czwartek, 13 sierpnia 2015

|chapter.ten| before.

things soon will be like before i ever met you.
banks - before..
Gdy pierwsza kropla krwi uderzyła o podłogę, mój świat stanął w miejscu. Powietrze zrobiło się znacznie cięższe z trudem przedostając się do płuc. Każdy kolejny oddech podrażniał moje gardło jakby ostrze nie znajdowało się tylko w dłoniach uciekających dziewczyn. Klatka piersiowa nie chciała się już unosić, a krzyki i nieznośny szum w głowie spowodowały nieprzyjemne zawroty. Jedyny ruch na jaki było mnie stać, to złapanie się blatu, najmocniej jak umiałam, abym przypadkiem nie osunęła się na ziemię. Do oczu znikąd napłynęły mi łzy, które nie miały ujścia, tak jakby ich celem było jedynie podrażnienie moich źrenic. Serce znacznie przyśpieszyło, a myśli powoli kierowały się w stronę pochłoniętego mrokiem korytarza donikąd, zwanego paniką, gdy zobaczyłam jak Calum w spowolnionym tempie, z ogłuszającym hukiem upada na podłogę. Chciałam mu pomóc jednak paraliż obejmował kolejne centymetry mojego ciała jakbym zaczynała topić się w ruchomych piaskach, nawet nie starając się o ratunek. Byłam całkowicie bezsilna przyglądając się jak siostra Jonathan'a biegnie w stronę mojego przyjaciela, a kilka sekund później Michael ląduje tuż przy nim na kolanach. Krzyk przerażenia żeńskiej części gości spowodował przeszywający ból przepływający przez każdy najmniejszy nerw mojego ciała wysyłając jakby komendę do moich mięśni, które posłusznie przestały działać a ja wylądowałam pod regałem czując, że mój wzrok pokrywa delikatna mgła. Zacisnęłam powieki ostatkami sił walcząc ze sobą aby nie stracić przytomności, gdy poczułam ciepłe, nieco szorstkie dłonie na moich policzkach. Otworzyłam oczy spoglądając w głąb najpiękniejszych tęczówek. Nic mu nie jest. Pomyślałam pozwalając jednej łzie na uwolnienie się i spłynięcie po mojej skórze. Ashton próbował coś do mnie powiedzieć jednak w mojej głowie słyszałam jedynie bicie serca. Mojego wyrywającego się serca. Chłopak widząc, że nic nie zdziała wziął mnie na ręce bez trudu podnosząc i pozwalając abym oparła głowę na jego torsie. Bar był już pusty, jedyne co w nim zostało to dwie spore plamy krwi które udało mi się dostrzec kątem oka. Kim była ta druga osoba? 

Wyszliśmy z budynku, a we mnie uderzyło zimne powietrze nieco ułatwiając mi oddychanie, wiedział co robił zabierając mnie stamtąd, wcale nie chciał mnie gdzieś wywozić. Zamiast tego usiadł na chodniku układając mnie plecami do siebie. Jego dłonie wylądowały ma moich ramionach delikatnie i nieśpiesznie je masując. Próbowałam skupić się tylko i wyłącznie na jego dotyku jednak brak panowania nad własnym ciałem zdecydowanie mi to utrudniał. Nagle poczułam jego usta na swojej szyi i nieco odważniej zaczerpnęłam oddechu. Jego opuszki palców powoli odgarnęły moje włosy na jedną stronę przyjemnie pieszcząc moją skórę.

- Spokojnie, oddychaj.. - Szepnął wprost do mojego ucha, jego ciepły oddech skutkował przyjemnym dreszczem, który odblokował kolejną przeszkodę. Powoli dzięki temu ci robił moje serce spowalniało a najgorsze myśli zaczęły się wycofywać pozostawiając mój umysł w spokoju. Do czasu aż miejsce paniki zaczęło zajmować uczucie wstydu. Zachowałam się jakbym nigdy wcześniej nie była w takiej sytuacji, jakbym nigdy nie widziała krwi lub przyjaciół w złym stanie. Tak czy inaczej, zamiast pomóc stałam jak sparaliżowana z własnej głupoty idiotka, która nie potrafiła utrzymać się na własnych nogach. Czy może być coś lepszego niż pozostawienie bliskich w takiej sytuacji? W jednej chwili zapragnęłam dowiedzieć się o stanie zdrowia tej dwójki. Spróbowałam się podnieść jednak dłonie Ashton'a objęły mnie w pasie nieco mocniej do siebie przytulając moje jeszcze drżące ciało. Oparł głowę na moim ramieniu pozostawiając kilka nieśpiesznych pocałunków na mojej rozgrzanej skórze. - Nie wypuszczę cię, póki nie będę miał pewności, że wszystko z tobą w porządku..

