poniedziałek, 27 lipca 2015

|chapter.five| punish with pleasure.

i punish you with pleasure and pleasure you with pain
30stm - end of all days 
W sumie żartem to mało powiedziane. Moje życie to jeden wielki stand-up podkreślający życiową porażkę, którą był przechodzący właśnie przez drzwi do salonu mężczyzna. Nie mogąc się powstrzymać parsknęłam śmiechem. On nie wyglądał na zdziwionego, nie wątpię, że wiedział kto jest siostrą jego wielkiej wakacyjnej miłości. Zaskoczył mnie jednak tupet z jakim podszedł wyciągając w moją stronę dłoń i uśmiech w stylu skończonego drania. Jakby nie patrzeć, idealnie dopasował się do jego charakteru. 

- Znamy się. - Przypomniałam mu wsuwając dłonie do kieszeni. Ja nie miałam zamiaru urządzać scenek i udawać, że ten związek jest całkowicie w porządku. Oczywiście, nie chciałam też powiedzieć Abby wszystkiego co wiem o jej przyszłym mężu, bo w tym momencie wzięłaby mnie za wariatkę i stanęła po jego stronie. Jonathan z pewnością nie związał się z nią bezinteresownie, a nawet jeśli to czerpie z tego niemałą korzyść. Z pewnością zdawał sobie sprawę, że nie pozwolę aby chłopacy weszli do tego domu, gdy ona jest w środku i na jej oczach rzucili się na niego. Cokolwiek zamierzał zrobić, niepotrzebnie wplątywał w to moją siostrę. W końcu będzie musiał stąd wyjść. 

- Naprawdę, kochanie nie mówiłeś, że znasz moją młodszą siostrzyczkę.. - Nie wiem co w tym momencie spowodowało odruch wymiotny. Fakt, że nazwała tego gnoja "kochaniem" czy mnie "siostrzyczką". Odwróciłam wzrok widząc jak się do niego przytula. Nie wytrzymam tu ani chwili dłużej. Wyklinając go pod nosem, rzuciłam się do wyjścia. Jeszcze przyjdzie czas aby ostrzec ją przed nim, póki co trzeba czekać na odpowiedni moment. 

- Shay! - Wrzasnęła Abby zatrzymując mnie. 

- To był błąd, nie powinnam tu przychodzić, przepraszam. 

- Proszę cię, przestań. Nie możesz choć raz cieszyć się moim szczęściem, naprawdę? Nie widzisz, że staram się wszystko naprawić, mogłabyś chociaż dać mi szansę zamiast wszystko z góry skreślać. Jonathan to naprawdę wspaniały mężczyzna, jak poznasz go bliżej..

- Zawsze będę się cieszyć twoim szczęściem, ale on nie zwiastuje nic dobrego, zaręczam. Abby uwierz mi, że stać cię na coś więcej. Nie musisz z nim być.

- Nie wierzę.. - Zaśmiała się krzyżując dłonie na piersi. - W tym momencie mojego życia też musisz odwalać te pieprzone scenki zazdrości? Zrozum, do licha, że komuś innemu też może się udać! Nie jesteś pieprzonym pępkiem świata. 

- Z pewnością jestem zazdrosna o to ścierwo. - Pokazałam dłonią na jej narzeczonego. Jak za starych czasów zamachnęła się aby uderzyć mnie w twarz, lecz w ostatniej chwili Jonathan ją powstrzymał. Złapałam za klamkę i wyszłam na podwórko z hukiem trzaskając drzwiami. Dość krótka wizyta. Na deser zamiast jabłecznika dostałam czarne audi stojące przy chodniku i jego właściciela. Cóż, powiedzmy, że nie wyglądał na oazę spokoju, a ja z pewnością nie miałam najmniejszej ochoty aby z nim rozmawiać. Mocniej otuliłam się swetrem i w dość szybkim tempie, zwinnie go minęłam. Chyba przeliczyłam się z tym spacerem. 

- Stój. - Rozkazał. Nie tym razem, nie miałam zamiaru znów czuć się jak besztane dziecko. Spróbowałam przyśpieszyć, ale jak zwykle zdążył mnie złapać za ramiona i siłą odwrócić w swoją stronę. Po raz pierwszy nie ruszał mnie fakt, że jest tak zdenerwowany. To ja powinnam być zła, tym razem to on dał ciała. - Wytłumaczysz mi co się dzieje? - Spytał a ja pokręciłam głową niedowierzająco. 

- A więc to ze mną jest jakiś problem? 

- Jesteś wkurwiona na mnie jak diabli, nie chcesz rozmawiać i uciekasz. Coś jest nie tak. 

