czwartek, 13 sierpnia 2015

|chapter.ten| before.

things soon will be like before i ever met you.
banks - before..
Gdy pierwsza kropla krwi uderzyła o podłogę, mój świat stanął w miejscu. Powietrze zrobiło się znacznie cięższe z trudem przedostając się do płuc. Każdy kolejny oddech podrażniał moje gardło jakby ostrze nie znajdowało się tylko w dłoniach uciekających dziewczyn. Klatka piersiowa nie chciała się już unosić, a krzyki i nieznośny szum w głowie spowodowały nieprzyjemne zawroty. Jedyny ruch na jaki było mnie stać, to złapanie się blatu, najmocniej jak umiałam, abym przypadkiem nie osunęła się na ziemię. Do oczu znikąd napłynęły mi łzy, które nie miały ujścia, tak jakby ich celem było jedynie podrażnienie moich źrenic. Serce znacznie przyśpieszyło, a myśli powoli kierowały się w stronę pochłoniętego mrokiem korytarza donikąd, zwanego paniką, gdy zobaczyłam jak Calum w spowolnionym tempie, z ogłuszającym hukiem upada na podłogę. Chciałam mu pomóc jednak paraliż obejmował kolejne centymetry mojego ciała jakbym zaczynała topić się w ruchomych piaskach, nawet nie starając się o ratunek. Byłam całkowicie bezsilna przyglądając się jak siostra Jonathan'a biegnie w stronę mojego przyjaciela, a kilka sekund później Michael ląduje tuż przy nim na kolanach. Krzyk przerażenia żeńskiej części gości spowodował przeszywający ból przepływający przez każdy najmniejszy nerw mojego ciała wysyłając jakby komendę do moich mięśni, które posłusznie przestały działać a ja wylądowałam pod regałem czując, że mój wzrok pokrywa delikatna mgła. Zacisnęłam powieki ostatkami sił walcząc ze sobą aby nie stracić przytomności, gdy poczułam ciepłe, nieco szorstkie dłonie na moich policzkach. Otworzyłam oczy spoglądając w głąb najpiękniejszych tęczówek. Nic mu nie jest. Pomyślałam pozwalając jednej łzie na uwolnienie się i spłynięcie po mojej skórze. Ashton próbował coś do mnie powiedzieć jednak w mojej głowie słyszałam jedynie bicie serca. Mojego wyrywającego się serca. Chłopak widząc, że nic nie zdziała wziął mnie na ręce bez trudu podnosząc i pozwalając abym oparła głowę na jego torsie. Bar był już pusty, jedyne co w nim zostało to dwie spore plamy krwi które udało mi się dostrzec kątem oka. Kim była ta druga osoba? 

Wyszliśmy z budynku, a we mnie uderzyło zimne powietrze nieco ułatwiając mi oddychanie, wiedział co robił zabierając mnie stamtąd, wcale nie chciał mnie gdzieś wywozić. Zamiast tego usiadł na chodniku układając mnie plecami do siebie. Jego dłonie wylądowały ma moich ramionach delikatnie i nieśpiesznie je masując. Próbowałam skupić się tylko i wyłącznie na jego dotyku jednak brak panowania nad własnym ciałem zdecydowanie mi to utrudniał. Nagle poczułam jego usta na swojej szyi i nieco odważniej zaczerpnęłam oddechu. Jego opuszki palców powoli odgarnęły moje włosy na jedną stronę przyjemnie pieszcząc moją skórę.

- Spokojnie, oddychaj.. - Szepnął wprost do mojego ucha, jego ciepły oddech skutkował przyjemnym dreszczem, który odblokował kolejną przeszkodę. Powoli dzięki temu ci robił moje serce spowalniało a najgorsze myśli zaczęły się wycofywać pozostawiając mój umysł w spokoju. Do czasu aż miejsce paniki zaczęło zajmować uczucie wstydu. Zachowałam się jakbym nigdy wcześniej nie była w takiej sytuacji, jakbym nigdy nie widziała krwi lub przyjaciół w złym stanie. Tak czy inaczej, zamiast pomóc stałam jak sparaliżowana z własnej głupoty idiotka, która nie potrafiła utrzymać się na własnych nogach. Czy może być coś lepszego niż pozostawienie bliskich w takiej sytuacji? W jednej chwili zapragnęłam dowiedzieć się o stanie zdrowia tej dwójki. Spróbowałam się podnieść jednak dłonie Ashton'a objęły mnie w pasie nieco mocniej do siebie przytulając moje jeszcze drżące ciało. Oparł głowę na moim ramieniu pozostawiając kilka nieśpiesznych pocałunków na mojej rozgrzanej skórze. - Nie wypuszczę cię, póki nie będę miał pewności, że wszystko z tobą w porządku..

- To był zwykły atak paniki, nic takiego, wszystko ze mną w porządku, naprawdę, nie martw się. Teraz musimy jechać i dowiedzieć się co z nimi, jak bardzo są poranieni i jak szybko się wyliżą. Wiesz coś na ten temat? Proszę, powiedz mi..

- Zwykły atak paniki? - No tak, olał całą resztę. Norma. Na co ja w ogóle liczyłam próbując odsunąć jego myśli od mojej beznadziejnej sceny bijącej po oczach całkowitą bezsilnością. - Shay, ty nigdy nie miewasz ataków paniki, a nawet jeśli to takie sytuacje tylko napędzały cię do działania. Przed chwilą wyglądałaś jakbyś miała paść, rozumiesz? Moja dziewczyna, wyglądała jak trup, to nie jest nic takiego. Nie wiem co się stało, ale..

- ..ale naprawdę jestem cała. Ty i zimne powietrze zadziałaliście jak antidotum, musisz mi uwierzyć. Może nie były to zbyt optymistyczny moment w moim życiu, ale jak zwykle uratowałeś mi tyłek. Już po wszystkim, zapewniam.. - Powiedziałam odwracając się na jego kolanach tak by siedzieć z nim twarzą w twarz. Ułożyłam dłonie na jego policzkach delikatnie przejeżdżając opuszkami po jego szorstkiej skórze i trzydniowym zaroście. - Widzisz? Żywa i pełna energii oraz głodna informacji. Mów co wiesz.

- Jest lepiej niż myślisz. Calum na tylko niewielką i niezbyt głęboką ranę na prawym boku. Najwidoczniej dziewczyna nie miała najlepszego cela, albo posiadała za dobre serce aby trafić nieco dalej i głębiej. Cóż w grę wchodzi jeszcze urok osobisty Hood'a, ale na ten temat wolałbym się nie wypowiadać, spójrzmy prawdzie w oczy napity nie wygląda najlepiej.. Mikey zawiózł go do szpitala z jakąś młodą dziewczyną, której chyba nie kojarzę, albo nie skupiłem się za bardzo na jej wyglądzie. Kilka minut temu napisał mi, że już go pozszywali i nadal jest chętny zalać się w trupa choć niewiele mu brakuje.. - Calum. Jest. Cały. Dosłownie kamień spadł mi z serca. Ale, nie tylko on oberwał.. - Luke jest w nieco gorszej sytuacji, chociaż zależy jak na to spojrzeć.

- Luke? Jego nie było na liście..

- Liście? - Szlag. Szlag. Szlag. Czy ja naprawdę do licha nie potrafię choć raz, choć na chwilę utrzymać języka za zębami? Nie mam pojęcia czy powinnam mu mówić jeśli dziewczyny nie było obok. Zdecydowanie bardziej wolałabym konfrontacje podczas której to ona wytłumaczyłaby mu o co chodzi. Zna szczegóły lepiej niż ja po kilku minutach rozmowy. Jeszcze coś pomieszam i będzie, a jeśli chodzi o Ashton'a Irwin'a to nigdy, przenigdy nie masz pewności jak zareaguje. Tym bardziej w takiej sytuacji. Co, może w ogóle powinnam wyskoczyć z tekstem: Hej, kilka sekund wcześniej poinformowała mnie o planach Jonathan'a jego siostra, ale nie zdążyłam cię ostrzec, sorry. Ciesz się jednak, że jesteś cały bo to ciebie miały upolować? To nie najlepszy pomysł. Muszę mu to jednak wytłumaczyć nim pomyśli że maczałam w tym palce. Wolalam nie ryzykować. Zsunęłam się z jego kolan i zajęłam miejsce naprzeciw niego uśmiechając się niepewnie. Może kolejny atak paniki tym razem zadziałałby na plus? - Shay..

- Już mówię, już mówię, spokojnie. - Zaczęłam biorąc głębszy wdech. Cóż to mnie nie ominie. - Po prostu nie chcę siebie i ciebie zarazem w tym wszystkim pogubić. Zacznijmy od tego że pod żadnym pozorem masz mi nie przeszkadzać, nie przerywasz, nie odzywasz się póki nie skończę inaczej przestanę mówić i zostaniesz ze swoimi domysłami.. - Powiedziałam a on posłusznie skinął głową. Szanse jednak na to, że będzie siedział kilka minut w milczeniu była mniejsza niż żadna. Spróbować jednak nie zaszkodzi. - Dziewczyna, która pojechała z Michael'em to siostra Jonathan'a.. - Już na usta cisnęło mu się kilka pytań, ale w ostatnim momencie się powstrzymał. - Przyszła tutaj aby powiedzieć nam o tym co planuje jej brat. Zdążyła tylko ze mną o tym porozmawiać, ale nim zareagowałyśmy było już za późno. Jestem przekonana, że nie myślisz o niej teraz najlepiej, ja też nie chciałam jej zaufać, rzadko się zdarza aby ktoś od nich chciał się z nami komunikować, ale to może być szansa, Nie okłamała mnie i nie uciekła razem z nimi, została tutaj i pomogła moim przyjaciołom kiedy ja nie byłam w stanie. To chyba nie świadczy o niej najgorzej? Nie twierdzę, że musi automatycznie wszystko o nas wiedzieć, ale wypadałoby jej pomóc a może..

- Chcesz jej pomóc tylko dlatego aby coś zyskać? Jonathan nie skrzywdziłby swojej rodziny, a ona nie powinna mieć powodu aby od niego uciekać. Jeśli chciała być bezpieczna powinna z nim zostać, a nie ryzykować. Spójrzmy prawdzie w oczy, to nie było najlepsze posunięcie z jej strony. To naprawdę nie jest dla ciebie podejrzane? Z resztą, skąd nagle ta chęć odwrócenia się od niego?

-  Stwierdziła, że nie jest już tą samą osobą i to wszystko sprowadza się do jednej wielkiej katastrofy. Ponoć chłopak posunął się już zdecydowanie za daleko.. Zrozumiałyśmy się bo żadna z nas nie chce aby skończyło się to dla kogoś na cmentarzu, a znając was.. znając nas i jego w końcu okaże się to jedynym wyjściem. W zeszłym roku niektórym udało się z tego wylizać, wolę nie ryzykować i nie liczyć na cud, że tym razem będzie tak samo. Nie proszę cię abyś traktował ją jak dobrą przyjaciółkę, chcę abyście z nią porozmawiali.. Póki będzie chciała zostać zamieszka ze mną.. - Chyba ze mną. Jeśli Calum nie będzie miał się gdzie podziać, nie wyrzucę go z domu i będę musiała znaleźć jej inne lokum. Tą kwestie jednak trzeba będzie poruszyć dopiero jak ich do niej przekonam. A to może trochę zająć..

- Jeśli ty jej wierzysz, to porozmawiam z chłopakami, a później z nią, ale teraz musisz odpocząć.. - Powiedział i wyciągnął ręce w moją stronę a ja otworzyłam usta z zaskoczenia. Naprawdę zamiast zasypania mnie serią przesadnie dociekliwych pytań, on ma zamiar po kilku zdaniach zgodzić się ze mną? W myślach spróbowałam znaleźć drugą taką sytuację mającą miejsce w czasie ostatnich dwóch lat. Nigdy tak nie było. Nigdy. Co się z nim nagle stało? Gdy zauważył, że się nie piekle aby ponownie wsunąć mu się na kolana, podniósł się z ziemi i wyciągnął do mnie rękę. - Zabieram cię do domu. - To nie było pytanie, a ja nie miałam prawa głosu. Gdybym nie złapała jego dłoni z pewnością nie zawahałby się wtargać mnie do auta siłą, a nie miałam specjalnie ochoty na przepychanki w środku nocy. Zamiast tego wsunęłam dłoń do jego kieszeni, szukając kluczyków, które musiał kilka sekund wcześniej wyciągnąć i przede mną schować. Chciałam go upomnieć, że wsiadanie po piwie poważnie narusza prawo, jednak.. znów brak głosu. - Spokojnie, gdybym wypił alkohol nie naraziłbym cię na ryzyko wsiadania do samochodu z pijanym kierowcą. Nawet tak dobrym jak ja. - Uśmiechnął się i pochylił nade mną muskając ustami czubek mojej głowy. To się raczej nie zmieni, zawsze będzie wiedział co zrobić aby poprawić mi humor. Przed zajęciem miejsca pasażera pozwoliłam sobie jeszcze na moment spędzony w jego silnych ramionach. Objął mnie dość mocno a ja oparłam głowę na jego torsie. Nic więcej mi nie potrzeba.. prócz.

- Musimy zadzwonić do chłopaków, a najlepiej by było odwiedzić ich w szpitalu. Nie zasnę póki nie upewnię się, że są bezpieczni. Gdybyś mógł.. - Spojrzałam na niego i zauważyłam jak ze sobą walczy. Nie musiał nic mówić, abym wiedziała co chodzi mu po głowie. "Musisz jechać tam dzisiaj?", "Jesteś zmęczona, musisz odpocząć", "Zabiorę cię tam jutro", "Szpital w środku nocy nie jest najlepszą opcją".. I tak dalej i tak dalej. Milion powodów dla których nie powinnam tego robić. Same minusy, jeden za drugim, na szczęście żadnego nie wypowiedział na głos. Chyba moja mina była równie wymowna co jego, albo tak dobrze się znaliśmy.

- Zbiorę cię tam, o ile obiecasz mi, że nie będziemy tam za długo siedzieć, zdecydowanie bardziej wolałbym mieć cię w domu.. - Reszty nie słyszałam. Słowa "mieć cię w domu" automatycznie przypomniały mi o incydencie w łazience. To dość nieodpowiedni moment na myślenie o takich sytuacjach, mam rację? W końcu dwóch moim przyjaciół cudem zamiast w kostnicy wylądowali na pogotowiu. Kto by pomyślał, że kilka centymetrów naprawdę potrafi uratować życie. Nagle Ashton odsunął się i otworzył przede mną drzwi. Wsiadłam do środka, zapięłam pasy i nim się zorientowałam usiadł obok układając dłoń na moim udzie delikatnie przejeżdżając po nim opuszkami paców. - Co ty na to? Obiecujesz, że upewnisz się, że wszystko w porządku i wrócimy do mnie?

- Mam swoje mieszkanie, życie pod jednym dachem ostatnim razem nie wyszło nam na dobre. Myślę, że powinnam zostać u siebie, tak przynajmniej ominie nas kolejne rozczarowanie. - Mruknęłam czując jak jego ręka delikatnie się zaciska. Najwidoczniej nie popierał mojego jakże genialnego pomysłu. Niechętnie odwróciłam się w jego stronę. Uniesione brwi wskazywały na to iż czekał aż stwierdzę, że żartuję. Nie doczekał się, co zirytowało go jeszcze bardziej. - Jestem przekonana, że myślisz, że chcę ci tylko i wyłącznie zrobić na złość, ale nie o to chodzi..

- A o co? Shay, ja wiem, że się nam nie ułożyło, ale nie myślę o tym jak o rozczarowaniu, tylko jak o próbie, pierwsza nie wypaliła, daliśmy ciała, nie pierwszy nie ostatni raz, ale w tym momencie nie wyobrażam sobie abyś była sama w domu. Zabiorę cię siłą do mieszkania i zamknę w sypialni, samą albo ze mną o tym już pozwolę ci zdecydować. Jedno jest pewne, nie będziesz siedzieć w swojej klitce sama, nigdy w życiu. Najlepiej byłoby jakbyś w końcu zgodziła się ją sprzedać i zostać ze mną, co jak co, ale bardziej wyrozumiały i oddany współlokator ci się nie trafi. - Mruknął i uśmiechnął się jak nastolatek z nieprzyzwoitymi myślami. Na szczęście, nie był tak zdenerwowany jak myślałam.

- Najpierw szpital, na tę rozmowę mamy jeszcze trochę czasu. - Mruknęłam i już bez słowa odpalił samochód, wiedziałam jednak, że tak łatwo nie odpuści. Irwin nigdy nie bierze pod uwagę porażki. Na szczęście nie walczył przez całą drogę, dając mi odetchnąć i nacieszyć się panującą w aucie błogą ciszą. Gdy znaleźliśmy się na miejscu przed budynkiem stał Michael zawzięcie rozmawiając z poznaną przeze mnie niedawno dziewczyną. Na mój widok posłał mi piorunujące spojrzenie. A więc wie, a więc jest na tyle nieodpowiedzialna, że powiedziała mu to sama twarzą w twarz zamiast poczekać na jakiekolwiek wsparcie. No pięknie, więc możemy posiedzieć tu dłużej niż kilkanaście minut. Chciałam otworzyć usta i zacząć kulturalnie, jednak Clifford był szybszy.

- Zamierzałaś mi o tym powiedzieć? Czy wolałyście pominąć fakt, że siostra kolesia który mało nie zadźgał moich najlepszych przyjaciół spokojnie siedziała sobie ze mną na poczekalni i rozmawiała jak gdyby nigdy nic się nie stało? - Nie krzyczał, najwidoczniej nie chciał robić scen w miejscu publicznym. Może to więc i lepiej że dowiedział się tutaj a nie sam na sam. Kłótnie z Michael'em były jednym z najrzadszych momentów w moim życiu ale nigdy nie kończyły się dobrze. Nikt nie powinien go denerwować.

