czwartek, 16 lipca 2015

|chapter.two| only reason.

i fall apart and find it hard to breathe
song: 5sos - the only reason
Z samego rana obudził mnie czuły pocałunek w odkryte ramię. Powoli, nieśpiesznie otworzyłam oczy. Automatycznie uderzyły do mojej głowy wydarzenia wczorajszego wieczora. Przez chwilę rozmyślałam z nadzieją, że może był to tylko zwykły sen jednak fakt, że obudziłam się w łóżku swojego chłopaka nie pozwolił aby marzenie się ziściło. Zaspana złapałam za telefon aby sprawdzić czy ktoś nieudolnie próbował się do mnie dobijać. Brak sms-ów i nieodebranych połączeń wskazywał na spokojną noc, która pozwoliła na chwilę ulgi w moim sercu.

Odłożyłam komórkę czując jak ciepłe dłonie przyciągają mnie jeszcze bliżej ich właściciela. Odwróciłam się zauważając blask w jego tęczówkach. Zaspany musnął ustami mój nos, ja w tym czasie delikatnie przejechałam opuszkami palców po kilku siniakach na jego torsie w odpowiedzi dostając jedno z najsłodszych mruknięć jakie dane mi było słyszeć. Z uśmiechem schowałam twarz w poduszkę. Niezależnie od tego jak długo byliśmy razem w pewnych momentach dalej nie dowierzałam, że jest właśnie ze mną, że mam tak piekielnego farta. Mógł mieć każdą, dosłownie każdą w tym mieście. Dziewczyny które pojawiają się w barze nie przychodzą tam popatrzeć jak się biją tylko kto to robi. Niespełna dwudziestotrzyletni chłopak robił na nich wrażenie. Dobrze zbudowany z pięknymi oczami i zapierającym dech w piersiach uśmiechem, już na pierwszy rzut oka był dla młodych kobiet idealnym materiałem na partnera. Pracując przy barze nie ciężko to usłyszeć, jak co chwilę któraś zachwycała się jego atutami. Skoro potrafił im zawrócić w głowie samym wyglądem to co dopiero poczułyby gdyby poznały go lepiej?  Dzięki zbieżności losu taka możliwość trafiła się mi i o dziwo zainteresował się mną równie mocno. Od tamtego dnia czułam się jak zakochana nastolatka na która spojrzał właśnie ten wymarzony chłopak na którego czekała. Leżąc przy nim byłam przekonana, że jestem największą szczęściarą na świecie. To zbyt dziewczęce nawet jak na mnie, ale jego spojrzenie każdego ranka po wspólnie spędzonej nocy mówiło coś więcej niż "kocham cię", coś czego nie da opisać się słowami, co uświadamiało mnie, że czuł się podobnie, a to było w tym wszystkim najważniejsze.  Przysunęłam się czule go całując. Mogłabym spędzić tak cały dzień, gdyby dzwoniący telefon nie przypomniał mi o pierwszej zmianie. 

Odsunęłam się słysząc jęk niezadowolenia. Usiadłam na brzegu łóżka zbierając siły by wstać. Nie musiałam długo czekać, aby znalazł się tuż za mną obejmując mnie od tyłu. Odgarnął moje włosy na jedną stronę celowo, powoli przejeżdżając opuszkami po skórze. Skutecznie wykorzystywał fakt, że jest niedziela więc jego biuro jest zamknięte. Nie mogłam jednak powiedzieć tego o barze, który otwierany był codziennie. Ktoś musiał zabrać się za sprzątanie, aby po południu ludzie mogli zebrać się tam po meczach, które rozgrywały trzecioligowe drużyny piłkarskie. 

- Nie idź dziś, proszę, chcę abyś tu została. - Mruknął delikatnie muskając ustami w szyję. -  Nic się nie stanie jeśli poprosisz kogoś aby poszedł tam za ciebie, a my moglibyśmy wykorzystać ten dzień znacznie lepiej. - Ciągnął powoli wsuwając dłonie pod moją koszulkę.  Gdy otworzyłam usta aby niechętnie zaprzeczyć przesunął je nieco niżej drażniąc się ze mną. - No daj się przekonać, będzie fajnie. - Powiedział, a ja ledwo powstrzymałam się od śmiechu. W jednej chwili próbował zgrywać uwodzicielskiego, a sekundę później był zwykłym chłopcem który chciał się po prostu dobrać do swojej dziewczyny. Taki urok, który niezależnie jak mocno na mnie działał, dziś nie miał szans. Niechętnie lecz zdecydowanie podniosłam się z miejsca,  aby nie ryzykować, że mu się poddam. - Nie masz serca. 