- Dopiero zauważyłeś? Szkoda, że nie zdałeś sobie z tego sprawy kiedy po raz tysięczny z łatwością, jechałeś mnie jak najgorszą, podkreślając, że moje decyzje nigdy niczym dobrym się nie kończą. Wtedy nie rzuciło ci się w oczy, że obrażanie swojej dziewczyny może ją nieco zirytować? - Powiedziałam odrzucając jego ręce. Jeśli chciał konfrontacji, abym wszytko mu wyrzuciła, proszę bardzo. Już nie byłam w nastroju do ucieczki. - Stwierdzając, po raz setny, że jestem nieodpowiedzialna i narwana, naprawdę nie widziałeś w tym nic złego? Kurwa mać, jestem taka, byłam kiedy mnie poznałeś i to się prawdopodobnie nie zmieni, taki mam charakter i zapłaciłam za to. Owszem, rok temu popełniłam błąd, ale niezależnie od tego jak bardzo was wszystkich to zabolało, ja poniosłam pieprzone konsekwencje. Tylko i wyłącznie ja. Wytykanie mi tego przy każdej możliwej okazji jest po prostu szczytem chamstwa. - Odsunęłam się o krok robiąc głębszy wdech aby choć na chwilę się opanować. - Zniosłam to, każdą pieprzoną kłótnie, bo żadne z nas nie jest idealne, ale nagle to ty zacząłeś zachowywać się jak wielce pokrzywdzony. 

- Shay..

- Nie. Zadaj sobie teraz pytanie, czy w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin zamieniłeś ze mną choć słowo? Od tego cholernego telefonu nie dostałam choćby pieprzonego dobranoc, nie wspominając już o informowaniu mnie, że nie idziesz do pracy bo masz inne plany. A ponoć to ja o niczym ci nie mówię..

- Właśnie dlatego tu przyszłaś? Bo ci nie powiedziałem?

- Oczywiście, że tak! Moja siostra jest idealną zemstą. - Parsknęłam śmiechem. - Wiesz co? Może skoro jesteś dziś w tak przeprowadzkowym nastroju to bądź tak miły i zabierz wszystkie moje rzeczy z powrotem do mojego mieszkania. Nie wyglądasz na zmęczonego, a pewnie tylko ty wiesz gdzie są klucze. Ja przejdę się pieszo. 

- Shay, nie przemyślałaś tego..

- Twoim zdaniem nie przemyślałam niczego. Zamieszkanie z tobą, też się w to wlicza. Najwidoczniej się do tego nie nadajemy. - Powiedziałam odwracając się na pięcie i powoli ruszając. Na szczęście do zapadnięcia zmroku pozostało jeszcze sporo czasu. - A.. - Zaczęłam stając w miejscu. - Jeśli chodzi wam o Jonathana, aktualnie chyba mieszka z moją siostrą. Są parą, od kilku miesięcy.

- Od kiedy o tym wiesz?

- Jak myślisz? Dopiero się dowiedziałam. Niezależnie od tego co zamierzacie zrobić z tą wiadomością, moja siostra ma o niczym nie wiedzieć. - Ponownie ruszyłam do przodu, tym razem nie dał za wygraną i wbiegł przede mnie. - Ashton, nie. Proszę zawieź moje rzeczy do mieszkania, potrzebuje czasu, nie mam ochoty dłużej o tym rozmawiać. - Widząc po jego oczach, że zaraz zacznie mnie przepraszać pokręciłam głową. Nie chciałam aby przepraszał, nie wiedział co zrobił źle, a zdawał sobie sprawę, że w ten sposób zawsze mnie udobrucha. - Proszę. - Szepnęłam walcząc ze sobą. Łzy w tym momencie tylko upewniłyby go, że nie jestem pewna swojej decyzji. Tym razem posłuchał. Zrezygnowany ruszył do samochodu, po chwili ruszając z piskiem opon. W tym samym momencie zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Alex'a. Odebrałam automatycznie słysząc tylko cztery słowa.

- Lisa jest w szpitalu. - Na więcej jego drżący głos nie pozwolił, a mi nic więcej nie było trzeba. Rozłączył się, a ja stanęłam jak wryta próbując pozbierać myśli. Jakby świat na chwilę się zatrzymał. Wrzuciłam komórkę do kieszeni i zdeterminowana ruszyłam w stronę domu. Weszłam do środka bez pukania. Jonathan stał zaskoczony w wąskim przejściu. Nie myśląc za długo z rozbiegu kopnęłam go w rozkrok, a gdy tylko zgiął się w pół i jego twarz znalazła się na wysokości moich ramion z rozmachem uderzyłam go łokciem w lewą kość policzkową. Chłopak odbił się od ściany upadając na podłogę. Usłyszałam krzyk siostry, jednak jedyne słowo jakie udało mi się wyłapać to "policja" która i tak w tym momencie nie miała żadnego znaczenia. Puszczając to więc mimochodem, złapałam go za włosy i podciągnęłam do góry aby spojrzał mi w oczy. Był na tyle zdezorientowany, że nawet nie spróbował mi oddać. To zadziwiające, doskonale wiedziałam, że uderzenie dziewczyny było dla niego jak chleb powszedni. 

