czwartek, 6 sierpnia 2015

|chapter.eight| high hopes.

i'm just scared of never feeling it again
kodaline - high hopes
Odwołałam plany dotyczące prezentu dla Ashton’a, pożyczyłam samochód niezadowolonego z tego faktu Michael’a i najszybciej jak mogłam znalazłam się pod moim budynkiem w którym piętro wyżej Lisa wynajmowała mieszkanie z Alex’em. Zaniepokojona jej wiadomością wbiegłam na górę mało nie wypluwając przy tym płuc. Otworzyła mi drzwi drżąca i zapłakana, jakby mniejsza i bardziej bezbronna niż zwykle. W oczy rzuciły mi się jednak spakowane za nią walizki. Nie wiedząc co powiedzieć przytuliłam ją do siebie najmocniej jak umiałam. Całkowicie się rozkleiła. Nie puszczając kopniakiem zamknęłam drzwi i zaprowadziłam do salonu. Gdy usiadłyśmy na kanapie odgarnęłam jej przyklejone do policzka włosy za ucho. 

- Maleństwo, mów co się stało. Alex coś odpieprzył? Pokłóciliście się, powiedział coś nie tak? Jeśli chcesz to z nim porozmawiam, dobrze wiesz, że czasem pieprznie co mu ślina na język przyniesie, nigdy nie myśli..

- To nie o niego chodzi, naprawdę. Ja wiem, że obiecywała nie raz, że zostanę tu na zawsze, że was nie zostawię i nie chcę tego robić, ale muszę.. – Musi? Fakt, walizki wskazywały wyjazd, ale nie przyszło mi do głowy, że chce uciec. To nigdy nie wchodziło w grę, jeśli chciała mi się usprawiedliwiać nie musiała tego robić. Cokolwiek było powodem dla którego robiła przerwę od tego całego zamieszania, musiało być ważne, nie śmiałam w to nawet wątpić. Chciałam rozwiać i jej zmartwienia, ale nie dała mi dojść go słowa. – Shay, proszę cię tylko o jedno, abyś każde moje słowo zostawiła tylko i wyłącznie dla siebie, dobrze? Niezależnie od pytań, od ich nerwów, dociekliwości i nacisku. Nie ważne co się stanie byłabym wdzięczna jeśli nikt by się o tym nie dowiedział..- Mówiła powstrzymując kolejną falę łez. Wzrok miała wbity w panele podłogowe koloru mlecznej czekolady. W powietrzu unosił się kojący zapach kadzidełek, a ja nie potrafiłam rozluźnić się zaskoczona jej prośbą. Od kiedy chciała aby w naszej grupie były jakiekolwiek tajemnice? Powód i cel jej wyjazdu miał zostać między nami, albo nie chciała aby ktokolwiek z nas pojechał za nią i przekonywał do powrotu.. albo bała się, że ktoś ją znajdzie. Czy Lisa właśnie zgodziła się z moją teorią, że ktoś wśród nas jednak może nie być w pełni szczery? Ciężko w to uwierzyć, że ktoś po tylu latach byłby w stanie sprzedać swoich najlepszych przyjaciół, ale nie raz w historii takie sytuacje się zdarzały. Nic nie jest niemożliwe. Na dodatek dziewczyna wyglądała na naprawdę przerażoną, a w jej przypadku taki stan nie pojawia się z błahego powodu. Obie wiedziałyśmy, że coś jest nie tak. – Proszę, obiecaj mi to, teraz. – Naciskała łapiąc moją dłoń i przeplatając nasze palce. Nie mogłam jej z tym zostawić, więc niepewnie skinęłam głową wyobrażając sobie reakcję Alex’a. Przez sekundę odetchnęła z ulgą, później jakby przypominając sobie, że dalej nic mi nie powiedziała ponownie cała się spięła. – Ostatnie dni wprowadziły więcej zamieszania niż mogłam przewidzieć, poczynając od próby porwania..

- Lis, skarbie, jeśli chcesz mi powiedzieć, że potrzebujesz przerwy, boisz się i dlatego chcesz i musisz odejść, ja rozumiem. Nie dziwię się, nie jesteś tu bezpieczna, każdy wie, że tylko dzięki tobie wielu z nas uszło z życiem, jak widać nie są ci tego w stanie przepuścić. Przeżyłaś wystarczająco dużo zeszłego lata, za nic nie powinnaś do tego wracać i dobrze, że się już spakowałaś bo pewnie koniec końców sama musiałabym to zrobić i cię wywieźć. Najbardziej z nas wszystkich zasługujesz na chwilę spokoju.. 