- To był zwykły atak paniki, nic takiego, wszystko ze mną w porządku, naprawdę, nie martw się. Teraz musimy jechać i dowiedzieć się co z nimi, jak bardzo są poranieni i jak szybko się wyliżą. Wiesz coś na ten temat? Proszę, powiedz mi..

- Zwykły atak paniki? - No tak, olał całą resztę. Norma. Na co ja w ogóle liczyłam próbując odsunąć jego myśli od mojej beznadziejnej sceny bijącej po oczach całkowitą bezsilnością. - Shay, ty nigdy nie miewasz ataków paniki, a nawet jeśli to takie sytuacje tylko napędzały cię do działania. Przed chwilą wyglądałaś jakbyś miała paść, rozumiesz? Moja dziewczyna, wyglądała jak trup, to nie jest nic takiego. Nie wiem co się stało, ale..

- ..ale naprawdę jestem cała. Ty i zimne powietrze zadziałaliście jak antidotum, musisz mi uwierzyć. Może nie były to zbyt optymistyczny moment w moim życiu, ale jak zwykle uratowałeś mi tyłek. Już po wszystkim, zapewniam.. - Powiedziałam odwracając się na jego kolanach tak by siedzieć z nim twarzą w twarz. Ułożyłam dłonie na jego policzkach delikatnie przejeżdżając opuszkami po jego szorstkiej skórze i trzydniowym zaroście. - Widzisz? Żywa i pełna energii oraz głodna informacji. Mów co wiesz.

- Jest lepiej niż myślisz. Calum na tylko niewielką i niezbyt głęboką ranę na prawym boku. Najwidoczniej dziewczyna nie miała najlepszego cela, albo posiadała za dobre serce aby trafić nieco dalej i głębiej. Cóż w grę wchodzi jeszcze urok osobisty Hood'a, ale na ten temat wolałbym się nie wypowiadać, spójrzmy prawdzie w oczy napity nie wygląda najlepiej.. Mikey zawiózł go do szpitala z jakąś młodą dziewczyną, której chyba nie kojarzę, albo nie skupiłem się za bardzo na jej wyglądzie. Kilka minut temu napisał mi, że już go pozszywali i nadal jest chętny zalać się w trupa choć niewiele mu brakuje.. - Calum. Jest. Cały. Dosłownie kamień spadł mi z serca. Ale, nie tylko on oberwał.. - Luke jest w nieco gorszej sytuacji, chociaż zależy jak na to spojrzeć.

- Luke? Jego nie było na liście..

- Liście? - Szlag. Szlag. Szlag. Czy ja naprawdę do licha nie potrafię choć raz, choć na chwilę utrzymać języka za zębami? Nie mam pojęcia czy powinnam mu mówić jeśli dziewczyny nie było obok. Zdecydowanie bardziej wolałabym konfrontacje podczas której to ona wytłumaczyłaby mu o co chodzi. Zna szczegóły lepiej niż ja po kilku minutach rozmowy. Jeszcze coś pomieszam i będzie, a jeśli chodzi o Ashton'a Irwin'a to nigdy, przenigdy nie masz pewności jak zareaguje. Tym bardziej w takiej sytuacji. Co, może w ogóle powinnam wyskoczyć z tekstem: Hej, kilka sekund wcześniej poinformowała mnie o planach Jonathan'a jego siostra, ale nie zdążyłam cię ostrzec, sorry. Ciesz się jednak, że jesteś cały bo to ciebie miały upolować? To nie najlepszy pomysł. Muszę mu to jednak wytłumaczyć nim pomyśli że maczałam w tym palce. Wolalam nie ryzykować. Zsunęłam się z jego kolan i zajęłam miejsce naprzeciw niego uśmiechając się niepewnie. Może kolejny atak paniki tym razem zadziałałby na plus? - Shay..

- Już mówię, już mówię, spokojnie. - Zaczęłam biorąc głębszy wdech. Cóż to mnie nie ominie. - Po prostu nie chcę siebie i ciebie zarazem w tym wszystkim pogubić. Zacznijmy od tego że pod żadnym pozorem masz mi nie przeszkadzać, nie przerywasz, nie odzywasz się póki nie skończę inaczej przestanę mówić i zostaniesz ze swoimi domysłami.. - Powiedziałam a on posłusznie skinął głową. Szanse jednak na to, że będzie siedział kilka minut w milczeniu była mniejsza niż żadna. Spróbować jednak nie zaszkodzi. - Dziewczyna, która pojechała z Michael'em to siostra Jonathan'a.. - Już na usta cisnęło mu się kilka pytań, ale w ostatnim momencie się powstrzymał. - Przyszła tutaj aby powiedzieć nam o tym co planuje jej brat. Zdążyła tylko ze mną o tym porozmawiać, ale nim zareagowałyśmy było już za późno. Jestem przekonana, że nie myślisz o niej teraz najlepiej, ja też nie chciałam jej zaufać, rzadko się zdarza aby ktoś od nich chciał się z nami komunikować, ale to może być szansa, Nie okłamała mnie i nie uciekła razem z nimi, została tutaj i pomogła moim przyjaciołom kiedy ja nie byłam w stanie. To chyba nie świadczy o niej najgorzej? Nie twierdzę, że musi automatycznie wszystko o nas wiedzieć, ale wypadałoby jej pomóc a może..

- Chcesz jej pomóc tylko dlatego aby coś zyskać? Jonathan nie skrzywdziłby swojej rodziny, a ona nie powinna mieć powodu aby od niego uciekać. Jeśli chciała być bezpieczna powinna z nim zostać, a nie ryzykować. Spójrzmy prawdzie w oczy, to nie było najlepsze posunięcie z jej strony. To naprawdę nie jest dla ciebie podejrzane? Z resztą, skąd nagle ta chęć odwrócenia się od niego?

-  Stwierdziła, że nie jest już tą samą osobą i to wszystko sprowadza się do jednej wielkiej katastrofy. Ponoć chłopak posunął się już zdecydowanie za daleko.. Zrozumiałyśmy się bo żadna z nas nie chce aby skończyło się to dla kogoś na cmentarzu, a znając was.. znając nas i jego w końcu okaże się to jedynym wyjściem. W zeszłym roku niektórym udało się z tego wylizać, wolę nie ryzykować i nie liczyć na cud, że tym razem będzie tak samo. Nie proszę cię abyś traktował ją jak dobrą przyjaciółkę, chcę abyście z nią porozmawiali.. Póki będzie chciała zostać zamieszka ze mną.. - Chyba ze mną. Jeśli Calum nie będzie miał się gdzie podziać, nie wyrzucę go z domu i będę musiała znaleźć jej inne lokum. Tą kwestie jednak trzeba będzie poruszyć dopiero jak ich do niej przekonam. A to może trochę zająć..

- Jeśli ty jej wierzysz, to porozmawiam z chłopakami, a później z nią, ale teraz musisz odpocząć.. - Powiedział i wyciągnął ręce w moją stronę a ja otworzyłam usta z zaskoczenia. Naprawdę zamiast zasypania mnie serią przesadnie dociekliwych pytań, on ma zamiar po kilku zdaniach zgodzić się ze mną? W myślach spróbowałam znaleźć drugą taką sytuację mającą miejsce w czasie ostatnich dwóch lat. Nigdy tak nie było. Nigdy. Co się z nim nagle stało? Gdy zauważył, że się nie piekle aby ponownie wsunąć mu się na kolana, podniósł się z ziemi i wyciągnął do mnie rękę. - Zabieram cię do domu. - To nie było pytanie, a ja nie miałam prawa głosu. Gdybym nie złapała jego dłoni z pewnością nie zawahałby się wtargać mnie do auta siłą, a nie miałam specjalnie ochoty na przepychanki w środku nocy. Zamiast tego wsunęłam dłoń do jego kieszeni, szukając kluczyków, które musiał kilka sekund wcześniej wyciągnąć i przede mną schować. Chciałam go upomnieć, że wsiadanie po piwie poważnie narusza prawo, jednak.. znów brak głosu. - Spokojnie, gdybym wypił alkohol nie naraziłbym cię na ryzyko wsiadania do samochodu z pijanym kierowcą. Nawet tak dobrym jak ja. - Uśmiechnął się i pochylił nade mną muskając ustami czubek mojej głowy. To się raczej nie zmieni, zawsze będzie wiedział co zrobić aby poprawić mi humor. Przed zajęciem miejsca pasażera pozwoliłam sobie jeszcze na moment spędzony w jego silnych ramionach. Objął mnie dość mocno a ja oparłam głowę na jego torsie. Nic więcej mi nie potrzeba.. prócz.