- Jeszcze raz.. - Zaczęłam przyglądając mu się z odrazą. - Dotkniesz, ty albo ktokolwiek inny z twoich pieprzonych parobków, bliską dla mnie osobę, a przysięgam, nie ukryjesz się przede mną i w końcu uświadomisz sobie, że nie jestem tak bezbronna jak ci się wydaje. Znajdę cię i wierz mi, policzymy się za wszystko co zrobiłeś. - Powiedziałam i uderzyłam jego głową o ścianę. Zrobiłabym to jeszcze raz gdyby nie Abby która odepchnęła mnie od niego i przycisnęła do ściany utrzymując w tej pozycji aż do przyjazdu umundurowanych. Nim się zorientowałam siedziałam na tylnej kanapie biało błękitnego samochodu wysłuchując grożących mi zarzutów. Gdy weszliśmy na komisariat ich wywody się nie kończyły. 

- Taka młoda dziewczyna, powinna zachowywać się jak na kobietę przystało. Myślałem, że po roku nie przyjdzie mi znów cię tu zamknąć, O'Malley, naprawdę wierzyłem, że w końcu się czegoś nauczysz. Tak długo był spokój, powiesz mi co się stało, że rzucasz się na narzeczonego swojej siostry? - Spytał Matthew, mężczyzna po trzydziestce, z zamiłowania policjant z którym udało mi się już nie raz spotkać, nie zawsze w takich okolicznościach. Był dobry, skłonny do pomocy i o dziwo, chyba jako jedyny nie uważał nas za zorganizowaną szajkę przestępczą, to miłe. Na dodatek nie raz sam z siebie uratował tyłek Clifford'owi, pewnie gdyby nie on czerwonowłosy nie skończyłby tylko z zawiasem. Lubiliśmy go, ale wszystkie sprawy chcieliśmy załatwiać tylko i wyłącznie między sobą. Bez ingerencji służb porządkowych. 

- Wybuchowy charakter, ale robię co mogę aby nad nim zapanować. - Powiedziałam, gdy zamknęły się kraty a mi pozostały do wyboru niewygodna ławka, albo jeszcze gorsze łóżko, w sumie jeśli można tak nazwać kilka zbitych desek. Areszt byłby znacznie przyjemniejszy gdyby ktoś zainwestował chociaż w materac. Nagle ponownie pojawił się znajomy z zeszytem w ręku. 

- Jeśli Jonathan Toro nie wniesie żadnych zarzutów, a na to się zapowiada, bo aktualnie nie chce z nami rozmawiać, to przesiedzisz tu tylko jakieś 24h, za samą agresję której niestety skutki wiedzieliśmy na własne oczy. Oczywiście, w grę wchodzi też wpłacenie kaucji, dlatego przychodzę tu z zeszytem. Zważając na to, że ty nie możesz zadzwonić do przyjaciół, to chociaż ja powinienem ich o tym poinformować. Więc wolisz abym zadzwonił do.. - Wymienianie nie miało końca. Jedyna osoba którą teraz chciałam zobaczyć leżała w szpitalu. Ashton raczej nie ucieszyłby się widząc mnie tutaj. Calum też mógłby mi nawrzucać. Alex nie odstąpi Lisy na krok. Zegarek za Mattem wskazywał osiemnastą. Studio jest jeszcze otwarte, Harry także odpada. Luke jest w pracy, a byłby prawdopodobnie jedyną osobą, która mogłaby to ukryć przed resztą. Zrezygnowana poprosiłam aby zadzwonił do Michael'a. On mam nadzieje wyśmieje mnie zamiast ochrzanić. Tak też zrobił, przynajmniej na początku.

- Shay O'Malley, co jak co, ale zawsze myślałem, że to ty mnie będziesz wyciągać z takich miejsc. Twoja śliczna, dziewczęca buźka nie pasuje do takich klimatów. Matt powiedział mi, że mam cię mieć na oku bo jesteś niepoczytalna. Jeśli cię stąd zabiorę to wytłumaczysz mi co zrobiłaś? I komu? Bo tego sam z siebie powiedzieć nie może. - Oparł się ramieniem o kraty przyglądając mi się, a ja zaczęłam się zastanawiać czy naprawdę nie chcę spędzić tu tych 24 godzin. To może być lepsze niż przedwczesna konfrontacja.

- Powiedz mi co z Lisą. - Rzuciłam chcąc choć na chwilę odwlec temat pobicia. W przeciągu kilku minut o wszystkim dowie się cała reszta i łata nieodpowiedzialności zostanie mi przyklejona już na zawsze.

- Czekała pod waszym budynkiem na Dianę, jak ktoś wciągnął ją w krzaki. Nie widziała twarzy, niestety, ale na szczęście jest cała i zdrowa, nie licząc kilku siniaków i zadrapań. Alex panikował, ale widać, że nikt nie chciał zrobić jej zbyt wielkiej krzywdy, bo napastnik uciekł po kilku minutach. Po raz kolejny próbowali nas tylko zastraszyć. Co nie zmienia faktu, że Gaskarth chodzi nabuzowany i chce jechać do Jonathan'a. Ashton powiedział nam, że mieszka u twojej siostry..

-  Bardzo możliwe, że już nie. - Mruknęłam. Rzucając się na niego z łapami, nie pomyślałam, że znów stracimy go z oczu. Łata nieodpowiedzialności zdecydowanie mi się należy. Mikey posłał mi dopytujące spojrzenie. - To o niego chodziło. To przez niego tu jestem, znaczy przez to co mu zrobiłam. Chciałam wrócić do domu, ale jak zadzwonił Alex, coś we mnie wstąpiło i nie mogłam się powstrzymać, mimo, że powinnam, musiałam zareagować..

- Pobiłaś go?

- Nazwanie tego pobiciem to dość błaha sprawa. z tego co opowiadała nam narzeczona Toro, facet prawdopodobnie ma złamany nos i obitą szczękę. O mniejszych ranach nie mówiła, ale nie zastaliśmy go w najlepszym stanie. Tak czy inaczej, nie chce cię o nic oskarżyć, nie mam pojęcia dlaczego, ale twoja przyjaciółka jest cholerną szczęściarą. - Szczęściarą? Facet który chciał mnie zgwałcić, łaskawie nie założył mi sprawy. Jestem wniebowzięta.

- A więc zamiast zadzwonić do nas wolałaś to zostawić i jak zwykle zrobić po swojemu. Pozwól, że odbiorę cię jutro, może taka kara ci się należy. Jest szansa, że czegoś w ten sposób się nauczysz.. - Mruknął poważnie choć po oczach widać było, że walczy by się nie roześmiać. Wcale nie chodziło mu o to abym dostała lekcje. Chciał tylko napawać się faktem, że tu jestem, siedzę i nic nie mogę zrobić. Jeśli naprawdę mnie nie zabierze, za godzinę przywiezie tu resztę aby i oni mogli to zobaczyć. - Najśmieszniejsze jest to, że spędzisz tu więcej czasu niż Lisa w szpitalu, ona teraz wygodnie siedzi w domu a ty cóż..

- W takim razie poproszę kogoś innego, z pewnością ktoś jednak się nade mną zlituje, przecież zawsze mogę liczyć na prawdziwych przyjaciół jak inni zawodzą. - Nieudolna próba zagrania Michael'owi na emocjach. On nie ma serca, nie dla mnie kiedy płacę za głupotę. - Nigdy więcej do ciebie nie zadzwonię, nie chcę twojej pomocy.

- Och, chcesz to mało powiedziane, złotko, dobrze wiemy, że jestem jedyną osobą, która może chcieć cię stąd wyciągnąć. Dlatego to do mnie zadzwoniłaś. Jednak zanim to zrobię poczekam, aż przyjedzie reszta. Zrobimy na ciebie zrzutkę.. - Tak abym miała dług wdzięczności u każdego z nich. No i na dodatek zobaczą mój upadek na dno. Oby tylko nie zażądał.. - O ile przy wszystkich ładnie mnie poprosisz żebym cię stąd zabrał.

- Spłoniesz w piekle, diabelski pomiocie. Od dziś radzę ci spać z otwartymi oczami, bo i ciebie dosięgnie karma. - Mruknęłam słysząc że drzwi do budynku się otwierają. Już z daleka dało się usłyszeć głosy znajomych. A więc ten bezduszny dupek od samego początku to planował. Nigdy nie może zachować się jak zacny rycerz, zawsze musi być mroczną postacią. - Szlag by cię..

- A więc mówisz mi że idziesz do domu, a godzinę później dostaje telefon że jesteś na komisariacie. Mam zapytać Michael'a o tą magiczną sztuczkę, czy sama wyjawisz mi jej szczegóły? - Przerwał mi Ashton stając obok przyjaciela. Za jego plecami znalazł się Calum z Harry'm. No cóż, brakuje tylko Alex'a aby święta piątka mogła się nade mną pastwić. Wolałam milczeć, każde moje słowo i tak wykorzystają przeciw mnie.

- Pozwól stary, że najpierw uspokoję naszą rebeliantkę. Nie chcę abyś miała mnie za złego przyjaciela, naprawdę miałem tu przyjechać sam, nie chciałem aby robili kilometry, ale pan policjant powiedział mi przez telefon, że zapłata kartą nie wchodzi w grę. - Nadal się ze mnie nabijał. To nie był pierwszy raz, kiedy wpłacał za kogoś kaucję. - Musiałem więc poprosić Harry'ego aby przywiózł pieniądze ze studia. Okazało się, że większość już wpłacił na konto więc zadzwoniłem do twojego chłopaka, myśląc, że już wie, cóż zdziwiłem się i ja i on także postanowiliśmy przyjechać razem. Calum jest na doczepkę, po prostu chciał cię tutaj zobaczyć. - Uśmiechnął się do mnie i nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak wielkie szczęście miał, że dzieliły nas kraty. - Co do twojej dziewczyny, historia jest krótsza i mniej ciekawa. Po prostu rzuciła się z łapami na Jonathan'a. - W tym momencie to ja podziękowałam za areszt zastanawiając się czy jednak tu nie zostać.

- Możecie zostawić nas samych, myślę, że Matt już czeka na pieniądze, a my mamy o czym porozmawiać. - Mruknął i reszta grzecznie zniknęła. Tylko Harry posłał mi zatroskane spojrzenie, jako jedyny nie był na mnie zły, wręcz przeciwnie, bał się co ze mną będzie po konfrontacji z Ashton'em który zostając sam na sam schował twarz w dłoniach oddychając głęboko. - Ty chyba naprawdę nie zdajesz sobie sprawy co się ze mną dzieje, kiedy słyszę o tobie i o nim w jednym zdaniu. Cały czas powtarzasz mi, że to ja jestem nieodpowiedzialny bo się bije, sugerujesz mi że mam gdzieś to, że się o mnie boisz. Ja zawsze jestem z przyjaciółmi, nie zrobiłbym niczego sam, wiedząc że się o mnie martwisz. Przy nich masz prawie stu procentową pewność, że nic mi się nie stanie. Ty jesteś chodzącym przeciwieństwem. Zawsze wszystko robisz sama, zawsze. To ja nie mam pewności czy wrócisz do domu. Rozumiem, że nie dzwonisz do mnie kiedy jesteś zła, przyzwyczaiłem się, ale jest jeszcze masa osób, które są gotowe ci pomóc. Nie możesz mi odwalać takich scen, nie poradzę sobie jeśli coś ci się stanie, nie wiem ile razy muszę ci to powtórzyć zanim zrozumiesz, że twoje zdrowie i życie jest dla mnie najważniejsze. - Nie byłam w stanie otworzyć ust. Nie miałam nic na swoją obronę, a każde jego słowo było zgodne z prawdą czy tego chciałam czy nie. On chyba tez nie miał już nic do dodania na ten temat. - Niechętnie zawiozłem większość twoich rzeczy do ciebie, możesz tam wrócić jeśli tylko jesteś pewna, że tego właśnie chcesz. - Wyciągnął z kieszeni klucze, podał mi je przez kraty i wyszedł bez pożegnania. Zamiast niego w pomieszczeniu znalazło się czterech innych mężczyzn. Matthew mnie wypuścił, Calum oddał mi torebkę a Michael rachunek.

- Jeszcze tej nocy wyślę ci przelew. - Zapewniłam. Clifford uznał to jednak za żart, szybko wyrwał mi kartkę i wsunął do kieszeni nim zdążyłam odczytać kwotę. - Naprawdę oddam wam pieniądze, nie chcę mieć u was długów.

- Przestań, Shay. Jestem przekonany, że sam nie spłacił i nigdy nie spłaci wszystkich swoich kaucji. Pieniądze nie są problemem, ważne, że nic ci się nie stało i że z tego co słyszałem całkiem nieźle obiłaś mu gębę. W sumie to dobrze ze w domu Abby zrobiłaś to ty nie któryś z nas. W naszym wypadku z przyjemnością wniósłby oskarżenie. Tak czy inaczej, musisz się pilnować, szybko nie zapomni o złamanym nosie. - Przez chwile w jego głosie słychać było dumę, ja chyba też powinnam być zadowolona, policjant mówił, że dość mocno oberwał. Dlaczego więc zamiast tego czułam przeszywający ból w łokciu i poczucie winy? Bez słowa usiadłam na tylnej kanapie bawiąc się kluczami. Po chwili zauważyłam, że znajduje się tam jeden dodatkowy. Ashton naprawdę nie chciał żebym się wyprowadzała, a nawet jeśli ja tego chciałam to pozostawiał mi otwartą furtkę abym w każdej chwili mogła wrócić. Moje serce złamało się na kawałki, był idealnym chłopakiem a ja nie potrafiłam tego docenić.

- Apartament Clifforda, czy przedmiejskie bezguście? - Spytał siedzący za kierownicą Michael. Przez chwilę zastanawiałam się nad odpowiedzią. Wiedziałam gdzie chcę jechać, pytanie brzmiało czy on chce mnie teraz widzieć. Może potrzebuje chwili spokoju? Każdy człowiek spędzający ze mną czas zasługiwał na odpoczynek. Nie chciałam jednak spać bez niego, nie kolejną noc.

- Do was. - Mruknęłam chowając klucze do torebki. Zadowolony odwiózł najpierw Calum'a a później razem znaleźliśmy się w mieszkaniu na ostatnim piętrze. Niepewnie weszłam do środka jakbym spodziewała się że mnie wygoni, ale Ashton nie znajdował się w zasięgu wzroku, wyraźnie zaś słychać było laną w jego łazience wodę. Weszłam do sypialni siadając na łóżku. Najlepiej będzie jeśli spytam się go czy mam rozkładać kanapę czy nie. Wpieprzanie mu się tutaj po takich rozmowach byłoby nietaktowne. Samo przyjście mogło nie być najlepszym wyjściem. Przestałam żałować dopiero, gdy drzwi się uchyliły a z pomieszczenia buchającego parą wyszedł on. Z mokrymi włosami, świecącymi na torsie kropelkami, okryty jedynie przewiązanym w biodrach ręcznikiem. Warto było narazić się na wyrzuceniem aby zobaczyć go całej okazałości.

- Cieszę się, że przyszłaś i tak zachłannie na mnie patrzysz. Nie wiem jednak czy mam się pozbywać ręcznika i kłaść z tobą do łóżka, czy jesteś tu tylko po to aby zabrać resztę swoich rzeczy. Sam skłaniałbym się ku pierwszej opcji, ale postanowiłem, że przestaję cię do czegokolwiek zmuszać. - Powiedział stając nade mną ze swoim chłopięcym uśmiechem. Nie mogłam się od niego odsunąć choćbym chciała. Niezależnie od wszystkiego ja byłam kobietą a on cóż.. był sobą. To zawsze wystarczyło. - Mogę ci też zaproponować zwykły sen, bo wyglądasz na strasznie zmęczoną, a ja z chęcią spędzę całą noc po prostu mając cię przy sobie. - Zawsze wiedział czego potrzebuje. Podniosłam się, zsunęłam ubranie, założyłam jego koszulkę i położyłam się na swojej części. Ashton w tym czasie założył bokserki i zniknął na chwilę porozmawiać z przyjacielem. Gdy wrócił schował mnie w swoich ramionach pozwalając abym spokojnie zasnęła wsłuchując się w jego bicie serca. Dzięki temu obudziłam się wyspana jak nigdy. Otworzyłam oczy zauważając, że wstałam przed budzikiem, albo wcale go nie ustawiłam i Calum właśnie klnie, że zapomniałam o pracy. Telefon pokazał jednak siódmą trzydzieści. Nie mając więc nic pilnego na głowie, nieśpiesznie odwróciłam się na drugi bok łapiąc wzrok Ashton'a. Zaspany, z workami pod oczami, ale uśmiechnięty od ucha do ucha. Mój. Przysunęłam się nieco bliżej delikatnie go całując, po czym ułożyłam się na plecach czując jego dłoń lądującą na moim brzuchu i delikatnie przejeżdżającą po nim opuszkami palców.

- Kiedy pokażesz mi swój tatuaż? - Odezwał się z lekką chrypką. Spojrzałam na niego zdezorientowana.

- Naprawdę, twoją pierwszą myślą z samego rana jest mój nowy nabytek? Jeśli liczysz na to, że się teraz rozbiorę, to niestety, mój drogi, jesteś w wielkim błędzie. Mam jakieś czterdzieści minut zanim przyjedzie po mnie Calum, a dobrze wiesz, że on nie lubi czekać. Lecę pod prysznic..

- Mogę iść z tobą i tak muszę się umyć, a ty możesz mi w tym pomóc.

- Byłoby cudnie, ale zapewniam, że jakbym się do ciebie przykleiła to żadne z nas nie poszłoby do pracy. Właśnie, nie masz na co czekać, firma bez właściciela to nie firma! Łazienka tamtego lenia z pewnością jest wolna, więc ruszaj podbijać rynek budowlany w tym mieście. - Klepnęłam go w tyłek i wstałam nie mogąc oderwać od niego wzroku. Naprawdę chciałabym z nim po prostu przeleżeć cały dzień, praca jednak wzywa.

- Już dzwoniłem, że dziś tam nie przychodzę.. - Zaczął a ja zatrzymałam się w połowie drogi. Uniosłam brwi, a on zrozumiał bezgłośne pytanie. - Diana wczoraj dzwoniła do mnie i prosiła o pomoc, żeby już wszystko zabrać i nareszcie mieć spokój, zostało tylko kilka krzeseł i kartonów, nie zajmie mi to z pewnością całego dnia więc odwiedzę później w pracy moją dziewczynę i spędzę z nią trochę czasu. O ile będzie chciała..

- Calum cały czas zapisuje się do pracy, aby nie targać tego wszystkiego? Chłopak jest sprytniejszy niż mogłoby się wydawać, a ty proszę bardzo, droga wolna. Tylko niczego sobie nie ponaciągaj, ja cię masować nie będę, a wątpię aby Diana była do tego chętna. - Mrugnęłam do niego i zniknęłam w łazience. Oczywiście, że wyobraziłam sobie, jak się o niego troszczy. W głowie pojawiła mi się masa scenariuszy, a nad nimi wielkie, pomarańczowe światełko sugerujące zagrożenie, jednak nie mogłam oskarżyć przyjaciółki, nic nie zrobiła i nie zrobi. Niezależnie jednak od tego jak bardzo próbowałam to sobie uświadomić, walka była bezskuteczna. Do czasu aż moją uwagę przykuł siedzący przy blacie Michael. - Co się stało, że nie śpisz mając na drugą zmianę?

- Louis obudził mnie telefonem. Ponoć widział w środku nocy Jonathan'a, jak wracał na przedmieścia, jeszcze nie wie gdzie dokładnie, jednak ciekawostką było to, że nie był sam. Towarzyszyła mu blondynka, a przynajmniej tak mu się wydaje. - Blondynka? Abby zdecydowanie nie była blondynką, na dodatek nie odważyłby się zabrać jej w jakieś szemrane miejsca. Była kobietą z klasą, jakby zobaczyła z kim się zadaje, małżeństwo nie wchodziłoby w grę. - Niestety było za ciemno i jej nie rozpoznał. Obiecał jednak, że dowie się kim była i który chłopak rzucił się z łapami na Lisę. Myślę, że naprawdę może nam pomóc.

- Tomlinson? Oczywiście, że tak, o ile nie straci przy tym głowy. Dobrze wiesz jak źle może się to skończyć. Jonathan raczej nie ucieszyłby się mając kogoś od nas wśród swoich. Jak będziesz z nim rozmawiał to poproś ode mnie, aby trzymał się w bezpiecznej odległości. Żywy będzie bardziej użyteczny. - Powiedziałam nalewając sobie kawy. Minuty leciały nieubłaganie. Nim się zorientowałam, stałam opatulona ręcznikiem a do mieszkania wszedł Calum krzycząc na cały budynek, że powinnam czekać ubrana na dole, a nie naga w sypialni. Ashton był tym faktem nieco bardziej zadowolony. Rozsiadł się wygodnie na fotelu bezwstydnie pożerając mnie wzrokiem. - Odpowiedź brzmi nie, nie zostanę tutaj i nie, nie pozwolę ci oglądać jak się ubieram.

- Nie zadałem pytania, ale moja odpowiedź także brzmi nie, nie wyjdę. - Uparty jak osioł uśmiechnął się czekając. Nie dawał za wygraną, ja jednak też nie więc zabrałam rzeczy i słysząc krzyki Hood'a poszłam do łazienki. Pół godziny później stojąc pod drzwiami magazynu usłyszałam salwę przekleństw z ust przyjaciela. Byłam pewna, że zapomniał kluczy, jednak gdy podniosłam wzrok wszystko okazało się jasne. Czerwony napis "whore" [aut. dziwka/jak kto woli] zaszczycił całą metalową i kawałek betonowej powierzchni. Na szczęście farba była jeszcze mokra więc nie zastanawiając się nad tym zbyt długo zabrałam się za czyszczenie. Calum w tym czasie wykonał masę telefonów, nikt nie był tym zbyt zachwycony. Po kilkunastu minutach pozostał jedynie ledwo widoczny ślad, z głowy jednak nie udało mi się tego pozbyć tak łatwo. Już nie byłam tak pewna siebie. Czy przyjdzie mi płacić za kolejny błąd? Niewątpliwie.

- Jak wam idzie przeprowadzka? Zadowolony? - Spytałam, gdy zabraliśmy się za sprzątanie w barze próbując tym samym choć na chwilę odsunąć myśli zdenerwowanego Calum'a od Jonathan'a. - Muszę przyznać, że nie ładnie tak zostawiać ze wszystkim swoją dziewczynę. Praca pracą, a ona ma wszystko na głowie.

- Chciałem zająć się tym dopiero dzisiaj, dlatego wziąłem wolne, abyśmy mieli spokój i powoli tym wszystkim się zajęli. Mamy na to prawie miesiąc, ale ona jest w gorącej wodzie kąpana i na nic nie chce czekać. Skoro woli załatwiać takie rzeczy za moimi plecami to stwierdziłem, że nie będę się narzucał. Dobry ze mnie chłopak, co?

- Prawie lepszy od mojego, który właśnie cię wyręcza. - Zaśmiałam się podając mu kufel do wytarcia. Calum z pewnością zrozumiał, że to żart, jednak wyglądał na zaskoczonego.

- Naprawdę poprosiła, Ashton'a? Shay, przepraszam. Tłumaczyłem jej i specjalnie wysyłałem numery do znajomych którzy mają wolne i za piwo z pewnością jej pomogą, ale zamiast mnie posłuchać musiała zawracać tyłek zarobionym. Już wczoraj Ashton nie powinien brać wolnego tylko dlatego, że ona ma takie zachcianki. Ma swoją firmę, to nią powinien się zajmować a nie moim mieszkaniem. Dziś z nią porozmawiam, obiecuje.

- Cal! Przestań, gdyby nie chciał nie zgodziłby się zapewniam, a taka przeprowadzka to dla niego żaden wyczyn. Z resztą może kilka dni wolnego od zgiełku w pracy mu się przyda, w końcu i tak by wziął urlop, a w ten sposób przynajmniej się nie leni. Nie marudź, ty też byś mi pomógł jakbym poprosiła. Znaczy się, nie radziłabym ci kiedykolwiek odmawiać..

- Zawsze ci pomogę. Chodzi tylko i wyłącznie o to, że mówi jedno a robi drugie. Z kupnem tego mieszkania też cholernie się pośpieszyła, jakby się paliło. Oczywiście, że się cieszę, że chce ze mną zamieszkać, zwłaszcza teraz jeśli Jonathan jest w mieście, dobrze będzie mieć ją na oku, ale jeszcze kilka tygodni temu wyglądało to inaczej. Rozmawialiśmy, że nie będziemy się spieszyć, że powoli coś znajdziemy i zaczniemy się zadomawiać. Wy z Ashton'em jesteście ze sobą już dwa lata, znacie się na wylot i nikt nie wyobraża sobie was z kimkolwiek innym, ale my? - Oparł się plecami o bar wlepiając ślepo wzrok w butelki. Minęły miesiące od kiedy ostatni raz tak szczerze o sobie opowiadał. - My jesteśmy ze sobą dopiero osiem miesięcy, znacznie się od siebie różnimy i w wielu kwestiach nie potrafimy dojść do porozumienia. Diana zgadza się abyśmy zamieszkali ze sobą po rocznicy, jak uda mi się odłożyć jakieś poważniejsze pieniądze, po czym tydzień później informuje mnie, że znalazła doskonałe mieszkanie i musimy je kupić bo ktoś zawinie nam je sprzed nosa. Zawsze się na wszystko zgadzałem, ale nie wiem czy będę mógł to robić wiecznie.

- Jest w tobie zakochana, chce związać z tobą twoją przyszłość, to normalne.

- Ty się nie spieszyłaś z przeprowadzką, a niewątpliwie kochasz Irwin'a. Ja boje się, że coś spieprzymy, sprzeda swoje mieszkanie, ja swoje i po każdej kłótni trzaśnie drzwiami i wyjdzie.. tylko gdzie pójdzie? Wiesz jaka jest nerwowa, jeśli w środku nocy gdzieś zniknie..

- Nie zniknie, nie pójdzie, niczym nie będzie trzaskać.

- Będzie, zawsze to robi. Gdy była u mnie i coś się jej nie spodobała, nawet się nie żegnała, ale wtedy miała swoje miejsce. Myślę, że nie jest jeszcze na to wszystko gotowa, a nawet jeśli to ja nie mam pewności czy damy sobie radę.

- Kochanie, nikt jej nie ma, ale powinieneś docenić, że chce spróbować i traktuje to wszystko poważnie. Niezależnie od tego jak się pokłócicie zawsze wróci, albo trafi do mnie. Bywa porywcza, ale nie nieodpowiedzialna. Z resztą, nie będziecie się kłócić, dobrze wam ze sobą i tak będzie nadal, mówię ci. - Powiedziałam i złapałam go za policzki lekko ściskając. - Uśmiechnij się, robaczku. Wiem, że się stresujesz, każdy tak ma.

- Ty się nie zastanawiałaś o ile dobrze słyszałem.

- Ja do tej pory nie wiem czy to był dobry pomysł, czy to przeprowadzka na stałe, czy tylko na okres pobytu Jonathan'a w mieście. Widzisz, nasz związek też nie jest tak dobry jak ci się wydaje. Nawet my się czasem nie potrafimy się dogadać. Pewnie częściej niż wy.

- Próbujesz mnie pocieszyć?

- Nigdy w życiu, nie mam powodu aby to robić. - Poczochrałam jego włosy i ruszyłam w stronę pierwszych klientów. Wśród nich pojawił się także przyjaciel, którego rzadko można spodziewać się o tak wczesnych godzinach. - Jack, podać ci coś? - Spytałam stając naprzeciw niego. Uśmiechnął się opierając ręce na blacie.

- Możesz w moim imieniu podziękować Ashton'owi który zaprosił mnie na oficjalną rozmowę o pracę abym w końcu mógł zacząć tam pracować, po czym sam się nie pojawił. - Kiwnął głową na beczkę. - Niby dżentelmeni piją po dwunastej, ale jako bezrobotny nie muszę przejmować się zasadami. - Mruknął a mi zrobiło się go żal. Ashton nie miał w zwyczaju łamać obietnic, tym bardziej tych składanych najbliższym. Diana naprawdę była ważniejsza niż praca przyjaciela? Jeśli tak to co jeszcze spadło w jego hierarchii wartości?
__
jest mi przykro, piąty rozdział żadnego komentarza, nikomu nic się nie podoba, dajcie mi chociaż znać, że marnuje czas, zrozumiem jeśli jest do dupy, naprawdę. 

5 komentarzy:

  1. Jezus *.* Zakochałam się w tym blogu. Nie przejmuj się brakiem komentarzy :) Proponuje dodać swojego bloga do katalogów na pewno liczba czytelników się powiększy ;) A ja dodaje tego bloga do obserwowanych

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z koleżanką powyżej! Z czasem przybędzie Ci czytelników, poza tym świetnie piszesz i dobrze się czyta. Czekam na więcej i miłego dnia :)
    Zapraszam też do siebie przy okazji :
    http://inmydreamsx.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie lubię kiedy jest Ci przykro.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To co robisz nie jest marnowaniem czasu. I musisz robić to Dalej, bo będę zły. Jest Całkiem Całkiem.

      Usuń