- Nie, nie, nie. Nie o to chodzi, o żaden urlop.. znaczy nie całkiem. Jeśli mogłabym, jeśli zależałoby to tylko ode mnie, zostałabym tutaj z tobą, bo właśnie o ciebie najbardziej się boje, dlatego tak ciężko mi wyjechać, nie chcę tego robić. Sęk w tym, że po raz pierwszy to nie ja jestem najważniejsza, nie odpowiadam tylko za siebie.. – Urwała półszeptem powoli podnosząc na mnie wzrok. Instynktownie spojrzałam na jej dłoń ułożoną na podbrzuszu. Mimo łez i strachu w jej oczach zaświeciła się iskierka, a ja niezależnie od sytuacji w której się znalazłyśmy z trudem stłumiłam pisk radości. – To dopiero szósty tydzień, dowiedziałam się na badaniach i od tamtej chwili zastanawiałam się nad kolejnym krokiem. Miałam cholerne szczęście, że facet nie chciał mi nic zrobić, ale nie mogę już dłużej liczyć na kolejne cuda. Narażanie swojego życia, to żadna nowość, ale dziecko.. to dwie inne sprawy które nie mają porównania, mam nadzieję, że wiesz co mam na myśli..

- Jak śmiesz w ogóle pytać?! Od tej sekundy twoje bezpieczeństwo jest moim priorytetem, nie możemy w żadnym wypadku pozwolić na to aby coś stało się naszemu dziecku, choćbym miała załatwiać eskortę i wywieźć cię na drugi koniec kraju. Matko boska i my jeszcze nie wyruszyłyśmy? Już wiesz, gdzie jedziemy?

- Naszemu dziecko? Jedziemy? 

- No oczywiście, że naszemu, co myślałaś? Nie licz na to, że wykiwasz mnie z roli matki chrzestnej, co znaczy, że w dużej części ta kruszyna jest też moja. Radzę ci się z tym pogodzić, że nie zostawicie bobasa dla siebie, w tej rodzinie trzeba się dzielić. Mały, albo mała będą mieli największą gromadę wujków i ciotek w całym mieście. – Zaśmiałam się wlepiając wzrok w jej rozpromieniony uśmiech. Od kiedy pamiętam Lisa chciała mieć dziecko i założyć pełną rodzinę z Alex’em ale nigdy nie znaleźli odpowiedniego momentu. Najpierw ślub, z którym chłopak zwlekał kilka lat, dom, który dopiero budują i dopiero, dwie małe stópki które będą latać po naszym barze. Jedno jest pewne, będzie najwspanialszą mamą, odpowiedzialną lwicą która odda wszystko za tych których kocha. Może według niej ta chwila na macierzyństwo nie była najlepsza, lecz moim zdaniem nie mogła trafić lepiej. Ucieczka stąd przy jej charakterze, w takiej chwili może uratować jej życie. – Mówiąc o rodzinie, pan Gaskarth wie, że już wkrótce zostanie tatą?

- Dowie się dopiero jak wrócę. Właśnie dlatego to z tobą o tym rozmawiam. Może to przez te hormony, może i nie, nie mam pojęcia dlaczego, jednak powoli przestaję ufać niektórym osobą w naszym gronie. Nie powiem o kogo chodzi, nie chcę awantur i nie mam pewności, jednak wasza dwójka, ty i Alex, jest mi najbliższa. Na was nigdy się nie zawiodłam, wiem, że zawsze mogę na was liczyć i wasza przyjaźń to jedyna pewna sprawa w moim życiu. Jeśli jednak chodzi o mojego narzeczonego, który jest członkiem tego cholernego klubu, cokolwiek powiem automatycznie przedostanie się do całej reszty. Tak działają ich męskie zasady które zbyt dosłownie do siebie biorą, a ktoś musi wiedzieć. Z kimś muszę mieć przecież kontakt aby wiedzieć co tu się dzieje, rozumiem, że proszę o wiele, chcąc abyś to przed nimi ukrywała, ale..

- Lisa, nie ma problemu, obiecuję, że jeśli nie chcesz, nie pisnę ani słowa. 

- Dziękuje, wiedziałam, że i teraz mnie nie zawiedziesz. Gdybyś spotkała dziś Alex’a porozmawiaj z nim, bo pewnie pomyśli, że go zostawiłam. Powiedz tylko, że wyjechałam, że nie miałam wyjścia. Nie mów gdzie, bądź dlaczego. Upewnij go tylko, że jestem bezpieczna i że do niego wrócę. Jesteś jedyną osobą, której uwierzy na słowo, pewnie będzie ciężko go przekonać, ale ty jesteś do tego zdolna. Będzie zadawał masę pytań, jak to on jednak w końcu domyśli się, że nie zrobiłabym czegoś takiego bez powodu i że wszystko ze szczegółami opowiem mu jak tylko się spotkamy. – Wstała wyciągnęła z tylnej kieszeni jeansów karteczkę z adresem i nowym numerem telefonu. I zaczęła zbierać się do wyjścia. – Uważaj na siebie i na nich, to chyba moja ostatnia prośba..