- Bardzo możliwe, ale mam za to prace i współpracowników, których nie mogę wykiwać. - Puściłam mu oczko i z uśmiechem ubrana w koszulkę na ramiączkach i czarne bokserki ruszyłam do łazienki. Przed drzwiami odwróciłam się łapiąc jego spojrzenie. Aby choć spróbować zemścić się za jego próby sprowadzenia mnie na złą drogę wagarowania w pracy zsunęłam z siebie górną część garderoby rzucając ją na łóżko i przyglądając się jego bezcennej reakcji. Gdy otworzył szerzej oczy i sekundę później rzucił się aby mnie złapać zniknęłam za drzwiami wybuchając śmiechem. 

- Śmiej się, śmiej. Zapewniam, że mam cały dzień aby czekać pod drzwiami, a ty w końcu będziesz musiała wyjść, a wierz mi po tym co zrobiłaś nie będę miał oporów aby zatrzymać cię tu siłą. - Powiedział, a ja automatycznie pożałowałam. Jak zwykle nie przemyślałam swojego zachowania, a on mógł nie żartować. Dla bezpieczeństwa przekręciłam klucz i weszłam pod prysznic próbując obmyślić jakiś plan, szybko orientując się, że nie ma innego wyjścia. Owinięta ręcznikiem, słysząc jak chłopak podśpiewuje sobie pod nosem zabrałam się za mycie zębów jego szczoteczką dochodząc do wniosku, że najpotrzebniejsze rzeczy jednak powinny się tu znajdować. Na szczęście miał na tyle długie włosy, że posiadał normalną szczotkę i nie musiałam się użerać z żadnym grzebieniem. Gdy spojrzałam w lustro widząc szopę na swojej głowie, zamiast kasztanowych fal postanowiłam pożyczyć od niego czapkę. Żadna gumka nie dałaby im rady. Na szczęście w barze nie miałam zbyt wielu okazji aby się przeglądać. Żeby tam jednak trafić musiałam jednak w końcu wyjść, choćby po ciuchy których na nieszczęście nie zabrałam. Ściskając ręcznik najmocniej jak mogłam, przerażona otworzyłam drzwi. Rozejrzałam się nie zauważając Ashton'a. Odetchnęłam z ulgą. Na krótko, gdy tylko je za sobą zamknęłam ukazał mi się jego szeroki uśmiech. Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, choć zdecydowanie byłam na przegranej pozycji. 

- Ashton, proszę, ja naprawdę się spieszę.. - Zaczęłam widząc jak powoli się zbliża. Jego krokowi naprzód, wiernie towarzyszył mój krok w tył. Do czasu gdy uderzyłam nogami o szafkę nocną wywracając przy okazji ramkę ze zdjęciem. - Proszę, muszę iść do pracy.

- Ja też prosiłem. - Cicho się zaśmiał przejeżdżając dłonią po moim  ramieniu. - I byłem skłonny pogodzić się z tym, że mnie dziś zostawiasz, ale.. - Złapał moje dłonie, które trzymały ręcznik i bez trudu pozbył się tego jak widać, marnego zabezpieczenia. Materiał uderzył o podłogę, a ja czułam, że mogę pożegnać się z przyjazdem na czas. - ..ty stawiasz mnie w sytuacji bez wyjścia. Nie możesz pokazywać mi się nago a później prosić abym zostawił cię w spokoju, to nie ma najmniejszego sensu.. - Powiedział i pochylił się nade mną zatapiając swoje usta w moich. Nie miałam siły by mu się oprzeć, więc objęłam go za szyję stając na palcach by znaleźć się jak najbliżej. Bez trudu podniósł mnie do góry i położył na łóżku zjeżdżając pocałunkami na szyję wyłapując przy okazji kilka kropli wody które pozostały na mojej skórze. Nagle drzwi od sypialni się otworzyły, odwróciłam głowę zauważając przerażony wzrok Michael'a. Wyklął nas pod nosem i wrócił do salonu. Cały nastój prysł jak bańka mydlana, zamiast niego w pokoju echem rozniósł się nasz śmiech. Ashton zsunął się ze mnie lądując tuż obok, a ja wykorzystując sytuację szybko podniosłam się zakładając bieliznę. Na szczęście spodnie z wcześniejszego wieczora cudem były czyste, więc bez zastanowienia wsunęłam się w nie dobierając z szafy czarny podkoszulek i czerwoną flanelową koszulę. Może nie wyglądałam najlepiej, ale przynajmniej nie czułam się jak skończony menel. 