- Musimy zadzwonić do chłopaków, a najlepiej by było odwiedzić ich w szpitalu. Nie zasnę póki nie upewnię się, że są bezpieczni. Gdybyś mógł.. - Spojrzałam na niego i zauważyłam jak ze sobą walczy. Nie musiał nic mówić, abym wiedziała co chodzi mu po głowie. "Musisz jechać tam dzisiaj?", "Jesteś zmęczona, musisz odpocząć", "Zabiorę cię tam jutro", "Szpital w środku nocy nie jest najlepszą opcją".. I tak dalej i tak dalej. Milion powodów dla których nie powinnam tego robić. Same minusy, jeden za drugim, na szczęście żadnego nie wypowiedział na głos. Chyba moja mina była równie wymowna co jego, albo tak dobrze się znaliśmy.

- Zbiorę cię tam, o ile obiecasz mi, że nie będziemy tam za długo siedzieć, zdecydowanie bardziej wolałbym mieć cię w domu.. - Reszty nie słyszałam. Słowa "mieć cię w domu" automatycznie przypomniały mi o incydencie w łazience. To dość nieodpowiedni moment na myślenie o takich sytuacjach, mam rację? W końcu dwóch moim przyjaciół cudem zamiast w kostnicy wylądowali na pogotowiu. Kto by pomyślał, że kilka centymetrów naprawdę potrafi uratować życie. Nagle Ashton odsunął się i otworzył przede mną drzwi. Wsiadłam do środka, zapięłam pasy i nim się zorientowałam usiadł obok układając dłoń na moim udzie delikatnie przejeżdżając po nim opuszkami paców. - Co ty na to? Obiecujesz, że upewnisz się, że wszystko w porządku i wrócimy do mnie?

- Mam swoje mieszkanie, życie pod jednym dachem ostatnim razem nie wyszło nam na dobre. Myślę, że powinnam zostać u siebie, tak przynajmniej ominie nas kolejne rozczarowanie. - Mruknęłam czując jak jego ręka delikatnie się zaciska. Najwidoczniej nie popierał mojego jakże genialnego pomysłu. Niechętnie odwróciłam się w jego stronę. Uniesione brwi wskazywały na to iż czekał aż stwierdzę, że żartuję. Nie doczekał się, co zirytowało go jeszcze bardziej. - Jestem przekonana, że myślisz, że chcę ci tylko i wyłącznie zrobić na złość, ale nie o to chodzi..

- A o co? Shay, ja wiem, że się nam nie ułożyło, ale nie myślę o tym jak o rozczarowaniu, tylko jak o próbie, pierwsza nie wypaliła, daliśmy ciała, nie pierwszy nie ostatni raz, ale w tym momencie nie wyobrażam sobie abyś była sama w domu. Zabiorę cię siłą do mieszkania i zamknę w sypialni, samą albo ze mną o tym już pozwolę ci zdecydować. Jedno jest pewne, nie będziesz siedzieć w swojej klitce sama, nigdy w życiu. Najlepiej byłoby jakbyś w końcu zgodziła się ją sprzedać i zostać ze mną, co jak co, ale bardziej wyrozumiały i oddany współlokator ci się nie trafi. - Mruknął i uśmiechnął się jak nastolatek z nieprzyzwoitymi myślami. Na szczęście, nie był tak zdenerwowany jak myślałam.

- Najpierw szpital, na tę rozmowę mamy jeszcze trochę czasu. - Mruknęłam i już bez słowa odpalił samochód, wiedziałam jednak, że tak łatwo nie odpuści. Irwin nigdy nie bierze pod uwagę porażki. Na szczęście nie walczył przez całą drogę, dając mi odetchnąć i nacieszyć się panującą w aucie błogą ciszą. Gdy znaleźliśmy się na miejscu przed budynkiem stał Michael zawzięcie rozmawiając z poznaną przeze mnie niedawno dziewczyną. Na mój widok posłał mi piorunujące spojrzenie. A więc wie, a więc jest na tyle nieodpowiedzialna, że powiedziała mu to sama twarzą w twarz zamiast poczekać na jakiekolwiek wsparcie. No pięknie, więc możemy posiedzieć tu dłużej niż kilkanaście minut. Chciałam otworzyć usta i zacząć kulturalnie, jednak Clifford był szybszy.

- Zamierzałaś mi o tym powiedzieć? Czy wolałyście pominąć fakt, że siostra kolesia który mało nie zadźgał moich najlepszych przyjaciół spokojnie siedziała sobie ze mną na poczekalni i rozmawiała jak gdyby nigdy nic się nie stało? - Nie krzyczał, najwidoczniej nie chciał robić scen w miejscu publicznym. Może to więc i lepiej że dowiedział się tutaj a nie sam na sam. Kłótnie z Michael'em były jednym z najrzadszych momentów w moim życiu ale nigdy nie kończyły się dobrze. Nikt nie powinien go denerwować.

- Chciałam, przecież wiesz, że nie ukrywałabym  przed tobą czegoś takiego.. - Chciał zaprzeczyć. Dobra, zdarzały się i takie historie, ale dawno i nie zamierzałam do nich wracać. W ostatnim momencie się powstrzymał. - Jakbyś nie zauważył.. - Tu spojrzałam na dziewczynę orientując się, że nawet nie wiem jak ma na imię, a jeśli nawet o tym wspomniała to moja pamięć nie chciała współpracować. Dziewczyna bezgłośnie, przerażona oświeciła mnie mało nie wbijając się plecami w murek, tak usilnie próbowała od niego uciec. Za dobrze ją rozumiałam aby się dziwić. Sam jego wzrok kazał mi uciekać. - Malia nie zrobiła nic złego. Chciała pomóc, zrobiła to, ostrzegła mnie jednak za późno zareagowałam, jeśli z nas dwóch chcesz kogoś winić, to jednak ja powinnam ponosić tego konsekwencje. Podwójnie dałam ciała..

- Ale Jonathan..

- Ale nie stoi przed tobą ten cholerny szmaciarz, tylko jego młodsza siostra, jesteś bystrym chłopakiem powinieneś zauważyć różnice. To nie ona skrzywdziła cię w zeszłym roku, nie na nią jesteś tak cięty. Nie możesz zrzucać winy jednej osoby na wszystkich. Tylko i wyłącznie Jonathan zaszedł nam za skórę, tylko on ma powód aby zrobić nam coś złego. Stojąca przed tobą, przerażona dziewczyna nie musi być taka sama, równie dobrze może być chodzącym przeciwieństwem, na co się zapowiada, także albo przestaniesz odreagowywać na niej swoje nerwy, albo porozmawiajmy we dwójkę i zrób to na mnie..

- Nie chcę na ciebie krzyczeć.. Nie chciałem aby to tak wyglądało. Dzisiejszy dzień jest zdecydowanie za długi i zbyt nerwowy. Może powinniśmy porozmawiać o tym na spokojnie? - Spytał odwracając się w stronę Malii. Dziewczyna niepewnie skinęła głową. - Póki co, musimy wymyślić co z nią zrobimy, obstawiam, że jej powrót do brata nie wchodzi w grę, gdzie ją przetrzymamy? - O tak. W końcu pojawił się odpowiedzialny Michael. Żadne z nas nie miało jednak odpowiedzi na to pytanie. Przez chwilę staliśmy w ciszy.

- Moje mieszkanie będzie puste.. - Zaczęłam spoglądając na stojącego przy mnie Ashton'a na którego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Szlag, zawsze mu ulegnę. Muszę nad tym popracować. - Wolałabym jednak aby nie zostawała tam sama, może powinniśmy pomyśleć o Alex'ie? Nawet jeśli nie zgodziłby się aby ją przenocować przez kilka dni może chociaż zgodzi się mieć na nią oko i sprawdzać czy jest bezpieczna..

- Alex się zgodzi. Wolałbym jednak abyśmy przenieśli się do twojego mieszkania, póki co brak Lisy doprowadza mnie do upadku emocjonalnego, także wyrwanie się ze swoich czterech ścian dobrze by mi zrobiło. - Powiedział nagle wychodząc z budynku. Czyżby nas podsłuchiwał? Miałam tylko nadzieję, że tą część o siostrze Jonathana też słyszał. Tłumaczenie tego po raz kolejny byłoby tylko stratą czasu. - Jeśli taki układ psuje wam i Malii to pozwólcie, że zabiorę ją do domu, wygląda na cholernie zmęczoną, a ja jutro mam pierwszą zmianę. - Z uśmiechem podałam mu klucze. Z pewnością wiedział na co się pisze, na dodatek był jedną z najbardziej odpowiedzialnych osób jakie znałam. Ani dziewczynie, ani jemu nic nie powinno grozić.

- Dziękuje. - Powiedziała Malia niespodziewanie mnie przytulając. W jej oczach zobaczyłam ulgę. Czy to możliwe aby bała się swojego brata znacznie bardziej niż my? Wolałam się o tym nie przekonać. Podziękowałam Gaskarth'owi i zniknęli w samochodzie. Przynajmniej pozwolił jej prowadzić, co jak co, ale z pewnością jeszcze w pełni nie wytrzeźwiał. Ryzyko ograniczone do minimum.

- My też się zbieramy? - Spytał Clifford, ale ja znając odpowiedź zniecierpliwionego Ashton'a bez słowa weszłam do budynku rozglądając się za przyjaciółmi. Kilka minut później zauważyłam zbierającego się do wyjścia Harry'ego, który szeroko uśmiechnął się na mój widok.

- Co z nimi?

- Louis jutro wyjdzie ze szpitala, ale ja mam pierwszą zmianę w studiu, więc mogłabyś go odebrać i podrzucić do mojego mieszkania? Tak chyba będzie najlepiej jeśli zostanie u mnie zamiast szukać teraz noclegu. - Bez zastanowienia skinęłam głową. - Jeśli chodzi o Calum'a to pewnie też rano się go pozbędą, zrobili by to może jeszcze dziś w nocy gdyby nie to, że zasnął jak zabity i chyba nie mają serca go budzić. Nie dziwię się, był tak pijany, że bali mu się podać coś na znieczulenie, więc.. cóż wyobraź sobie zaszywaną na żywca ranę. To nie mogło być przyjemne. - Skrzywiłam się na samą myśl. Biedny, jutro obudzi się z kacem i piekielnym bólem. Gdybym mogła zabrałabym dla siebie chociaż część tego co go czeka.. - Hemmings'a poskładali, trzeba przyznać, że miał nieziemskiego pecha, albo jest głupio odważny, bo albo ktoś pchnął go na Ashton'a albo sam odepchnął Irwin'a widząc co się dzieje. Ten dzieciak chyba naprawdę traktuje go jak starszego brata, mam tylko nadzieję, że zorientuje się jak wielkiego farta miał, że zaskoczona dziewczyna wbiła mu ostrze kilka centymetrów niżej niż miała zamiar, a przynajmniej tak mi się wydaje. Koniec końców, może spędzić tu kilka dni ciesząc się, że żyje.. - Najwidoczniej mój chłopak też powinien. Gdyby nie Luke, mógłby nie mieć szczęścia, a dziewczyna pewniejszą rękę i skończyłoby się to znacznie gorzej. Co nie znaczy, że ten cholerny blondyn powinien się na coś takiego narażać. Chyba zdążył zauważyć czym kończy się wpieprzanie w sytuacje bez wyjścia. A mógł mieć spokojne wakacje..- Na szczęście przyjechałaś, bo chyba nie mam portfela a spacerowanie po mieście o tej godzinie mi się nie uśmiecha. Myślisz, że będziesz w stanie podrzucić mnie do domu?

- Myślę, że chłopcy nie będą mieli nic przeciwko. - Oczywiście, że go podwieźliśmy. Oczywiście, że Michael musiał siedzieć z przodu. W sumie, dzięki temu, gdy Harry wysiadł, spokojnie mogłam rozłożyć się na tylnej kanapie i pozwolić sobie na odpoczynek. Jeśli tak można nazwać leżenie na plecach i przewijanie w głowie jednej tej samej sytuacji. Skąd ten cholerny atak paniki? Nigdy w życiu nie zachowywałam się w ten sposób..

- Wysiadasz? Czy mam cię tutaj zostawić? - Spytał Ashton. Nawet nie zauważyłam kiedy otworzył drzwi i jego twarz znalazła się tuż nad moją. Pochylił się jeszcze bardziej składając na moich ustach czuły pocałunek, po czym dosłownie wytargał mnie z samochodu. Nadopiekuńczy nie pozwolił abym stanęła na własnych nogach dopóki nie znaleźliśmy się w środku, wtedy łaskawie zgodził się na to abym sama się rozebrała, no przynajmniej do chwili w której zabrałam się za bieliznę, a jego wzrok momentalnie zaczął mi ciążyć. Spokojnie siedział na kanapie przyglądając mi się, a ja ze zmęczenie nie miałam ochoty na odwalanie przedstawienia, nie wspominając już o zbliżeniu. - Nie denerwuj się tak, jasne, że chciałbym spędzić urodzinową noc ze swoją dziewczyną w łóżku, w innym celu niż sen, ale widzę, że jesteś wykończona. Nie posyłaj mi spojrzenia jakbyś bała się, że cię do czegoś zmuszę. - Mruknął wstając z miejsca i nieśpiesznie podchodząc do mnie. Może on naprawdę potrafił czytać w myślach? Nie możliwe abym była aż tak łatwa do rozszyfrowania. Skutecznie odsunął pojawiające się w mojej głowie pytania obejmując mnie i delikatnie przejeżdżając opuszkami palców wzdłuż moich pleców. Gdy dotarł do zapięcia, rozprawił się z nim i zsunął mój stanik odrzucając go na podłogę, przez cały ten czas nie oderwał jednak wzroku od moich oczu. Oh, naprawdę chciał iść spać, też tego chciałam, jeszcze kilka minut temu, dlaczego więc poczułam ukłucie rozczarowania? Próbując naprawić sytuację objęłam go za szyję i zmusiłam aby zniżył się na tyle abym swobodnie mogła wpić się w jego usta. Odwzajemnił pocałunek, wyczuwając jednak moje intencje odsunął się nieznacznie, cicho śmiejąc się pod nosem. Spojrzałam na niego równie mocno urażona co zawiedziona. Ze mną się nie pogrywa. - Chcesz jakąś koszulkę, czy wolisz spać w takim wydaniu?

- Chcę Ashton'a, który nigdy nie odpuściłby okazji, tym bardziej gdyby stała przed nim w samej bieliźnie.. a raczej jej części. - Oparłam dłonie na biodrach próbując przybrać najkorzystniejszą dla mnie pozycję. Chłopak otworzył oczy nieco szerzej i pokręcił głową niedowierzająco.

- Skarbie, nie jesteś okazją tylko moją dziewczyną, zmęczoną i zestresowaną tym cholernie długim dniem. Jeśli naprawdę tego chcesz mogę nie dać ci zmrużyć oka przez całą noc..

- Całą noc? - Nieco za głośno, zaskoczona przełknęłam ślinę walcząc z wyobraźnią. - Nie dałbyś rady.. - Dodałam odzyskując choć zgliszcza pewności siebie.

- Byłbym skłonny spróbować. - Odpowiedział uśmiechając się.. seksownie? Każdy jego uśmiech taki był sprowadzając mnie na krawędź. Skutecznie wykorzystywał swoją miażdżącą przewagę. - Podobałoby mi się to, nie tylko z oczywistych powodów, ale także miałbym pewność, że nie ruszyłabyś się jutro z łóżka a doskonale zdajesz sobie sprawę jak bardzo mnie to cieszy. Wolę jednak abyś to ty była zadowolona, wyspana i pełna energii dlatego dobrze ci radzę, ja mam silną wolę ale jak wszystko i ona kiedyś się kończy, dlatego zakładaj koszulkę i kładziemy się do spania. - Jak powiedział tak zrobiliśmy, nasunęłam na siebie jego T-shirt i zakopałam się w pościeli, gdy znalazł się tuż obok wtuliłam się w jego tors powoli usypiana jego powolnym biciem serca.

- Jesteś zawiedziony, że nie skończyło się to tak jak planowałeś? - Spytałam walcząc z ciężkimi powiekami, które usilnie próbowały zmusić mnie do snu. Ashton cicho się zaśmiał przejeżdżając dłonią po moim ramieniu.

- Oh, Shay, jeszcze będziemy mieli wiele okazji do nieprzespanych nocy, masz moje słowo. - Musnął ustami moje czoło pozwalając aby odpłynęła ogarnięta tą słodką obietnicą i po raz pierwszy od dawien dawna obudziła się sama z siebie bez przymusu. Otwierając oczy od razu zaczęłam delektować się zakradającymi się leniwie do środka promieniami słońca. Zegarek pokazywał dopiero ósmą, kto by pomyślał, że po kilku godzinach poczuję się jakbym odespała ostatni tydzień. Powoli zsunęłam ze swojego brzucha dłoń śpiącego przy mnie chłopaka i usiadłam podciągając nogi pod brodę. Wyglądał tak niewinnie, na tyle błogo, że automatycznie do mojej głowy uderzył wczorajszy wieczór. Mogło go tu nie być. Na samą myśl łamało mi się serce. Delikatnie przejechałam opuszkami palców po jego policzku odgarniając kilka blond loków zakrywających jego piękny uśmiech. To nieprzyzwoite aby ktoś kochał drugą osobę tak mocno jak ja tego dwudziestoparolatka w tym momencie. Nagle cicho mruknął pod nosem, przestraszona, że go obudzę zabrałam rękę i powoli opuściłam stopy na podłogę zbierając się do wstania. - Nawet nie próbuj mi uciekać, wracaj tu do mnie.. - Nie miałam serca mu odmówić, zamiast jednak ułożyć się obok, przełożyłam przez niego nogę zajmując wygodnie miejsce na jego udach. Nie wyglądał na zawiedzionego. Automatycznie rozbudzony, z nieco jeszcze zaspanymi oczami ułożył dłonie na moich biodrach. Pochyliłam się aby delikatnie wbić zęby w jego odkryty tors. Cicho się zaśmiał dłonią gładząc moje włosy. - Głodna?