- Chyba nie liczysz na to, że pojedziesz tam sama? Jesteś po nocnej zmianie, może kilku godzinach snu i będziesz sprawiać zagrożenie nie tylko dla siebie, ale i dla reszty kierowców. Nawet nie próbuj się ze mną kłócić, ale pożegnamy się dopiero kiedy bezpiecznie zawiozę cię na miejsce. – Powiedziałam i złapałam jej ciężkie walizki i powoli zaczęłam znosić je na dół. Idąc za mną marudziła, że nie jest chora i sama może znieść chociaż jedną z nich, a punkt docelowy jest na tyle daleko, że wrócę dopiero na następny dzień. Żadne gadane nie miało sensu, uparta wrzuciłam je do dużego bagażnika ciesząc się, że to właśnie samochód Clifford’a trafił w moje ręce. Jest z pewnością największy, najlepiej trzyma się drogi a do tego jest cholernie wygodny. Gdy upewniłam się, że zapięła pasy ruszyłyśmy w trasę. Droga okazała się znacznie dłuższa niż myślałam, bite dziesięć godzin za kierownicą, na szczęście minęło spokojnie, bez rewelacji i rozmów, bo Lisa zasnęła mijając granice naszego miasta. O północy znalazłyśmy się pod niewielkim, bijącym spokojem, hotelem należącym do kuzynostwa przyjaciółki. Rzadko wspominała o części rodziny, która zajmowała się obcowaniem z naturą. Byli na pierwszy rzut oka nieco dziwni, bardzo bio i może zbyt zarośnięci jednak kochani, z wielkim serduchem na dodatek okolica była idealna na spokojny wypoczynek i zdecydowanie nie do znalezienia dla ciekawskich. Odniosłam rzeczy dziewczyny do jej pokoju utrzymanego w kolorze zgniłej zieleni i pożegnałam się wyciągając z kieszeni telefon. Michael z pewnością nie był zadowolony. Alex też się gorączkował. Wspólnie pozostawili po sobie 34 nieodebrane połącznia. Pomyślałam, że z tym pierwszym pójdzie łatwiej, mój błąd. 

/- Wszystko wszystkim kurwa mać, ale od prawie dwunastu godzin nie mam od ciebie żadnego pieprzonego znaku życia, robisz sobie ze mnie jaja? Wszyscy latają jak najęci i zastanawiają się gdzie cię wcięło, czy coś ci się nie stało, a ty jesteś cała i zdrowa? Matko boska, czy tak ciężko wysłać pieprzonego sms’a chociaż? Ashton prawdopodobnie do tej pory szuka cię na mieście, obyś za szybko nie trafiła w moje ani jego łapska, dobrze ci radzę. Gdzie do licha jesteś? – Spytał po wypowiedzeniu krótkiego monologu. Gdybym tylko włączyła dźwięk w telefonie, wszystko potoczyłoby się inaczej. W ten sposób mam jednak znów przechlapane. Powinno mnie coś trafić do tej pory. 

- Jestem za miastem, przepraszam zrobiłam sobie wycieczkę, chciałam pomyśleć i odwiedzić kilka starych miejsc dla spokoju. Musiałam przez przypadek wyciszyć komórkę i wprowadzić tym samym niezłe zamieszanie, ale nie chciałam, możesz odwołać alarm i zapewnić wszystkich, że jestem cała i zdrowa, twój samochód też, ale z takim spalaniem dziwię się, że jeszcze stać cię na paliwo, powinieneś zainwestować w gaz człowieku..  

/- Naprawdę chcesz rozmawiać o moim aucie? Jeśli ci zgasło i nie masz żadnej stacji w pobliżu to powiedz, znajdę kogoś i po ciebie podjedziemy, a jeśli nie masz na to ochoty, to chociaż powiedz mi, o której wrócisz. Muszę zadzwonić do chłopaków, nawet nie wiesz do jakiego stanu ich doprowadziłaś, na szczęście wszystko jest w porządku. Cieszę się, że jesteś cała i zdrowa..

- Postaram się przyjechać do szesnastej, powrót pewnie zajmie mi sporo czasu, ale zobaczę co się da zrobić. Dziękuje, że się o mnie martwicie i jeszcze raz przepraszam, widocznie moja chwila przerwy od zamieszania, skutkowała dużo większą rozróbą. Idźcie już wszyscy spać, jutro będzie czas na zabawę i ochrzanienie mnie za dzisiejszą noc. Dobranoc, mały. – Powiedziałam i się rozłączyliśmy. Drugi telefon mógł być znacznie gorszy. Alex z pewnością zauważył już, że Lisa zabrała swoje rzeczy. Albo wpadł w panikę i podziela myśli chłopaków, albo uważa, że z nim zerwała. Jedno jest pewne, siedzi i się obwinia, a mi na samo wyobrażenie jego odczuć łamie się serce. Bez dłuższego zwlekania wybrałam jego numer. 

/- Jest z tobą Lisa? – Spytał odbierając po pierwszym sygnale. 

- Jest bezpieczna.

/- Nie, bezpieczna byłaby przy mnie, teraz jest gdzieś sama, bo się wystraszyła, jeśli tylko wiesz gdzie jest, proszę powiedz mi, ja muszę z nią porozmawiać, może we mnie zwątpiła, może nie jest pewna czy ją ochronię. Ja muszę jej powiedzieć, że damy sobie radę, że nic jej przy mnie nie grozi, wiem, że zachowałem się jak kiepski chłopak dopuszczając do tego co się stało, ale już więcej nie spuszczę z niej wzroku ona nie może mnie zostawić..

- Alex, skarbie, ona cię nie zostawiła, nie zwątpiła w ciebie, możesz mi wierzyć. Skoro wyjechała, a wiesz jaka jest, obydwoje doskonale to wiemy, to znaczy, że miała ku temu powód. Coś musiało być super ważne, skoro zdecydowała się zostawić to wszystko, a my musimy to zaakceptować i czekać rozumiesz? Wróci, bo wróci na pewno i wszystko nam wyjaśni, aktualnie najważniejsze jest to, że gdziekolwiek jest, nic jej nie grozi. Tylko to powinniśmy mieć na uwadze, że jest cała i zdrowa i niezależnie od tego co będzie się działo w mieście, ona będzie daleko. Nikt jej nie zagrozi..

/- Czyli nie chciała abym jej bronił..

- Nie pierdol głupot, Gaskarth. Może to tandetnie brzmi, ale od zawsze i na zawsze będziesz jej rycerzem i wie, że zrobisz wszystko aby nic jej się nie stało. Nigdy nie widziałam aby ktoś kochał kogoś aż tak mocno jak ona ciebie i jestem przekonana, że zostałaby gdyby mogła, teraz musimy jej uwierzyć, że nie miała innego wyjścia, nie okłamałaby nas, robi to co uważa za słuszne, a przecież wiesz, że jest nieomylna, także nie mamy o co się martwić. Zamiast więc zastanawiać się i zadręczać idź spać, bo ja obiecuję ci, że wszystko z nią w porządku i to się nie zmieni, dobrze? Powinieneś być wyspany, jutro urodziny twojego najlepszego przyjaciela..

/- Który tak zmieniając temat mało nie wybuchnął, gdy nie dawałaś znaków życia, naprawdę myślisz, że mu na tobie nie zależy? Shay myślałem, że masz trochę rozumu w głowie, albo chociaż dobry wzrok przecież..

- To nie jest temat który chcę poruszać o północy, ktokolwiek by zaginął wariowałabym tak samo jak on. Naprawdę, uciekaj do spania, nie możesz przecież nic spieprzyć jutro.. – Powiedziałam i skończyłam rozmowę. Chyba uwierzył, zawsze mi ufał mam nadzieję, że nie zmienił zdania co do mojej prawdomówności.  Z tą myślą schowałam się w pościeli i odpłynęłam budząc się dopiero wraz z kurami. Zegarek na telefonie wskazywał szóstą. To będzie dobry dzień skoro wstałam tak wcześnie. Niechętnie, bo niechętnie wzięłam szybki prysznic i ubrana w pożyczoną od Lisy koszulkę i swoje spodenki bez śniadania, łapiąc kanapkę w drodze pożegnałam się z przyjaciółką powtarzając swoją obietnicę i wsiadłam do samochodu. Kolejna, znacznie cięższa, lecz szybsza trasa która zajęła mi jedynie osiem i pół godziny. Przed szesnastą wylądowałam pod budynkiem Michael’a. Gdy chłopak wyszedł z miną mordercy, schowałam się za autem bacznie przyglądając się jego ruchom. Na szczęście żartował bo już po chwili uśmiechnął się i rozłożył ręce pozwalając abym się w niego wtuliła. Ścisnął mnie udowadniając jak bardzo się martwił. Mało nie połamał mi żeber. Tuż za nim stał Calum który raczył mi przypomnieć, że mamy trzy godziny i brak prezentu dla Irwin’a. Bingo, wiedziałam, że coś wyleci mi z głowy. Nie marudząc już nawet o przebranie się wsiedliśmy do jego samochodu i zajechaliśmy po Hemmings’a.

- Może płytę? – Spytał Hood upijając kilka łyków kawy w mieszkaniu Luke’a.

- Nie, płyta nie może być wiecznie odpowiedzią na każdy prezent, tym bardziej nie wydam trzydziestu dolarów na prezent dla niego, bez przesady, chyba stać naszą wyobraźnie na coś lepszego? Gdyby chodziło o ciebie, albo o jakiegokolwiek innego chłopaka w jego wieku, konsola i gra załatwiłyby sprawę, ale oczywiście, że nie, przecież nie może być jak rówieśnicy bo go coś trafi. Powinniśmy kupić coś co będzie miało dla niego znaczenie, a nie, rzecz którą palnie w kąt, na stertę podobnych i zapomni, że ją ma. Myślcie! – Powiedziałam, ale nic sensownego nie przyszło mi do głowy. Już rok temu załatwiłam mu dobre dwieście zdjęć które zajmowało sporą przestrzeń na jego ścianie, doklejanie ich co urodziny też nie wchodziło w grę. Czyli jak zwykle: plan niezły, ale wykonanie do dupy. 

- Przypomnijcie mi teraz, dlaczego wszyscy już coś dla niego mają, a my cholera jasna odłożyliśmy to na ostatnią chwilę? – Odezwał się Hemmings. Chciałam zaprzeczyć i zapewnić, że miałam dla niego prezent nad którym poświęciłam sporo nerwów i czasu i czekał na niego kilka dni, ale odpuściłam. Po co się kłócić o coś co nie ma i tak już żadnego znaczenia. – Mówiliście, że kiedyś grał na jakimś instrumencie..

- Racja, widziałam jakiś stary sprzęt muzyczny na jego strychu, ale nigdy nie pochwalił mi się, że chciałby do tego wrócić. Znając jednak jego charakter i stwierdzając nasz spory brak czasu, to może być nasza ostatnia deska ratunku. – Powiedziałam i ruszyliśmy w stronę sklepu muzycznego, po drodze dopytywałam Calum’a o to na czym i kiedy grał, oraz oczywiście dlaczego przestał. Okazało się to nie być wielką tajemnicą. 

- Jak byliśmy w podstawówce, chodził na perkusje ze swoim tatą, który był dorywczo nauczycielem muzyki. Mimo wielkiej firmy zawsze znajdował czas aby pomóc chłopakom w spełnianiu ich pasji. O ile dobrze pamiętam naprawdę fajnie mu to szło jak na małolata, niestety po śmierci ojca całkowicie się od tego odciął, jednak minęło sporo lat. Może nadszedł ten moment aby mu o tym przypomnieć? – Odpowiedział i wspólnie wybraliśmy odpowiedni model, po czym przy sporej dopłacie uzgodniliśmy przywiezienie go do baru na siódmą i rozjechaliśmy się do domów. Została godzina, czas zadziwiająco szybko leciał, a ja zastanawiałam się tylko nad tym jak bardzo krępujące będzie składanie życzeń chłopakowi z którym rozstałam się niespełna dwa dni wcześniej. Dzięki tej myśli prysznic zajął mi więcej niż myślałam. Powinnam po prostu do niego podejść, jak gdyby nigdy nic uścisnąć dłoń i wymamrotać jakieś tandetne życzenia? Odważyć się i go przytulić po to aby ponownie poczuć, że coś zabija mnie od środka? A może olać to i w ogóle nie przyjść? Kto wie, może po tym wszystkim nie życzy sobie, abym pojawiała się na jego imprezie. To byłoby całkiem logiczne, ale chciałam tam być. Nie mogłam trzymać się z dala. Obiecałam mu, że będę blisko, teraz tylko on mógł chcieć uciec ode mnie. Wyszłam spod prysznica i złapałam za suszarkę. Czy nie wyjdę na zimną sukę która najpierw mówi jedno a później pojawia się od tak na jego urodzinach i ma być super? W sumie to trochę nią jestem i nie raz, nie dwa to w tym związku udowodniłam. Nie wybaczyłabym sobie jednak gdyby mnie tam nie było.

Wyrzucając to z głowy, rozczesałam niesforne włosy które wyglądały dziś całkiem przyzwoicie, zrobiłam makijaż który nie sprawił, że wyglądałam jak prostytutka i nasunęłam zwiewną białą sukienkę, którą kilka tygodni wcześniej kupiłam z myślą o tej imprezie. Przyglądając się swojemu odbiciu z uśmiechem stwierdziłam, że mogło być gorzej i nie powinnam narobić sobie zbyt wielkiego wstydu. Co jak co mogą się jedynie zdziwić, bo nie mieli zbyt wiele okazji aby widzieć mnie w takim wydaniu. Reakcja Harry’ego, który okazał się być na tyle kochany, że po mnie przyjechał, wskazywała na to, że mogli nigdy nie widzieć mnie tak ubraną. Czy naprawdę jestem chłopczycą, czy jak?

- Przepraszam bardzo, proszę pani, pozwoli pani, że się upewnię, czy ja dobrze trafiłem? Miałem dziś tutaj odebrać Shay O’Malley, wieczną buntowniczkę, a nie rusałkę. Gdzie twoje kwiaty we włosach, młoda panno? – Spytał. Cóż za gustowny komplement z jego strony, a jak niespotykany. Założyłam kremowe sandały na obcasie kupione dziś z przyjaciółmi, wzięłam w dłoń torebkę i z dumą stwierdziłam, że mogę nie być najniższa w całym barze. Rola karła każdemu potrafiła się znudzić.

- Cieszę się, że zrobiłam na tobie tak pozytywne wrażenie, ale szczerz mówiąc liczyłam na kwiaty skoro przypadło ci tak zaszczytne zadanie zabrania mnie na imprezę. – Zaśmiałam się i wyszliśmy z mieszkania. Harry jak większość przyjaciół jeździł audi, jednak jako nieliczny zdecydował się na inny kolor niż czerń. Bordo prezentowało się równie elegancko, jeśli nawet nie lepiej, a otwierane przede mną przez niego drzwi sprawiły, że poczułam się jakbym jechała na bal maturalny. Całkiem przyjemna wizja, tylko partner choć prezentował się zadziwiająco dobrze w obcisłych spodniach, białym swetrze i kucyku, nie był tym kim powinien. Wypchnęłam z głowy solenizanta usiadłam na miejscu pasażera. – Wydaje mi się, że powinnam w końcu zainwestować w samochód zamiast cały czas prosić was o podwózkę, powoli robi mi się wstyd.  

- Nie słyszałem aby ktokolwiek na to narzekał, nie jesteś jakimś wielkim problemem. Jak widać, każdy z nas ma samochód, ochotę i czas aby cię gdzieś zawieźć. W razie potrzeby na dalszą podróż, zawsze możesz liczyć na mnie albo moje maleństwo. – Zaoferował i pogłaskał dłonią kierownicę. Typowy facet i jego zabawka. Na szczęście będę mogła z niej skorzystać, przy następnej wizycie u Lisy, Clifford może nie być tak chętny co do pożyczki. – Oczywiście o ile obiecasz mi, że będziesz dbać o to cudo, studio nie przynosi jeszcze tak wysokich zysków aby stać mnie było na wymianę po dwóch latach. – Zaśmiał się, a ja zaczęłam żałować, że ostatnimi czasy tak bardzo zaniedbałam nasze relacje. Nie mogłam sobie przypomnieć ostatniego wieczoru, który spędziliśmy razem. Jeszcze kilka miesięcy temu takie sytuacje były na porządku dziennym, później wszystko się zmieniło. Nie było mi jednak dane zbyt długo o tym myśleć ponieważ w mgnieniu oka znaleźliśmy się w miejscu docelowym. W środku ku mojemu zaskoczeniu znajdowało się kilkadziesiąt osób, z których znacznie większą część stanowiły kobiety których nigdy wcześniej nie widziałam. Najwidoczniej chłopcy naprawdę wzięli sobie do serca możliwość zaproszenia wszystkich znajomych, kto wie może któraś z nich naprawi jego złamane serce. Wyrzucając sobie z głowy obraz Ashton’a z wysoką szatynką pod ręką przepchnęłam się przez tłum docierając do przyjaciół. Hood i Clifford zaczynali upijać się jeszcze przed dotarciem solenizanta. 

- Pełna kulturka, panowie.  Zostawicie coś dla 23 latka czy nie?– Zaśmiałam się delikatnie popychając Michael’a który niezadowolony burknął coś pod nosem i upił kilka łyków. Chyba nadal miał mi za złe wczorajszy wyjazd. – Odebrałeś prezent, czy zapomniałeś o nim zadowalając się piwkiem? – Spytałam wyciągając dłoń po jego butelkę, ale w ostatniej chwili zabrał ją przypominając mi o gojącym się tatuażu. Fakt, minęło dopiero pięć dni, a Diana powiedziała wyraźnie, że muszę utrzymać swoją nieszczęsną abstynencję przez co najmniej dwa tygodnie, a i trzy by nie zaszkodziły. Wolałam więc zaufać jej na słowo i nie ryzykować. – Czy w ogóle Ashton nie powinien już tu być? Ja się spóźniłam, a jego nie widać..

- Spokojna głowa. Prezent miał być więc jest, solenizant też się pojawi. Choć na moje zdziwi się na widok większości gości, którzy raczyli przyjść, sam ich nie poznaje, a byłem przekonany, że znam wszystkich jego znajomych, jest jednak szansa, że chociaż kilka osób pracuje u niego w filmie. Tak czy inaczej, w końcu wszyscy jak za dawnych, dobrych czasów zalejemy się w trupa i mam nadzieję, że mu się spodoba. – To piwo z pewnością nie było ani pierwszym ani ostatnim. 

- Świetna myśl, ja jako jedyna będę trzeźwa i moim zadaniem na tę noc będzie rozwiezienie was po domach, plan idealny, Hood. – Nie zaprzeczył, wręcz przeciwnie uśmiechnął się z chłopięcym wdziękiem upijając kolejny łyk. Kątek oka w zauważyłam chodzącą po barze, porządnie zniecierpliwioną Dianę, która nawet nie raczyła do nas podejść. Chyba zapomniała o swoim chłopaku i najlepszej przyjaciółce biorąc za priorytet przywitanie Irwin’a. To było jedyne logiczne wytłumaczenie jej nieoddalania się od drzwi. Cóż, ktoś przecież musiał mu złożyć życzenia jako pierwszy. Zważając na ich ostatnimi czasy bliskie relacje, nie specjalnie mnie to dziwiło. – Może ktoś powinien do niego zadzwonić i przypomnieć.. – Przerwał mi krzyk. Wszyscy prócz mnie zauważyli jak Ashton pokonuje próg i wchodzi do środka. Chórem złożyli mu życzenia, do których chciałam się dołączyć, ale nie potrafiłam otworzyć ust widząc go w takim wydaniu. Prawdopodobnie Alex który wszedł tuż za nim zabrał go prosto z pracy ponieważ nadal miał na sobie garnitur, jednak zdążył pozbyć się krawata i rozpiąć dwa górne guziki. Lekko potargane, kręcone włosy, podwinięte rękawy marynarki i pełny, szczery uśmiech od ucha do ucha sprawiły, że moje serce zadrżało. Pomyśleć, że jeszcze kilka dni temu wisiałabym na nim dokładnie tak samo jak w tym momencie robiła to Diana. Spuściłam wzrok na ziemię i z całej siły spróbowałam przestać myśleć o tym, że popełniłam największy błąd w swoim życiu. Za późno, nie mogę żałować każdej swojej decyzji. Calum widząc moją minę objął mnie od tyłu i oparł głowę na moim ramieniu cicho wzdychając. Z pewnością sam nie czuł się zbyt komfortowo z tą scenką. – Jak już wszyscy go uściskają, ucałują i dadzą prezenty, powinniśmy zaprowadzić go do naszego, byłoby cholernie niestosowne gdyby pomyślał, że od nas nic nie dostanie.

- Niestety muszę się z tobą zgodzić, temu pieprzonemu materialiście już od najmłodszych lat nie wystarczała dozgonna przyjaźń. – Zaśmiał się i lekko poczochrał mi włosy, no tak w sumie niewiele brakowało mi do bycia najbrzydszą dziewczyną na tej imprezie. O ile znalazłaby się w ogóle taka co wyglądała w tym momencie gorzej. Rozejrzałam się po tłumie przeklinając pod nosem brak umiejętności wizażu, za to Ashton chociaż wyglądał na zadowolonego ich towarzystwem, na szczęście, w końcu jednak zostawiły go w spokoju i my po znalezieniu Luka mogliśmy zabrać mu chwilę. Na mój widok nieco zrzedła mu mina. Wiedziałam, wiedziałam, wiedziałam do licha, że nie powinno mnie tu być.  – Wiem, że dostałeś już sporo wypasionych prezentów i chyba wszystko co mogłeś napisać w liście do Mikołaja już masz, ale mam.. mamy nadzieję, że nie będziesz jakoś specjalnie zawiedziony naszym wyborem, a nawet jeśli to z łaski swojej zostawisz to dla siebie, dobra? – Poprosił prowadząc go w stronę magazynu. Robiąc dramatyczną pauzę stanął przy drzwiach i czekał aż ciekawość solenizanta sięgnie zenitu. Nacisnął na klamkę i przed nami pojawiła się perkusja utrzymana w odcieniu metalicznej czerni. – Choćbym chciał, nie mogę przypisać sobie wszystkich zasług, bo to Hemmings wpadł na ten pomysł, a Shay wybrała odpowiedni model, który mam nadzieję, spełni twoje wymagania. 

- Stary.. – W jego oczach rozpaliła się iskierka, dokładnie taka sama jak u Hood’a gdy niekiedy grał na tym swoim wyimaginowanym basie. Warto było tu przyjść chociaż dla tego momentu, gdy przez chwilę znów był beztroski i jak dzieciak rzucił się na szyję swojemu przyjacielowi poklepując go po plecach. To samo zrobił z młodszym kilkukrotnie mu dziękując. Znacznie większy problem był ze mną. Staliśmy przez chwilę jak porażeni, nie wiedząc co zrobić, więc przejęłam inicjatywę. A czym mogło się to skończyć? Konkretną klapą na całej linii i wyciągnięciem dłoni w jego stronę. Tak, jak idiotka uścisnęłam mu dłoń, po czterech latach tylko na to było mnie stać. Czy to przypadkiem nie była najgorsza z możliwych opcji? Miał jednak na tyle klasy, że mnie nie wyśmiał, tylko odwzajemnił gest i po złożonych przeze mnie lichych i oklepanych życzeniach ruszył w stronę instrumentu. Wolałam zostawić ich samych i nie psuć przyjaznej atmosfery. Należała mi się butelka wina, przez ten pieprzony tatuaż omija mnie dziś jedyna rzecz która mogłaby mi popsuć humor. Dajcie mi do cholery alkohol! 

Zanim jednak wróciłam do znajomych zahaczyłam o łazienkę przyglądając się w lustrze. Zaczerwienione policzki nie chciały się schować pod kolejną, lekką warstwą makijażu. Może zamiast się bić powinnam jednak nauczyć się bardziej kobiecych rzeczy. Jak nakładanie tony tych magicznych płynów aby moja cera nie wyglądała jak po wojnie secesyjnej. Przeklęłam nie mogąc niczego naprawić i liczyłam, że w mroku nikt się nie zorientuje, że wyglądam jak pomidor. Szczęście w nieszczęściu znaleźli lepszy temat. A ryzyko wiążące się z wypiciem kieliszka stawało się coraz bardziej dopuszczalne. W sumie, to co zepsuję ja, zawsze może naprawić Michael. Nie ma rzeczy niemożliwych, przynajmniej nie dla niego. 

- Uścisnęłaś mu dłoń? – Parsknął na cały bar Alex mało nie upadając z barowego krzesła. Po drugiej stronie siedział Payne walczący ostatkiem sił z chichotem. A więc naprawdę, wszystkie wiadomości roznoszą się z prędkością światła. Cudownie, to będzie piękna noc. – Okej, wszystko wszystkim ja rozumiem, że coś między wami jest ostatnio nie tak, ale uścisk dłoni? Powiedz mi, że to żart, albo, że tak naprawdę macie po pięć lat. To jego urodziny, nie mówię, że masz mu się z rozpędu rzucać się do łóżka, choć pewnie by to nie zaszkodziło, ale okaż facetowi trochę czułości. Zachowałaś się jakby miał jakąś chorobę zakaźną, dobrze ci radzę, przeproś go i złóż życzenia, takie na jakie zasłużył.

- Ja na ten przykład skopałbym ci tyłek jakbyś zrobiła coś takiego.. – Dodał Liam otwierając kolejne piwo.

- Dlaczego mnie to nie dziwi? Nie wiem czy zauważyliście, ale wszyscy jesteście skłonni skopać mi tyłek bez ważniejszego powodu, także takie gadki nie robią już na mnie wrażenia. Przyszłam tu nie wiedząc czy w ogóle chce mnie widzieć, może pomyślcie co byście czuli gdybyście mieli przytulać dziewczynę która rzuciła was kilka dni wcześniej? Może tego nie widzicie, ale to naprawdę nieciekawa sytuacja. Nie musicie się jednak o niego bać, jest tu tyle dobrych lasek, że z pewnością znajdzie sobie towarzystwo. 

- Po ściśnięciu mu dłoni nie masz prawa być zazdrosna. – Powiedział Gaskarth naśmiewając się ze mnie, miał jednak rację, ten tekst nie był na miejscu. Gdy byliśmy razem nawet nie zwracał na nie uwagi, teraz spokojnie może robić co chce a ja nie powinnam się wpieprzać. Nie byłabym jednak sobą gdybym nie powiedziała czegoś głupiego.  – Idź do niego, jestem pewien, że czeka, aż w końcu wymyślisz jakieś życzenia od serca, a nie.. – Nie da mi spokoju. Fakt, podanie ręki było słabe z mojej strony, bo przecież obiecałam, że będziemy już zawsze przyjaciółmi, a oni się tak nie zachowują. Poklepałam chłopców po ramionach i wstałam z miejsca rozglądając się za Ashton’em. Ślad po nim zaginął, nie chował się w tłumie, musiałam więc ruszyć na poważniejsze poszukiwania. Pierwszym podpunktem była łazienka, tam mógł pójść sam, to byłoby całkiem normalne. Jego głos dotarł do mnie jednak znacznie wcześniej, kilka kroków od ringu. Dokładniej: uciekał z zaplecza przez nieznacznie uchylone drzwi. Nie byłabym sobą gdybym nie zaglądnęła do środka. Musiałam wiedzieć z kim rozmawia, nie mówiłby przecież sam do siebie. Szybko tego pożałowałam nie dowierzając własnym oczom.  Diana nie tylko widziała na nim wisiała, ale także przejeżdżając opuszkami po jego policzku wspinała się na palce, a każdy wie do czego to prowadzi. W piątek, w godzinach wieczornych, moja przyjaciółka okazała się dziwką. 
__
jak tam, co tam? pisać proszę, pisać, raz na kilka rozdziałów chyba można coo? jak wrażenia? polecać mi swoje!

1 komentarz: