oh won’t you be my livewire?
oh wonder - livewire
Stwierdzenie, że chciała go pocałować było zdecydowanie zbyt błahe, nawet jak na mnie, a ja zazwyczaj nie przywiązuje uwagi do szczegółów. Ona się nie starała, ona dosłownie wepchnęła mu język do gardła, a ja zaczęłam walczyć ze sobą, aby nie wbiec i nie rzucić się na nią z rękami. Agresja jednak nie była specjalnie w moim stylu. W jednej sekundzie jednak wszystkie uczucia jakimi ich darzyłam zamieniły się w obrzydzenie i szczyptę nienawiści. Nawet chwila w której Ashton odsunął się od niej stwierdzając, że jest dla niego tylko koleżanką i nie chce aby było inaczej: oświadczając tym samym, że po prostu nie jest nią zainteresowany, nie poprawiła mojego samopoczucia. Owszem, potrafił pięknie mówić o tym, że Diana jest dziewczyną jego najlepszego przyjaciela, a w głowie nadal siedzę mu tylko ja, szkoda tylko, że przypomniał sobie o tym, dopiero gdy zdążyli wymienić się śliną. Trochę kiepskie wyczucie czasu. Dziewczyna zaczęła nagle obsypywać go przeprosinami paląc się ze wstydu i zarzekając się, że nie wie co w nią wstąpiło, a on był na tyle dobrym człowiekiem, że nawet w takich momentach starał się nie zranić jej w żaden możliwy sposób. Cóż, na szczęście ja w przeciwieństwie do niego wiedziałam jak się zachować. Była moją najlepszą przyjaciółką, od kiedy pamiętam, pierwszą osobą, która zaczęła coś znaczyć w moim życiu, z którą więź nie urwała się wraz z zakończeniem szkoły. Ufałam jej bardziej niż samej sobie, byłam skłonna w każdej chwili oddać za nią życie, skończyć w ogień, czy chuj wie czego jeszcze by chciała. A ona, za moimi plecami wykorzystuje fakt, że jestem w rozsypce i za nic nie mogę się pozbierać, co więcej wbija mi nóż w plecy dobierając się akurat do niego. Wierzę, że może jej się nie układać z Calum'em, ale robienie mu takiego świństwa także nie powinno ujść jej płazem. Chciałam poczekać i pozwolić im się rozdzielić abym mogła dorwać ją sam na sam, ale dawałam się zbyt długo oszukiwać. Ktoś musiał skończyć tą jej ckliwą scenkę wielce zagubionej w życiu. Może Ash jest na tyle łatwowierny, że by się na to nabrał, ja nie miałam zamiaru. Nie mogąc się powstrzymać, wbiegłam popychając ją na metalowe szafki, gdy chciałam pociągnąć i wyrwać jej te pieprzone, tlenione włosy, Irwin był szybszy. Złapał mnie w biodrach i z łatwością odsunął na bezpieczną jak dla niej odległość kilku metrów.
- Puść! – Wrzasnęłam próbując mu się wyrwać. Poczułam co on musiał przeżywać kiedy ja nie pozwalałam mu rozprawić się z Jack’em. On jednak miał szansę choć przez chwilę wyrównać rachunki, ja byłam bezsilna. W akcie desperacji kopnęłam go w kolano i na ułamek sekundy wydostałam się wyciągając ręce w jej stronę. Najwidoczniej nie zabolało tak bardzo jak myślałam, bo ponownie uratował ją przed starciem. – Ashton, puść! W tej chwili. Daję ci kilka sekund i zostawiasz nas tu same, to już nie jest twoja sprawa.
- Jest, dobrze wiesz, że nie chcesz tego zrobić.. – Zaczął a ja parsknęłam śmiechem, czując się jakbym miała wściekliznę. Najchętniej wgryzłabym się w jej tchawicę i powoli patrzyła jak się wykrwawia. Dobra, może nie aż tak, ale kilka liści może otworzyłoby jej oczy i uświadomiło, że zachowała się jak fałszywa suka. – Teraz wydaje ci się to dobrym rozwiązaniem, ale później będziesz tego żałować.
- Shay, ja.. – Odezwała się nagle Diana ze łzami w oczach, ja na jej miejscu zamiast odpieprzania takich uciekałabym z terenu baru modląc się abym wyszła z tego cało. Naprawdę miała jeszcze czelność przy mnie płakać, liczyła, że coś jej to pomoże? Nie miałam ochoty na nią patrzeć, a co dopiero słuchać. – Nie chciałam, naprawdę, to nie tak.. po prostu..
- Zamknij się! – Warknęłam do niej nadal walcząc z Ashton’em. – Jesteś najbardziej egoistycznym dupkiem jakiego przyszło mi spotkać w życiu, wiesz? Jeśli ty lejesz kogoś po pysku, jest wszystko fajnie, wszystko w normie, masz to w dupie, że robisz komuś krzywdę, a nagle mi śmiesz prawić morały na ten temat? Od kiedy jesteś tak skłonny kogokolwiek bronić? Dobrze ci radzę, puść mnie w tej chwili!
- Nie zrobię tego, póki się nie uspokoisz..
- Uwierz mi, nawet na spokojnie potrafiłabym jej pokazać kto tu rządzi, z resztą jeszcze nie widziałeś mnie zdenerwowanej i nie chcesz zobaczyć. Wolę nawet kurwa nie myśleć jak byś się zachował gdyby któryś z twoich kumpli pocałował mnie.. A nie, przepraszam, mało nie zabiłeś chłopaka który po prostu pierdolił głupoty! – Wrzasnęłam, a on na chwilę ucichł. Oczywiście mi łatwo było doradzać, sam nie musiał się do niczego stosować.
- Zasłużył, nikt nie ma prawa tak do ciebie mówić..
- Przepraszam, w takim razie ona ma prawo wpychać ci język do gardła? Nawet nie, nie chodzi tu o ciebie, mój najlepszy przyjaciel, do cholery jasnej się z nią spotyka, robi go w konia, a nie mam pewności czy jesteś pierwszym z którym czegoś takiego próbowała i choćby dlatego należy jej się chociaż liść.. – Urwałam słysząc jak głośno wzdycha. – Calum cię kocha, pamiętasz może o tym? Jest chłopakiem który uratował ci życie, dosłownie i to nie raz. Robił dla ciebie wszystko, traktował cię jak pieprzoną księżniczkę, a ty masz to gdzieś. Bezczelnie przystawiasz się do mojego chł.. byłego chłopaka i zarazem jego najlepszego przyjaciela wbijając mu tym samym nóż w plecy. Matko, wszystko o sobie wiedziałyśmy, nie miałyśmy żadnych tajemnic, powierzałam ci każdy swój sekret: mniejszy i większy, a teraz.. Teraz mam w dupie twoje tłumaczenia, są bezcelowe bo w żaden sposób nie cofną czasu i tego co widziałam. Nie obchodzi mnie dlaczego to zrobiłaś. Jeśli od samego początku chodziło ci o Ashton’a mogłaś o niego walczyć zamiast zabierać się za Hood’a, ale po co, przecież ty nie masz żadnych zasady, robisz to co ci się podoba i wybrałaś jego. Po tylu latach, akurat on. Jedyny który powinien być dla ciebie do licha nietykalny, bo wiesz jak wiele dla mnie znaczy, wiesz jak bardzo chciałam go odzyskać. Wiesz co? Nie zasługujesz aby Calum z tobą był, a już z pewnością nie na to aby Ashton cię bronił.
- Shay, to naprawdę nie tak, ja nie wiem co się stało, co we mnie wstąpiło, nie jestem taka. Calum to wspaniały chłopak, nie chcę go zranić, to był tylko pocałunek, nic nie znaczył dla żadnego z nas, jeśli się dowie.. - Serio? Naprawdę potrafiła jeszcze rzucać takimi tekstami? Nie wierzyłam własnym uszom. W tej chwili jeszcze bardziej zapragnęłam się wyrwać, dać jej nauczkę i pokazać na co zasłużyła. Nawet Irwin przez chwilę był bardziej skłonny aby mnie wypuścić, bo poczułam jak uścisk słabnie. Jednak szybko się zorientował i naprawił swój błąd.