- Chciałam, przecież wiesz, że nie ukrywałabym  przed tobą czegoś takiego.. - Chciał zaprzeczyć. Dobra, zdarzały się i takie historie, ale dawno i nie zamierzałam do nich wracać. W ostatnim momencie się powstrzymał. - Jakbyś nie zauważył.. - Tu spojrzałam na dziewczynę orientując się, że nawet nie wiem jak ma na imię, a jeśli nawet o tym wspomniała to moja pamięć nie chciała współpracować. Dziewczyna bezgłośnie, przerażona oświeciła mnie mało nie wbijając się plecami w murek, tak usilnie próbowała od niego uciec. Za dobrze ją rozumiałam aby się dziwić. Sam jego wzrok kazał mi uciekać. - Malia nie zrobiła nic złego. Chciała pomóc, zrobiła to, ostrzegła mnie jednak za późno zareagowałam, jeśli z nas dwóch chcesz kogoś winić, to jednak ja powinnam ponosić tego konsekwencje. Podwójnie dałam ciała..

- Ale Jonathan..

- Ale nie stoi przed tobą ten cholerny szmaciarz, tylko jego młodsza siostra, jesteś bystrym chłopakiem powinieneś zauważyć różnice. To nie ona skrzywdziła cię w zeszłym roku, nie na nią jesteś tak cięty. Nie możesz zrzucać winy jednej osoby na wszystkich. Tylko i wyłącznie Jonathan zaszedł nam za skórę, tylko on ma powód aby zrobić nam coś złego. Stojąca przed tobą, przerażona dziewczyna nie musi być taka sama, równie dobrze może być chodzącym przeciwieństwem, na co się zapowiada, także albo przestaniesz odreagowywać na niej swoje nerwy, albo porozmawiajmy we dwójkę i zrób to na mnie..

- Nie chcę na ciebie krzyczeć.. Nie chciałem aby to tak wyglądało. Dzisiejszy dzień jest zdecydowanie za długi i zbyt nerwowy. Może powinniśmy porozmawiać o tym na spokojnie? - Spytał odwracając się w stronę Malii. Dziewczyna niepewnie skinęła głową. - Póki co, musimy wymyślić co z nią zrobimy, obstawiam, że jej powrót do brata nie wchodzi w grę, gdzie ją przetrzymamy? - O tak. W końcu pojawił się odpowiedzialny Michael. Żadne z nas nie miało jednak odpowiedzi na to pytanie. Przez chwilę staliśmy w ciszy.

- Moje mieszkanie będzie puste.. - Zaczęłam spoglądając na stojącego przy mnie Ashton'a na którego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Szlag, zawsze mu ulegnę. Muszę nad tym popracować. - Wolałabym jednak aby nie zostawała tam sama, może powinniśmy pomyśleć o Alex'ie? Nawet jeśli nie zgodziłby się aby ją przenocować przez kilka dni może chociaż zgodzi się mieć na nią oko i sprawdzać czy jest bezpieczna..

- Alex się zgodzi. Wolałbym jednak abyśmy przenieśli się do twojego mieszkania, póki co brak Lisy doprowadza mnie do upadku emocjonalnego, także wyrwanie się ze swoich czterech ścian dobrze by mi zrobiło. - Powiedział nagle wychodząc z budynku. Czyżby nas podsłuchiwał? Miałam tylko nadzieję, że tą część o siostrze Jonathana też słyszał. Tłumaczenie tego po raz kolejny byłoby tylko stratą czasu. - Jeśli taki układ psuje wam i Malii to pozwólcie, że zabiorę ją do domu, wygląda na cholernie zmęczoną, a ja jutro mam pierwszą zmianę. - Z uśmiechem podałam mu klucze. Z pewnością wiedział na co się pisze, na dodatek był jedną z najbardziej odpowiedzialnych osób jakie znałam. Ani dziewczynie, ani jemu nic nie powinno grozić.

- Dziękuje. - Powiedziała Malia niespodziewanie mnie przytulając. W jej oczach zobaczyłam ulgę. Czy to możliwe aby bała się swojego brata znacznie bardziej niż my? Wolałam się o tym nie przekonać. Podziękowałam Gaskarth'owi i zniknęli w samochodzie. Przynajmniej pozwolił jej prowadzić, co jak co, ale z pewnością jeszcze w pełni nie wytrzeźwiał. Ryzyko ograniczone do minimum.

- My też się zbieramy? - Spytał Clifford, ale ja znając odpowiedź zniecierpliwionego Ashton'a bez słowa weszłam do budynku rozglądając się za przyjaciółmi. Kilka minut później zauważyłam zbierającego się do wyjścia Harry'ego, który szeroko uśmiechnął się na mój widok.

- Co z nimi?

- Louis jutro wyjdzie ze szpitala, ale ja mam pierwszą zmianę w studiu, więc mogłabyś go odebrać i podrzucić do mojego mieszkania? Tak chyba będzie najlepiej jeśli zostanie u mnie zamiast szukać teraz noclegu. - Bez zastanowienia skinęłam głową. - Jeśli chodzi o Calum'a to pewnie też rano się go pozbędą, zrobili by to może jeszcze dziś w nocy gdyby nie to, że zasnął jak zabity i chyba nie mają serca go budzić. Nie dziwię się, był tak pijany, że bali mu się podać coś na znieczulenie, więc.. cóż wyobraź sobie zaszywaną na żywca ranę. To nie mogło być przyjemne. - Skrzywiłam się na samą myśl. Biedny, jutro obudzi się z kacem i piekielnym bólem. Gdybym mogła zabrałabym dla siebie chociaż część tego co go czeka.. - Hemmings'a poskładali, trzeba przyznać, że miał nieziemskiego pecha, albo jest głupio odważny, bo albo ktoś pchnął go na Ashton'a albo sam odepchnął Irwin'a widząc co się dzieje. Ten dzieciak chyba naprawdę traktuje go jak starszego brata, mam tylko nadzieję, że zorientuje się jak wielkiego farta miał, że zaskoczona dziewczyna wbiła mu ostrze kilka centymetrów niżej niż miała zamiar, a przynajmniej tak mi się wydaje. Koniec końców, może spędzić tu kilka dni ciesząc się, że żyje.. - Najwidoczniej mój chłopak też powinien. Gdyby nie Luke, mógłby nie mieć szczęścia, a dziewczyna pewniejszą rękę i skończyłoby się to znacznie gorzej. Co nie znaczy, że ten cholerny blondyn powinien się na coś takiego narażać. Chyba zdążył zauważyć czym kończy się wpieprzanie w sytuacje bez wyjścia. A mógł mieć spokojne wakacje..- Na szczęście przyjechałaś, bo chyba nie mam portfela a spacerowanie po mieście o tej godzinie mi się nie uśmiecha. Myślisz, że będziesz w stanie podrzucić mnie do domu?

- Myślę, że chłopcy nie będą mieli nic przeciwko. - Oczywiście, że go podwieźliśmy. Oczywiście, że Michael musiał siedzieć z przodu. W sumie, dzięki temu, gdy Harry wysiadł, spokojnie mogłam rozłożyć się na tylnej kanapie i pozwolić sobie na odpoczynek. Jeśli tak można nazwać leżenie na plecach i przewijanie w głowie jednej tej samej sytuacji. Skąd ten cholerny atak paniki? Nigdy w życiu nie zachowywałam się w ten sposób..

- Wysiadasz? Czy mam cię tutaj zostawić? - Spytał Ashton. Nawet nie zauważyłam kiedy otworzył drzwi i jego twarz znalazła się tuż nad moją. Pochylił się jeszcze bardziej składając na moich ustach czuły pocałunek, po czym dosłownie wytargał mnie z samochodu. Nadopiekuńczy nie pozwolił abym stanęła na własnych nogach dopóki nie znaleźliśmy się w środku, wtedy łaskawie zgodził się na to abym sama się rozebrała, no przynajmniej do chwili w której zabrałam się za bieliznę, a jego wzrok momentalnie zaczął mi ciążyć. Spokojnie siedział na kanapie przyglądając mi się, a ja ze zmęczenie nie miałam ochoty na odwalanie przedstawienia, nie wspominając już o zbliżeniu. - Nie denerwuj się tak, jasne, że chciałbym spędzić urodzinową noc ze swoją dziewczyną w łóżku, w innym celu niż sen, ale widzę, że jesteś wykończona. Nie posyłaj mi spojrzenia jakbyś bała się, że cię do czegoś zmuszę. - Mruknął wstając z miejsca i nieśpiesznie podchodząc do mnie. Może on naprawdę potrafił czytać w myślach? Nie możliwe abym była aż tak łatwa do rozszyfrowania. Skutecznie odsunął pojawiające się w mojej głowie pytania obejmując mnie i delikatnie przejeżdżając opuszkami palców wzdłuż moich pleców. Gdy dotarł do zapięcia, rozprawił się z nim i zsunął mój stanik odrzucając go na podłogę, przez cały ten czas nie oderwał jednak wzroku od moich oczu. Oh, naprawdę chciał iść spać, też tego chciałam, jeszcze kilka minut temu, dlaczego więc poczułam ukłucie rozczarowania? Próbując naprawić sytuację objęłam go za szyję i zmusiłam aby zniżył się na tyle abym swobodnie mogła wpić się w jego usta. Odwzajemnił pocałunek, wyczuwając jednak moje intencje odsunął się nieznacznie, cicho śmiejąc się pod nosem. Spojrzałam na niego równie mocno urażona co zawiedziona. Ze mną się nie pogrywa. - Chcesz jakąś koszulkę, czy wolisz spać w takim wydaniu?

- Chcę Ashton'a, który nigdy nie odpuściłby okazji, tym bardziej gdyby stała przed nim w samej bieliźnie.. a raczej jej części. - Oparłam dłonie na biodrach próbując przybrać najkorzystniejszą dla mnie pozycję. Chłopak otworzył oczy nieco szerzej i pokręcił głową niedowierzająco.

- Skarbie, nie jesteś okazją tylko moją dziewczyną, zmęczoną i zestresowaną tym cholernie długim dniem. Jeśli naprawdę tego chcesz mogę nie dać ci zmrużyć oka przez całą noc..

- Całą noc? - Nieco za głośno, zaskoczona przełknęłam ślinę walcząc z wyobraźnią. - Nie dałbyś rady.. - Dodałam odzyskując choć zgliszcza pewności siebie.

- Byłbym skłonny spróbować. - Odpowiedział uśmiechając się.. seksownie? Każdy jego uśmiech taki był sprowadzając mnie na krawędź. Skutecznie wykorzystywał swoją miażdżącą przewagę. - Podobałoby mi się to, nie tylko z oczywistych powodów, ale także miałbym pewność, że nie ruszyłabyś się jutro z łóżka a doskonale zdajesz sobie sprawę jak bardzo mnie to cieszy. Wolę jednak abyś to ty była zadowolona, wyspana i pełna energii dlatego dobrze ci radzę, ja mam silną wolę ale jak wszystko i ona kiedyś się kończy, dlatego zakładaj koszulkę i kładziemy się do spania. - Jak powiedział tak zrobiliśmy, nasunęłam na siebie jego T-shirt i zakopałam się w pościeli, gdy znalazł się tuż obok wtuliłam się w jego tors powoli usypiana jego powolnym biciem serca.

- Jesteś zawiedziony, że nie skończyło się to tak jak planowałeś? - Spytałam walcząc z ciężkimi powiekami, które usilnie próbowały zmusić mnie do snu. Ashton cicho się zaśmiał przejeżdżając dłonią po moim ramieniu.

- Oh, Shay, jeszcze będziemy mieli wiele okazji do nieprzespanych nocy, masz moje słowo. - Musnął ustami moje czoło pozwalając aby odpłynęła ogarnięta tą słodką obietnicą i po raz pierwszy od dawien dawna obudziła się sama z siebie bez przymusu. Otwierając oczy od razu zaczęłam delektować się zakradającymi się leniwie do środka promieniami słońca. Zegarek pokazywał dopiero ósmą, kto by pomyślał, że po kilku godzinach poczuję się jakbym odespała ostatni tydzień. Powoli zsunęłam ze swojego brzucha dłoń śpiącego przy mnie chłopaka i usiadłam podciągając nogi pod brodę. Wyglądał tak niewinnie, na tyle błogo, że automatycznie do mojej głowy uderzył wczorajszy wieczór. Mogło go tu nie być. Na samą myśl łamało mi się serce. Delikatnie przejechałam opuszkami palców po jego policzku odgarniając kilka blond loków zakrywających jego piękny uśmiech. To nieprzyzwoite aby ktoś kochał drugą osobę tak mocno jak ja tego dwudziestoparolatka w tym momencie. Nagle cicho mruknął pod nosem, przestraszona, że go obudzę zabrałam rękę i powoli opuściłam stopy na podłogę zbierając się do wstania. - Nawet nie próbuj mi uciekać, wracaj tu do mnie.. - Nie miałam serca mu odmówić, zamiast jednak ułożyć się obok, przełożyłam przez niego nogę zajmując wygodnie miejsce na jego udach. Nie wyglądał na zawiedzionego. Automatycznie rozbudzony, z nieco jeszcze zaspanymi oczami ułożył dłonie na moich biodrach. Pochyliłam się aby delikatnie wbić zęby w jego odkryty tors. Cicho się zaśmiał dłonią gładząc moje włosy. - Głodna?

- Można to tak ująć.. - Uśmiechnęłam się przejeżdżając językiem po nieco przesuszonych wargach. Jego rozbawiona mina momentalnie zniknęła, a zastąpiło ją dobrze mi znane pożądanie. To cholernie satysfakcjonujące, świadomość, że ktoś taki jak on chce cię równie mocno co ty jego. Ashton złapał za mój podkoszulek, powoli lecz stanowczo przyciągając do siebie. W momencie w którym nasze usta miały się złączyć na mój telefon przyszła wiadomość. Chłopak zdawał się jej nie usłyszeć, lub przynajmniej próbował udawać nieporuszonego. Ja w takich okolicznościach nie mogłam jej olać. Kto wie co takiego się stało. Nie schodząc z jego nóg wyciągnęłam rękę po komórkę ledwo ją dosięgając. Na wyświetlaczu widniało zdjęcie rozanielonego, wiecznego chłopca z najszerszym uśmiechem na świecie. Treść nie była jednak tak optymistyczna.

Od: Calum
Do: Shay
Treść: Sam w wielkim mieszkaniu, nie powinienem tu przyjeżdżać.

- Kto to? - Spytał Irwin masując moją odkrytą skórę.

- Calum pojechał do nowego mieszkania, chyba nie jest w najlepszym stanie, powinniśmy go stamtąd zabrać. - Odpowiedziałam i nic więcej nie było mu potrzebne, prawie zrzucił mnie z siebie i złapał za ubrania. Sama równie szybko nasunęłam na siebie jego koszulę i swoje, na szczęście pozostawione tu szorty. Najszybciej jak potrafiliśmy, zabierając ze sobą znudzonego telewizją Michael'a znaleźliśmy się w samochodzie. Co do licha strzeliło mu do głowy? Chciał się zobaczyć z Dianą? Sprawdzić czy jeszcze tam jest? Jeśli nie, to gdzie się podziała? Jakby nie patrzeć jej mieszkanie zostało sprzedane, a przynajmniej tak mi się wydaje. Nie mogła rozpłynąć się w powietrzu, nie miała w tym mieście chyba nikogo prócz nas. Czy powinnam się martwić o kogoś kto chciał dobrać się do mojego chłopaka? Jakby nie patrzeć przez wiele lat była moją najlepszą przyjaciółką, niezależnie od tego co zrobiła chciałam wiedzieć, że jest bezpieczna. Nikt nie znika w ciągu kilku godzin. ZA DUŻO MYŚLI. ZA MAŁA GŁOWA. Poczułam jak mózg pęka mi w szwach próbując ogarnąć to wszystko na raz. W pamięci zapisałam sobie dodatkowe przypomnienie o odebraniu Louis'a ze szpitala. Cóż, jeszcze jedno miejsce w samochodzie się znajdzie. Do rzeczywistości przywrócił mnie telefon. Tym razem Alex, jednak to nie jego głos był po drugiej stronie.

/- Tu Malia. - Fakt, mogłam jej nie poznać. Dobrze, że przynajmniej się przedstawiła. - Alex jeszcze śpi, jednak mam jedno małe pytanko, gdyż nie wiem do kogo jest skierowany napis na drzwiach wejściowych.. Miałby ktoś powód aby zwyzywać cię od suk?

Cóż, ostatnimi czasy znalazłoby się kilka osób. Bardziej przejęła mnie nadchodząca reakcja sąsiadów. Jeśli ktoś po raz kolejny użył czerwonej farby to zagotują się z nerwów. Pieprzony nowo wyremontowany korytarz, pieprzony nieuzdolniony grafficiarz. Pozostało liczyć, że nikt się nie dowiedział kto był w środku. To mogłoby pogorszyć sytuację.
__
czy jest tu ktoś komu się to podoba? bez zdjęcia, jak widać.

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

|chapter.nine| livewire [+18]

oh won’t you be my livewire?
oh wonder - livewire
Stwierdzenie, że chciała go pocałować było zdecydowanie zbyt błahe, nawet jak na mnie, a ja zazwyczaj nie przywiązuje uwagi do szczegółów. Ona się nie starała, ona dosłownie wepchnęła mu język do gardła, a ja zaczęłam walczyć ze sobą, aby nie wbiec i nie rzucić się na nią z rękami. Agresja jednak nie była specjalnie w moim stylu. W jednej sekundzie jednak wszystkie uczucia jakimi ich darzyłam zamieniły się w obrzydzenie i szczyptę nienawiści. Nawet chwila w której Ashton odsunął się od niej stwierdzając, że jest dla niego tylko koleżanką i nie chce aby było inaczej: oświadczając tym samym, że po prostu nie jest nią zainteresowany, nie poprawiła mojego samopoczucia. Owszem, potrafił pięknie mówić o tym, że Diana jest dziewczyną jego najlepszego przyjaciela, a w głowie nadal siedzę mu tylko ja, szkoda tylko, że przypomniał sobie o tym, dopiero gdy zdążyli wymienić się śliną. Trochę kiepskie wyczucie czasu. Dziewczyna zaczęła nagle obsypywać go przeprosinami paląc się ze wstydu i zarzekając się, że nie wie co w nią wstąpiło, a on był na tyle dobrym człowiekiem, że nawet w takich momentach starał się nie zranić jej w żaden możliwy sposób. Cóż, na szczęście ja w przeciwieństwie do niego wiedziałam jak się zachować. Była moją najlepszą przyjaciółką, od kiedy pamiętam, pierwszą osobą, która zaczęła coś znaczyć w moim życiu, z którą więź nie urwała się wraz z zakończeniem szkoły. Ufałam jej bardziej niż samej sobie, byłam skłonna w każdej chwili oddać za nią życie, skończyć w ogień, czy chuj wie czego jeszcze by chciała. A ona, za moimi plecami wykorzystuje fakt, że jestem w rozsypce i za nic nie mogę się pozbierać, co więcej wbija mi nóż w plecy dobierając się akurat do niego. Wierzę, że może jej się nie układać z Calum'em, ale robienie mu takiego świństwa także nie powinno ujść jej płazem. Chciałam poczekać i pozwolić im się rozdzielić abym mogła dorwać ją sam na sam, ale dawałam się zbyt długo oszukiwać. Ktoś musiał skończyć tą jej ckliwą scenkę wielce zagubionej w życiu. Może Ash jest na tyle łatwowierny, że by się na to nabrał, ja nie miałam zamiaru. Nie mogąc się powstrzymać, wbiegłam popychając ją na metalowe szafki, gdy chciałam pociągnąć i wyrwać jej te pieprzone, tlenione włosy, Irwin był szybszy. Złapał mnie w biodrach i z łatwością odsunął na bezpieczną jak dla niej odległość kilku metrów.