- Można to tak ująć.. - Uśmiechnęłam się przejeżdżając językiem po nieco przesuszonych wargach. Jego rozbawiona mina momentalnie zniknęła, a zastąpiło ją dobrze mi znane pożądanie. To cholernie satysfakcjonujące, świadomość, że ktoś taki jak on chce cię równie mocno co ty jego. Ashton złapał za mój podkoszulek, powoli lecz stanowczo przyciągając do siebie. W momencie w którym nasze usta miały się złączyć na mój telefon przyszła wiadomość. Chłopak zdawał się jej nie usłyszeć, lub przynajmniej próbował udawać nieporuszonego. Ja w takich okolicznościach nie mogłam jej olać. Kto wie co takiego się stało. Nie schodząc z jego nóg wyciągnęłam rękę po komórkę ledwo ją dosięgając. Na wyświetlaczu widniało zdjęcie rozanielonego, wiecznego chłopca z najszerszym uśmiechem na świecie. Treść nie była jednak tak optymistyczna.

Od: Calum
Do: Shay
Treść: Sam w wielkim mieszkaniu, nie powinienem tu przyjeżdżać.

- Kto to? - Spytał Irwin masując moją odkrytą skórę.

- Calum pojechał do nowego mieszkania, chyba nie jest w najlepszym stanie, powinniśmy go stamtąd zabrać. - Odpowiedziałam i nic więcej nie było mu potrzebne, prawie zrzucił mnie z siebie i złapał za ubrania. Sama równie szybko nasunęłam na siebie jego koszulę i swoje, na szczęście pozostawione tu szorty. Najszybciej jak potrafiliśmy, zabierając ze sobą znudzonego telewizją Michael'a znaleźliśmy się w samochodzie. Co do licha strzeliło mu do głowy? Chciał się zobaczyć z Dianą? Sprawdzić czy jeszcze tam jest? Jeśli nie, to gdzie się podziała? Jakby nie patrzeć jej mieszkanie zostało sprzedane, a przynajmniej tak mi się wydaje. Nie mogła rozpłynąć się w powietrzu, nie miała w tym mieście chyba nikogo prócz nas. Czy powinnam się martwić o kogoś kto chciał dobrać się do mojego chłopaka? Jakby nie patrzeć przez wiele lat była moją najlepszą przyjaciółką, niezależnie od tego co zrobiła chciałam wiedzieć, że jest bezpieczna. Nikt nie znika w ciągu kilku godzin. ZA DUŻO MYŚLI. ZA MAŁA GŁOWA. Poczułam jak mózg pęka mi w szwach próbując ogarnąć to wszystko na raz. W pamięci zapisałam sobie dodatkowe przypomnienie o odebraniu Louis'a ze szpitala. Cóż, jeszcze jedno miejsce w samochodzie się znajdzie. Do rzeczywistości przywrócił mnie telefon. Tym razem Alex, jednak to nie jego głos był po drugiej stronie.

/- Tu Malia. - Fakt, mogłam jej nie poznać. Dobrze, że przynajmniej się przedstawiła. - Alex jeszcze śpi, jednak mam jedno małe pytanko, gdyż nie wiem do kogo jest skierowany napis na drzwiach wejściowych.. Miałby ktoś powód aby zwyzywać cię od suk?

Cóż, ostatnimi czasy znalazłoby się kilka osób. Bardziej przejęła mnie nadchodząca reakcja sąsiadów. Jeśli ktoś po raz kolejny użył czerwonej farby to zagotują się z nerwów. Pieprzony nowo wyremontowany korytarz, pieprzony nieuzdolniony grafficiarz. Pozostało liczyć, że nikt się nie dowiedział kto był w środku. To mogłoby pogorszyć sytuację.
__
czy jest tu ktoś komu się to podoba? bez zdjęcia, jak widać.

1 komentarz: