby ktokolwiek chciał im cokolwiek powiedzieć. Nie dlatego, że im nie ufali, lecz dla ich własnego dobra. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Skąd wiesz? - Odezwał się Alex odsuwając od siebie pieniądze. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Diana go widziała. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Mogła go z kimś pomylić. - Powiedział Payne bacznie obserwując każdy mój ruch. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Z pewnością, przywidziało jej się, że wszedł do salonu i zapisał się na sesję. To całkiem normalne, przecież każdy facet może jej przypominać typa który przez kilka miesięcy traktował ją jak szmatę i popychadło. - Parsknęłam opierając się plecami o blat. Skrzyżowałam ręce na piersi kręcąc głową z niedowierzania. - Może źle zaczęłam. Dziś przyszedł do niej i wątpię aby się stęsknił lub po wszystkim co tutaj zrobił zaczął szukać przyjaciół. Nie wiem czy cokolwiek planuje, pamiętam tylko, że takich osób się nie ignoruje. Nie chcę też abyśmy siali panikę i informowali resztę, proszę tylko abyście na siebie uważali. W tamtym roku uszło nam to dość gładko.. - Dość bo blizny posiadane przez większość już na zawsze zostaną na pamiątkę. Każdy jednak się z tego wylizał, a to było sporym sukcesem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Co z Dianą? Trzyma się jakoś? - Spytał Styles. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Boi się i nie chce wracać do tego co było. Myślała, że cały koszmar już się skończył, ja z resztą też. Nadal mam jednak nadzieję, że to fałszywy alarm. Nikt nie zabroni mu siedzieć w mieście.. - Odpowiedziałam spoglądając kontem oka na Ashton'a. Stał z Michael'em pod ścianą wpatrując się we mnie z dosłownie wypisanym bólem w oczach. Dlatego nie chciałam aby wiedział. Wiedziałam, że to wszystko uderzy w niego znacznie mocniej niż we mnie. Nie powinien do tego wracać. - Luke odwiózł ją do Calum'a. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Właśnie, on wie? - Michael automatycznie zebrał się do wyjścia. Mój chłopak jednak wiedząc, co by z tego wynikło złapał go za bluzę i zatrzymał w miejscu. W tym samym momencie Alex jakby czytał nam w myślach wyprzedził go zmierzając do drzwi, przy okazji zabierając dziewczynę ze sobą. - Pamiętajmy tylko, że może nie chodzić mu tylko i wyłącznie o nią. Każdy z nas zasłużył na wpierdol. Nie żebym mu się dziwił, facet dość sporo stracił. - Powiedział zrezygnowany. Uwielbiał nakręcać wszystkich, idealnie dobrali się z Hood'em. - Jeśli my..</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie zaczniemy, póki nie będziemy pewni, że cokolwiek chce zrobić. Nie potrzebne nam kolejne problemy, rozumiemy się? Samo to miejsce wprowadza cholernie dużo zamieszania, a nad tobą akurat wisi kilku policjantów którzy z przyjemnością wsadziliby cię do aresztu. Stamtąd za nic nam nie pomożesz więc spokojnie siedzisz i pilnujesz swojego tyłka. - Alex założył swoją kurtkę i pomógł swojej narzeczonej. - Myślę, że wszyscy powinni się już zbierać. Luke z pewnością, jutro o ile się nie mylę otwierasz. Chodź, zabierzesz się z nami. - Powiedział po ojcowsku i zniknęli za drzwiami. Dziwnie widzieć go tak odpowiedzialnego. Na co dzień igra z losem, na szczęście wie jak się zachować i przynajmniej on umie nad nimi zapanować. Chwała mu za to.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Dobra, jest za duży tłum by Niall został sam, jacyś chętni? - Spytał Ashton wchodząc za bar i wyciągając moją bluzę. Chciałam zaproponować, że zostanę, ale sam jego wzrok krzyczał wręcz abym siedziała cicho. Wolałam nie ryzykować. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Tylko ja z Liam'em nadajemy się do pracy. Harry z Jack'em są tak poobijani, że ze wstydu nie powinni pokazywać się tu kilka dobrych tygodni. Daliście się skopać, więc nie ma tu już dla was miejsca i piwa. Widzę was w lepszej formie chłopcy. - Michael poczochrał włosy Styles'a w drodze do mnie. Jako jeden z najlepszych przyjaciół i najbardziej troskliwych ludzi pod słońcem przytulił mnie przejeżdżając dłonią delikatnie po moich plecach. - Proszę uważaj na siebie, mała. Nie chcę aby cokolwiek ci się stało, okej? - No tak, on także musiał sobie o wszystkim przypomnieć. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Okej. - Wtuliłam się mocniej, po czym przejęło mnie inne ramie. Podniosłam wzrok na oczy Ashton'a które spoglądając na Michael'a ponownie zaczęły się śmiać. Co oni by bez siebie zrobili? - Dobranoc, tylko nie zapomnijcie posprzątać. Nie będę rano przyjeżdżać do burdelu. - W odpowiedzi usłyszałam śmiech. Nie miałam na co liczyć, żaden z nich nawet nie ruszy ręką nie mówiąc już o dotykaniu ścierki. Na szczęście Luke będzie ze mną, robotny chłopak. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Po wyjściu, w drodze do samochodu panowała krępująca cisza. Ashton kurczowo ściskał moją dłoń jakby bał się, że ucieknę, bądź ktoś, nagle, znikąd mnie porwie. Jak dżentelmen otworzył przede mną drzwi do czarnego audi i sam zajął miejsce kierowcy by przez kolejne dziesięć minut nie odezwać się słowem. Ułożył jedynie rękę na moim udzie delikatnie przejeżdżając po nim palcami. Oddychał ciężko, czułam, że wszystko przeżywa po raz kolejny. Znaleźliśmy się w jego mieszkaniu. Nawet nie pytałam dlaczego nie zwiezie mnie w moje cztery ściany, to nie miałoby sensu. Gdyby taka opcja w ogóle wchodziła w grę spytałby czy chcę u niego spać. Nie miałam prawa głosu, może to i dobrze. Przy nim i tak zawsze czułam się lepiej. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zsunęłam z siebie bluzę i ściągnęłam adidasy patrząc jak krząta się po kuchni. Upił łyk wody i ruszył do sypialni całej w kolorze beżowym. Dwa lata temu przemalował ją kiedy kulturalnie stwierdziłam, że czerwień jest do dupy. Był wtedy taki radosny, teraz gdy usiadł na dwuosobowym łóżku, wyglądał jakby z tego co było pozostało tylko ciało. Stanęłam naprzeciw niego przejeżdżając dłonią po jego policzku. Dojeżdżając do podbródka zmusiłam go aby podniósł na mnie wzrok. Znów pojawiło się to spojrzenie z klubu. Zdeterminowana aby to naprawić odpięłam zamek w spodniach aby pozbyć się przyciasnych spodni i zrzuciłam jego ręce abym mogła swobodnie usiąść na jego kolanach. Jego ramiona automatycznie oplotły mnie w pasie pilnując abym nie spadła. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Proszę, zapomnij o tym. - Powiedziałam szeptem czując jak jego dłonie zaciskają się na moich biodrach. - Jestem tutaj, cała i zdrowa, to co było i tak już nie ma znaczenia. - Objęłam go za szyję wplatając palce w jego przydługie, idealne włosy. - Nienawidzę widzieć cię w takim stanie.. - W tym momencie zareagował. Nagle wpił się w moje usta, agresywnie lecz zarazem niewinnie, jak nigdy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie zostawiaj mnie. - Poprosił i wsunął dłonie pod moją koszulkę. - Nigdy. - Najechał na dość sporą bliznę, znajdującą się na prawej części pleców, głośno wzdychając. - Shay, obiecaj mi w tej chwili, że jeśli cokolwiek zaczęłoby się dziać, nie zostaniesz tutaj..</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Ty zostaniesz? - Spytałam znając odpowiedź. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- To nie to samo i doskonale o tym wiesz. Nie poradzę sobie jeśli znów coś ci się stanie i nie będzie mnie w pobliżu. Wolę sobie nawet nie wyobrażać, co bym zrobił gdyby Calum wtedy..</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie myśl o tym, Ashton. To nie była twoja wina, nie mogłeś tam być. To minęło, nie mogę cofnąć czasu, więc proszę skupmy się na tym, że jesteśmy razem, że zawsze ze wszystkim sobie poradziliśmy i poradzimy. Nie możesz się mną wiecznie opiekować, jestem dorosła.. - Oczywiście, że mógł. Nawet ja nie wierzyłam w te słowa. Lubiłam jak to robił. On z resztą też i nie zamierzał tego zmieniać bo w odpowiedzi zaśmiał się pod nosem zsuwając ze mnie zakrwawioną podkoszulkę. Bez słowa podniósł się z łóżka trzymając mnie w powietrzu i ruszył w stronę łazienki. Cóż, rozmowa definitywnie się skończyła. </div>
<div style="text-align: justify;">
__</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;">dacie dwanadziesięć? zasłużyłam, czy dałam ciała? wiem, że nie najlepszy, ale to dopiero początek.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;">rozdziały miały być i tutaj i na wattpadzie, ale jak dla mnie tu zawsze wszystko znacznie lepiej wygląda, prócz nagłówka z którym ostro dałam ciała, ale chciałam żeby był taki sam jak okładka tam [która tak czy inaczej nie jest mniej do dupy więc w sumie się zgadza] kilka słów wstępu na sam koniec rozdziału, większość waszych utalentowanych spojrzeń pewnie wyłapała moje błędy, nigdy nie wiem gdzie wstawić przecinek: jest - ma być, nie ma - nie będzie, nie znam się na tym, a zaryzykowałam raz z przesłaniem komuś rozdziału - hell no, nikt mi nie będzie zmieniał mojej pracy. także wolę oficjalnie robić za głąba [nie wypieram się] pewnie z ortografią też dałam ciała, ale poprawiałam go 3 razy i przez poprawiałam mam na myśli pisanie od nowa. proszę dajcie znać co o tym myślicie, było by super ekstra, jakbym wiedziała co [prócz interpunkcji] jest super ekstra do kitu, buźka i do czwartku. </span></div>
lovelycarohttp://www.blogger.com/profile/06357248859133261526noreply@blogger.com1