- Jeśli się dowie? Masz wątpliwości? Sama mu to powiesz, pójdziesz do niego, bo jeśli nie, to zapewniam, że ja to zrobię, a wtedy wszystko potoczy się znacznie gorzej. Na dodatek zapamiętaj sobie, że nie chcę cię tu więcej widzieć, tracić na ciebie czasu, w ogóle mieć z tobą do czynienia. Pięknie spieprzyłaś wszystko co cię ze mną łączyło przez ostatnie lata, a teraz radzę ci się pośpieszyć, Ashton nie będzie mnie tutaj trzymał wiecznie, a nie biegam aż tak źle jak może ci się wydawać. - Powiedziałam, a ona ze łzami w oczach zniknęła za drzwiami. Teraz z łatwością wyrwałam się chłopakowi, ale nie miałam ochoty jej gonić. Wyszłam z zaplecza zauważając jak niepewnie idzie w stronę Hood'a. Biedny nie wiedział co go czeka, wolałam jednak nie widzieć jak jego serce roztrzaskuje się o betonową podłogę. Muszą to załatwić między sobą. Ja musiałam na chwilę się schować od wszystkich emocji, których mieszanka powoli rozsadzała mi głowę. Zamknęłam drzwi od łazienki opierając dłonie na umywalce. Podniosłam wzrok spoglądając w swoje przekrwione oczy odbijające się w lustrze. Nawet nie zorientowałam się w którym momencie zaczęłam płakać. Odkręciłam wodę i oblałam twarz lodowatą wodą biorąc głębszy wdech. Nagle ktoś wszedł do środka. Irwin stał zastanawiając się chyba po co tu przyszedł. - Co? - Spytałam zdenerwowana gdy bez słowa wlepiał we mnie wzrok. Miałam wrażenie, że walczy ze sobą aby mnie nie przytulić. Robiłam dokładnie to samo.
- Nie zrobiłbym tego, znasz mnie, nie pozwoliłbym aby doszło do czegokolwiek, nie chciałem aby mnie pocałowała, wytłumaczyłem jej później. Wiem, że ta sytuacja nie powinna mieć miejsca, ale nie zauważyłem, że zachowuje się inaczej, nie pomyślałem, że może chcieć.. - Zaczął się tłumaczyć wpadając w słowotok. Był przerażony, jakby oczekiwał na moment w którym to na niego się rzucę. Pokręciłam głową prosząc tym samym aby przestał. Nie byłam na niego zła, nie miałam o co.
- Ashton, rozstaliśmy się, nie musisz nic przede mną tłumaczyć, nie masz żadnych zobowiązań, jeśli jednak boisz się o Calum'a to spokojnie, powiem mu to co usłyszałam, nie będzie na ciebie zły, wie, że nie zrobiłbyś nic aby go zranić. To ona popełniła spory błąd, Wszystko co ją czeka, nastąpi tylko i wyłącznie z jej winy, nie masz czym się denerwować. - Powiedziałam wycierając twarz papierowym ręcznikiem.
- Nie chodzi mi o niego, tylko o ciebie. Zawsze chodzi mi tylko i wyłącznie o ciebie, chcę abyś wiedziała i pamiętała, że nie chciałem i nie chcę żadnej innej..
- Ashton, proszę cię, nie zaczynaj tego, powiedzieliśmy już wszystko co powinniśmy.
- Ty powiedziałaś, ja nadal mam jeszcze sporo do dodania. Muszę z tobą o tym porozmawiać, bo zwariuję jeśli nie dowiem się, czy zależało ci na mnie tak bardzo jak mi nadal zależy, czy jednak naprawdę już nic do mnie nie czujesz. Bo ja chcę o nas walczyć, chcę mieć cię przy sobie, bo niezależnie od tego co robisz i mówisz, wciąż jestem przekonany, że jesteś tą jedyną i nie potrafię odpuścić. Nie jesteśmy idealni, sporo nam do tego brakuje, ale jesteś wszystkim czego potrzebuje do szczęścia. - Zaczął się do mnie zbliżać a moje stopy zdawały się przykleić do podłogi. - Jeśli teraz powiesz, że mnie nie chcesz, że jesteś pewna, że to nie ze mną chcesz być, że już za wiele przeszliśmy, zrozumiem, a przynajmniej się postaram. Nie będę cię zmuszał.. Jest jeszcze tylko jedna kwestia, jedna sytuacja, która mnie zastanawia, pewnie jest błaha i dla ciebie może nie mieć znaczenia, ale Hood powiedział, że dopiero dziś znaleźliście dla mnie prezent, tak długo go szukaliście, czy..
- Czy zapomniałam o twoich urodzinach? Naprawdę myślisz, że mogłabym to zrobić? Uważasz więc, że przestało mi zależeć już wcześniej i teraz znalazłam po prostu odpowiedni moment żeby to skończyć? Chcesz się upewnić, że już cię nie kocham, albo, że od jakiegoś czasu to co czułam nie było tak silne jak kiedyś? - Spytałam a on niestety nie był w stanie zaprzeczyć. - Może cię zawiodę, ale nie potwierdzę twoich tez, nie chcę kłamać. Moje uczucia owszem są inne niż wcześniej, znacznie się różnią, bo z dnia na dzień przybierają na sile uświadamiając mi, że nie chcę nikogo innego, że znalazłam już dla siebie odpowiednią osobę i niezależnie od tego jak usilnie będę próbować, nikt mi cię nie zastąpi. Mogłabym się starać i to wszystko naprawić, jestem pewna, że by się udało, ale nie chcę abyś żałował, nie zniosłabym tego. Nie jestem taką dziewczyną jaką powinnam być, zauważyłeś to w końcu i nie mogę pozwolić abyś dalej się przy mnie męczył. I nigdy, przenigdy, nie zapomniałabym o twoich urodzinach. Mój prezent po prostu po czasie okazał się nieodpowiedni.
- Chcę go. - Powiedział jakby nie słyszał reszty robiąc przy tym kolejny krok na przód. - Masz go teraz? - Spytał spoglądając mi prosto w oczy, automatycznie skinęłam głową nie mogąc oderwać wzroku od tych pięknych tęczówek. Powoli, przejeżdżając opuszkiem palca po moim policzku, odgarnął niesforny kosmyk włosów za ucho. Jego dotyk sprawił, że po całym moim ciele przebiegły przyjemne dreszcze, niemal sprawiające ból. - Więc chcę go. - Powtórzył nieco ciszej, a odległość między nami zmniejszyła się na tyle aby odebrać mi jakąkolwiek zdolność logicznego myślenia. Zrobiłam krok w tył, jednak nie chciałam uciekać, zamiast tego odwróciłam się do niego plecami odgarniając włosy na jedno ramię.
- Odepnij go. - Poprosiłam gdy odsłoniłam zamek od sukienki. Przez chwilę jakby się zastanawiał, po czym usłyszałam jak się odsuwa i wyciąga klucze z kieszeni. Przekręcił jeden w drzwiach i ponownie znalazł się przy mnie. Niepewnie zrobił to o co go poprosiłam. Jego oczom ukazał się mój dość spory tatuaż na pierwszy rzut oka nie mający w sobie nic specjalnego. - Przyjrzyj się, prawe skrzydło. - Nakierowałam go i pozostało mi czekać na jakąkolwiek reakcję. We wskazanym przeze mnie miejscu znajdowały się jego inicjały i najważniejsza dla mnie data. Nie początek naszego związku, to byłoby zbyt proste, tylko dzień w którym się poznaliśmy, w moje szesnaste urodziny. - To miał być mój prezent, pomyślałam, że dzięki niemu pokażę ci, że od zawsze ratowałeś mnie od wszystkiego co było w moim życiu złe i nie do zniesienia, nie raz pomagałeś gdy znajdowałam się u kresu wytrzymałości jeszcze gdy mieszkałam z siostrą, gdy nie mogłam pogodzić się z tym co spotkało moich rodziców. Byłam bezsilna i wtedy ty sprawiłeś, że znów poczułam się dobrze, stałeś się lekarstwem na otaczające mnie udręki. Żadna materialna rzecz nie oddałaby w pełni tego jak wiele dla mnie znaczysz, dzięki tobie, twojej obecności, jestem szczęśliwa, chciałabym żebyś kiedyś czuł się przy mnie tak samo, abyś nigdy nie zwątpił, że jesteś dla mnie najważniejszy, niezależnie od sytuacji, niestety wszystko potoczyło się.. inaczej. - Nagle poczułam jego pocałunek na swoich plecach, a za nim kolejny powoli zmierzający ku górze. Nie chciałam aby później przeze mnie cierpiał, nie potrafiłam jednak powiedzieć aby przestał. Czekałam na więcej spragniona jego dotyku. Gdy dotarł do mojej szyi, zwinnie odwrócił mnie, delikatnie przypadł do ściany i spojrzał jakby pytał o pozwolenie. W odpowiedzi wsunęłam palce za pasek jego spodni i przyciągnęłam jeszcze bliżej, aby swobodnie móc go pocałować. Objął mnie gładząc dłonią odkrytą skórę na plecach i zatopił swoje usta w moich. Instynktownie zacisnęłam uda, próbując okiełznać przepływające przeze mnie pożądanie, nadal znajdowaliśmy się w barze, w łazience, to nie było najlepsze miejsce do pogodzenia się. Ashton miał jednak inne plany, bo wyczuwając mój ruch złapał jedno z nich i podniósł pozwalając aby sukienka podwinęła się i jego spodnie swobodnie mogły się o mnie ocierać, przy każdym kolejnym ruchu doprowadzając do całkowitej uległości.
Bez słowa jego usta zaczęły się kierować w stronę mostka, zsunęłam z niego marynarkę, po czym objęłam go za szyję wplatając palce w rozczochrane, kręcone włosy koloru blond. Skupiając się na jego pocałunkach nie zauważyłam nawet kiedy ramiączka od sukienki zniknęły ukazując górną część koronkowej bielizny. Dopiero gdy jego dłoń wsunęły się pod nią drażniąc się z moją delikatną skórą zorientowałam się czując przyjemny dreszcz. Stęskniona za jego dotykiem nieznacznie wbiłam paznokcie w jego kark dając upust emocjom. W odpowiedzi moja kreacja uderzyła o ziemię, a jego usta na chwilę wróciły do moich. Zabrałam się za walkę z jego guzikami, po chwili jednak zdenerwowana mocniej złapałam za koszulę i porwałam dwa ostatnie, pomagając mu ją ściągnąć. Z uśmiechem zacisnął dłonie na moich pośladkach i podniósł mnie ku górze sadzając na blacie. Zimny kamień automatycznie skutkował gęsią skórką, która z prędkością światła pokryła całe moje ciało, lecz nie odsunęła moich myśli na zbyt długo. Błądzący po moim podbrzuszu język chłopaka szybko przywrócił mnie do rzeczywistości, na tyle bym przez zaciśnięte zęby szepnęła jego imię. Mimo iż miałam zamkniętego oczy i nie widziałam jego twarzy, mogłam przysiąc, że przemknęła przez nią tryumfalna mina. Złapał za gumkę od dolnej części bielizny, pozbył się jej niespodziewanie zjeżdżając ustami w stronę złączenia moich ud. Przeklęłam dość głośno nie bawiąc się w jęki. Doskonale zdawał sobie sprawę, że był w tym dobry. W przeciwieństwie do mnie, gdy zaczęliśmy ze sobą sypiać wiedział co robić, miał doświadczenie które z miłą chęcią wykorzystywał bawiąc się ze mną. Cóż, nie miałam na co narzekać. Wręcz przeciwnie, ponownie wbiłam paznokcie tym razem w jego dłoń znajdującą się na moim biodrze, czując, że jeśli nie przestanie, dłużej nie wytrzymam, a nie chciałam skończyć w ten sposób. Błagania nie zostały jednak wysłuchane. Zamiast tego podniósł wzrok posyłając mi jednoznaczne spojrzenie i przyśpieszył działania. Nie potrzebował wiele czasu aby poczuć jak przez całe moje ciało przepływa fala przyjemności i usłyszeć kilka dość donośnych jęknięć, które bezskutecznie próbowałam powstrzymać.
Ponownie przesunął się pocałunkami na mój brzuch ukazując perfekcyjne uzębienie, jak zawsze był z siebie zadowolony. Delikatnie przejechał opuszkiem palca po moim czułym punkcie sprawdzając moją reakcję. Chciałam się zsunąć i w jakikolwiek sposób wymusić zmianę pozycji, jednak to on rządził. I jego decyzja była cholernie niesatysfakcjonująca, niesprawiedliwa i zadziwiająca, bowiem odsunął się podnosząc z podłogi moje ciuchy. Gdy chciałam zaprotestować czule mnie pocałował poprawiając dłonią moje włosy.
- Spokojnie kochanie, to miało tylko rozwiać twoje wszelkie wątpliwości na temat mojego nieszczęścia i męczenia się przy tobie. Przez resztę życia mógłbym i zamierzam patrzeć na ciebie w takim stanie.. - Powiedział pomagając mi zejść i się ubrać. - Nigdy więcej niech ci nie przyjdzie do głowy, że mógłbym zrobić to z kimkolwiek innym, bo nie zamierzam, pochłaniasz cały mój czas i energię, rozumiemy się? - Skinęłam głową a on z uśmiechem odwrócił mnie do siebie plecami i pomógł zapiąć zamek w sukience. W lustrzanym odbiciu ukazały się moje zarumienione policzki i jego iskierki w oczach. Czy naprawdę chciałam z niego zrezygnować? - Lecz jeśli kiedykolwiek będziesz miała jednak wątpliwości, poinformuj mnie o tym, z przyjemnością będę ci udowadniał to co czuję. - Puścił mi oczko, złapał moją dłoń i uniósł muskając ją ustami. - Z resztą to był dopiero przedsmak tego co cię czeka w domu.. - Po tych słowach ruszyliśmy w stronę drzwi, a ja poczułam, że moje policzki zapłonęły ogniem. Nie ma prawa mówić mi takich rzeczy!
Odetchnęłam głębiej próbując się uspokoić i wyszliśmy z łazienki. Goście bawili się w najlepsze. Strumień alkoholu, donośne śmiechy, dość nieprzyzwoite tańce i dwóch młodych mężczyzn oddalonych od reszty wlepiających zamglony wzrok w dno butelek. Objęłam jednego z nich od tyłu czule całując w czubek głowy. Calum podniósł na mnie wzrok, ale nie miał nawet siły się uśmiechnąć, jego mina zrzedła jeszcze bardziej gdy zauważył stojącego przy mnie Ashton'a. Był na niego zły? A może zawiedziony, że jej na to pozwolił? Jedno i drugie było nie na miejscu. Diana sama podjęła tą beznadziejną decyzję. Chłopak był jednak w szoku, nikt nie mógł go za to winić.
- Kochanie, strasznie mi przykro, że tak wyszło, nie powinieneś przez to przechodzić. - Powiedziałam przystawiając sobie krzesło i siadając tuż obok niego. Nie wiedziałam jeszcze w jaki sposób miałabym pocieszyć kogoś kogo druga połówka zachowała się jak wywłoka będąc kilka dni wcześniej jedną z najsłodszych osób na świecie. Tego nikt by się nie spodziewał. Miesiąc temu bez zawahania stwierdziłabym, że nie widzą świata poza sobą i że to się nie zmieni, bo czasami po prostu się wie, że ktoś jest komuś pisany. Byłam pewna, że pójdą w ślady Alex'a, że nic ich już nie rozdzieli. Nagle boom. - Jak się trzymasz?
- Jak może się trzymać ktoś, kogo dziewczyna zabujała się w jego najlepszym kumplu? Powiem ci, że nie najlepiej, na dodatek nie mam gdzie mieszkać, bo przecież nie wyrzucę jej z tego cholernego mieszkania.. - Halo. Diana powiedziała mu, że się zakochała w Ashton'ie? Nagle ten niby niewinny wybryk zamienił się w głębokie uczucie? - Najśmieszniejsze jest to, że nawet nie wyglądała jakby żałowała, rzuciła mi prosto w twarz tekstem, że "doszła do wniosku iż woli Irwin'a", i wyszła, tak po prostu, rozumiesz? Nie wiedziałem czy żartuje, czy naprawdę chce mnie przy wszystkich upokorzyć. Starałem się by wszystko było w porządku, robiłem co mogłem, miałem nadzieję, że się ułoży. Owszem, czasem i mi puszczały nerwy, nawalałem i robiłem coś czego później żałowałem, ale kurwa, wszystko ma swoje granice.
- Byłeś najlepszym facetem jakiego miała i mogła mieć, każda dziewczyna chciałaby kogoś takiego, a ta cała sytuacja to poniekąd też moja wina, spędzałem z nią tyle czasu myśląc, że podchodzi do tego tylko jako moja przyjaciółka, nie brałem nawet pod uwagę, że będzie chciała odpieprzyć coś takiego, przecież znamy się tyle czasu, wie, że jesteś dla mnie jak brat. Gdybym mógł nie dopuściłbym do tego, nigdy nie patrzyłem na nią w ten sposób.. - Powiedział Ashton siadając z drugiej strony. Widać było, że przeżywa to równie mocno co Hood. W tym momencie wyglądało to jakby bał się, że przez dziewczynę posypie się to co między nimi było.
- Nie mam do ciebie pretensji, owszem byłem zaskoczony i może przemknęło mi przez myśl, że doszło między wami do czegoś poważnego, ale już wiem, że nie powinno. Najwidoczniej czasem nie da się naprawić tego co jest już przesiąknięte kłamstwami, od dłuższego czasu nie było tak dobrze jak kiedyś, nie chcę teraz myśleć kto zawinił, albo co mogliśmy zrobić inaczej. Cholernie wkurwia mnie jedynie fakt, że zrobiła to w ten sposób. Mogła przecież skończyć to jak każda normalna osoba, jeśli czuła się nieszczęśliwa, zerwać ze mną i tyle. Zamiast tego wolała jednak kręcić z tobą, moim najlepszym przyjacielem, nie mam pojęcia na co liczyła. Chciała abyś zostawił Shay? Abyś odwrócił się od paczki przyjaciół i był tylko z nią? - Upił kolejnego łyka. Zadziwiająco trzeźwo się zachowywał jak na kogoś od kogo bił zapach piwa na odległość kilku metrów. - Może tak będzie lepiej, może dzięki temu, że okazała się taka a nie inna, teraz a nie później jest jeszcze szansa, że nie schleje się do nieprzytomności.
- Mi opcja schlania się do nieprzytomności odpowiada. Moją narzeczoną wyrzuciło gdzieś wgłąb kraju, samą i bezbronną. Co sprawia, że i ja nie mam pojęcia co kurwa zrobić. - Alex wyciągnął z kieszeni kluczyki od samochodu i podał mi je. Spojrzałam na niego zdezorientowana, nad głową powinien mi się pokazać jeden wielki znak zapytania. - Wolę abyś ty je miała, po kolejnym piwie mógłbym naprawdę wsiąść za kierownice i spróbować jej poszukać, a powiedzmy, że nie skończyłoby się to najlepiej. Mam jednak nadzieję, że odwieziesz mnie do domu..
- Oh, jakby nie patrzeć, każdy tutaj myśli dokładnie o tym samym, ale masz to jak w banku, wbiję cię przed kolejkę. Na moje jednak nadal powinieneś spoglądać tylko na jasną stronę tej całej sytuacji. Może jest bezbronna, ale nie ma przed czym się chronić, także bezpiecznie gdzieś siedzi i odpoczywa od tego całego zgiełku. Czy to nie plus? Zapewniam, że Ashton jakby mógł zamknąłby mnie w jakiejś piwnicy i nie pozwolił wyjść przez najbliższe tygodnie. Lisa schowała się dobrowolnie, dzięki temu nie musisz się o nią martwić.
- Owszem, kiedyś unieruchomiłbym cię i zakneblowałbym w jakimś pomieszczeniu aby mieć pewność, że nie zrobisz nic głupiego co zagroziłoby i twojemu i mojemu życiu, ale teraz wiem, że wolę mieć cię przy sobie, najlepiej cały czas, bo zawsze wymyślisz jakiś genialny plan, który źle się skończy. Alex, twoim największym fartem jest to, że twoja przyszła żona umie o siebie zadbać, naprawdę dużo się tu nauczyła i wie co robi. Nie twierdzę, że Shay taka nie jest, ale chyba wszyscy wiemy, że Lisa jest najdojrzalszą osobą w naszym towarzystwie.. - Musiałam mu przyznać rację. Gaskarth z resztą też. Ona w przeciwieństwie do mnie podejmowała same dobre decyzje, a ta była najlepszą z nich wszystkich. Tak bardzo chciałam jednak powiedzieć chłopakowi, że za kilka miesięcy przyjdzie na świat jego miniaturka, aby zobaczyć chociaż reakcję, ale wiedziałam, że przyjaciółka by mi tego nie wybaczyła więc zagryzłam język. Poczułam nagle jak na moim ramieniu zaciska się męska dłoń. Uniosłam wzrok zauważając Michael'a, a przy jego boku trzy koleżanki ze studia, nigdy nie potrafiłam zapamiętać ich imion, ale zawsze były bardzo miłe, a to już coś.
- Widzę, że coś smutno tu u was, dlatego przyprowadziłem antidotum. Żadne z was nie miało ochoty poprosić kogoś innego do tańca więc góra przyszła do Mahometa. Dziewczyny się wami zaopiekują, bo przecież im się nie odmawia, a ja porwę pannę O'Malley która ma mi udowodnić czy potrafi ruszać się na parkiecie. - Moja odpowiedź brzmiała nie, chłopaków z resztą też, ale po dłuższej wymianie zdań, nikt nie miał ochoty walczyć z nieustępliwym Clifford'em: nieustępliwym i pijanym Clifford'em. Męska część zabrała się więc na parkiet a ja zażenowana złapałam dłoń przyjaciela. Moje umiejętności taneczne oceniam na dwa z plusem, w końcu nie zabiłam się o własne nogi, ale nic straconego, noc jeszcze młoda. Chłopakowi szło to zdecydowanie lepiej, może nie ruszał się jakoś perfekcyjnie do rytmu, ale bujał się jak szalony co jakiś czas obracając mnie wokół własnej osi. Po raz kolejny żałowałam, że nie mogę wprowadzić się w taki sam stan w jakim była większość bawiących się gości, ale Ashton'owi podobał się tatuaż, to było najważniejsze i znów oblałam się rumieńcem. Jak. Tak. Można.
Rozmyślenia o nim przerwało mi szarpnięcie za ramię. Poczułam jak ktoś wyciąga mnie z tłumu przy okazji wbijając mi paznokcie w skórę. Przeklęłam pod nosem, ale wyrwać udało mi się dopiero w magazynie który świecił pustkami. Stojąca przede mną dziewczyna nie była mi obca, a jednak jej obraz w mojej głowie gdzieś się zagubił i nie potrafiłam sobie przypomnieć kim jest i skąd ją znam. W moim wzroście, o podobnej budowie, jednak z bardziej egzotyczną urodą, ubrana w dżinsy i dresową bluzę nie wyglądała jak potencjalny gość imprezy urodzinowej. Chciałam otworzyć usta i zasypać ją pytaniami, jednak wyprzedziła mnie widocznie zaniepokojona.
- Może mnie nie pamiętasz, chodziłyśmy razem do szkoły.. - Bingo. - ..jednak bardziej znaczącą dla ciebie informacją może być to, że jestem siostrą Jonathan'a. - Zrobiłam krok w tył, ale złapała mnie za rękę. Nie agresywnie, delikatnie próbując się nieznacznie przy tym uśmiechnąć. Nie przypominała go, miała w sobie coś kojącego, ale ostatnimi czasy moje przeczucia nie były zbyt trafne. Mój instynkt zdawał się zawodzić. - Nie chcę zrobić ci krzywdy, nie chcę zrobić krzywdy żadnemu z was, zdecydowanie nie mnie powinnaś się bać. Wręcz przeciwnie, przyprowadziłam cię tu aby cię ostrzec, na sali jest kilka osób, które nie mają najlepszych zamiarów w stosunku do twoich przyjaciół. Mój brat w tym swoim pieprzonym knuciu posunął się znacznie za daleko, to nie jest już dziecinna zabawa, a ja nie chcę wplątać się w jego szemrane interesy. Jeśli jednak pomogę wam, muszę mieć pewność, że nie zostanę z tym sama. On nie ma żadnych zasad, nie ma już nic do stracenia..
- Dlaczego miałabym ci zaufać? Dlaczego miałabyś chcieć dla nas dobrze? O ile dobrze pamiętam twoja rodzina nie jest do nas pozytywnie nastawiona, skąd nagła zmiana?
- Nie było mnie tu rok temu i nie musisz mi ufać, wiem, że tego nie zrobisz. Nie wiedziałam co tu się działo, z Jonathan'em łączy mnie mama, gdy on został z ojcem ja się wyprowadziłam. Wróciłam tu dopiero kilka tygodni temu, nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że ten chłopak aż tak bardzo się zmienił. Nie był kiedyś zły, był moją opoką, nie skrzywdziłby muchy. Chcę abyście wiedzieli co ma w planach nie tylko dlatego aby ochronić was, ale także jego. Jeśli wszystko pójdzie po jego myśli, już nie będzie żadnych szans na ratunek dla niego.. - Powiedziała odsuwając się i opierając plecami o blat. - Pomyśl, jeśli miałabym złe zamiary, po co zaczynałabym od mówienia że coś mnie z nim łączy? Louis jest jedną z kilkunastu osób na jego liście, wiem, że w tym momencie ja też się na nią wpisuję, ale nie chcę abyś musiała patrzeć jak znika ktoś ci bliski. Jeśli mogę komuś w ten sposób pomóc..
- Dlaczego? Twój brat..
- Mój brat zrobił wiele złego, powoli wszystkiego się dowiaduję, ale to nie przechodzi w genach, on też jeszcze może z tym walczyć, jeśli nie chce i będzie za późno, to przekonam się o tym dopiero na końcu. Teraz nie chcę aby w tym mieście naprawdę doszło do tragedii. Wiem, że będziesz brała mnie na dystans, rozumiem, nie musicie mi o niczym mówić. Sęk w tym, że wy potrzebujecie mnie równie mocno co ja was..
- Odwracasz się od niego plecami i mówisz mi, że chcesz mu pomóc?
- Jonathan nie jest dobrym człowiekiem, przynajmniej teraz. Jeśli zostanę przy nim i będę nadal robić to o co mnie prosi, żadne z nas nie wyjdzie z tego żywe. Nie widziałaś co się tam dzieje, czym dysponuje i powtarzam, chcę mu w ten sposób tylko i wyłącznie pomóc. Wierzę, że nie posuniecie się za daleko, może to źle zabrzmi bo jestem jego siostrą, ale wolałabym aby trafił w ręce policji niż w końcu zaszedł za skórę jego przyjaciołom..
- To brzmi całkiem logicznie. Może nie powinnam, ale wierzę, że jesteś rozsądna i zgadzam się z tobą, że to do niczego dobrego nie prowadzi. Musisz jednak pamiętać, że to nie tylko mnie masz za zadanie do siebie przekonać, jeśli oni się nie zgodzą ci pomóc, ja nic nie będę mogła zrobić.. - Powiedziałam a ona skinęła głową. Wyglądała na taką niewinną. - Zaczęłaś jednak od ostrzeżenia i tym radziłabym się zająć..
- Na sali są cztery dziewczyny..- Dziewczyny? Jonathan naprawdę się postarał. - Które na szczęście nie mają przy sobie żadnej broni palnej, ale tak czy inaczej wiedzą jak posługiwać się ostrzami. Muszę przyznać, że ludzie którzy kręcą się w okół mojego brata znają się na rzeczy, co jest jeszcze bardziej przerażające, nie mam pojęcia skąd ich wziął. Wracając do urodzin, nie znam twoich przyjaciół i nie wiem jak blisko jesteś czwórki, która jest na szczycie listy, ale mogę ci powiedzieć, że dziś mają na celowniku tylko ich.. - Podciągnęła mnie do drzwi abyśmy obie mogły rzucić okiem na tańczących. - Ten najbliżej nas, wytatuowany w koszulce na ramiączkach, chyba jest najstarszy.. - Alex. - Obok niego, z ciemnymi krótkimi włosami, o nieco ciemniejszej karnacji.. - Hood, jakżeby inaczej. - Czerwonowłosy, który aktualnie gdzieś zniknął mi z pola widzenia.. - Gdzie jest Michael? - I solenizant, cóż, powiedzmy, że mój brat nie zna się zbytnio na prezentach urodzinowych.. - Żart się jej trzymał, nie ma co.
- Widzisz wszystkie cztery dziewczyny? - Spytałam a ona na szczęście skinęła głową. Niezależnie od tego gdzie staczał się Clifford był sam, a przynajmniej nie z potencjalnym wrogiem. Poprosiłam aby mi je wskazała, a później nieudolnie obmyślałyśmy plan w jaki mogłybyśmy uratować im tyłki. Na szczęście w nieszczęściu nie mogły zrobić nic póki dziewczyna nie zatrąbiła w aucie, a na to się na zapowiadało. Nie mogłyśmy jednak czekać wiecznie. Jedyną opcją było rozproszenie ich uwagi, ale gdy tylko złapałyśmy za skrzynkę z butelkami i uderzyłyśmy nią o ziemię ktoś zajął miejsce dziewczyny w samochodzie i dał znak. Znak który nie zwiastował nic dobrego..
__
chyba nie powinnam pisać +18 może się do tego nie nadaję, ogólnie coś czuję, że z tym rozdziałem dałam dupy, że tak powiem, ale wy mi napiszcie lepiej co o tym sądzicie? są emocje? chyba po 10 będzie przerwa.
+ pewnie nie powinnam marudzic, bo to nie w moim stylu, wolę się o nic nie upominać, ale spróbujcie postawić się na moim miejsu, dwa miesiące pisania, pięć tygodni udostępniania, systematycznego, bez żadnych wymogów co do liczby komentarzy, żadnego syfu. staram się aby to było przyjemne i w miarę możliwości orginalne i dość dobrze napisane, poświęcam prawie cały mój czas, dzieląc go przy okazji na dorywczą pracę i przyjaciół, w zamian nie dostaje nic, nawet jednego komentarza pod kazdym rozdzialem. bede to dodawac, nawet bez nich, bo nie jestem zla, jestem zawiedziona ze nikt nie chce lub nie potrafi docenic tego ile pracy w to wlozylam kocham xx
- Shay, to naprawdę nie tak, ja nie wiem co się stało, co we mnie wstąpiło, nie jestem taka. Calum to wspaniały chłopak, nie chcę go zranić, to był tylko pocałunek, nic nie znaczył dla żadnego z nas, jeśli się dowie.. - Serio? Naprawdę potrafiła jeszcze rzucać takimi tekstami? Nie wierzyłam własnym uszom. W tej chwili jeszcze bardziej zapragnęłam się wyrwać, dać jej nauczkę i pokazać na co zasłużyła. Nawet Irwin przez chwilę był bardziej skłonny aby mnie wypuścić, bo poczułam jak uścisk słabnie. Jednak szybko się zorientował i naprawił swój błąd.
- Jeśli się dowie? Masz wątpliwości? Sama mu to powiesz, pójdziesz do niego, bo jeśli nie, to zapewniam, że ja to zrobię, a wtedy wszystko potoczy się znacznie gorzej. Na dodatek zapamiętaj sobie, że nie chcę cię tu więcej widzieć, tracić na ciebie czasu, w ogóle mieć z tobą do czynienia. Pięknie spieprzyłaś wszystko co cię ze mną łączyło przez ostatnie lata, a teraz radzę ci się pośpieszyć, Ashton nie będzie mnie tutaj trzymał wiecznie, a nie biegam aż tak źle jak może ci się wydawać. - Powiedziałam, a ona ze łzami w oczach zniknęła za drzwiami. Teraz z łatwością wyrwałam się chłopakowi, ale nie miałam ochoty jej gonić. Wyszłam z zaplecza zauważając jak niepewnie idzie w stronę Hood'a. Biedny nie wiedział co go czeka, wolałam jednak nie widzieć jak jego serce roztrzaskuje się o betonową podłogę. Muszą to załatwić między sobą. Ja musiałam na chwilę się schować od wszystkich emocji, których mieszanka powoli rozsadzała mi głowę. Zamknęłam drzwi od łazienki opierając dłonie na umywalce. Podniosłam wzrok spoglądając w swoje przekrwione oczy odbijające się w lustrze. Nawet nie zorientowałam się w którym momencie zaczęłam płakać. Odkręciłam wodę i oblałam twarz lodowatą wodą biorąc głębszy wdech. Nagle ktoś wszedł do środka. Irwin stał zastanawiając się chyba po co tu przyszedł. - Co? - Spytałam zdenerwowana gdy bez słowa wlepiał we mnie wzrok. Miałam wrażenie, że walczy ze sobą aby mnie nie przytulić. Robiłam dokładnie to samo.
- Nie zrobiłbym tego, znasz mnie, nie pozwoliłbym aby doszło do czegokolwiek, nie chciałem aby mnie pocałowała, wytłumaczyłem jej później. Wiem, że ta sytuacja nie powinna mieć miejsca, ale nie zauważyłem, że zachowuje się inaczej, nie pomyślałem, że może chcieć.. - Zaczął się tłumaczyć wpadając w słowotok. Był przerażony, jakby oczekiwał na moment w którym to na niego się rzucę. Pokręciłam głową prosząc tym samym aby przestał. Nie byłam na niego zła, nie miałam o co.
- Ashton, rozstaliśmy się, nie musisz nic przede mną tłumaczyć, nie masz żadnych zobowiązań, jeśli jednak boisz się o Calum'a to spokojnie, powiem mu to co usłyszałam, nie będzie na ciebie zły, wie, że nie zrobiłbyś nic aby go zranić. To ona popełniła spory błąd, Wszystko co ją czeka, nastąpi tylko i wyłącznie z jej winy, nie masz czym się denerwować. - Powiedziałam wycierając twarz papierowym ręcznikiem.
- Nie chodzi mi o niego, tylko o ciebie. Zawsze chodzi mi tylko i wyłącznie o ciebie, chcę abyś wiedziała i pamiętała, że nie chciałem i nie chcę żadnej innej..
- Ashton, proszę cię, nie zaczynaj tego, powiedzieliśmy już wszystko co powinniśmy.
- Ty powiedziałaś, ja nadal mam jeszcze sporo do dodania. Muszę z tobą o tym porozmawiać, bo zwariuję jeśli nie dowiem się, czy zależało ci na mnie tak bardzo jak mi nadal zależy, czy jednak naprawdę już nic do mnie nie czujesz. Bo ja chcę o nas walczyć, chcę mieć cię przy sobie, bo niezależnie od tego co robisz i mówisz, wciąż jestem przekonany, że jesteś tą jedyną i nie potrafię odpuścić. Nie jesteśmy idealni, sporo nam do tego brakuje, ale jesteś wszystkim czego potrzebuje do szczęścia. - Zaczął się do mnie zbliżać a moje stopy zdawały się przykleić do podłogi. - Jeśli teraz powiesz, że mnie nie chcesz, że jesteś pewna, że to nie ze mną chcesz być, że już za wiele przeszliśmy, zrozumiem, a przynajmniej się postaram. Nie będę cię zmuszał.. Jest jeszcze tylko jedna kwestia, jedna sytuacja, która mnie zastanawia, pewnie jest błaha i dla ciebie może nie mieć znaczenia, ale Hood powiedział, że dopiero dziś znaleźliście dla mnie prezent, tak długo go szukaliście, czy..
- Czy zapomniałam o twoich urodzinach? Naprawdę myślisz, że mogłabym to zrobić? Uważasz więc, że przestało mi zależeć już wcześniej i teraz znalazłam po prostu odpowiedni moment żeby to skończyć? Chcesz się upewnić, że już cię nie kocham, albo, że od jakiegoś czasu to co czułam nie było tak silne jak kiedyś? - Spytałam a on niestety nie był w stanie zaprzeczyć. - Może cię zawiodę, ale nie potwierdzę twoich tez, nie chcę kłamać. Moje uczucia owszem są inne niż wcześniej, znacznie się różnią, bo z dnia na dzień przybierają na sile uświadamiając mi, że nie chcę nikogo innego, że znalazłam już dla siebie odpowiednią osobę i niezależnie od tego jak usilnie będę próbować, nikt mi cię nie zastąpi. Mogłabym się starać i to wszystko naprawić, jestem pewna, że by się udało, ale nie chcę abyś żałował, nie zniosłabym tego. Nie jestem taką dziewczyną jaką powinnam być, zauważyłeś to w końcu i nie mogę pozwolić abyś dalej się przy mnie męczył. I nigdy, przenigdy, nie zapomniałabym o twoich urodzinach. Mój prezent po prostu po czasie okazał się nieodpowiedni.
- Chcę go. - Powiedział jakby nie słyszał reszty robiąc przy tym kolejny krok na przód. - Masz go teraz? - Spytał spoglądając mi prosto w oczy, automatycznie skinęłam głową nie mogąc oderwać wzroku od tych pięknych tęczówek. Powoli, przejeżdżając opuszkiem palca po moim policzku, odgarnął niesforny kosmyk włosów za ucho. Jego dotyk sprawił, że po całym moim ciele przebiegły przyjemne dreszcze, niemal sprawiające ból. - Więc chcę go. - Powtórzył nieco ciszej, a odległość między nami zmniejszyła się na tyle aby odebrać mi jakąkolwiek zdolność logicznego myślenia. Zrobiłam krok w tył, jednak nie chciałam uciekać, zamiast tego odwróciłam się do niego plecami odgarniając włosy na jedno ramię.
- Odepnij go. - Poprosiłam gdy odsłoniłam zamek od sukienki. Przez chwilę jakby się zastanawiał, po czym usłyszałam jak się odsuwa i wyciąga klucze z kieszeni. Przekręcił jeden w drzwiach i ponownie znalazł się przy mnie. Niepewnie zrobił to o co go poprosiłam. Jego oczom ukazał się mój dość spory tatuaż na pierwszy rzut oka nie mający w sobie nic specjalnego. - Przyjrzyj się, prawe skrzydło. - Nakierowałam go i pozostało mi czekać na jakąkolwiek reakcję. We wskazanym przeze mnie miejscu znajdowały się jego inicjały i najważniejsza dla mnie data. Nie początek naszego związku, to byłoby zbyt proste, tylko dzień w którym się poznaliśmy, w moje szesnaste urodziny. - To miał być mój prezent, pomyślałam, że dzięki niemu pokażę ci, że od zawsze ratowałeś mnie od wszystkiego co było w moim życiu złe i nie do zniesienia, nie raz pomagałeś gdy znajdowałam się u kresu wytrzymałości jeszcze gdy mieszkałam z siostrą, gdy nie mogłam pogodzić się z tym co spotkało moich rodziców. Byłam bezsilna i wtedy ty sprawiłeś, że znów poczułam się dobrze, stałeś się lekarstwem na otaczające mnie udręki. Żadna materialna rzecz nie oddałaby w pełni tego jak wiele dla mnie znaczysz, dzięki tobie, twojej obecności, jestem szczęśliwa, chciałabym żebyś kiedyś czuł się przy mnie tak samo, abyś nigdy nie zwątpił, że jesteś dla mnie najważniejszy, niezależnie od sytuacji, niestety wszystko potoczyło się.. inaczej. - Nagle poczułam jego pocałunek na swoich plecach, a za nim kolejny powoli zmierzający ku górze. Nie chciałam aby później przeze mnie cierpiał, nie potrafiłam jednak powiedzieć aby przestał. Czekałam na więcej spragniona jego dotyku. Gdy dotarł do mojej szyi, zwinnie odwrócił mnie, delikatnie przypadł do ściany i spojrzał jakby pytał o pozwolenie. W odpowiedzi wsunęłam palce za pasek jego spodni i przyciągnęłam jeszcze bliżej, aby swobodnie móc go pocałować. Objął mnie gładząc dłonią odkrytą skórę na plecach i zatopił swoje usta w moich. Instynktownie zacisnęłam uda, próbując okiełznać przepływające przeze mnie pożądanie, nadal znajdowaliśmy się w barze, w łazience, to nie było najlepsze miejsce do pogodzenia się. Ashton miał jednak inne plany, bo wyczuwając mój ruch złapał jedno z nich i podniósł pozwalając aby sukienka podwinęła się i jego spodnie swobodnie mogły się o mnie ocierać, przy każdym kolejnym ruchu doprowadzając do całkowitej uległości.
Bez słowa jego usta zaczęły się kierować w stronę mostka, zsunęłam z niego marynarkę, po czym objęłam go za szyję wplatając palce w rozczochrane, kręcone włosy koloru blond. Skupiając się na jego pocałunkach nie zauważyłam nawet kiedy ramiączka od sukienki zniknęły ukazując górną część koronkowej bielizny. Dopiero gdy jego dłoń wsunęły się pod nią drażniąc się z moją delikatną skórą zorientowałam się czując przyjemny dreszcz. Stęskniona za jego dotykiem nieznacznie wbiłam paznokcie w jego kark dając upust emocjom. W odpowiedzi moja kreacja uderzyła o ziemię, a jego usta na chwilę wróciły do moich. Zabrałam się za walkę z jego guzikami, po chwili jednak zdenerwowana mocniej złapałam za koszulę i porwałam dwa ostatnie, pomagając mu ją ściągnąć. Z uśmiechem zacisnął dłonie na moich pośladkach i podniósł mnie ku górze sadzając na blacie. Zimny kamień automatycznie skutkował gęsią skórką, która z prędkością światła pokryła całe moje ciało, lecz nie odsunęła moich myśli na zbyt długo. Błądzący po moim podbrzuszu język chłopaka szybko przywrócił mnie do rzeczywistości, na tyle bym przez zaciśnięte zęby szepnęła jego imię. Mimo iż miałam zamkniętego oczy i nie widziałam jego twarzy, mogłam przysiąc, że przemknęła przez nią tryumfalna mina. Złapał za gumkę od dolnej części bielizny, pozbył się jej niespodziewanie zjeżdżając ustami w stronę złączenia moich ud. Przeklęłam dość głośno nie bawiąc się w jęki. Doskonale zdawał sobie sprawę, że był w tym dobry. W przeciwieństwie do mnie, gdy zaczęliśmy ze sobą sypiać wiedział co robić, miał doświadczenie które z miłą chęcią wykorzystywał bawiąc się ze mną. Cóż, nie miałam na co narzekać. Wręcz przeciwnie, ponownie wbiłam paznokcie tym razem w jego dłoń znajdującą się na moim biodrze, czując, że jeśli nie przestanie, dłużej nie wytrzymam, a nie chciałam skończyć w ten sposób. Błagania nie zostały jednak wysłuchane. Zamiast tego podniósł wzrok posyłając mi jednoznaczne spojrzenie i przyśpieszył działania. Nie potrzebował wiele czasu aby poczuć jak przez całe moje ciało przepływa fala przyjemności i usłyszeć kilka dość donośnych jęknięć, które bezskutecznie próbowałam powstrzymać.
Ponownie przesunął się pocałunkami na mój brzuch ukazując perfekcyjne uzębienie, jak zawsze był z siebie zadowolony. Delikatnie przejechał opuszkiem palca po moim czułym punkcie sprawdzając moją reakcję. Chciałam się zsunąć i w jakikolwiek sposób wymusić zmianę pozycji, jednak to on rządził. I jego decyzja była cholernie niesatysfakcjonująca, niesprawiedliwa i zadziwiająca, bowiem odsunął się podnosząc z podłogi moje ciuchy. Gdy chciałam zaprotestować czule mnie pocałował poprawiając dłonią moje włosy.
- Spokojnie kochanie, to miało tylko rozwiać twoje wszelkie wątpliwości na temat mojego nieszczęścia i męczenia się przy tobie. Przez resztę życia mógłbym i zamierzam patrzeć na ciebie w takim stanie.. - Powiedział pomagając mi zejść i się ubrać. - Nigdy więcej niech ci nie przyjdzie do głowy, że mógłbym zrobić to z kimkolwiek innym, bo nie zamierzam, pochłaniasz cały mój czas i energię, rozumiemy się? - Skinęłam głową a on z uśmiechem odwrócił mnie do siebie plecami i pomógł zapiąć zamek w sukience. W lustrzanym odbiciu ukazały się moje zarumienione policzki i jego iskierki w oczach. Czy naprawdę chciałam z niego zrezygnować? - Lecz jeśli kiedykolwiek będziesz miała jednak wątpliwości, poinformuj mnie o tym, z przyjemnością będę ci udowadniał to co czuję. - Puścił mi oczko, złapał moją dłoń i uniósł muskając ją ustami. - Z resztą to był dopiero przedsmak tego co cię czeka w domu.. - Po tych słowach ruszyliśmy w stronę drzwi, a ja poczułam, że moje policzki zapłonęły ogniem. Nie ma prawa mówić mi takich rzeczy!
Odetchnęłam głębiej próbując się uspokoić i wyszliśmy z łazienki. Goście bawili się w najlepsze. Strumień alkoholu, donośne śmiechy, dość nieprzyzwoite tańce i dwóch młodych mężczyzn oddalonych od reszty wlepiających zamglony wzrok w dno butelek. Objęłam jednego z nich od tyłu czule całując w czubek głowy. Calum podniósł na mnie wzrok, ale nie miał nawet siły się uśmiechnąć, jego mina zrzedła jeszcze bardziej gdy zauważył stojącego przy mnie Ashton'a. Był na niego zły? A może zawiedziony, że jej na to pozwolił? Jedno i drugie było nie na miejscu. Diana sama podjęła tą beznadziejną decyzję. Chłopak był jednak w szoku, nikt nie mógł go za to winić.
- Kochanie, strasznie mi przykro, że tak wyszło, nie powinieneś przez to przechodzić. - Powiedziałam przystawiając sobie krzesło i siadając tuż obok niego. Nie wiedziałam jeszcze w jaki sposób miałabym pocieszyć kogoś kogo druga połówka zachowała się jak wywłoka będąc kilka dni wcześniej jedną z najsłodszych osób na świecie. Tego nikt by się nie spodziewał. Miesiąc temu bez zawahania stwierdziłabym, że nie widzą świata poza sobą i że to się nie zmieni, bo czasami po prostu się wie, że ktoś jest komuś pisany. Byłam pewna, że pójdą w ślady Alex'a, że nic ich już nie rozdzieli. Nagle boom. - Jak się trzymasz?
- Jak może się trzymać ktoś, kogo dziewczyna zabujała się w jego najlepszym kumplu? Powiem ci, że nie najlepiej, na dodatek nie mam gdzie mieszkać, bo przecież nie wyrzucę jej z tego cholernego mieszkania.. - Halo. Diana powiedziała mu, że się zakochała w Ashton'ie? Nagle ten niby niewinny wybryk zamienił się w głębokie uczucie? - Najśmieszniejsze jest to, że nawet nie wyglądała jakby żałowała, rzuciła mi prosto w twarz tekstem, że "doszła do wniosku iż woli Irwin'a", i wyszła, tak po prostu, rozumiesz? Nie wiedziałem czy żartuje, czy naprawdę chce mnie przy wszystkich upokorzyć. Starałem się by wszystko było w porządku, robiłem co mogłem, miałem nadzieję, że się ułoży. Owszem, czasem i mi puszczały nerwy, nawalałem i robiłem coś czego później żałowałem, ale kurwa, wszystko ma swoje granice.
- Byłeś najlepszym facetem jakiego miała i mogła mieć, każda dziewczyna chciałaby kogoś takiego, a ta cała sytuacja to poniekąd też moja wina, spędzałem z nią tyle czasu myśląc, że podchodzi do tego tylko jako moja przyjaciółka, nie brałem nawet pod uwagę, że będzie chciała odpieprzyć coś takiego, przecież znamy się tyle czasu, wie, że jesteś dla mnie jak brat. Gdybym mógł nie dopuściłbym do tego, nigdy nie patrzyłem na nią w ten sposób.. - Powiedział Ashton siadając z drugiej strony. Widać było, że przeżywa to równie mocno co Hood. W tym momencie wyglądało to jakby bał się, że przez dziewczynę posypie się to co między nimi było.
- Nie mam do ciebie pretensji, owszem byłem zaskoczony i może przemknęło mi przez myśl, że doszło między wami do czegoś poważnego, ale już wiem, że nie powinno. Najwidoczniej czasem nie da się naprawić tego co jest już przesiąknięte kłamstwami, od dłuższego czasu nie było tak dobrze jak kiedyś, nie chcę teraz myśleć kto zawinił, albo co mogliśmy zrobić inaczej. Cholernie wkurwia mnie jedynie fakt, że zrobiła to w ten sposób. Mogła przecież skończyć to jak każda normalna osoba, jeśli czuła się nieszczęśliwa, zerwać ze mną i tyle. Zamiast tego wolała jednak kręcić z tobą, moim najlepszym przyjacielem, nie mam pojęcia na co liczyła. Chciała abyś zostawił Shay? Abyś odwrócił się od paczki przyjaciół i był tylko z nią? - Upił kolejnego łyka. Zadziwiająco trzeźwo się zachowywał jak na kogoś od kogo bił zapach piwa na odległość kilku metrów. - Może tak będzie lepiej, może dzięki temu, że okazała się taka a nie inna, teraz a nie później jest jeszcze szansa, że nie schleje się do nieprzytomności.
- Mi opcja schlania się do nieprzytomności odpowiada. Moją narzeczoną wyrzuciło gdzieś wgłąb kraju, samą i bezbronną. Co sprawia, że i ja nie mam pojęcia co kurwa zrobić. - Alex wyciągnął z kieszeni kluczyki od samochodu i podał mi je. Spojrzałam na niego zdezorientowana, nad głową powinien mi się pokazać jeden wielki znak zapytania. - Wolę abyś ty je miała, po kolejnym piwie mógłbym naprawdę wsiąść za kierownice i spróbować jej poszukać, a powiedzmy, że nie skończyłoby się to najlepiej. Mam jednak nadzieję, że odwieziesz mnie do domu..
- Oh, jakby nie patrzeć, każdy tutaj myśli dokładnie o tym samym, ale masz to jak w banku, wbiję cię przed kolejkę. Na moje jednak nadal powinieneś spoglądać tylko na jasną stronę tej całej sytuacji. Może jest bezbronna, ale nie ma przed czym się chronić, także bezpiecznie gdzieś siedzi i odpoczywa od tego całego zgiełku. Czy to nie plus? Zapewniam, że Ashton jakby mógł zamknąłby mnie w jakiejś piwnicy i nie pozwolił wyjść przez najbliższe tygodnie. Lisa schowała się dobrowolnie, dzięki temu nie musisz się o nią martwić.
- Owszem, kiedyś unieruchomiłbym cię i zakneblowałbym w jakimś pomieszczeniu aby mieć pewność, że nie zrobisz nic głupiego co zagroziłoby i twojemu i mojemu życiu, ale teraz wiem, że wolę mieć cię przy sobie, najlepiej cały czas, bo zawsze wymyślisz jakiś genialny plan, który źle się skończy. Alex, twoim największym fartem jest to, że twoja przyszła żona umie o siebie zadbać, naprawdę dużo się tu nauczyła i wie co robi. Nie twierdzę, że Shay taka nie jest, ale chyba wszyscy wiemy, że Lisa jest najdojrzalszą osobą w naszym towarzystwie.. - Musiałam mu przyznać rację. Gaskarth z resztą też. Ona w przeciwieństwie do mnie podejmowała same dobre decyzje, a ta była najlepszą z nich wszystkich. Tak bardzo chciałam jednak powiedzieć chłopakowi, że za kilka miesięcy przyjdzie na świat jego miniaturka, aby zobaczyć chociaż reakcję, ale wiedziałam, że przyjaciółka by mi tego nie wybaczyła więc zagryzłam język. Poczułam nagle jak na moim ramieniu zaciska się męska dłoń. Uniosłam wzrok zauważając Michael'a, a przy jego boku trzy koleżanki ze studia, nigdy nie potrafiłam zapamiętać ich imion, ale zawsze były bardzo miłe, a to już coś.
- Widzę, że coś smutno tu u was, dlatego przyprowadziłem antidotum. Żadne z was nie miało ochoty poprosić kogoś innego do tańca więc góra przyszła do Mahometa. Dziewczyny się wami zaopiekują, bo przecież im się nie odmawia, a ja porwę pannę O'Malley która ma mi udowodnić czy potrafi ruszać się na parkiecie. - Moja odpowiedź brzmiała nie, chłopaków z resztą też, ale po dłuższej wymianie zdań, nikt nie miał ochoty walczyć z nieustępliwym Clifford'em: nieustępliwym i pijanym Clifford'em. Męska część zabrała się więc na parkiet a ja zażenowana złapałam dłoń przyjaciela. Moje umiejętności taneczne oceniam na dwa z plusem, w końcu nie zabiłam się o własne nogi, ale nic straconego, noc jeszcze młoda. Chłopakowi szło to zdecydowanie lepiej, może nie ruszał się jakoś perfekcyjnie do rytmu, ale bujał się jak szalony co jakiś czas obracając mnie wokół własnej osi. Po raz kolejny żałowałam, że nie mogę wprowadzić się w taki sam stan w jakim była większość bawiących się gości, ale Ashton'owi podobał się tatuaż, to było najważniejsze i znów oblałam się rumieńcem. Jak. Tak. Można.
Rozmyślenia o nim przerwało mi szarpnięcie za ramię. Poczułam jak ktoś wyciąga mnie z tłumu przy okazji wbijając mi paznokcie w skórę. Przeklęłam pod nosem, ale wyrwać udało mi się dopiero w magazynie który świecił pustkami. Stojąca przede mną dziewczyna nie była mi obca, a jednak jej obraz w mojej głowie gdzieś się zagubił i nie potrafiłam sobie przypomnieć kim jest i skąd ją znam. W moim wzroście, o podobnej budowie, jednak z bardziej egzotyczną urodą, ubrana w dżinsy i dresową bluzę nie wyglądała jak potencjalny gość imprezy urodzinowej. Chciałam otworzyć usta i zasypać ją pytaniami, jednak wyprzedziła mnie widocznie zaniepokojona.
- Może mnie nie pamiętasz, chodziłyśmy razem do szkoły.. - Bingo. - ..jednak bardziej znaczącą dla ciebie informacją może być to, że jestem siostrą Jonathan'a. - Zrobiłam krok w tył, ale złapała mnie za rękę. Nie agresywnie, delikatnie próbując się nieznacznie przy tym uśmiechnąć. Nie przypominała go, miała w sobie coś kojącego, ale ostatnimi czasy moje przeczucia nie były zbyt trafne. Mój instynkt zdawał się zawodzić. - Nie chcę zrobić ci krzywdy, nie chcę zrobić krzywdy żadnemu z was, zdecydowanie nie mnie powinnaś się bać. Wręcz przeciwnie, przyprowadziłam cię tu aby cię ostrzec, na sali jest kilka osób, które nie mają najlepszych zamiarów w stosunku do twoich przyjaciół. Mój brat w tym swoim pieprzonym knuciu posunął się znacznie za daleko, to nie jest już dziecinna zabawa, a ja nie chcę wplątać się w jego szemrane interesy. Jeśli jednak pomogę wam, muszę mieć pewność, że nie zostanę z tym sama. On nie ma żadnych zasad, nie ma już nic do stracenia..
- Dlaczego miałabym ci zaufać? Dlaczego miałabyś chcieć dla nas dobrze? O ile dobrze pamiętam twoja rodzina nie jest do nas pozytywnie nastawiona, skąd nagła zmiana?
- Nie było mnie tu rok temu i nie musisz mi ufać, wiem, że tego nie zrobisz. Nie wiedziałam co tu się działo, z Jonathan'em łączy mnie mama, gdy on został z ojcem ja się wyprowadziłam. Wróciłam tu dopiero kilka tygodni temu, nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że ten chłopak aż tak bardzo się zmienił. Nie był kiedyś zły, był moją opoką, nie skrzywdziłby muchy. Chcę abyście wiedzieli co ma w planach nie tylko dlatego aby ochronić was, ale także jego. Jeśli wszystko pójdzie po jego myśli, już nie będzie żadnych szans na ratunek dla niego.. - Powiedziała odsuwając się i opierając plecami o blat. - Pomyśl, jeśli miałabym złe zamiary, po co zaczynałabym od mówienia że coś mnie z nim łączy? Louis jest jedną z kilkunastu osób na jego liście, wiem, że w tym momencie ja też się na nią wpisuję, ale nie chcę abyś musiała patrzeć jak znika ktoś ci bliski. Jeśli mogę komuś w ten sposób pomóc..
- Dlaczego? Twój brat..
- Mój brat zrobił wiele złego, powoli wszystkiego się dowiaduję, ale to nie przechodzi w genach, on też jeszcze może z tym walczyć, jeśli nie chce i będzie za późno, to przekonam się o tym dopiero na końcu. Teraz nie chcę aby w tym mieście naprawdę doszło do tragedii. Wiem, że będziesz brała mnie na dystans, rozumiem, nie musicie mi o niczym mówić. Sęk w tym, że wy potrzebujecie mnie równie mocno co ja was..
- Odwracasz się od niego plecami i mówisz mi, że chcesz mu pomóc?
- Jonathan nie jest dobrym człowiekiem, przynajmniej teraz. Jeśli zostanę przy nim i będę nadal robić to o co mnie prosi, żadne z nas nie wyjdzie z tego żywe. Nie widziałaś co się tam dzieje, czym dysponuje i powtarzam, chcę mu w ten sposób tylko i wyłącznie pomóc. Wierzę, że nie posuniecie się za daleko, może to źle zabrzmi bo jestem jego siostrą, ale wolałabym aby trafił w ręce policji niż w końcu zaszedł za skórę jego przyjaciołom..
- To brzmi całkiem logicznie. Może nie powinnam, ale wierzę, że jesteś rozsądna i zgadzam się z tobą, że to do niczego dobrego nie prowadzi. Musisz jednak pamiętać, że to nie tylko mnie masz za zadanie do siebie przekonać, jeśli oni się nie zgodzą ci pomóc, ja nic nie będę mogła zrobić.. - Powiedziałam a ona skinęła głową. Wyglądała na taką niewinną. - Zaczęłaś jednak od ostrzeżenia i tym radziłabym się zająć..
- Na sali są cztery dziewczyny..- Dziewczyny? Jonathan naprawdę się postarał. - Które na szczęście nie mają przy sobie żadnej broni palnej, ale tak czy inaczej wiedzą jak posługiwać się ostrzami. Muszę przyznać, że ludzie którzy kręcą się w okół mojego brata znają się na rzeczy, co jest jeszcze bardziej przerażające, nie mam pojęcia skąd ich wziął. Wracając do urodzin, nie znam twoich przyjaciół i nie wiem jak blisko jesteś czwórki, która jest na szczycie listy, ale mogę ci powiedzieć, że dziś mają na celowniku tylko ich.. - Podciągnęła mnie do drzwi abyśmy obie mogły rzucić okiem na tańczących. - Ten najbliżej nas, wytatuowany w koszulce na ramiączkach, chyba jest najstarszy.. - Alex. - Obok niego, z ciemnymi krótkimi włosami, o nieco ciemniejszej karnacji.. - Hood, jakżeby inaczej. - Czerwonowłosy, który aktualnie gdzieś zniknął mi z pola widzenia.. - Gdzie jest Michael? - I solenizant, cóż, powiedzmy, że mój brat nie zna się zbytnio na prezentach urodzinowych.. - Żart się jej trzymał, nie ma co.
- Widzisz wszystkie cztery dziewczyny? - Spytałam a ona na szczęście skinęła głową. Niezależnie od tego gdzie staczał się Clifford był sam, a przynajmniej nie z potencjalnym wrogiem. Poprosiłam aby mi je wskazała, a później nieudolnie obmyślałyśmy plan w jaki mogłybyśmy uratować im tyłki. Na szczęście w nieszczęściu nie mogły zrobić nic póki dziewczyna nie zatrąbiła w aucie, a na to się na zapowiadało. Nie mogłyśmy jednak czekać wiecznie. Jedyną opcją było rozproszenie ich uwagi, ale gdy tylko złapałyśmy za skrzynkę z butelkami i uderzyłyśmy nią o ziemię ktoś zajął miejsce dziewczyny w samochodzie i dał znak. Znak który nie zwiastował nic dobrego..
__
chyba nie powinnam pisać +18 może się do tego nie nadaję, ogólnie coś czuję, że z tym rozdziałem dałam dupy, że tak powiem, ale wy mi napiszcie lepiej co o tym sądzicie? są emocje? chyba po 10 będzie przerwa.
+ pewnie nie powinnam marudzic, bo to nie w moim stylu, wolę się o nic nie upominać, ale spróbujcie postawić się na moim miejsu, dwa miesiące pisania, pięć tygodni udostępniania, systematycznego, bez żadnych wymogów co do liczby komentarzy, żadnego syfu. staram się aby to było przyjemne i w miarę możliwości orginalne i dość dobrze napisane, poświęcam prawie cały mój czas, dzieląc go przy okazji na dorywczą pracę i przyjaciół, w zamian nie dostaje nic, nawet jednego komentarza pod kazdym rozdzialem. bede to dodawac, nawet bez nich, bo nie jestem zla, jestem zawiedziona ze nikt nie chce lub nie potrafi docenic tego ile pracy w to wlozylam kocham xx
Ja doceniam, jesteś niesamowita. Gdybym widział to wcześniej, to pod każdym rozdziałem pojawiłoby się milion słów które nie są w stanie opisać jak zdolna jesteś.
OdpowiedzUsuń