- Puść! – Wrzasnęłam próbując mu się wyrwać. Poczułam co on musiał przeżywać kiedy ja nie pozwalałam mu rozprawić się z Jack’em. On jednak miał szansę choć przez chwilę wyrównać rachunki, ja byłam bezsilna. W akcie desperacji kopnęłam go w kolano i na ułamek sekundy wydostałam się wyciągając ręce w jej stronę. Najwidoczniej nie zabolało tak bardzo jak myślałam, bo ponownie uratował ją przed starciem. – Ashton, puść! W tej chwili. Daję ci kilka sekund i zostawiasz nas tu same, to już nie jest twoja sprawa. 

- Jest, dobrze wiesz, że nie chcesz tego zrobić.. – Zaczął a ja parsknęłam śmiechem, czując się jakbym miała wściekliznę. Najchętniej wgryzłabym się w jej tchawicę i powoli patrzyła jak się wykrwawia. Dobra, może nie aż tak, ale kilka liści może otworzyłoby jej oczy i uświadomiło, że zachowała się jak fałszywa suka. – Teraz wydaje ci się to dobrym rozwiązaniem, ale później będziesz tego żałować. 

- Shay, ja.. – Odezwała się nagle Diana ze łzami w oczach, ja na jej miejscu zamiast odpieprzania takich uciekałabym z terenu baru modląc się abym wyszła z tego cało. Naprawdę miała jeszcze czelność przy mnie płakać, liczyła, że coś jej to pomoże? Nie miałam ochoty na nią patrzeć, a co dopiero słuchać. – Nie chciałam, naprawdę, to nie tak.. po prostu..

- Zamknij się! – Warknęłam do niej nadal walcząc z Ashton’em. – Jesteś najbardziej egoistycznym dupkiem jakiego przyszło mi spotkać w życiu, wiesz? Jeśli ty lejesz kogoś po pysku, jest wszystko fajnie, wszystko w normie, masz to w dupie, że robisz komuś krzywdę, a nagle mi śmiesz prawić morały na ten temat? Od kiedy jesteś tak skłonny kogokolwiek bronić? Dobrze ci radzę, puść mnie w tej chwili! 

- Nie zrobię tego, póki się nie uspokoisz.. 

- Uwierz mi, nawet na spokojnie potrafiłabym jej pokazać kto tu rządzi, z resztą jeszcze nie widziałeś mnie zdenerwowanej i nie chcesz zobaczyć. Wolę nawet kurwa nie myśleć jak byś się zachował gdyby któryś z twoich kumpli pocałował mnie.. A nie, przepraszam, mało nie zabiłeś chłopaka który po prostu pierdolił głupoty! – Wrzasnęłam, a on na chwilę ucichł. Oczywiście mi łatwo było doradzać, sam nie musiał się do niczego stosować. 

- Zasłużył, nikt nie ma prawa tak do ciebie mówić..

- Przepraszam, w takim razie ona ma prawo wpychać ci język do gardła? Nawet nie, nie chodzi tu o ciebie, mój najlepszy przyjaciel, do cholery jasnej się z nią spotyka, robi go w konia, a nie mam pewności czy jesteś pierwszym z którym czegoś takiego próbowała i choćby dlatego należy jej się chociaż liść.. – Urwałam słysząc jak głośno wzdycha. – Calum cię kocha, pamiętasz może o tym? Jest chłopakiem który uratował ci życie, dosłownie i to nie raz. Robił dla ciebie wszystko, traktował cię jak pieprzoną księżniczkę, a ty masz to gdzieś. Bezczelnie przystawiasz się do mojego chł.. byłego chłopaka i zarazem jego najlepszego przyjaciela wbijając mu tym samym nóż w plecy. Matko, wszystko o sobie wiedziałyśmy, nie miałyśmy żadnych tajemnic, powierzałam ci każdy swój sekret: mniejszy i większy, a teraz.. Teraz mam w dupie twoje tłumaczenia, są bezcelowe bo w żaden sposób nie cofną czasu i tego co widziałam. Nie obchodzi mnie dlaczego to zrobiłaś. Jeśli od samego początku chodziło ci o Ashton’a mogłaś o niego walczyć zamiast zabierać się za Hood’a, ale po co, przecież ty nie masz żadnych zasady, robisz to co ci się podoba i wybrałaś jego. Po tylu latach, akurat on. Jedyny który powinien być dla ciebie do licha nietykalny, bo wiesz jak wiele dla mnie znaczy, wiesz jak bardzo chciałam go odzyskać. Wiesz co? Nie zasługujesz aby Calum z tobą był, a już z pewnością nie na to aby Ashton cię bronił.

- Shay, to naprawdę nie tak, ja nie wiem co się stało, co we mnie wstąpiło, nie jestem taka. Calum to wspaniały chłopak, nie chcę go zranić, to był tylko pocałunek, nic nie znaczył dla żadnego z nas, jeśli się dowie.. - Serio? Naprawdę potrafiła jeszcze rzucać takimi tekstami? Nie wierzyłam własnym uszom. W tej chwili jeszcze bardziej zapragnęłam się wyrwać, dać jej nauczkę i pokazać na co zasłużyła. Nawet Irwin przez chwilę był bardziej skłonny aby mnie wypuścić, bo poczułam jak uścisk słabnie. Jednak szybko się zorientował i naprawił swój błąd.

- Jeśli się dowie? Masz wątpliwości? Sama mu to powiesz, pójdziesz do niego, bo jeśli nie, to zapewniam, że ja to zrobię, a wtedy wszystko potoczy się znacznie gorzej. Na dodatek zapamiętaj sobie, że nie chcę cię tu więcej widzieć, tracić na ciebie czasu, w ogóle mieć z tobą do czynienia. Pięknie spieprzyłaś wszystko co cię ze mną łączyło przez ostatnie lata, a teraz radzę ci się pośpieszyć, Ashton nie będzie mnie tutaj trzymał wiecznie, a nie biegam aż tak źle jak może ci się wydawać. - Powiedziałam, a ona ze łzami w oczach zniknęła za drzwiami. Teraz z łatwością wyrwałam się chłopakowi, ale nie miałam ochoty jej gonić. Wyszłam z zaplecza zauważając jak niepewnie idzie w stronę Hood'a. Biedny nie wiedział co go czeka, wolałam jednak nie widzieć jak jego serce roztrzaskuje się o betonową podłogę. Muszą to załatwić między sobą. Ja musiałam na chwilę się schować od wszystkich emocji, których mieszanka powoli rozsadzała mi głowę. Zamknęłam drzwi od łazienki opierając dłonie na umywalce. Podniosłam wzrok spoglądając w swoje przekrwione oczy odbijające się w lustrze. Nawet nie zorientowałam się w którym momencie zaczęłam płakać. Odkręciłam wodę i oblałam twarz lodowatą wodą biorąc głębszy wdech. Nagle ktoś wszedł do środka. Irwin stał zastanawiając się chyba po co tu przyszedł. - Co? - Spytałam zdenerwowana gdy bez słowa wlepiał we mnie wzrok. Miałam wrażenie, że walczy ze sobą aby mnie nie przytulić. Robiłam dokładnie to samo.

- Nie zrobiłbym tego, znasz mnie, nie pozwoliłbym aby doszło do czegokolwiek, nie chciałem aby mnie pocałowała, wytłumaczyłem jej później. Wiem, że ta sytuacja nie powinna mieć miejsca, ale nie zauważyłem, że zachowuje się inaczej, nie pomyślałem, że może chcieć.. - Zaczął się tłumaczyć wpadając w słowotok. Był przerażony, jakby oczekiwał  na moment w którym to na niego się rzucę. Pokręciłam głową prosząc tym samym aby przestał. Nie byłam na niego zła, nie miałam o co.

- Ashton, rozstaliśmy się, nie musisz nic przede mną tłumaczyć, nie masz żadnych zobowiązań, jeśli jednak boisz się o Calum'a to spokojnie, powiem mu to co usłyszałam, nie będzie na ciebie zły, wie, że nie zrobiłbyś nic aby go zranić. To ona popełniła spory błąd, Wszystko co ją czeka, nastąpi tylko i wyłącznie z jej winy, nie masz czym się denerwować. - Powiedziałam wycierając twarz papierowym ręcznikiem.

- Nie chodzi mi o niego, tylko o ciebie. Zawsze chodzi mi tylko i wyłącznie o ciebie, chcę abyś wiedziała i pamiętała, że nie chciałem i nie chcę żadnej innej..

- Ashton, proszę cię, nie zaczynaj tego, powiedzieliśmy już wszystko co powinniśmy.

- Ty powiedziałaś, ja nadal mam jeszcze sporo do dodania. Muszę z tobą o tym porozmawiać, bo zwariuję jeśli nie dowiem się, czy zależało ci na mnie tak bardzo jak mi nadal zależy, czy jednak naprawdę już nic do mnie nie czujesz. Bo ja chcę o nas walczyć, chcę mieć cię przy sobie, bo niezależnie od tego co robisz i mówisz, wciąż jestem przekonany, że jesteś tą jedyną i nie potrafię odpuścić. Nie jesteśmy idealni, sporo nam do tego brakuje, ale jesteś wszystkim czego potrzebuje do szczęścia. - Zaczął się do mnie zbliżać a moje stopy zdawały się przykleić do podłogi. - Jeśli teraz powiesz, że mnie nie chcesz, że jesteś pewna, że to nie ze mną chcesz być, że już za wiele przeszliśmy, zrozumiem, a przynajmniej się postaram. Nie będę cię zmuszał.. Jest jeszcze tylko jedna kwestia, jedna sytuacja, która mnie zastanawia, pewnie jest błaha i dla ciebie może nie mieć znaczenia, ale Hood powiedział, że dopiero dziś znaleźliście dla mnie prezent, tak długo go szukaliście, czy..

- Czy zapomniałam o twoich urodzinach? Naprawdę myślisz, że mogłabym to zrobić? Uważasz więc, że przestało mi zależeć już wcześniej i teraz znalazłam po prostu odpowiedni moment żeby to skończyć? Chcesz się upewnić, że już cię nie kocham, albo, że od jakiegoś czasu to co czułam nie było tak silne jak kiedyś? - Spytałam a on niestety nie był w stanie zaprzeczyć. - Może cię zawiodę, ale nie potwierdzę twoich tez, nie chcę kłamać. Moje uczucia owszem są inne niż wcześniej, znacznie się różnią, bo z dnia na dzień przybierają na sile uświadamiając mi, że nie chcę nikogo innego, że znalazłam już dla siebie odpowiednią osobę i niezależnie od tego jak usilnie będę próbować, nikt mi cię nie zastąpi. Mogłabym się starać i to wszystko naprawić, jestem pewna, że by się udało, ale nie chcę abyś żałował, nie zniosłabym tego. Nie jestem taką dziewczyną jaką powinnam być, zauważyłeś to w końcu i nie mogę pozwolić abyś dalej się przy mnie męczył. I nigdy, przenigdy, nie zapomniałabym o twoich urodzinach. Mój prezent po prostu po czasie okazał się nieodpowiedni.

- Chcę go. - Powiedział jakby nie słyszał reszty robiąc przy tym kolejny krok na przód. - Masz go teraz? - Spytał spoglądając mi prosto w oczy, automatycznie skinęłam głową nie mogąc oderwać wzroku od tych pięknych tęczówek. Powoli, przejeżdżając opuszkiem palca po moim policzku, odgarnął niesforny kosmyk włosów za ucho. Jego dotyk sprawił, że po całym moim ciele przebiegły przyjemne dreszcze, niemal sprawiające ból. - Więc chcę go. - Powtórzył nieco ciszej, a odległość między nami zmniejszyła się na tyle aby odebrać mi jakąkolwiek zdolność logicznego myślenia. Zrobiłam krok w tył, jednak nie chciałam uciekać, zamiast tego odwróciłam się do niego plecami odgarniając włosy na jedno ramię.

- Odepnij go. - Poprosiłam gdy odsłoniłam zamek od sukienki. Przez chwilę jakby się zastanawiał, po czym usłyszałam jak się odsuwa i wyciąga klucze z kieszeni. Przekręcił jeden w drzwiach i ponownie znalazł się przy mnie. Niepewnie zrobił to o co go poprosiłam. Jego oczom ukazał się mój dość spory tatuaż na pierwszy rzut oka nie mający w sobie nic specjalnego. - Przyjrzyj się, prawe skrzydło. - Nakierowałam go i pozostało mi czekać na jakąkolwiek reakcję. We wskazanym przeze mnie miejscu znajdowały się jego inicjały i najważniejsza dla mnie data. Nie początek naszego związku, to byłoby zbyt proste, tylko dzień w którym się poznaliśmy, w moje szesnaste urodziny. - To miał być mój prezent, pomyślałam, że dzięki niemu pokażę ci, że od zawsze ratowałeś mnie od wszystkiego co było w moim życiu złe i nie do zniesienia, nie raz pomagałeś gdy znajdowałam się u kresu wytrzymałości jeszcze gdy mieszkałam z siostrą, gdy nie mogłam pogodzić się z tym co spotkało moich rodziców. Byłam bezsilna i wtedy ty sprawiłeś, że znów poczułam się dobrze, stałeś się lekarstwem na otaczające mnie udręki. Żadna materialna rzecz nie oddałaby w pełni tego jak wiele dla mnie znaczysz, dzięki tobie, twojej obecności, jestem szczęśliwa, chciałabym żebyś kiedyś czuł się przy mnie tak samo, abyś nigdy nie zwątpił, że jesteś dla mnie najważniejszy, niezależnie od sytuacji, niestety wszystko potoczyło się.. inaczej. - Nagle poczułam jego pocałunek na swoich plecach, a za nim kolejny powoli zmierzający ku górze. Nie chciałam aby później przeze mnie cierpiał, nie potrafiłam jednak powiedzieć aby przestał. Czekałam na więcej spragniona jego dotyku. Gdy dotarł do mojej szyi, zwinnie odwrócił mnie, delikatnie przypadł do ściany i spojrzał jakby pytał o pozwolenie. W odpowiedzi wsunęłam palce za pasek jego spodni i przyciągnęłam jeszcze bliżej, aby swobodnie móc go pocałować. Objął mnie gładząc dłonią odkrytą skórę na plecach i zatopił swoje usta w moich. Instynktownie zacisnęłam uda, próbując okiełznać przepływające przeze mnie pożądanie, nadal znajdowaliśmy się w barze, w łazience, to nie było najlepsze miejsce do pogodzenia się. Ashton miał jednak inne plany, bo wyczuwając mój ruch złapał jedno z nich i podniósł pozwalając aby sukienka podwinęła się i jego spodnie swobodnie mogły się o mnie ocierać, przy każdym kolejnym ruchu doprowadzając do całkowitej uległości.

Bez słowa jego usta zaczęły się kierować w stronę mostka, zsunęłam z niego marynarkę, po czym objęłam go za szyję wplatając palce w rozczochrane, kręcone włosy koloru blond. Skupiając się na jego pocałunkach nie zauważyłam nawet kiedy ramiączka od sukienki zniknęły ukazując górną część koronkowej bielizny. Dopiero gdy jego dłoń wsunęły się pod nią drażniąc się z moją delikatną skórą zorientowałam się czując przyjemny dreszcz. Stęskniona za jego dotykiem nieznacznie wbiłam paznokcie w jego kark dając upust emocjom. W odpowiedzi moja kreacja uderzyła o ziemię, a jego usta na chwilę wróciły do moich. Zabrałam się za walkę z jego guzikami, po chwili jednak zdenerwowana mocniej złapałam za koszulę i porwałam dwa ostatnie, pomagając mu ją ściągnąć. Z uśmiechem zacisnął dłonie na moich pośladkach i podniósł mnie ku górze sadzając na blacie. Zimny kamień automatycznie skutkował gęsią skórką, która z prędkością światła pokryła całe moje ciało, lecz nie odsunęła moich myśli na zbyt długo. Błądzący po moim podbrzuszu język chłopaka szybko przywrócił mnie do rzeczywistości, na tyle bym przez zaciśnięte zęby szepnęła jego imię. Mimo iż miałam zamkniętego oczy i nie widziałam jego twarzy, mogłam przysiąc, że przemknęła przez nią tryumfalna mina. Złapał za gumkę od dolnej części bielizny, pozbył się jej niespodziewanie zjeżdżając ustami w stronę złączenia moich ud. Przeklęłam dość głośno nie bawiąc się w jęki. Doskonale zdawał sobie sprawę, że był w tym dobry. W przeciwieństwie do mnie, gdy zaczęliśmy ze sobą sypiać wiedział co robić, miał doświadczenie które z miłą chęcią wykorzystywał bawiąc się ze mną. Cóż, nie miałam na co narzekać. Wręcz przeciwnie, ponownie wbiłam paznokcie tym razem w jego dłoń znajdującą się na moim biodrze, czując, że jeśli nie przestanie, dłużej nie wytrzymam, a nie chciałam skończyć w ten sposób. Błagania nie zostały jednak wysłuchane. Zamiast tego podniósł wzrok posyłając mi jednoznaczne spojrzenie i przyśpieszył działania. Nie potrzebował wiele czasu aby poczuć jak przez całe moje ciało przepływa fala przyjemności i usłyszeć kilka dość donośnych jęknięć, które bezskutecznie próbowałam powstrzymać.

Ponownie przesunął się pocałunkami na mój brzuch ukazując perfekcyjne uzębienie, jak zawsze był z siebie zadowolony. Delikatnie przejechał opuszkiem palca po moim czułym punkcie sprawdzając moją reakcję. Chciałam się zsunąć i w jakikolwiek sposób wymusić zmianę pozycji, jednak to on rządził. I jego decyzja była cholernie niesatysfakcjonująca, niesprawiedliwa i zadziwiająca, bowiem odsunął się podnosząc z podłogi moje ciuchy. Gdy chciałam zaprotestować czule mnie pocałował poprawiając dłonią moje włosy.

- Spokojnie kochanie, to miało tylko rozwiać twoje wszelkie wątpliwości na temat mojego nieszczęścia i męczenia się przy tobie. Przez resztę życia mógłbym i zamierzam patrzeć na ciebie w takim stanie.. - Powiedział pomagając mi zejść i się ubrać. - Nigdy więcej niech ci nie przyjdzie do głowy, że mógłbym zrobić to z kimkolwiek innym, bo nie zamierzam, pochłaniasz cały mój czas i energię, rozumiemy się? - Skinęłam głową a on z uśmiechem odwrócił mnie do siebie plecami i pomógł zapiąć zamek w sukience. W lustrzanym odbiciu ukazały się moje zarumienione policzki i jego iskierki w oczach. Czy naprawdę chciałam z niego zrezygnować? - Lecz jeśli kiedykolwiek będziesz miała jednak wątpliwości, poinformuj mnie o tym, z przyjemnością będę ci udowadniał to co czuję. - Puścił mi oczko, złapał moją dłoń i uniósł muskając ją ustami. - Z resztą to był dopiero przedsmak tego co cię czeka w domu.. - Po tych słowach ruszyliśmy w stronę drzwi, a ja poczułam, że moje policzki zapłonęły ogniem. Nie ma prawa mówić mi takich rzeczy!

Odetchnęłam głębiej próbując się uspokoić i wyszliśmy z łazienki. Goście bawili się w najlepsze. Strumień alkoholu, donośne śmiechy, dość nieprzyzwoite tańce i dwóch młodych mężczyzn oddalonych od reszty wlepiających zamglony wzrok w dno butelek. Objęłam jednego z nich od tyłu czule całując w czubek głowy. Calum podniósł na mnie wzrok, ale nie miał nawet siły się uśmiechnąć, jego mina zrzedła jeszcze bardziej gdy zauważył stojącego przy mnie Ashton'a. Był na niego zły? A może zawiedziony, że jej na to pozwolił? Jedno i drugie było nie na miejscu. Diana sama podjęła tą beznadziejną decyzję. Chłopak był jednak w szoku, nikt nie mógł go za to winić.

- Kochanie, strasznie mi przykro, że tak wyszło, nie powinieneś przez to przechodzić. - Powiedziałam przystawiając sobie krzesło i siadając tuż obok niego. Nie wiedziałam jeszcze w jaki sposób miałabym pocieszyć kogoś kogo druga połówka zachowała się jak wywłoka będąc kilka dni wcześniej jedną z najsłodszych osób na świecie. Tego nikt by się nie spodziewał. Miesiąc temu bez zawahania stwierdziłabym, że nie widzą świata poza sobą i że to się nie zmieni, bo czasami po prostu się wie, że ktoś jest komuś pisany. Byłam pewna, że pójdą w ślady Alex'a, że nic ich już nie rozdzieli. Nagle boom. - Jak się trzymasz?

- Jak może się trzymać ktoś, kogo dziewczyna zabujała się w jego najlepszym kumplu? Powiem ci, że nie najlepiej, na dodatek nie mam gdzie mieszkać, bo przecież nie wyrzucę jej z tego cholernego mieszkania.. - Halo. Diana powiedziała mu, że się zakochała w Ashton'ie? Nagle ten niby niewinny wybryk zamienił się w głębokie uczucie? - Najśmieszniejsze jest to, że nawet nie wyglądała jakby żałowała, rzuciła mi prosto w twarz tekstem, że "doszła do wniosku iż woli Irwin'a", i wyszła, tak po prostu, rozumiesz? Nie wiedziałem czy żartuje, czy naprawdę chce mnie przy wszystkich upokorzyć. Starałem się by wszystko było w porządku, robiłem co mogłem, miałem nadzieję, że się ułoży. Owszem, czasem i mi puszczały nerwy, nawalałem i robiłem coś czego później żałowałem, ale kurwa, wszystko ma swoje granice.

- Byłeś najlepszym facetem jakiego miała i mogła mieć, każda dziewczyna chciałaby kogoś takiego, a ta cała sytuacja to poniekąd też moja wina, spędzałem z nią tyle czasu myśląc, że podchodzi do tego tylko jako moja przyjaciółka, nie brałem nawet pod uwagę, że będzie chciała odpieprzyć coś takiego, przecież znamy się tyle czasu, wie, że jesteś dla mnie jak brat. Gdybym mógł nie dopuściłbym do tego, nigdy nie patrzyłem na nią w ten sposób.. - Powiedział Ashton siadając z drugiej strony. Widać było, że przeżywa to równie mocno co Hood. W tym momencie wyglądało to jakby bał się, że przez dziewczynę posypie się to co między nimi było.

- Nie mam do ciebie pretensji, owszem byłem zaskoczony i może przemknęło mi przez myśl, że doszło między wami do czegoś poważnego, ale już wiem, że nie powinno. Najwidoczniej czasem nie da się naprawić tego co jest już przesiąknięte kłamstwami, od dłuższego czasu nie było tak dobrze jak kiedyś, nie chcę teraz myśleć kto zawinił, albo co mogliśmy zrobić inaczej. Cholernie wkurwia mnie jedynie fakt, że zrobiła to w ten sposób. Mogła przecież skończyć to jak każda normalna osoba, jeśli czuła się nieszczęśliwa, zerwać ze mną i tyle. Zamiast tego wolała jednak kręcić z tobą, moim najlepszym przyjacielem, nie mam pojęcia na co liczyła. Chciała abyś zostawił Shay? Abyś odwrócił się od paczki przyjaciół i był tylko z nią? - Upił kolejnego łyka. Zadziwiająco trzeźwo się zachowywał jak na kogoś od kogo bił zapach piwa na odległość kilku metrów. - Może tak będzie lepiej, może dzięki temu, że okazała się taka a nie inna, teraz a nie później jest jeszcze szansa, że nie schleje się do nieprzytomności.

- Mi opcja schlania się do nieprzytomności odpowiada. Moją narzeczoną wyrzuciło gdzieś wgłąb kraju, samą i bezbronną. Co sprawia, że i ja nie mam pojęcia co kurwa zrobić. - Alex wyciągnął z kieszeni kluczyki od samochodu i podał mi je. Spojrzałam na niego zdezorientowana, nad głową powinien mi się pokazać jeden wielki znak zapytania. - Wolę abyś ty je miała, po kolejnym piwie mógłbym naprawdę wsiąść za kierownice i spróbować jej poszukać, a powiedzmy, że nie skończyłoby się to najlepiej. Mam jednak nadzieję, że odwieziesz mnie do domu..

- Oh, jakby nie patrzeć, każdy tutaj myśli dokładnie o tym samym, ale masz to jak w banku, wbiję cię przed kolejkę. Na moje jednak nadal powinieneś spoglądać tylko na jasną stronę tej całej sytuacji. Może jest bezbronna, ale nie ma przed czym się chronić, także bezpiecznie gdzieś siedzi i odpoczywa od tego całego zgiełku. Czy to nie plus? Zapewniam, że Ashton jakby mógł zamknąłby mnie w jakiejś piwnicy i nie pozwolił wyjść przez najbliższe tygodnie. Lisa schowała się dobrowolnie, dzięki temu nie musisz się o nią martwić.

- Owszem, kiedyś unieruchomiłbym cię i zakneblowałbym w jakimś pomieszczeniu aby mieć pewność, że nie zrobisz nic głupiego co zagroziłoby i twojemu i mojemu życiu, ale teraz wiem, że wolę mieć cię przy sobie, najlepiej cały czas, bo zawsze wymyślisz jakiś genialny plan, który źle się skończy. Alex, twoim największym fartem jest to, że twoja przyszła żona umie o siebie zadbać, naprawdę dużo się tu nauczyła i wie co robi. Nie twierdzę, że Shay taka nie jest, ale chyba wszyscy wiemy, że Lisa jest najdojrzalszą osobą w naszym towarzystwie.. - Musiałam mu przyznać rację. Gaskarth z resztą też. Ona w przeciwieństwie do mnie podejmowała same dobre decyzje, a ta była najlepszą z nich wszystkich. Tak bardzo chciałam jednak powiedzieć chłopakowi, że za kilka miesięcy przyjdzie na świat jego miniaturka, aby zobaczyć chociaż reakcję, ale wiedziałam, że przyjaciółka by mi tego nie wybaczyła więc zagryzłam język. Poczułam nagle jak na moim ramieniu zaciska się męska dłoń. Uniosłam wzrok zauważając Michael'a, a przy jego boku trzy koleżanki ze studia, nigdy nie potrafiłam zapamiętać ich imion, ale zawsze były bardzo miłe, a to już coś.

- Widzę, że coś smutno tu u was, dlatego przyprowadziłem antidotum. Żadne z was nie miało ochoty poprosić kogoś innego do tańca więc góra przyszła do Mahometa. Dziewczyny się wami zaopiekują, bo przecież im się nie odmawia, a ja porwę pannę O'Malley która ma mi udowodnić czy potrafi ruszać się na parkiecie. - Moja odpowiedź brzmiała nie, chłopaków z resztą też, ale po dłuższej wymianie zdań, nikt nie miał ochoty walczyć z nieustępliwym Clifford'em: nieustępliwym i pijanym Clifford'em. Męska część zabrała się więc na parkiet a ja zażenowana złapałam dłoń przyjaciela. Moje umiejętności taneczne oceniam na dwa z plusem, w końcu nie zabiłam się o własne nogi, ale nic straconego, noc jeszcze młoda. Chłopakowi szło to zdecydowanie lepiej, może nie ruszał się jakoś perfekcyjnie do rytmu, ale bujał się jak szalony co jakiś czas obracając mnie wokół własnej osi. Po raz kolejny żałowałam, że nie mogę wprowadzić się w taki sam stan w jakim była większość bawiących się gości, ale Ashton'owi podobał się tatuaż, to było najważniejsze i znów oblałam się rumieńcem. Jak. Tak. Można.

Rozmyślenia o nim przerwało mi szarpnięcie za ramię. Poczułam jak ktoś wyciąga mnie z tłumu przy okazji wbijając mi paznokcie w skórę. Przeklęłam pod nosem, ale wyrwać udało mi się dopiero w magazynie który świecił pustkami. Stojąca przede mną dziewczyna nie była mi obca, a jednak jej obraz w mojej głowie gdzieś się zagubił i nie potrafiłam sobie przypomnieć kim jest i skąd ją znam. W moim wzroście, o podobnej budowie, jednak z bardziej egzotyczną urodą, ubrana w dżinsy i dresową bluzę nie wyglądała jak potencjalny gość imprezy urodzinowej. Chciałam otworzyć usta i zasypać ją pytaniami, jednak wyprzedziła mnie widocznie zaniepokojona.

- Może mnie nie pamiętasz, chodziłyśmy razem do szkoły.. - Bingo. - ..jednak bardziej znaczącą dla ciebie informacją może być to, że jestem siostrą Jonathan'a. - Zrobiłam krok w tył, ale złapała mnie za rękę. Nie agresywnie, delikatnie próbując się nieznacznie przy tym uśmiechnąć. Nie przypominała go, miała w sobie coś kojącego, ale ostatnimi czasy moje przeczucia nie były zbyt trafne. Mój instynkt zdawał się zawodzić. - Nie chcę zrobić ci krzywdy, nie chcę zrobić krzywdy żadnemu z was, zdecydowanie nie mnie powinnaś się bać. Wręcz przeciwnie, przyprowadziłam cię tu aby cię ostrzec, na sali jest kilka osób, które nie mają najlepszych zamiarów w stosunku do twoich przyjaciół. Mój brat w tym swoim pieprzonym knuciu posunął się znacznie za daleko, to nie jest już dziecinna zabawa, a ja nie chcę wplątać się w jego szemrane interesy. Jeśli jednak pomogę wam, muszę mieć pewność, że nie zostanę z tym sama. On nie ma żadnych zasad, nie ma już nic do stracenia..

- Dlaczego miałabym ci zaufać? Dlaczego miałabyś chcieć dla nas dobrze? O ile dobrze pamiętam twoja rodzina nie jest do nas pozytywnie nastawiona, skąd nagła zmiana?

- Nie było mnie tu rok temu i nie musisz mi ufać, wiem, że tego nie zrobisz. Nie wiedziałam co tu się działo, z Jonathan'em łączy mnie mama, gdy on został z ojcem ja się wyprowadziłam. Wróciłam tu dopiero kilka tygodni temu, nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że ten chłopak aż tak bardzo się zmienił. Nie był kiedyś zły, był moją opoką, nie skrzywdziłby muchy. Chcę abyście wiedzieli co ma w planach nie tylko dlatego aby ochronić was, ale także jego. Jeśli wszystko pójdzie po jego myśli, już nie będzie żadnych szans na ratunek dla niego.. - Powiedziała odsuwając się i opierając plecami o blat. - Pomyśl, jeśli miałabym złe zamiary, po co zaczynałabym od mówienia że coś mnie z nim łączy? Louis jest jedną z kilkunastu osób na jego liście, wiem, że w tym momencie ja też się na nią wpisuję, ale nie chcę abyś musiała patrzeć jak znika ktoś ci bliski. Jeśli mogę komuś w ten sposób pomóc..

- Dlaczego? Twój brat..

- Mój brat zrobił wiele złego, powoli wszystkiego się dowiaduję, ale to nie przechodzi w genach, on też jeszcze może z tym walczyć, jeśli nie chce i będzie za późno, to przekonam się o tym dopiero na końcu. Teraz nie chcę aby w tym mieście naprawdę doszło do tragedii. Wiem, że będziesz brała mnie na dystans, rozumiem, nie musicie mi o niczym mówić. Sęk w tym, że wy potrzebujecie mnie równie mocno co ja was..

- Odwracasz się od niego plecami i mówisz mi, że chcesz mu pomóc?

- Jonathan nie jest dobrym człowiekiem, przynajmniej teraz. Jeśli zostanę przy nim i będę nadal robić to o co mnie prosi, żadne z nas nie wyjdzie z tego żywe. Nie widziałaś co się tam dzieje, czym dysponuje i powtarzam, chcę mu w ten sposób tylko i wyłącznie pomóc. Wierzę, że nie posuniecie się za daleko, może to źle zabrzmi bo jestem jego siostrą, ale wolałabym aby trafił w ręce policji niż w końcu zaszedł za skórę jego przyjaciołom..

- To brzmi całkiem logicznie. Może nie powinnam, ale wierzę, że jesteś rozsądna i zgadzam się z tobą, że to do niczego dobrego nie prowadzi. Musisz jednak pamiętać, że to nie tylko mnie masz za zadanie do siebie przekonać, jeśli oni się nie zgodzą ci pomóc, ja nic nie będę mogła zrobić.. - Powiedziałam a ona skinęła głową. Wyglądała na taką niewinną. - Zaczęłaś jednak od ostrzeżenia i tym radziłabym się zająć..

- Na sali są cztery dziewczyny..- Dziewczyny? Jonathan naprawdę się postarał. - Które na szczęście nie mają przy sobie żadnej broni palnej, ale tak czy inaczej wiedzą jak posługiwać się ostrzami. Muszę przyznać, że ludzie którzy kręcą się w okół mojego brata znają się na rzeczy, co jest jeszcze bardziej przerażające, nie mam pojęcia skąd ich wziął. Wracając do urodzin, nie znam twoich przyjaciół i nie wiem jak blisko jesteś czwórki, która jest na szczycie listy, ale mogę ci powiedzieć, że dziś mają na celowniku tylko ich.. - Podciągnęła mnie do drzwi abyśmy obie mogły rzucić okiem na tańczących. - Ten najbliżej nas, wytatuowany w koszulce na ramiączkach, chyba jest najstarszy.. - Alex. - Obok niego, z ciemnymi krótkimi włosami, o nieco ciemniejszej karnacji.. - Hood, jakżeby inaczej. - Czerwonowłosy, który aktualnie gdzieś zniknął mi z pola widzenia.. - Gdzie jest Michael? - I solenizant, cóż, powiedzmy, że mój brat nie zna się zbytnio na prezentach urodzinowych.. - Żart się jej trzymał, nie ma co.

- Widzisz wszystkie cztery dziewczyny? - Spytałam a ona na szczęście skinęła głową. Niezależnie od tego gdzie staczał się Clifford był sam, a przynajmniej nie z potencjalnym wrogiem. Poprosiłam aby mi je wskazała, a później nieudolnie obmyślałyśmy plan w jaki mogłybyśmy uratować im tyłki. Na szczęście w nieszczęściu nie mogły zrobić nic póki dziewczyna nie zatrąbiła w aucie, a na to się na zapowiadało. Nie mogłyśmy jednak czekać wiecznie. Jedyną opcją było rozproszenie ich uwagi, ale gdy tylko złapałyśmy za skrzynkę z butelkami i uderzyłyśmy nią o ziemię ktoś zajął miejsce dziewczyny w samochodzie i dał znak. Znak który nie zwiastował nic dobrego..
__ 
chyba nie powinnam pisać +18 może się do tego nie nadaję, ogólnie coś czuję, że z tym rozdziałem dałam dupy, że tak powiem, ale wy mi napiszcie lepiej co o tym sądzicie? są emocje? chyba po 10 będzie przerwa. 

+ pewnie nie powinnam marudzic, bo to nie w moim stylu, wolę się o nic nie upominać, ale spróbujcie postawić się na moim miejsu, dwa miesiące pisania, pięć tygodni udostępniania, systematycznego, bez żadnych wymogów co do liczby komentarzy, żadnego syfu. staram się aby to było przyjemne i w miarę możliwości orginalne i dość dobrze napisane, poświęcam prawie cały mój czas, dzieląc go przy okazji na dorywczą pracę i przyjaciół, w zamian nie dostaje nic, nawet jednego komentarza pod kazdym rozdzialem. bede to dodawac, nawet bez nich, bo nie jestem zla, jestem zawiedziona ze nikt nie chce lub nie potrafi docenic tego ile pracy w to wlozylam kocham xx

czwartek, 6 sierpnia 2015

|chapter.eight| high hopes.

i'm just scared of never feeling it again
kodaline - high hopes
Odwołałam plany dotyczące prezentu dla Ashton’a, pożyczyłam samochód niezadowolonego z tego faktu Michael’a i najszybciej jak mogłam znalazłam się pod moim budynkiem w którym piętro wyżej Lisa wynajmowała mieszkanie z Alex’em. Zaniepokojona jej wiadomością wbiegłam na górę mało nie wypluwając przy tym płuc. Otworzyła mi drzwi drżąca i zapłakana, jakby mniejsza i bardziej bezbronna niż zwykle. W oczy rzuciły mi się jednak spakowane za nią walizki. Nie wiedząc co powiedzieć przytuliłam ją do siebie najmocniej jak umiałam. Całkowicie się rozkleiła. Nie puszczając kopniakiem zamknęłam drzwi i zaprowadziłam do salonu. Gdy usiadłyśmy na kanapie odgarnęłam jej przyklejone do policzka włosy za ucho. 

- Maleństwo, mów co się stało. Alex coś odpieprzył? Pokłóciliście się, powiedział coś nie tak? Jeśli chcesz to z nim porozmawiam, dobrze wiesz, że czasem pieprznie co mu ślina na język przyniesie, nigdy nie myśli..

- To nie o niego chodzi, naprawdę. Ja wiem, że obiecywała nie raz, że zostanę tu na zawsze, że was nie zostawię i nie chcę tego robić, ale muszę.. – Musi? Fakt, walizki wskazywały wyjazd, ale nie przyszło mi do głowy, że chce uciec. To nigdy nie wchodziło w grę, jeśli chciała mi się usprawiedliwiać nie musiała tego robić. Cokolwiek było powodem dla którego robiła przerwę od tego całego zamieszania, musiało być ważne, nie śmiałam w to nawet wątpić. Chciałam rozwiać i jej zmartwienia, ale nie dała mi dojść go słowa. – Shay, proszę cię tylko o jedno, abyś każde moje słowo zostawiła tylko i wyłącznie dla siebie, dobrze? Niezależnie od pytań, od ich nerwów, dociekliwości i nacisku. Nie ważne co się stanie byłabym wdzięczna jeśli nikt by się o tym nie dowiedział..- Mówiła powstrzymując kolejną falę łez. Wzrok miała wbity w panele podłogowe koloru mlecznej czekolady. W powietrzu unosił się kojący zapach kadzidełek, a ja nie potrafiłam rozluźnić się zaskoczona jej prośbą. Od kiedy chciała aby w naszej grupie były jakiekolwiek tajemnice? Powód i cel jej wyjazdu miał zostać między nami, albo nie chciała aby ktokolwiek z nas pojechał za nią i przekonywał do powrotu.. albo bała się, że ktoś ją znajdzie. Czy Lisa właśnie zgodziła się z moją teorią, że ktoś wśród nas jednak może nie być w pełni szczery? Ciężko w to uwierzyć, że ktoś po tylu latach byłby w stanie sprzedać swoich najlepszych przyjaciół, ale nie raz w historii takie sytuacje się zdarzały. Nic nie jest niemożliwe. Na dodatek dziewczyna wyglądała na naprawdę przerażoną, a w jej przypadku taki stan nie pojawia się z błahego powodu. Obie wiedziałyśmy, że coś jest nie tak. – Proszę, obiecaj mi to, teraz. – Naciskała łapiąc moją dłoń i przeplatając nasze palce. Nie mogłam jej z tym zostawić, więc niepewnie skinęłam głową wyobrażając sobie reakcję Alex’a. Przez sekundę odetchnęła z ulgą, później jakby przypominając sobie, że dalej nic mi nie powiedziała ponownie cała się spięła. – Ostatnie dni wprowadziły więcej zamieszania niż mogłam przewidzieć, poczynając od próby porwania..

- Lis, skarbie, jeśli chcesz mi powiedzieć, że potrzebujesz przerwy, boisz się i dlatego chcesz i musisz odejść, ja rozumiem. Nie dziwię się, nie jesteś tu bezpieczna, każdy wie, że tylko dzięki tobie wielu z nas uszło z życiem, jak widać nie są ci tego w stanie przepuścić. Przeżyłaś wystarczająco dużo zeszłego lata, za nic nie powinnaś do tego wracać i dobrze, że się już spakowałaś bo pewnie koniec końców sama musiałabym to zrobić i cię wywieźć. Najbardziej z nas wszystkich zasługujesz na chwilę spokoju.. 

- Nie, nie, nie. Nie o to chodzi, o żaden urlop.. znaczy nie całkiem. Jeśli mogłabym, jeśli zależałoby to tylko ode mnie, zostałabym tutaj z tobą, bo właśnie o ciebie najbardziej się boje, dlatego tak ciężko mi wyjechać, nie chcę tego robić. Sęk w tym, że po raz pierwszy to nie ja jestem najważniejsza, nie odpowiadam tylko za siebie.. – Urwała półszeptem powoli podnosząc na mnie wzrok. Instynktownie spojrzałam na jej dłoń ułożoną na podbrzuszu. Mimo łez i strachu w jej oczach zaświeciła się iskierka, a ja niezależnie od sytuacji w której się znalazłyśmy z trudem stłumiłam pisk radości. – To dopiero szósty tydzień, dowiedziałam się na badaniach i od tamtej chwili zastanawiałam się nad kolejnym krokiem. Miałam cholerne szczęście, że facet nie chciał mi nic zrobić, ale nie mogę już dłużej liczyć na kolejne cuda. Narażanie swojego życia, to żadna nowość, ale dziecko.. to dwie inne sprawy które nie mają porównania, mam nadzieję, że wiesz co mam na myśli..

- Jak śmiesz w ogóle pytać?! Od tej sekundy twoje bezpieczeństwo jest moim priorytetem, nie możemy w żadnym wypadku pozwolić na to aby coś stało się naszemu dziecku, choćbym miała załatwiać eskortę i wywieźć cię na drugi koniec kraju. Matko boska i my jeszcze nie wyruszyłyśmy? Już wiesz, gdzie jedziemy?

- Naszemu dziecko? Jedziemy? 

- No oczywiście, że naszemu, co myślałaś? Nie licz na to, że wykiwasz mnie z roli matki chrzestnej, co znaczy, że w dużej części ta kruszyna jest też moja. Radzę ci się z tym pogodzić, że nie zostawicie bobasa dla siebie, w tej rodzinie trzeba się dzielić. Mały, albo mała będą mieli największą gromadę wujków i ciotek w całym mieście. – Zaśmiałam się wlepiając wzrok w jej rozpromieniony uśmiech. Od kiedy pamiętam Lisa chciała mieć dziecko i założyć pełną rodzinę z Alex’em ale nigdy nie znaleźli odpowiedniego momentu. Najpierw ślub, z którym chłopak zwlekał kilka lat, dom, który dopiero budują i dopiero, dwie małe stópki które będą latać po naszym barze. Jedno jest pewne, będzie najwspanialszą mamą, odpowiedzialną lwicą która odda wszystko za tych których kocha. Może według niej ta chwila na macierzyństwo nie była najlepsza, lecz moim zdaniem nie mogła trafić lepiej. Ucieczka stąd przy jej charakterze, w takiej chwili może uratować jej życie. – Mówiąc o rodzinie, pan Gaskarth wie, że już wkrótce zostanie tatą?

- Dowie się dopiero jak wrócę. Właśnie dlatego to z tobą o tym rozmawiam. Może to przez te hormony, może i nie, nie mam pojęcia dlaczego, jednak powoli przestaję ufać niektórym osobą w naszym gronie. Nie powiem o kogo chodzi, nie chcę awantur i nie mam pewności, jednak wasza dwójka, ty i Alex, jest mi najbliższa. Na was nigdy się nie zawiodłam, wiem, że zawsze mogę na was liczyć i wasza przyjaźń to jedyna pewna sprawa w moim życiu. Jeśli jednak chodzi o mojego narzeczonego, który jest członkiem tego cholernego klubu, cokolwiek powiem automatycznie przedostanie się do całej reszty. Tak działają ich męskie zasady które zbyt dosłownie do siebie biorą, a ktoś musi wiedzieć. Z kimś muszę mieć przecież kontakt aby wiedzieć co tu się dzieje, rozumiem, że proszę o wiele, chcąc abyś to przed nimi ukrywała, ale..

- Lisa, nie ma problemu, obiecuję, że jeśli nie chcesz, nie pisnę ani słowa. 

- Dziękuje, wiedziałam, że i teraz mnie nie zawiedziesz. Gdybyś spotkała dziś Alex’a porozmawiaj z nim, bo pewnie pomyśli, że go zostawiłam. Powiedz tylko, że wyjechałam, że nie miałam wyjścia. Nie mów gdzie, bądź dlaczego. Upewnij go tylko, że jestem bezpieczna i że do niego wrócę. Jesteś jedyną osobą, której uwierzy na słowo, pewnie będzie ciężko go przekonać, ale ty jesteś do tego zdolna. Będzie zadawał masę pytań, jak to on jednak w końcu domyśli się, że nie zrobiłabym czegoś takiego bez powodu i że wszystko ze szczegółami opowiem mu jak tylko się spotkamy. – Wstała wyciągnęła z tylnej kieszeni jeansów karteczkę z adresem i nowym numerem telefonu. I zaczęła zbierać się do wyjścia. – Uważaj na siebie i na nich, to chyba moja ostatnia prośba..

- Chyba nie liczysz na to, że pojedziesz tam sama? Jesteś po nocnej zmianie, może kilku godzinach snu i będziesz sprawiać zagrożenie nie tylko dla siebie, ale i dla reszty kierowców. Nawet nie próbuj się ze mną kłócić, ale pożegnamy się dopiero kiedy bezpiecznie zawiozę cię na miejsce. – Powiedziałam i złapałam jej ciężkie walizki i powoli zaczęłam znosić je na dół. Idąc za mną marudziła, że nie jest chora i sama może znieść chociaż jedną z nich, a punkt docelowy jest na tyle daleko, że wrócę dopiero na następny dzień. Żadne gadane nie miało sensu, uparta wrzuciłam je do dużego bagażnika ciesząc się, że to właśnie samochód Clifford’a trafił w moje ręce. Jest z pewnością największy, najlepiej trzyma się drogi a do tego jest cholernie wygodny. Gdy upewniłam się, że zapięła pasy ruszyłyśmy w trasę. Droga okazała się znacznie dłuższa niż myślałam, bite dziesięć godzin za kierownicą, na szczęście minęło spokojnie, bez rewelacji i rozmów, bo Lisa zasnęła mijając granice naszego miasta. O północy znalazłyśmy się pod niewielkim, bijącym spokojem, hotelem należącym do kuzynostwa przyjaciółki. Rzadko wspominała o części rodziny, która zajmowała się obcowaniem z naturą. Byli na pierwszy rzut oka nieco dziwni, bardzo bio i może zbyt zarośnięci jednak kochani, z wielkim serduchem na dodatek okolica była idealna na spokojny wypoczynek i zdecydowanie nie do znalezienia dla ciekawskich. Odniosłam rzeczy dziewczyny do jej pokoju utrzymanego w kolorze zgniłej zieleni i pożegnałam się wyciągając z kieszeni telefon. Michael z pewnością nie był zadowolony. Alex też się gorączkował. Wspólnie pozostawili po sobie 34 nieodebrane połącznia. Pomyślałam, że z tym pierwszym pójdzie łatwiej, mój błąd. 

/- Wszystko wszystkim kurwa mać, ale od prawie dwunastu godzin nie mam od ciebie żadnego pieprzonego znaku życia, robisz sobie ze mnie jaja? Wszyscy latają jak najęci i zastanawiają się gdzie cię wcięło, czy coś ci się nie stało, a ty jesteś cała i zdrowa? Matko boska, czy tak ciężko wysłać pieprzonego sms’a chociaż? Ashton prawdopodobnie do tej pory szuka cię na mieście, obyś za szybko nie trafiła w moje ani jego łapska, dobrze ci radzę. Gdzie do licha jesteś? – Spytał po wypowiedzeniu krótkiego monologu. Gdybym tylko włączyła dźwięk w telefonie, wszystko potoczyłoby się inaczej. W ten sposób mam jednak znów przechlapane. Powinno mnie coś trafić do tej pory. 

- Jestem za miastem, przepraszam zrobiłam sobie wycieczkę, chciałam pomyśleć i odwiedzić kilka starych miejsc dla spokoju. Musiałam przez przypadek wyciszyć komórkę i wprowadzić tym samym niezłe zamieszanie, ale nie chciałam, możesz odwołać alarm i zapewnić wszystkich, że jestem cała i zdrowa, twój samochód też, ale z takim spalaniem dziwię się, że jeszcze stać cię na paliwo, powinieneś zainwestować w gaz człowieku..  

/- Naprawdę chcesz rozmawiać o moim aucie? Jeśli ci zgasło i nie masz żadnej stacji w pobliżu to powiedz, znajdę kogoś i po ciebie podjedziemy, a jeśli nie masz na to ochoty, to chociaż powiedz mi, o której wrócisz. Muszę zadzwonić do chłopaków, nawet nie wiesz do jakiego stanu ich doprowadziłaś, na szczęście wszystko jest w porządku. Cieszę się, że jesteś cała i zdrowa..

- Postaram się przyjechać do szesnastej, powrót pewnie zajmie mi sporo czasu, ale zobaczę co się da zrobić. Dziękuje, że się o mnie martwicie i jeszcze raz przepraszam, widocznie moja chwila przerwy od zamieszania, skutkowała dużo większą rozróbą. Idźcie już wszyscy spać, jutro będzie czas na zabawę i ochrzanienie mnie za dzisiejszą noc. Dobranoc, mały. – Powiedziałam i się rozłączyliśmy. Drugi telefon mógł być znacznie gorszy. Alex z pewnością zauważył już, że Lisa zabrała swoje rzeczy. Albo wpadł w panikę i podziela myśli chłopaków, albo uważa, że z nim zerwała. Jedno jest pewne, siedzi i się obwinia, a mi na samo wyobrażenie jego odczuć łamie się serce. Bez dłuższego zwlekania wybrałam jego numer. 

/- Jest z tobą Lisa? – Spytał odbierając po pierwszym sygnale. 

- Jest bezpieczna.

/- Nie, bezpieczna byłaby przy mnie, teraz jest gdzieś sama, bo się wystraszyła, jeśli tylko wiesz gdzie jest, proszę powiedz mi, ja muszę z nią porozmawiać, może we mnie zwątpiła, może nie jest pewna czy ją ochronię. Ja muszę jej powiedzieć, że damy sobie radę, że nic jej przy mnie nie grozi, wiem, że zachowałem się jak kiepski chłopak dopuszczając do tego co się stało, ale już więcej nie spuszczę z niej wzroku ona nie może mnie zostawić..

- Alex, skarbie, ona cię nie zostawiła, nie zwątpiła w ciebie, możesz mi wierzyć. Skoro wyjechała, a wiesz jaka jest, obydwoje doskonale to wiemy, to znaczy, że miała ku temu powód. Coś musiało być super ważne, skoro zdecydowała się zostawić to wszystko, a my musimy to zaakceptować i czekać rozumiesz? Wróci, bo wróci na pewno i wszystko nam wyjaśni, aktualnie najważniejsze jest to, że gdziekolwiek jest, nic jej nie grozi. Tylko to powinniśmy mieć na uwadze, że jest cała i zdrowa i niezależnie od tego co będzie się działo w mieście, ona będzie daleko. Nikt jej nie zagrozi..

/- Czyli nie chciała abym jej bronił..

- Nie pierdol głupot, Gaskarth. Może to tandetnie brzmi, ale od zawsze i na zawsze będziesz jej rycerzem i wie, że zrobisz wszystko aby nic jej się nie stało. Nigdy nie widziałam aby ktoś kochał kogoś aż tak mocno jak ona ciebie i jestem przekonana, że zostałaby gdyby mogła, teraz musimy jej uwierzyć, że nie miała innego wyjścia, nie okłamałaby nas, robi to co uważa za słuszne, a przecież wiesz, że jest nieomylna, także nie mamy o co się martwić. Zamiast więc zastanawiać się i zadręczać idź spać, bo ja obiecuję ci, że wszystko z nią w porządku i to się nie zmieni, dobrze? Powinieneś być wyspany, jutro urodziny twojego najlepszego przyjaciela..

/- Który tak zmieniając temat mało nie wybuchnął, gdy nie dawałaś znaków życia, naprawdę myślisz, że mu na tobie nie zależy? Shay myślałem, że masz trochę rozumu w głowie, albo chociaż dobry wzrok przecież..

- To nie jest temat który chcę poruszać o północy, ktokolwiek by zaginął wariowałabym tak samo jak on. Naprawdę, uciekaj do spania, nie możesz przecież nic spieprzyć jutro.. – Powiedziałam i skończyłam rozmowę. Chyba uwierzył, zawsze mi ufał mam nadzieję, że nie zmienił zdania co do mojej prawdomówności.  Z tą myślą schowałam się w pościeli i odpłynęłam budząc się dopiero wraz z kurami. Zegarek na telefonie wskazywał szóstą. To będzie dobry dzień skoro wstałam tak wcześnie. Niechętnie, bo niechętnie wzięłam szybki prysznic i ubrana w pożyczoną od Lisy koszulkę i swoje spodenki bez śniadania, łapiąc kanapkę w drodze pożegnałam się z przyjaciółką powtarzając swoją obietnicę i wsiadłam do samochodu. Kolejna, znacznie cięższa, lecz szybsza trasa która zajęła mi jedynie osiem i pół godziny. Przed szesnastą wylądowałam pod budynkiem Michael’a. Gdy chłopak wyszedł z miną mordercy, schowałam się za autem bacznie przyglądając się jego ruchom. Na szczęście żartował bo już po chwili uśmiechnął się i rozłożył ręce pozwalając abym się w niego wtuliła. Ścisnął mnie udowadniając jak bardzo się martwił. Mało nie połamał mi żeber. Tuż za nim stał Calum który raczył mi przypomnieć, że mamy trzy godziny i brak prezentu dla Irwin’a. Bingo, wiedziałam, że coś wyleci mi z głowy. Nie marudząc już nawet o przebranie się wsiedliśmy do jego samochodu i zajechaliśmy po Hemmings’a.

- Może płytę? – Spytał Hood upijając kilka łyków kawy w mieszkaniu Luke’a.

- Nie, płyta nie może być wiecznie odpowiedzią na każdy prezent, tym bardziej nie wydam trzydziestu dolarów na prezent dla niego, bez przesady, chyba stać naszą wyobraźnie na coś lepszego? Gdyby chodziło o ciebie, albo o jakiegokolwiek innego chłopaka w jego wieku, konsola i gra załatwiłyby sprawę, ale oczywiście, że nie, przecież nie może być jak rówieśnicy bo go coś trafi. Powinniśmy kupić coś co będzie miało dla niego znaczenie, a nie, rzecz którą palnie w kąt, na stertę podobnych i zapomni, że ją ma. Myślcie! – Powiedziałam, ale nic sensownego nie przyszło mi do głowy. Już rok temu załatwiłam mu dobre dwieście zdjęć które zajmowało sporą przestrzeń na jego ścianie, doklejanie ich co urodziny też nie wchodziło w grę. Czyli jak zwykle: plan niezły, ale wykonanie do dupy. 

- Przypomnijcie mi teraz, dlaczego wszyscy już coś dla niego mają, a my cholera jasna odłożyliśmy to na ostatnią chwilę? – Odezwał się Hemmings. Chciałam zaprzeczyć i zapewnić, że miałam dla niego prezent nad którym poświęciłam sporo nerwów i czasu i czekał na niego kilka dni, ale odpuściłam. Po co się kłócić o coś co nie ma i tak już żadnego znaczenia. – Mówiliście, że kiedyś grał na jakimś instrumencie..

- Racja, widziałam jakiś stary sprzęt muzyczny na jego strychu, ale nigdy nie pochwalił mi się, że chciałby do tego wrócić. Znając jednak jego charakter i stwierdzając nasz spory brak czasu, to może być nasza ostatnia deska ratunku. – Powiedziałam i ruszyliśmy w stronę sklepu muzycznego, po drodze dopytywałam Calum’a o to na czym i kiedy grał, oraz oczywiście dlaczego przestał. Okazało się to nie być wielką tajemnicą. 

- Jak byliśmy w podstawówce, chodził na perkusje ze swoim tatą, który był dorywczo nauczycielem muzyki. Mimo wielkiej firmy zawsze znajdował czas aby pomóc chłopakom w spełnianiu ich pasji. O ile dobrze pamiętam naprawdę fajnie mu to szło jak na małolata, niestety po śmierci ojca całkowicie się od tego odciął, jednak minęło sporo lat. Może nadszedł ten moment aby mu o tym przypomnieć? – Odpowiedział i wspólnie wybraliśmy odpowiedni model, po czym przy sporej dopłacie uzgodniliśmy przywiezienie go do baru na siódmą i rozjechaliśmy się do domów. Została godzina, czas zadziwiająco szybko leciał, a ja zastanawiałam się tylko nad tym jak bardzo krępujące będzie składanie życzeń chłopakowi z którym rozstałam się niespełna dwa dni wcześniej. Dzięki tej myśli prysznic zajął mi więcej niż myślałam. Powinnam po prostu do niego podejść, jak gdyby nigdy nic uścisnąć dłoń i wymamrotać jakieś tandetne życzenia? Odważyć się i go przytulić po to aby ponownie poczuć, że coś zabija mnie od środka? A może olać to i w ogóle nie przyjść? Kto wie, może po tym wszystkim nie życzy sobie, abym pojawiała się na jego imprezie. To byłoby całkiem logiczne, ale chciałam tam być. Nie mogłam trzymać się z dala. Obiecałam mu, że będę blisko, teraz tylko on mógł chcieć uciec ode mnie. Wyszłam spod prysznica i złapałam za suszarkę. Czy nie wyjdę na zimną sukę która najpierw mówi jedno a później pojawia się od tak na jego urodzinach i ma być super? W sumie to trochę nią jestem i nie raz, nie dwa to w tym związku udowodniłam. Nie wybaczyłabym sobie jednak gdyby mnie tam nie było.

Wyrzucając to z głowy, rozczesałam niesforne włosy które wyglądały dziś całkiem przyzwoicie, zrobiłam makijaż który nie sprawił, że wyglądałam jak prostytutka i nasunęłam zwiewną białą sukienkę, którą kilka tygodni wcześniej kupiłam z myślą o tej imprezie. Przyglądając się swojemu odbiciu z uśmiechem stwierdziłam, że mogło być gorzej i nie powinnam narobić sobie zbyt wielkiego wstydu. Co jak co mogą się jedynie zdziwić, bo nie mieli zbyt wiele okazji aby widzieć mnie w takim wydaniu. Reakcja Harry’ego, który okazał się być na tyle kochany, że po mnie przyjechał, wskazywała na to, że mogli nigdy nie widzieć mnie tak ubraną. Czy naprawdę jestem chłopczycą, czy jak?

- Przepraszam bardzo, proszę pani, pozwoli pani, że się upewnię, czy ja dobrze trafiłem? Miałem dziś tutaj odebrać Shay O’Malley, wieczną buntowniczkę, a nie rusałkę. Gdzie twoje kwiaty we włosach, młoda panno? – Spytał. Cóż za gustowny komplement z jego strony, a jak niespotykany. Założyłam kremowe sandały na obcasie kupione dziś z przyjaciółmi, wzięłam w dłoń torebkę i z dumą stwierdziłam, że mogę nie być najniższa w całym barze. Rola karła każdemu potrafiła się znudzić.

- Cieszę się, że zrobiłam na tobie tak pozytywne wrażenie, ale szczerz mówiąc liczyłam na kwiaty skoro przypadło ci tak zaszczytne zadanie zabrania mnie na imprezę. – Zaśmiałam się i wyszliśmy z mieszkania. Harry jak większość przyjaciół jeździł audi, jednak jako nieliczny zdecydował się na inny kolor niż czerń. Bordo prezentowało się równie elegancko, jeśli nawet nie lepiej, a otwierane przede mną przez niego drzwi sprawiły, że poczułam się jakbym jechała na bal maturalny. Całkiem przyjemna wizja, tylko partner choć prezentował się zadziwiająco dobrze w obcisłych spodniach, białym swetrze i kucyku, nie był tym kim powinien. Wypchnęłam z głowy solenizanta usiadłam na miejscu pasażera. – Wydaje mi się, że powinnam w końcu zainwestować w samochód zamiast cały czas prosić was o podwózkę, powoli robi mi się wstyd.  

- Nie słyszałem aby ktokolwiek na to narzekał, nie jesteś jakimś wielkim problemem. Jak widać, każdy z nas ma samochód, ochotę i czas aby cię gdzieś zawieźć. W razie potrzeby na dalszą podróż, zawsze możesz liczyć na mnie albo moje maleństwo. – Zaoferował i pogłaskał dłonią kierownicę. Typowy facet i jego zabawka. Na szczęście będę mogła z niej skorzystać, przy następnej wizycie u Lisy, Clifford może nie być tak chętny co do pożyczki. – Oczywiście o ile obiecasz mi, że będziesz dbać o to cudo, studio nie przynosi jeszcze tak wysokich zysków aby stać mnie było na wymianę po dwóch latach. – Zaśmiał się, a ja zaczęłam żałować, że ostatnimi czasy tak bardzo zaniedbałam nasze relacje. Nie mogłam sobie przypomnieć ostatniego wieczoru, który spędziliśmy razem. Jeszcze kilka miesięcy temu takie sytuacje były na porządku dziennym, później wszystko się zmieniło. Nie było mi jednak dane zbyt długo o tym myśleć ponieważ w mgnieniu oka znaleźliśmy się w miejscu docelowym. W środku ku mojemu zaskoczeniu znajdowało się kilkadziesiąt osób, z których znacznie większą część stanowiły kobiety których nigdy wcześniej nie widziałam. Najwidoczniej chłopcy naprawdę wzięli sobie do serca możliwość zaproszenia wszystkich znajomych, kto wie może któraś z nich naprawi jego złamane serce. Wyrzucając sobie z głowy obraz Ashton’a z wysoką szatynką pod ręką przepchnęłam się przez tłum docierając do przyjaciół. Hood i Clifford zaczynali upijać się jeszcze przed dotarciem solenizanta. 

- Pełna kulturka, panowie.  Zostawicie coś dla 23 latka czy nie?– Zaśmiałam się delikatnie popychając Michael’a który niezadowolony burknął coś pod nosem i upił kilka łyków. Chyba nadal miał mi za złe wczorajszy wyjazd. – Odebrałeś prezent, czy zapomniałeś o nim zadowalając się piwkiem? – Spytałam wyciągając dłoń po jego butelkę, ale w ostatniej chwili zabrał ją przypominając mi o gojącym się tatuażu. Fakt, minęło dopiero pięć dni, a Diana powiedziała wyraźnie, że muszę utrzymać swoją nieszczęsną abstynencję przez co najmniej dwa tygodnie, a i trzy by nie zaszkodziły. Wolałam więc zaufać jej na słowo i nie ryzykować. – Czy w ogóle Ashton nie powinien już tu być? Ja się spóźniłam, a jego nie widać..

- Spokojna głowa. Prezent miał być więc jest, solenizant też się pojawi. Choć na moje zdziwi się na widok większości gości, którzy raczyli przyjść, sam ich nie poznaje, a byłem przekonany, że znam wszystkich jego znajomych, jest jednak szansa, że chociaż kilka osób pracuje u niego w filmie. Tak czy inaczej, w końcu wszyscy jak za dawnych, dobrych czasów zalejemy się w trupa i mam nadzieję, że mu się spodoba. – To piwo z pewnością nie było ani pierwszym ani ostatnim. 

- Świetna myśl, ja jako jedyna będę trzeźwa i moim zadaniem na tę noc będzie rozwiezienie was po domach, plan idealny, Hood. – Nie zaprzeczył, wręcz przeciwnie uśmiechnął się z chłopięcym wdziękiem upijając kolejny łyk. Kątek oka w zauważyłam chodzącą po barze, porządnie zniecierpliwioną Dianę, która nawet nie raczyła do nas podejść. Chyba zapomniała o swoim chłopaku i najlepszej przyjaciółce biorąc za priorytet przywitanie Irwin’a. To było jedyne logiczne wytłumaczenie jej nieoddalania się od drzwi. Cóż, ktoś przecież musiał mu złożyć życzenia jako pierwszy. Zważając na ich ostatnimi czasy bliskie relacje, nie specjalnie mnie to dziwiło. – Może ktoś powinien do niego zadzwonić i przypomnieć.. – Przerwał mi krzyk. Wszyscy prócz mnie zauważyli jak Ashton pokonuje próg i wchodzi do środka. Chórem złożyli mu życzenia, do których chciałam się dołączyć, ale nie potrafiłam otworzyć ust widząc go w takim wydaniu. Prawdopodobnie Alex który wszedł tuż za nim zabrał go prosto z pracy ponieważ nadal miał na sobie garnitur, jednak zdążył pozbyć się krawata i rozpiąć dwa górne guziki. Lekko potargane, kręcone włosy, podwinięte rękawy marynarki i pełny, szczery uśmiech od ucha do ucha sprawiły, że moje serce zadrżało. Pomyśleć, że jeszcze kilka dni temu wisiałabym na nim dokładnie tak samo jak w tym momencie robiła to Diana. Spuściłam wzrok na ziemię i z całej siły spróbowałam przestać myśleć o tym, że popełniłam największy błąd w swoim życiu. Za późno, nie mogę żałować każdej swojej decyzji. Calum widząc moją minę objął mnie od tyłu i oparł głowę na moim ramieniu cicho wzdychając. Z pewnością sam nie czuł się zbyt komfortowo z tą scenką. – Jak już wszyscy go uściskają, ucałują i dadzą prezenty, powinniśmy zaprowadzić go do naszego, byłoby cholernie niestosowne gdyby pomyślał, że od nas nic nie dostanie.

- Niestety muszę się z tobą zgodzić, temu pieprzonemu materialiście już od najmłodszych lat nie wystarczała dozgonna przyjaźń. – Zaśmiał się i lekko poczochrał mi włosy, no tak w sumie niewiele brakowało mi do bycia najbrzydszą dziewczyną na tej imprezie. O ile znalazłaby się w ogóle taka co wyglądała w tym momencie gorzej. Rozejrzałam się po tłumie przeklinając pod nosem brak umiejętności wizażu, za to Ashton chociaż wyglądał na zadowolonego ich towarzystwem, na szczęście, w końcu jednak zostawiły go w spokoju i my po znalezieniu Luka mogliśmy zabrać mu chwilę. Na mój widok nieco zrzedła mu mina. Wiedziałam, wiedziałam, wiedziałam do licha, że nie powinno mnie tu być.  – Wiem, że dostałeś już sporo wypasionych prezentów i chyba wszystko co mogłeś napisać w liście do Mikołaja już masz, ale mam.. mamy nadzieję, że nie będziesz jakoś specjalnie zawiedziony naszym wyborem, a nawet jeśli to z łaski swojej zostawisz to dla siebie, dobra? – Poprosił prowadząc go w stronę magazynu. Robiąc dramatyczną pauzę stanął przy drzwiach i czekał aż ciekawość solenizanta sięgnie zenitu. Nacisnął na klamkę i przed nami pojawiła się perkusja utrzymana w odcieniu metalicznej czerni. – Choćbym chciał, nie mogę przypisać sobie wszystkich zasług, bo to Hemmings wpadł na ten pomysł, a Shay wybrała odpowiedni model, który mam nadzieję, spełni twoje wymagania. 

- Stary.. – W jego oczach rozpaliła się iskierka, dokładnie taka sama jak u Hood’a gdy niekiedy grał na tym swoim wyimaginowanym basie. Warto było tu przyjść chociaż dla tego momentu, gdy przez chwilę znów był beztroski i jak dzieciak rzucił się na szyję swojemu przyjacielowi poklepując go po plecach. To samo zrobił z młodszym kilkukrotnie mu dziękując. Znacznie większy problem był ze mną. Staliśmy przez chwilę jak porażeni, nie wiedząc co zrobić, więc przejęłam inicjatywę. A czym mogło się to skończyć? Konkretną klapą na całej linii i wyciągnięciem dłoni w jego stronę. Tak, jak idiotka uścisnęłam mu dłoń, po czterech latach tylko na to było mnie stać. Czy to przypadkiem nie była najgorsza z możliwych opcji? Miał jednak na tyle klasy, że mnie nie wyśmiał, tylko odwzajemnił gest i po złożonych przeze mnie lichych i oklepanych życzeniach ruszył w stronę instrumentu. Wolałam zostawić ich samych i nie psuć przyjaznej atmosfery. Należała mi się butelka wina, przez ten pieprzony tatuaż omija mnie dziś jedyna rzecz która mogłaby mi popsuć humor. Dajcie mi do cholery alkohol! 

Zanim jednak wróciłam do znajomych zahaczyłam o łazienkę przyglądając się w lustrze. Zaczerwienione policzki nie chciały się schować pod kolejną, lekką warstwą makijażu. Może zamiast się bić powinnam jednak nauczyć się bardziej kobiecych rzeczy. Jak nakładanie tony tych magicznych płynów aby moja cera nie wyglądała jak po wojnie secesyjnej. Przeklęłam nie mogąc niczego naprawić i liczyłam, że w mroku nikt się nie zorientuje, że wyglądam jak pomidor. Szczęście w nieszczęściu znaleźli lepszy temat. A ryzyko wiążące się z wypiciem kieliszka stawało się coraz bardziej dopuszczalne. W sumie, to co zepsuję ja, zawsze może naprawić Michael. Nie ma rzeczy niemożliwych, przynajmniej nie dla niego. 

- Uścisnęłaś mu dłoń? – Parsknął na cały bar Alex mało nie upadając z barowego krzesła. Po drugiej stronie siedział Payne walczący ostatkiem sił z chichotem. A więc naprawdę, wszystkie wiadomości roznoszą się z prędkością światła. Cudownie, to będzie piękna noc. – Okej, wszystko wszystkim ja rozumiem, że coś między wami jest ostatnio nie tak, ale uścisk dłoni? Powiedz mi, że to żart, albo, że tak naprawdę macie po pięć lat. To jego urodziny, nie mówię, że masz mu się z rozpędu rzucać się do łóżka, choć pewnie by to nie zaszkodziło, ale okaż facetowi trochę czułości. Zachowałaś się jakby miał jakąś chorobę zakaźną, dobrze ci radzę, przeproś go i złóż życzenia, takie na jakie zasłużył.

- Ja na ten przykład skopałbym ci tyłek jakbyś zrobiła coś takiego.. – Dodał Liam otwierając kolejne piwo.

- Dlaczego mnie to nie dziwi? Nie wiem czy zauważyliście, ale wszyscy jesteście skłonni skopać mi tyłek bez ważniejszego powodu, także takie gadki nie robią już na mnie wrażenia. Przyszłam tu nie wiedząc czy w ogóle chce mnie widzieć, może pomyślcie co byście czuli gdybyście mieli przytulać dziewczynę która rzuciła was kilka dni wcześniej? Może tego nie widzicie, ale to naprawdę nieciekawa sytuacja. Nie musicie się jednak o niego bać, jest tu tyle dobrych lasek, że z pewnością znajdzie sobie towarzystwo. 

- Po ściśnięciu mu dłoni nie masz prawa być zazdrosna. – Powiedział Gaskarth naśmiewając się ze mnie, miał jednak rację, ten tekst nie był na miejscu. Gdy byliśmy razem nawet nie zwracał na nie uwagi, teraz spokojnie może robić co chce a ja nie powinnam się wpieprzać. Nie byłabym jednak sobą gdybym nie powiedziała czegoś głupiego.  – Idź do niego, jestem pewien, że czeka, aż w końcu wymyślisz jakieś życzenia od serca, a nie.. – Nie da mi spokoju. Fakt, podanie ręki było słabe z mojej strony, bo przecież obiecałam, że będziemy już zawsze przyjaciółmi, a oni się tak nie zachowują. Poklepałam chłopców po ramionach i wstałam z miejsca rozglądając się za Ashton’em. Ślad po nim zaginął, nie chował się w tłumie, musiałam więc ruszyć na poważniejsze poszukiwania. Pierwszym podpunktem była łazienka, tam mógł pójść sam, to byłoby całkiem normalne. Jego głos dotarł do mnie jednak znacznie wcześniej, kilka kroków od ringu. Dokładniej: uciekał z zaplecza przez nieznacznie uchylone drzwi. Nie byłabym sobą gdybym nie zaglądnęła do środka. Musiałam wiedzieć z kim rozmawia, nie mówiłby przecież sam do siebie. Szybko tego pożałowałam nie dowierzając własnym oczom.  Diana nie tylko widziała na nim wisiała, ale także przejeżdżając opuszkami po jego policzku wspinała się na palce, a każdy wie do czego to prowadzi. W piątek, w godzinach wieczornych, moja przyjaciółka okazała się dziwką. 
__
jak tam, co tam? pisać proszę, pisać, raz na kilka rozdziałów chyba można coo? jak wrażenia? polecać mi swoje!

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

|chapter.seven| painkiller.

feel me in your bloodstream, see me in the morning
rozzi crane - painkiller (ft.levine)
W mojej głowie zagrzmiała z potężną siłą syrena alarmowa. Automatycznie rozbudziłam się wyskakując z łóżka. Na myśl przyszła mi tylko jedna sytuacja z powodu której Michael mógłby budzić mnie w środku nocy. Komuś stała się krzywda. Ktoś leży w szpitalu. Narzuciłam na siebie bluzę i założyłam dresowe spodnie czując, że z nagłego stresu robi mi się niedobrze. Wybrałam numer przyjaciela, który odebrał już po trzecim sygnale. 

- Ubieraj się, Calum za moment powinien po ciebie przyjechać. - Powiedział i dosłownie w tym samym momencie zadzwonił domofon. Podskoczyłam w miejscu, rozłączyłam się, złapałam torebkę, zamknęłam drzwi i zbiegłam na dół. Hood czekał oparty plecami o samochód. W ciemności nic nie udało mi się wyczytać z jego miny. Grzecznie otworzył przede mną drzwi, a ja zajęłam miejsce pasażera zapinając pasy. Żadnych wyjaśnień. 

- Powiesz mi w końcu co się stało, że nagle, o trzeciej w nocy zwołujecie jakieś super pilne zebranie? - Spytałam zauważając, że sam z siebie o niczym by mi nie powiedział. Ruszył, w świetle wyglądał na bardziej zamyślonego niż przygnębionego. To może być dobry znak. - Coś się komuś stało, tak?

- Nie, na szczęście, jeszcze nie, ale w najbliższym czasie może się to zmienić.. Louis poinformował nas kilka godzin temu, że znalazł magazyn należący do Jonathan'a, gdzieś pod miastem, niedaleko naszego planowanego zakupu. Nie wie co w nim może być, ale po ludziach chodzą plotki, że zabrał się za narkotyki, choć nie chce mi się w to wierzyć, aby właśnie w taki interes zainwestowała twoja siostra. Wiemy też, że od ostatniego wybryku nigdzie nie rusza się sam, a jego goryle to banda uchodźców, pewnie zabrał ich ze sobą z wycieczki.

- A dziewczyna?

- Od tamtej pory słuch o niej zaginął, więcej nie pokazała się na ich terenie, a żaden ze znajomych nic nie wie, bądź nie chce powiedzieć, najgorsze jest to, że chyba dowiedzieli się o Tomlinson'ie, nie wiemy skąd i kiedy dokładnie, ale chłopak jest pewien, że zachował się na tyle ostrożnie, że nie powinno się to wydać, aż tak szybko, także może ktoś z naszej okolicy widział go tutaj. Tak czy inaczej, miał cholerne szczęście, że do swojego mieszkania trafił kilka godzin później niż powinien. Jonathan jednak mu nie odpuści, dlatego przyjechał do nas. Pozwoliliśmy mu na to więc teraz musimy zrobić wszystko aby mieć pewność, że nie zapłaci za to życiem. Stąd to całe spotkanie, o musimy zdecydować co dalej teraz, bo rano może być już za późno. Samo rozglądanie się za nim i pilnowanie aby nikomu włos z głowy nie spadł to gówniane wyjście, na dodatek nie działa. - Monolog Hood'a zajął nam całą drogę do baru. Gdy weszliśmy do środka rozmowa trwała w najlepsze. Wszyscy zdenerwowani do czerwoności. 

- Nie możemy nic z tym zrobić, do cholery, przecież nikt mu nie kazał się w to wpieprzać! Od początku jasno powiedzieliśmy, że to nie jest jego sprawa i ma się trzymać z daleka. Wiedział na co się pisze, więc dlaczego mamy przejmować się tym co będzie dalej? - Powiedziała Diana. Nikt nie uwierzył w to co usłyszał. 

- Chociażby dlatego, że naraził się dla nas, chciał i pomógł nam najlepiej jak mógł i jako jedyny zebrał jakiekolwiek informacje, na dodatek jest przyjacielem, zna się z Harry'm od dziecka. My nie zostawiamy bliskich w potrzebie.. - Zaczęłam przerywając ciszę. - Rozumiem, że jesteś zdenerwowana, każdy jest bo wszystko potoczyło się inaczej niż powinno, bo jeśli chodzi o nasze plany zawsze są do dupy, ale takie gadanie nic nie pomoże. Musimy wziąć głęboki wdech i na spokojnie to przemyśleć, tu nie ma winnych, a mogą być ofiary których nie chcemy. - Stanęłam za Tomlinson'em układając dłonie na jego ramionach. - Zacznijmy od tego, że jedyne osoby które wiedziały o tym co robi są dziś tutaj z nami, mam racje? 

- Shay, czy ty sugerujesz, że ktoś z nas by go sprzedał? - Spytał Styles. Zapewne każdemu z nich na usta cisnęło się to samo pytanie. Jeszcze kilka dni temu sama bym w to nie wierzyła.

- Sugeruje, że ktoś boi się bardziej niż reszta i popełnił błąd. Zwątpił w nas, miał prawo i stało się coś nieplanowanego. Nie twierdzę, że to w stu procentach prawda, bo ufam wam nad życie i wiem, że zawsze może być inne wyjście. Jeśli jednak mam rację, proszę aby ta osoba pomyślała, że stawką jej lub jego słów jest życie chłopaka. Nie chcę też aby ktokolwiek się do tego przyznawał, wolałabym nie wiedzieć kto mógłby to być. Mam nadzieję, że zapomni o strachu i ponownie odnajdzie w nas rodzinę, aby spojrzał na wszystkich po kolei i pomyślał co będzie jeśli przez jego kolejną decyzję następnym razem przy stole kogoś zabraknie. - Na sali zapadła cisza. Zabolało mnie serce gdy pomyślałam, że któregoś wieczora będzie tu mniej krzeseł niż tej nocy. - To nie jest zabawa z Jonathan'em, on naprawdę potrafi zrobić krzywdę i każdy z nas w którymś momencie swojego życia się o tym przekonał. Musimy zacząć działać i dowiedzieć się kim jest ta dziewczyna. Choćbyśmy mieli wyciągnąć to siłą z mojej siostry. 

- Shay ma rację, prawdopodobnie ona jest jedyną osobą, która może nas bez problemu do niego doprowadzić. Sam z pewnością nie pokaże się w okolicy, a nie wiemy jak dokładnie wyglądają jego ludzie co znacznie psuje nam szyki, ale w żaden sposób nie zniechęca. Jedno jest pewne, nikt nie wychodzi na miasto sam, niezależnie od płci i siły fizycznej. Jeśli dowiem się, że ktoś się szlaja, sam, osobiście skopię mu tyłek. A teraz, musicie się wyspać, bo jutro czekam na jakieś genialne plany względem znalezienia dziewczyny. - Powiedział Michael jednak nikt się nie ruszył. - Myślę, że powinnaś zabrać go do siebie.. - Skierował do mnie półszeptem, brodą wskazując na podnoszącego się Louis'a. Skinęłam głową. Tak będzie najłatwiej. 

- Czekajcie, jest jeszcze coś. O ile się nie mylę, zapiski które dostałem w sprawie magazynu powinny znajdować się w samochodzie, ja nie wiele z nich rozumiem, ale może wam oświecą one jakoś sytuację. Mój przyjaciel dużo ryzykował aby je zdobyć, ale niestety z nerwów nie są zbyt czytelne. Mam nadzieję, że dowiecie się z nich nieco więcej. - Odezwał się Tomlinson automatycznie kierując się w stronę drzwi. Niezależnie od tego w jakiej sytuacji się znajdował nadal chciał nam pomóc, nie wyglądał na kogoś kto żałowałby wcześniej podjętej decyzji, naprawdę stawał się jednym z nas. Trzymając się zasady Clifford'a tuż za nim pojawił się Ashton. 

Kilka sekund później, po zamknięciu się za nimi drzwi, do wszystkich dotarł odgłos strzału. Na moment każdy zamarł w miejscu, po czym wszyscy rzucili się do wyjścia. Jedyne co zauważyłam to Ashton biegnący w stronę całkowitego mroku. Ashton. Pistolet. Mrok. Kurwa. Mać. Z tymi słowami wybiegłam na środek ulicy ślepo wlepiając swój i tak słaby wzrok w ich kierunku oczekując jakiegokolwiek znaku, aby mieć pewność, że nic się nie dzieje, że są cali i zdrowi. W myślach modliłam się aby za żadne skarby nie padł kolejny strzał, wyklinałam także na wszystkie możliwe sposoby Jonathan'a który posunął się zdecydowanie za daleko. Jeszcze nigdy nie doszło do tego aby ktokolwiek użył broni. Od samego początku tych pieprzonych kłótni byłam przekonana, że to jest granica bezwzględna, nawet dla tego skończonego gnojka. Najwidoczniej nie ma tutaj żadnych zasad. Co po zeszłorocznych zachowaniach nie powinno mnie aż tak mocno dziwić. Nie mogę być przecież, aż tak naiwna, by wierzyć, że on może zachowywać się fair. 

Z rozmyśleń wyrwał mnie donośny, ochrypły jęk. Odwróciłam się zauważając leżącego przy samochodzie Louis'a. Jak do licha mogłam o nim zapomnieć? W mgnieniu oka znalazłam się przy nim patrząc na ranę w klatce piersiowej i białą bokserkę kąpiącą się w krwi. Wyciągnęłam kluczyki od samochodu i z trudem pomogłam mu wstać, po czym wepchnęłam go na tylne siedzenie sama zajmując miejsce za kierownicą. Niespełna dwadzieścia minut później, pędząc w ciemności i łamiąc większość przepisów drogowych. Wyskoczyłam z auta wbiegając na hall aby poprosić kogokolwiek o pomoc. Dwóch ratowników niezwłocznie ruszyło z noszami wnosząc go automatycznie na salę. A mi pozostało czekać. Na wieści o stanie Louis'a i chłopaków bez których każda minuta niewyobrażalnie się dłużyła. Nie wiedząc co ze sobą zrobić, usiadłam na plastikowym krześle podsuwając nogi pod brodę. Z całych sił, lecz nieudolnie próbowałam odsunąć od siebie wszelkie czarne scenariusze. Co jeśli jednak któryś z nich się sprawdzi? Jeśli tym razem nie będą mieli pieprzonego szczęścia? W tym momencie nie mieli równych szans, a nie byli niezniszczalni.

Otworzyły się drzwi, przez które przeszedł pierwszy lekarz. Mimo prób i błagań dowiadując się, że nie jestem rodziną, nawet nie chciał na mnie spojrzeć, a co dopiero o czymkolwiek istotnym poinformować. Gdy za nim wyszło dwóch zmęczonych, lecz widocznie zadowolonych pomocników wywnioskowałam, że nie może być tak źle jak myślałam. Jednak dopiero widok Louis'a wiezionego do osobnego pokoju i Lisy znajdującej się tuż przy nim ukoił moje wątpliwości choć na chwilę. Jeśli byłoby z nim źle przyjaciółka od razu by mnie o tym poinformowała, a tak spał. Na szczęście, bo dzięki temu może choć na chwilę odpocząć od bólu.

W myślach jednak nadal widniał jeden wielki znak zapytania. Od mojego przyjazdu minęło dobre czterdzieści minut, a telefon milczał jak zabity. Wpatrywałam się w niego jak idiotka niemo nawołując o jakąkolwiek wiadomość. Prośby zostały wysłuchane i kilka minut później na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Calum'a.

- Gdzie jesteś? - Spytał jak gdyby nic nigdy się nie stało. Miałam ochotę na niego nawrzeszczeć, wykrzyczeć, że jest skończonym palantem, skoro kazał mi czekać tyle czasu, że wariowałam i byłam przekonana, że coś im się stało, że leżą gdzieś w krzakach, ale ograniczyłam się do poinformowania ich o szpitalu. Lepiej będzie to zrobić twarzą w twarz, może wtedy zrozumie co czułam. Zapomniałam jednak o zjechaniu przyjaciela kiedy przez próg przeszedł Ashton. Mimowolnie podniosłam się z miejsca i pobiegłam w jego stronę z całej siły uderzając go w klatkę piersiową. Rozszarpać to mało.

- Co ty sobie kurwa mać wyobrażasz? - Spytałam podnosząc głos. Czując jak moje policzki zaczynają płonąć z nerwów, odepchnęłam go po raz kolejny, licząc, że to go zaboli. - On miał broń! Ty nie jesteś pierdolonym Hulkiem! Cholera jasna, wiesz co mogło się stać? Wyobrażasz to sobie? Czy ty kiedykolwiek bierzesz pod uwagę skutki jakie mogą nastąpić gdy zachowujesz się tak kurewsko nieodpowiedzialnie? Matko! I masz czelność mówić mi, że to ja nie myślę?! Masz w dupie co ci się stanie, zawsze igrasz z losem, ale czy mógłbyś choć raz się zastanowić co ja wtedy czuję? A jeśli nie ja, to co poczują twoi przyjaciele jeśli następnym razem ci się nie poszczęści? - Poczułam jak do oczu napływają mi łzy. Moje serce cieszyło się jak głupie, że nic mu się nie stało. Mój mózg zaś chciał to naprawić i dać mu nauczkę, że niekiedy trzeba się powstrzymać. Nagle, nie zważając na moje popchnięcia, przytulił mnie do siebie najmocniej jak potrafił i chciałam aby tak zostało, aby mnie trzymał i już więcej za żadne skarby nie puścił, ale nie mogłam. Wyrwałam się i zrobiłam kilka kroków w tył odsuwając się na bezpieczną odległość.

- Shay, nic mi nie jest, naprawdę.. - Powiedział próbując się do mnie zbliżyć. W odpowiedzi pokręciłam głową, zrozumiał i zatrzymał się w miejscu. W tym momencie dotarło do mnie, że to koniec, że niezależnie od tego jak bardzo będziemy się starać i walczyć o to wszystko, nie uda nam się. Z jakiegoś powodu po prostu nie nadajemy się na parę. - Przepraszam, ja..

- Nie chcę twoich przeprosin, nie chcę już tego słyszeć. Ashton dobrze wiesz, że to nie pierwszy i znając ciebie nie ostatni raz kiedy robisz coś takiego, ja już tak nie potrafię. Nie zniosę myśli, że ktoś ci zrobi krzywdę, że czujesz ból, niezależnie od tego jak wytrzymały jesteś. Nie mogę dłużej się o ciebie bać, gdy ty masz to gdzieś. - Zrobiłam pauzę na głębszy wdech, lecz gdy tylko otworzył usta nie pozwoliłam mu dojść do głosu. - Wiem, że twierdzisz, że jest inaczej i nie zapomniałam, że jesteś świetny w tym co robisz i widziałam cię nie raz w swoim żywiole, ale życie to nie ring. Tutaj w końcu ktoś tak jak dziś zagra nie fair, a ja będę siedzieć i ponownie się modlić, abyś wyszedł z tego cało. Twoje szczęście w końcu się skończy.

- Nie zrobiłbym tego, gdyby Louis..

- Louis leżał ledwo dysząc obok samochodu. Wiesz co powinieneś zrobić aby mu pomóc? Najlepiej przywieźć go tutaj od razu zamiast usilnie próbować znaleźć się tu razem z nim. Nie zrobisz nic dobrego, jeśli będziesz leżał w szpitalu, a w końcu tak to się skończy, o ile dobrze pójdzie, wiesz o tym? - Starłam dłonią jedną ze spływających po policzku łez. Nie miałam siły ich powstrzymywać. Teraz trzeba postawić kropkę nad i. - Nie tylko ty dusisz się w tym związku. Ja wiem, że popełniłam cholernie dużo błędów i nie byłam taką dziewczyną na jaką zasługujesz. Przepraszam za to bo zmarnowałam dwa lata twojego życia, ale mam nadzieję i wierzę w to z całego serca, że w końcu spotkasz tą odpowiednią, która cię doceni. Ja nie potrafiłam tego zrobić, ani poradzić sobie ze stresem. Jesteś najukochańszym i zarazem najbardziej wkurwiającym facetem jakiego znam, a mimo to jest z ciebie idealny materiał na chłopaka, problem w tym, że nie dla mnie.

- Obiecałaś.

- Wiem, pamiętam, ale ja nie uciekam, zawsze będę blisko. Jesteś dla mnie ważny i to się nigdy nie zmieni, nie wyjadę z miasta tylko dlatego, że nam się nie udało. Nie zostawiam cię, pamiętaj, że zawsze masz we mnie przyjaciółkę, kiedy tylko będziesz jej potrzebował, jestem obok. - Powiedziałam, wyciągnęłam z kieszeni klucze i odpięłam ten od jego mieszkania. Mimo iż protestował wsunęłam mu go w przednią kieszeń i odwróciłam się. Nie byłam w stanie dłużej znieść jego przesyconego bólem spojrzenia więc skierowałam wzrok na siedzących pod salą siedmiu młodych mężczyzn, moich najlepszych przyjaciół. Wszyscy tutaj, jak za dawnych, nie najlepszych czasów. Michael widząc mnie podniósł się z miejsca rozkładając ramiona abym mogła się w niego wtulić. Nie miałam na to najmniejszego zamiaru. - Nie radzę ci, nie dotykaj mnie, nawet się nie zbliżaj. Wy, gówniarze, jeszcze raz zrobicie coś takiego, rzucicie się biegiem za kimś kto może was położyć jednym naciśnięciem spustu, a przysięgam, na wszystkich w tym szpitalu, że zabiję was gołymi rękami.

- Oh, lubię jak mi grozisz. - Zaśmiał się cicho Clifford i niezależnie od tego czy chciałam, czy nie objął mnie wręcz podduszając. Wbiłam mu z całej siły palce w bok, aby puścił, ale i tak zrobił to dopiero gdy miał na to ochotę wcześniej muskając ustami czubek mojej głowy. - Zachowujesz się jak matka, a nie siostra, mała, ale nikt się tu ciebie nie boi, niestety każdy z nas wie, że nie umiesz się bić.

- Nie musisz się o to martwić, zapewniam, że mam swoje sposoby. - Nagle drzwi ponownie się otworzyły. Wszyscy odwrócili się w ich stronę, a ja zdałam sobie sprawę, że przez cały ten czas kogoś brakowało. Diana, nie wyszłam z nami na dwór gdy Louis został postrzelony. Nie było jej kiedy jechałam do szpitala, skąd więc wiedziała gdzie nas znaleźć? Chciałam spytać, jednak przypomniałam sobie, że jej chłopak siedział nieopodal mnie i był jedyną sensowną odpowiedzią. Reakcja dziewczyny wskazywała jednak, że to nie z nim rozmawiała, nie o niego się martwiła. Moja przyjaciółka z rozbiegu rzuciła się na mojego.. rzuciła się na Ashton'a dosłownie wieszając mu się na szyi. O ile dobrze pamiętam, Calum biegł tuż za nim, równie dobrze to jego mogło coś trafić. Gdy odwróciłam się aby sprawdzić jego reakcję była mniej więcej podobna do mojej. Irwin w tym czasie jak gdyby nigdy nic przytulił ją do siebie. Moje serce wcześniej rozbite na milion kawałków teraz przypominało czarną dziurę wsysającą resztki pozytywnych emocji. Dopiero po chwili dziewczyna przypomniała sobie, że na holu jest też Hood, który nie wydawał się być zbyt skłonny do czułości. - Myślę, że powinniśmy się już zbierać, zaraz zacznie świtać, lekarze i tak nam nic nie powiedzą, Lisa też nie może póki nie skończy zmiany, musimy więc poczekać. Może zrobimy tak, że jutro otworzymy bar z kilkugodzinnym opóźnieniem, a wszyscy przyjdziemy tutaj, co wy na to?

- Jak najbardziej. - Powiedział Alex wstając z miejsca. Ruszył w moją stronę mierzwiąc dłonią moje i tak już rozczochrane włosy. Parsknęłam wywracając oczami. - I tak jutro ja z Niall'em jestem na pierwszej zmianie. Właśnie, panowie, zapraszam do samochodu nie będziecie mi się szlajać po nocach. Jeszcze zawieruszycie mi się na mieście i gdzie ja znajdę drugich takich pracowników, co? - Spytał pokazując na siedzących obok siebie blondynów, którzy grzecznie wstali i ruszyli za szefem. Wyglądali na piekielnie zestresowanych, jakby mieli przeczucie, że do nas nie pasują, jednak każdy z nas, wiedział już od pierwszego dnia, że są jednymi z nas. Nikt przecież nie trafiał do klubu przypadkowo.

- Pójdę tylko do Lisy i poproszę, aby na wszelki wypadek, gdybyśmy przyjechali później, a on będzie już przytomny, poinformowała go, że byliśmy tu w nocy. Z pewnością poczuje się lepiej, że o nim nie zapomnieliśmy. - Powiedział Harry nakładając na siebie kurtkę.

- Dobry pomysł. - Uśmiechnął się Michael i narzucił na mnie swoją bluzę. No tak, na dworze nie było najcieplej a ja z całego zamieszania zapomniałam zabrać swojej z baru. - Ktoś jeszcze prócz nie mającej czasu i ochoty by kupić sobie samochód księżniczki, potrzebuje podwózki? - Spytał rozglądając się po korytarzu. To nie było tak jak mówił. Ja po prostu nie znalazłam odpowiedniego auta, które będzie dobre i tanie. Nie mam zamiaru tak jak oni wydawać wszystkie oszczędności na zabawki. Póki co, zawsze znajdzie się jakiś dojazd, w ostateczności taksówka.

- Damy sobie rade, uciekajcie spać, ja poczekam na Styles'a i tak mam go po drodze. - Odezwał sie Liam, tak zrobiliśmy. Gdy dotarłam pod dom wybiła czwarta pożegnałam się z przyjacielem i weszłam do mieszkania. W myślach błysnął mi pomysł pójścia spać w ubraniach, ale szybko z niego zrezygnowałam wskakując pod prysznic. Nie było mi jednak dane położyć się do łóżka, bo gdy tylko założyłam piżamę rozległo się pukanie do drzwi. Stwierdzając, że to coś ważnego, skoro ktoś jest na tyle odważny by odwiedzać mnie o tej godzinie, poszłam otworzyć. Stanęłam twarzą w twarz z Calum'em. Smutnym, zmęczonym i na dodatek mokrym co uświadomiło mi że za oknem panuje ulewa. Wpuściłam go do środka pomagając zdjąć przesiąkniętą wodą koszulę. Z bliska dało się wyczuć zapach piwa, najwidoczniej koniecznością było wstąpienie do monopolowego.

- Nie wiedziałem gdzie mam się podziać, jeśli przeszkadzam.. - Zaczął, a gdy zaprzeczyłam ściągnął buty i rozsiadł się na kanapie. Wlepił ślepo wzrok w przestrzeń chyba zastanawiając się co i jak ma powiedzieć. - Shay, tym razem to ja trzasnąłem drzwiami i nie wiem czy nie popełniłem największego błędu w swoim życiu. Po prostu zdenerwowałem się, bo ona nie widzi nic złego w tym, że cały swój wolny czas spędza z Ashton'em i powoli przestaje mnie zauważać. Nie chcę abyś myślała, że uważam, że do czegokolwiek między nimi doszło. Wiem, że nie, bo to mój najlepszy przyjaciel, nie zrobiłby czegoś takiego, za długo się znamy.. to jej nie ufam. Ona nagle zaczęła zachowywać się inaczej, jakoś dziwnie, oddala się ode mnie z prędkością światła.. - Wpadł w słowotok. A więc nie tylko ja miałam wątpliwości, nie tylko w mojej głowie pojawiła się masa pytań bez odpowiedzi i podejrzenia doprowadzające do szaleństwa. - Nie wiem czy powinienem ci o tym mówić, ale kilka dni temu Irwin rozmawiał ze mną o tobie, że się boi, że jesteś z nim tylko dlatego, że cię ochroni, że wiesz jak wiele byłby dla ciebie w stanie poświęcić więc możesz być spokojna, przyszło mu do głowy, że już go nie kochasz. Wyśmiałem go, bo przecież nigdy nie chciałaś aby ratował ci tyłek, nie jesteś taką dziewczyną, wręcz przeciwnie, pewnie sama oddałabyś za niego życie. Diana jednak może taka być. Wiele przeszła, była w okropnym związku i może teraz czuje się przy mnie bezpieczna. Nie szczęśliwa, usatysfakcjonowana, ale bezpieczna. A ja ją kocham, wiesz? - Odwrócił głowę w moją stronę. Był w rozsypce, po raz pierwszy. - Od kiedy pamiętam ją kocham, ale nie jestem pewien czy to takie samo uczucie jak na początku. Bo ona już z pewnością nie jest tą samą dziewczyną, którą była. Nie ma pogodnej, radosnej, pewnej siebie Diany. Nie ma tej z którą chciałem spędzić resztę życia. Czy to źle, że jej o tym powiedziałem? Że wypomniałem jej Ashton'a?

- Nie, Calum. Musiałeś to zrobić, dobrze, że powiedziałeś w końcu co czujesz. Nie możesz zawsze na wszystko się godzić i chować w sobie. Może po prostu, najzwyczajniej w świecie, się pogubiła. Każdy tak ma, że w końcu zabłądzi. Najważniejsze w tym wszystkim jest to aby znaleźć kogoś kto z powrotem naprowadzi cię na odpowiedni tor. Jestem przekonana, że gdzieś tam w środku nadal jest twoja dziewczyna i że uda wam się ją przywrócić do żywych. Nigdy nie powinniście z siebie rezygnować z powodu kilku nieprzyjemności.

- Przepraszam, ale czy ty tak nie zrobiłaś?

- Po pierwsze, ja nie zrezygnowałam, ja skończyłam to tylko dla naszego dobra, w końcu każde by zwariowało i pozabijalibyśmy się, po drugie, to nie o mnie mamy rozmawiać. Może miłość nie zawsze wystarczy, aby uratować to co jest między dwoma osobami, ale zawsze warto spróbować, nie możesz się poddać, nie teraz, przecież nie może być sama, nie da rady.

- Nie będzie, nie jest. Ja będę jej pilnował, przecież wiesz, że zawsze będę przy niej, chodzi o to, że nie chcę być z kimś kto mnie nie kocha. - Powiedział i jego głos się załamał. Oparł łokcie na udach chowając twarz w dłoniach. Rozumiałam co czuje, z jednej strony był zobowiązany aby z nią być, bo chciał o nią dbać, czuł, że musi to zrobić, że każdy tego od niego wymaga, a z drugiej zaś coś podpowiadało mu, że choć raz w życiu powinien pomyśleć o sobie. O tym czego on chce i potrzebuje. Może właśnie coś takiego czuł przez ostatnie tygodnie Ashton? Może wcale mnie nie kochał, ale był ze mną z wyimaginowanego obowiązku. Niezależnie od tego, to nie ja byłam w centrum zainteresowania, chodziło o mojego wykończonego przyjaciela. Podniosłam się z miejsca i zmusiłam go aby zrobił to samo przesiadając się na fotel.

- Jutro sobie na spokojnie o tym porozmawiamy, jak się wyśpisz i będziesz myślał trzeźwo. - Wyciągnęłam pościel i zaścieliłam mu kanapę, po czym podeszłam do szafy i wyciągnęłam największą, niegdyś jeszcze koncertową koszulkę zespołu green day. Rzuciłam mu ją przez chwilę przyglądając się jak się rozbiera. Był ładnie zbudowany, wysoki, nie przesadnie napakowany, lecz wysportowany. Nie jednej zawrócił i zawróci jeszcze w głowie.

- Kochanie, twój wzrok nie pozwala mi się ubrać. Ja wiem, że mamy dużo wspólnego, nasze związki się sypią, ale niezależnie od wszystkiego, nie pomogę ci rozładować stresu. Żadnego dobierania, choćbyś błagała. Za dużo o tobie wiem aby ryzykować. - Zaśmiał się nakładając mi na twarz swoją koszulkę. Wywaliłam ją na ziemię czując, że ze wstydu robię się czerwona. Przynajmniej poprawiłam mu humor.

- Rozładować stres? Jesteś obrzydliwy i nie pochlebiaj sobie proszę, mój wzrok miał jedynie świadczyć o tym, że nie wyglądasz jak pulchny pączuszek sprzed kilku lat, co nie zmienia faktu, że twoje słowa były cholernie niepoprawne, dość odrażające i pod żadnym pozorem nie wchodziły w grę. - Roześmiana wykrzywiłam się popychając go na łóżko, orientując się przy tym, że niezależnie od tego jak przystojni byli moi przyjaciele, nigdy nie potrafiłam spojrzeć na nich w ten sam sposób co na Irwin'a. Od samego początku zastępowali mi rodzinę i za nic bym tego nie zmieniła. Reakcja Calum'a pokładającego się ze śmiechu wskazywała, że takie relacje damsko-męskie bez żadnych podtekstów seksualnych są możliwe. Chłopak wstał, przytulił się do mnie, podziękował, cmoknął mnie w czoło i ponownie rzucił się na kanapę. Zgasiłam mu światło i zrobiłam to samo w sypialni mając nadzieję, że to była ostatnia pobudka przed tą planowaną.

Na szczęście obudził mnie dopiero zapach śniadania, a później radość, że ktoś naprawdę je dla mnie zrobił. Zegarek wskazywał jedenastą, cóż sześć godzin nie jest najgorszym wynikiem. Wyszłam przeciągając się do salono-kuchnio-jadalni zastając krzątającego się Hood'a. Dobrze było widzieć, że miał lepszy humor już od samego rana, a na dodatek wyręczył mnie z gotowania. Bosko. Zaspana machnęłam mu ręką na dzień dobry i usiadłam przy blacie. Pod nos podstawił mi jajecznicę i tosty. Chciałam poprosić jeszcze o kawę, ale nim zdążyłam to zrobić ona także znalazła się pod ręką.

- Mały rewanż, za to, że mnie przygarnęłaś, wysłuchałaś i pozwoliłaś przenocować. - Powiedział ze swoim chłopięcym uśmiechem siadając obok mnie. Od kiedy to wielki wyczyn, że pozwala się spać najlepszemu przyjacielowi w swoim mieszkaniu?

- Jeśli tak ma wyglądać każdy poranek, to mój drogi, nie ruszasz się z tej kanapy. - Zapewniłam wgryzając się w chleb. Nawet tosty robił lepsze ode mnie. Czy każdy facet jakiego znam musi tak dobrze gotować? - Jakieś wieści o tej godzinie?

- Dość sporo. - Po uśmiechu wywnioskowałam, że dobre. - Lisa wracając ze swojej zmiany dzwoniła, że Louis jest cały, nic wielkiego mu się nie stało więc szybko się z tego wyliże, w południe mamy u niego być, wypadałoby mu coś kupić więc zjesz, zajedziemy do mnie po jakieś rzeczy, bo nie mam zamiaru pożyczać twoich dżinsów i skoczymy do sklepu. Jutro są urodziny Ashton'a, także pomożesz mi coś dla niego znaleźć, co? - SZLAG. Sama powinnam coś dla niego kupić, po wszystkim, mój dotychczasowy prezent raczej się nie nada. - Michael powiedział, że dopilnuje aby dopiero w piątek wieczorem przyjechał, zapewnił, że zaprosił wszystkich znajomych jacy przyszli mi do głowy, a Alex obiecał, że o niczym nie zapomni, także impreza powinna się udać. Na dodatek myślałem o tobie..

- Jeśli chodzi o wczorajszą rozmowę, zapomnij, to naprawdę nie był ten wzrok..

- Matko, nie o to mi chodziło. Naprawdę tylko jedno ci w głowie? Wstydziłabyś się. - Zaśmiał się kręcąc głową z niedowierzania. - Miałem na myśli to, że zawsze grozisz nam, że nauczysz się bić i pokopiesz nam tyłki, to może nie być takim złym pomysłem jakim wydawało mi się do tej pory. Wręcz całkiem dobrym, jeśli twoim trenerem zostałby ktoś taki jak ja. Nie mówię, że kiedykolwiek wejdziesz na ring, bo doskonale zdajesz sobie sprawę, że nie masz tam wstępu, ale nie zaszkodziłaby znajomość kilku ciosów.

Oczywiście, za każdym razem gdy rzucałam do nich takimi tekstami robiłam sobie jaja, ale w tym momencie musiałam się z nim zgodzić. Praca nad moją wiecznie marną kondycją wyszłaby mi an dobre przydając się chociażby do ucieczki która w niektórych przypadkach potrafi uratować życie. A kto wie, jeśli co nieco mi wyjdzie to przy spotkaniu z tajemniczą blondynką zawsze może się przydać. Żaden z chłopaków nie podniesie na nią ręki, a mi prócz braku umiejętności nic nie stoi na przeszkodzie.

- Kiedy i gdzie a będę. - Zapewniłam i z ochotą dojadłam śniadanie. Od dawien dawna nie zjadłam aż tak dużej porcji o tak wczesnej godzinie. Dziękując wróciłam do sypialni. Wschodzące słońce upewniło mnie, że jest na tyle ciepło, aby złożyć dość luźne, krótkie czarne spodenki z wysokim stanem i brązową koszulkę z podwiniętymi rękawami. Związując w koka włosy wróciłam do czekającego cierpliwie przyjaciela. Zabrałam torebkę i wyszliśmy. Po drodze do szpitala odhaczyliśmy wszystkie podpunkty. Calum przebrał się a za prezent posłużyć nam miała płyta ulubionego zespołu Louis'a i zestaw czekolad, gdyż żadne z nas nie mogło zdecydować się na jedną. Gdy dojechaliśmy na miejsce chłopak na szczęście czuł się już znacznie lepiej, a na widok odwiedzającej go grupy mało nie wyskoczył z łóżka. Ile razy mogę powtarzać, że nie zostawiamy przyjaciół w potrzebie aby w końcu mi ktoś uwierzył? Po dwóch godzinach rodzinnej atmosfery i rozmów odezwał się mój telefon. Na wyświetlaczu pojawiła się wiadomość od Lisy.

Do: Shay
Od: Lisa
Treść: Mam prośbę, to pilne, możesz przyjechać?

Prośba. Pilne. Oczywiście, że mogę, tylko co tym razem się stało?
__
krótszy, mam nadzieję, że się spodoba, piszcie co myślicie!