- Los tak chciał, że dziś leżysz tutaj sam, tylko nie zapomnij, że widzę cię z Michael'em dziś wieczorem w klubie z mopami w rękach. Macie wolne, nic ci się nie stanie jeśli nie zmarnujecie całego dnia na lenistwo, a ani ja ani Luke nie będziemy taplać się w krwi. - Powiedziałam i nie czekając na odpowiedź wyszłam z pokoju zauważając w kuchni zażenowanego i na pół śpiącego Clifforda. Zegarek wskazywał chwilę po ósmej, wyszliśmy z klubu o pierwszej, niemożliwe aby dopiero zamknęli. Wyciągnęłam z lodówki sok porzeczkowy i nalałam dwie szklanki podsuwając mu jedną pod nos. - Żyjesz?

- Pewnie przeżyłbym większy szok, gdyby stało się to po raz pierwszy, ale znów nie będę mógł ci spojrzeć w oczy póki nie wyzbędę się tego obrazu. Wy nigdy nie nauczycie się aby zamykać drzwi, co? To nie jest takie trudne, a mi pomoże oszczędzić wielu przykrych wspomnień. - Zaczął upijając łyk zimnego napoju. Dopiero gdy syknął z bólu zauważałam poważnie rozwaloną wargę, której wcześniej z pewnością nie było. Chciałam o nią zapytać, ale po samym moim spojrzeniu zrozumiał o co chodzi. - Nikt nie chciał wyjść z baru, do czwartej, co chyba jest normalne, ale w pewnym momencie jakiś palant rzucił się z łapami na drugiego rozwalając mu kufel na łbie i wszystko potoczyło się z prędkością światła. Liam przeleciał przez bar odciągając ich od siebie, jednak reszcie klientów walki na ringu też nie wystarczyły i zaczęli okładać się nawzajem. - Ciągnął przykładając zimną szklankę do napuchniętych ust. - Ruszyliśmy w tłum. Okazuje się, że blondyn bije się lepiej niż niejeden z moich przeciwników na ringu. - Zaskoczona zakrztusiłam się piciem. Pracowałam z Niall'em od roku i nigdy w życiu nie widziałam aby się na kogoś rzucił. Wystarczyła jedna noc z nimi. To męskie towarzystwo źle na niego działa. - Chyba z pół godziny jeśli nie godzinę zajęło nam wyrzucenie wszystkich za drzwi. Zanim się zorientowaliśmy było po piątej. Lisa przyjechała pozszywać Liam'a który niechybnie wylądował na rozwalonym szkle, a miała co robić. Później zamknąłem bar, odwiozłem Niall'a do domu aby się nie włóczył i jakieś dwadzieścia minut temu wylądowałem tutaj widząc cię nago. Dobrze się zaczyna. 

Wywróciłam oczami bez słowa. Był zmęczony, zakrwawiony, opowiadał o tym z pogardą do bijących się tam kolesi, ale i tak uśmiechał się od ucha do ucha zadowolony z tego, że mógł komuś skopać tyłek. Oni naprawdę muszą mieć coś na psychice, nikt normalny nie cieszy się z tego, że wszyscy nagle okładają się pięściami. 

- Rozbierz się i.. - Zaczęłam chowając sok do lodówki.

- Po pierwsze, twój chłopak jest za drzwiami, po drugie, to, że ja ciebie widziałem nago nie znaczy, że muszę się odwdzięczyć. - Przerwał wyjątkowo rozbawiony. Zabrałam ścierkę i uderzyłam nią go w ramię. W tym momencie tuż obok znalazł się wspomniany Ashton. - Stary, ona mi tu rzuca niemoralne propozycje. 

- Twój w tym interes aby odmówić, jej nie zabiję, ciebie mogę. - Powiedział spoglądając na niego, gdy zauważył rozwalone usta wybuchnął śmiechem. - Widzę, że ktoś już próbował, może następnym razem trzeba załatwić ci obstawę na nocną zmianę, co?

- Zamknijcie się. Kto wie czy skończyło się tylko rozwaloną buźką. Michael, w tym momencie leci pod prysznic, jakby coś było nie tak dzwońcie do mnie albo do Lisy. - W tym momencie odezwał się mój telefon. W pół do dziewiątej, Hemmings jak zawsze punktualny. - Ashton'owi już mówiłam, ale powtórzę: to wy bijecie się na ringu, wy go sprzątacie. Czy wam się to podoba czy nie. Na dodatek zostajecie tu teraz sami, jeśli przyjedziecie i będziecie bardziej poobijani niż jesteście teraz to przysięgam, nie wyjdziecie z tego cali. - Zapewniłam ruszając do przedpokoju w którym założyłam buty. Wróciłam się po klucze i torebkę całując Ashton'a na pożegnanie. - Do zobaczenia, pilnować mi się tu. - Powiedziałam i zbiegłam na dwór. Przez budynkiem, przy chodniku stał, srebrny nie najnowszy volkswagen. Zajęłam miejsce pasażera automatycznie przepraszając przyjaciela za spóźnienie. 

Gdy znaleźliśmy się w środku wszystko wyglądało znacznie lepiej niż myślałam. Lisa przed wyjściem musiała im nieźle nagadać, że zebrali się do roboty i trochę to ogarnęli. Co nie zmieniało faktu, że my też bez trudu znaleźliśmy sobie zajęcie. Luke automatycznie poszedł sprzątać magazyn i zaplecze mi pozostawiając główne pomieszczenie. Powycierałam stoliki i blat, po czym zamiotłam i zmyłam całą podłogę, docierając do samego ringu. Doskonale wiedziałam, że nie przyjadą posprzątać, ale pozwoliłam sobie w to wierzyć, dopóki główna część nie wyschnie. Wybiła dopiero dziesiąta, minęła godzina, a bar i tak nadawał się już do przyjęcia gości. Nikt przecież nie będzie stał pod barierką tylko po to aby wpatrywać się w plamy krwi. 

Odkładając to na później poszłam za blat zbierając się za wycieranie kufli. Po kilkunastu minutach zaczęli się zbierać pierwsi klienci. Ta część miasta naprawdę nie miała lepszego zajęcia, niż pojawianie się w niedziele rano w takich miejscach jak to. Oczywiście, to wspaniale, że interes się kręcił, ale fakt iż tracili tu pół wypłaty naprawdę napawał niepokojem. Ci ludzie też muszą mieć przecież rodziny. Bez marudzenia jednak, z uśmiecham, zabrałam się do pracy. Obsłużyłam kilku stałych bywalców w średnim wieku kiedy dotarł do mnie lekko ochrypły krzyk. 

- Można prosić? - Spytał zniecierpliwiony mężczyzna. Nie zważając na to, że był w gorącej wodzie kąpany nadal rozmawiałam z osobami stojącymi przy beczce. Luke w tym czasie ruszył z wiadrem i mopem w stronę ringu. W myślach niezmiernie mu za to podziękowałam. Ktoś musiał się tym zająć, tylko tym razem powinnam być to ja. Odwracając wzrok z przyjaciela w stronę nawołującego głosu. Zakrztusiłam się powietrzem, czując, że moje serce przez kilka sekund nie mogło zmusić się do bicia. - Shay, widzę, że jesteś rozrywana z samego rana, ale chyba znajdziesz chwilę dla dawnego znajomego? 

Wysoki, sporo starszy ode mnie, z trzydniowym zarostem i wzrokiem przesyconym arogancją był ostatnią osobą jakiej mogłabym się tu spodziewać, jaką chciałabym tu zobaczyć. Na dodatek w tym momencie wpatrywał się we mnie napawając się każdą chwilą mojego zdziwienia. Uśmiechał się od ucha do ucha, zadowolony z życia. Wiedział, że otwieram klub z Hemmings'em, nie odważyłby się przyjść gdyby na zmianie był ktokolwiek inny. Po szybkiej analizie sytuacji stwierdziłam, że nie jest na tyle głupi aby odwalić coś przy widowni. Piętnaście osób przy barze sprawiło więc, że poczułam się nieco lepiej. 

- Jonathan. - Zaczęłam podchodząc do niego. Nie miałam pojęcia po co tu przyszedł, ale był zbyt pewny siebie, jak na kogoś kto trafiłby tu bez powodu. - Co podać: butelka czy kufel?

- Czemu tak szorstko i oficjalnie. Wracam po roku, a ty nie cieszysz się, że wróciłem. myślałem, że złapaliśmy jakąś więź ostatnim razem. - Puścił do mnie oczko i rozejrzał się po barze. - Od mojego wyjazdu zaszło tu trochę zmian. Widzę całkowity remont, niezależnie od tego kto na to wpadł, całkiem dobrze to wygląda. - Każde jego słowo ociekało kpiną. Dzięki niemu ta część klubu zamieniła się w stertę gruzu. - Z resztą nie powinienem przyglądać się nowym meblom, tylko tobie. Muszę przyznać, że piękniejesz z roku na rok. Twój chłopak jest niesamowitym szczęściarzem. 

W tym momencie chciałam napluć mu w twarz. Bądź złapać za włosy i patrzeć jak jego nos łamie się pod siłą uderzenia jego twarzą o blat. Należało mu się i jedno i drugie. Jednak jak przystało na opanowaną dziewczynę zachowałam się dojrzalej. 

- Dziękuje, to niezmiernie miłe z twojej strony. - Odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem. Nieco uniósł brwi jakby spodziewał się, że jedna z butelek roztrzaska mu się na głowie. - Jeśli jednak nic nie zamawiasz to pozwól, że zajmę się płacącymi klientami. 

- Bez pośpiechu, skarbie. - Złapał mnie za rękę zatrzymując w miejscu. Słowo "skarbie" i jego dłoń zmusiły mnie do walki z odruchem wymiotnym i wpadnięciem w szał. Już rok temu obiecałam sobie, że nigdy więcej mnie nie dotknie. Trzymając się tego wyrwałam się posyłając mu zirytowane i zniecierpliwione spojrzenie. - W butelce poproszę, nie mam zbyt wiele czasu. 

- Na koszt firmy, szerokiej drogi. - Najszybciej jak umiałam otworzyłam piwo i położyłam je przed nim mając na dzieje, że w końcu da sobie spokój i zniknie mi raz na zawsze z pola widzenia. Naiwnie. Jedyne co się zmieniło to to, że Luke wrócił z ringu i znalazł się tuż obok mnie podejrzliwie przyglądając się siedzącemu naprzeciw mnie facetowi. 

- Wszystko w porządku? Pomóc ci w czymś? - Spytał. Oczywiście, mogłabym ich w tym momencie sobie przedstawić i Hemmings z pewnością zrozumiałby kim on jest i zadzwoniłby po chłopaków którzy ruszyli by na ratunek i sprawa byłaby załatwiona. Sęk w tym, że jak zwykle zwyciężyła moje nieodpowiedzialna cecha charakteru mówiąca, że poradzę sobie z tym sama. Zawsze odzywała się w najmniej odpowiednim momencie i źle na tym wychodziłam, ale co mógł mi tu zrobić? 

- Wszystko gra, mógłbyś proszę zająć się zamówieniami? Za moment do ciebie dołączę, to nie potrwa długo. - Posłuchał i niechętnie odszedł. Powoli i on orientował się, że nie umiem kłamać. 

- Muszę przyznać, że imponujesz mi O'Malley, taka młoda, promienna dziewczyna zajmuje się takim ponurym miejscem. Nie myślałem, że kiedykolwiek znów zastanę cię tu samą, nie licząc tego dzieciaka. - Wskazał brodą na obsługującego klientów, blondyna. - O ile dobrze kojarzę, nie jest to najspokojniejsza okolica. Kiedyś działy się tu straszne rzeczy, mam rację? - Spytał powoli podnosząc się z miejsca, mimo to nie wyglądał jakby chciał się zbierać. Delektował się każdym słownym ciosem jaki zadawał. Znał moje czułe punkty i skutecznie to wykorzystywał. 

- W ciągu dnia, w niedziele nie dzieje się tu zbyt wiele. Ostatnimi czasy zrobiło się wręcz całkiem spokojnie. Ludzie chyba przestali czerpać przyjemność z agresji, prócz ringu oczywiście. Mam jednak wrażenie, że nie chodzi ci o moje bezpieczeństwo. Czyżbyś liczył na kogoś innego, dzisiaj? - Spytałam otwierając piwo dla siebie. Na trzeźwo dłużej z nim nie wytrzymam. 

- Liczyłem to za dużo powiedziane, obstawiałem to lepsze słowo. Ashton jednak jest mniej odpowiedzialny niż myślałem, skoro puścił cię tutaj widząc, że wróciłem. - Przez moment stałam w bezruchu próbując to wszystko przeanalizować. Przyszedł tu tylko po to aby przypomnieć mi o wszystkim i zagrać mi na nerwach. Ponownie nie chciał mi nic zrobić, bo nie czekałby na to, chciał mnie zdenerwować i zaskakująco dobrze mu to szło. - Nie oszukujmy się, wieści w tym mieście roznoszą się z prędkością światła, a jeśli nie to powinien lepiej nasłuchiwać, inaczej może być za późno. - Odłożył butelkę i puścił mi oczko powoli cofając się. - Mam tylko nadzieję, że przydarzy się jeszcze okazja aby spotkać się z nim i z tobą i że nadal będziesz wyglądać tak dobrze jak dziś. Ostatnim razem jeśli dobrze pamiętam nie byłaś tak żwawa. - Zaśmiał się i po chwili zniknął za drzwiami, a ja z łzami w oczach z impetem rzuciłam butelką rozbijając ją na ścianie tuż obok wyjścia. 

Pierdolony, arogancki wszarz. 

Wzrok wszystkich klientów i barmana nie bez powodu był skierowany wprost na mnie. Przeklęłam pod nosem i przepchnęłam się za przyjacielem wychodząc zza baru. Ruszyłam w stronę zaplecza, było najdalej i prócz sobót nikt tam nie zaglądał. Zatrzasnęłam za sobą drzwi czując jak blizna na plecach zaczyna płonąć. Zrzuciłam z siebie koszulkę i podciągnęłam koszulkę opierając się o zimne szafki. Każde słowo Jonathana miało znaczenie. Wiedział, po co tu przyszedł a ja znów byłam zbyt naiwna aby cokolwiek z tym zrobić. Chciał mi to wszystko przypomnieć. Jakby myślał, że kiedykolwiek udało mi się zapomnieć. 

Rok temu zastał mnie tu dosłownie samą po raz pierwszy i nie skończyło się to tak dobrze jak dzisiaj. Gdy cała reszta była rozrzucona po mieście szukając go, ja nie umiałam usiedzieć w miejscu. Ashton prosił w ten dzień abym została u rodziców Hood'a, tam miałam być bezpieczna. Nie musieliśmy im niczego tłumaczyć, ponieważ rzadko tam bywali, a mieszkali za miastem, więc znalezienie mnie było prawie niemożliwe. Chłopak zapomniał jednak, że umawia się ze skończoną idiotką, która musiała ruszyć dupę i narazić się na niebezpieczeństwo tym samym podstawiając się pod nos, jak ofiarna zwierzyna. Bo jak inaczej to nazwać? Byłam jedyną osobą którą mógł chcieć znaleźć, ponieważ Lisa z Dianą już leżały w szpitalu, a jego ludzie wykrwawiali się w swoich melinach i nie mogli mu pomóc. Jeśli chciał szybko i łatwo zadać cios, ostatnia dziewczyna była idealnym wyjściem. Znacząco mu pomogłam, w momencie w którym zabrałam klucze i przyjechałam tutaj aby ocenić straty jakie ponieśliśmy nieco wcześniej. Sama, wieczorem. Do tej pory nie wierzę, że mogłam zachować się aż tak głupio. To za dużo nawet jak na mnie. Jednak stało się. Przyszedł tu za mną, porządnie poobijany lecz jak zawsze uderzająco pewny siebie. Nim się zorientowałam był za mną i poczułam jego oddech na swoim  karku i szorstką dłoń na skórze. Cuchnął papierosami i piwem, wiedział, że to już koniec. Chciał po prostu aby ostatni cios należał do niego, a ja mogłam tylko próbować się wyrwać i naiwnie krzyczeć. Teraz mogę stwierdzić, że chyba nawet mu się to podobało. Z pewnością nie zniechęcało. 

Najgorsze w tym wszystkim w tamtym momencie wydawało mi się to, że nie chciał mnie zabić. Mówił, że to by było za łatwe i nie zadziałałoby tak efektownie. Powtórzył to kilkukrotnie dobitnie informując co zamierza zrobić. Na samym początku pozbył się mojej kurtki i powoli zaczął rozrywać podkoszulkę. Gdy opuszki jego palców przejeżdżających po moim brzuchu zaczęły kierować się ku dołowi z całej siły uderzyłam w jego żebra. Nie zawahał się, nie mówiąc już o odsunięciu. Zdenerwowany odwrócił mnie przodem do siebie i pchnął na podłogę. Zrzucając z siebie koszulkę nie zauważył rozbitej butelki która głęboko wbiła mi się w plecy. Kilka sekund później, pozbył się moich spodni. A ja jedyne co czułam to upływająca krew, nie miałam siły się wyrywać gdy kładł się na mnie w jej kałuży. Żaden krzyk nie chciał się wyrwać z mojego gardła gdy jego usta i język wylądowały na mojej szyi i klatce piersiowej. Gdy zabierał się za pozbywanie się górnej części mojej bielizny pojawiła się szansa, że stracę przytomność zanim zdąży zrobić cokolwiek gorszego. Choćbym miała się już nie obudzić. Tonęłam i śmierć była moją ostatnią nadzieją. 

Nagle drzwi od magazynu się otworzyły, a ostatnie co zobaczyłam to Calum dosłownie zrzucający ze mnie Jonathana. Zemdlałam, na szczęście otwierający oczy w szpitalu. Sama Lisa przez kilka dni powtarzała mi, że istnym cudem było to, że szkło nie przecięło żadnego organu wewnętrznego, ja nie wykrwawiłam się na śmierć, a mój oprawca utrzymał się przy życiu do przyjazdu policji. Którą do tej pory nikt nie wie kto wezwał. Teraz po roku, przyszedł tutaj w to samo miejsce, gdy znów nikt nie mógł mnie uratować, gdy znów nikomu na to nie pozwoliłam. Po raz kolejny mój błąd odbije się echem na całej rodzinie.  Ze wspomnień wyrwał mnie wchodzący do zaplecza Alex. 

- Przyjeżdżam na zwiady by sprawdzić, jak kręci się interes, a Luke zdradza mi, że zamknęłaś się tutaj. Porozmawiam z Ashton'em aby cię nie męczył skoro musisz odsypiać to w pracy, co ty na to? - Spytał żartem siadając obok. Gdy podniosłam na niego wzrok udało mu się zauważyć moje przekrwione spojówki i automatycznie spoważniał. - Mała, co się stało? - W tym momencie wtuliłam się w niego ponownie wybuchając płaczem. Chciałam mu powiedzieć, ale przez pierwsze dziesięć minut nie byłam w stanie sklepać sensownego zdania. Cierpliwie czekał aż się uspokoiłam. 

- Przepraszam.. - Powiedziałam ocierając koszulką mokre policzki.

- Nie masz za co przepraszać, Shay. 

- Mam. On wiedział po co tu przyszedł, ja wiedziałam o co mu chodzi i nie zadzwoniłam do was od razu pozwalając aby się ze mną bawił. Znów zachowuje się pieprzona idiotka, nic się nie zmieniłam. Nic mnie zeszły rok nie nauczył. - Zaczęłam nie mogąc opanować słowotoku. Alex chyba od razu zrozumiał o kogo chodzi bo jego dłonie automatycznie zacisnęły się w pięści. Odetchnął jednak głębiej przyglądając mi się z wypisaną w oczach troską. - Każde słowo którego używał zmierzało do tego aby mi o wszystkim przypomnieć i uświadomić po raz kolejny jak kurewsko bezsilna wobec niego jestem. Przepraszam, że nie zadzwoniłam od razu, nie mam pojęcia o czym myślałam, nie chciałam abyście się w to pakowali, nie wiedziałam czy coś zrobi. 

- Shay! - Złapał mnie za ramiona i delikatnie potrząsnął. - Spokojnie, nigdy w życiu nie myśl, że jesteś bezsilna, nie jesteś. Masz nas i zawsze będziemy blisko, to ja powinienem przeprosić, pamiętając o tym co się stało, nie powinienem pozwolić aby została tu z chłopakiem który nawet nie wie jak wygląda Jonathan. Nie przyszło mi do głowy, że odważy się minąć próg naszego klubu, a tym bardziej, że wie kto kiedy ma zmianę. To się więcej nie powtórzy, zrobimy wszystko abyś już go nie spotkała.. - Objął mnie drżąc z nerwów. Najwidoczniej nie tylko na mnie tak działał. - Nie możesz się o nas martwić, bądź czegokolwiek przed nami ukrywać, jesteśmy aby ci pomóc, dlatego proszę obiecaj, że następnym razem Ashton, Michael albo ja będziemy pierwszymi osobami do których się odezwiesz, zamiast zamykać się tu na kilka godzin. - Kilka godzin? Spojrzałam na jego zegarek zauważając, że już po trzeciej. Zamknęłam się w tym cholernym zapleczu nie zdając sobie sprawy na jak długo, zostawiając przy tym Hemmings'a samego. Przeklęłam pod nosem wstając z miejsca, nie mogę być wiecznie tak słaba i nieodpowiedzialna.

- Obiecuję, że zrobię co w mojej mocy. - Powiedziałam schylając się po koszulę i zawiązując ją sobie na biodrach. Alex w tym momencie bawił się telefonem. Doskonale wiedziałam, że zadzwoni do chłopaków dopiero gdy zniknę mu z oczu, a wtedy mój chłopak albo wpadnie w szał i zniknie na mieście, albo przyjedzie tutaj. Jedna i druga opcja nie jest za dobra. Wolałam jednak kłótnie, należała mi się. - Myślę, że powinnam wrócić do pracy, a ty powinieneś zastanowić się nad zatrzymaniem mnie na nocnej zmianie, za takie olewanie obowiązków. 

- Pomyślę o tym, akurat zostaję na warcie z Jack'em, może przyda się nam kobiece towarzystwo. - Zaśmiał się i pchnął mnie w stronę wyjścia, jednak sam został w środku. Pozostało mi odliczanie minut do krzyku. Próbując o tym nie myśleć podeszłam do baru. Hemmings nie znajdował się w zasięgu wzroku a ku mojemu zdziwieniu klientów obsługiwał wytatuowany dwudziestolatek na którego widok automatycznie poprawił mi się humor. Dobrze go tu widzieć, gdy nie odbywają się żadne bijatyki. Nagle z magazynu wyszła jego dziewczyna.

Diana była zdecydowanie jedną z najładniejszych dziewczyn jakie można było spotkać w okolicy. Wyższa ode mnie, jednak nadal nie przekraczająca meta siedemdziesiąt pięć. Szczupła, lecz w przeciwieństwie do mnie posiadająca tak zwane kobiece kształty. Z idealną cerą i błękitnymi oczami rozkochiwała w sobie wielu chłopców i mężczyzn, nie zawsze odpowiednich. Szybko też zdobywała sympatię dziewczyn, w tym moją. Osoby której powierzała każdy swój sekret i która nie potrafiła odwdzięczyć się tym samym. Jako, że sprawa z zeszłego roku dotyczyła mnie, nie żadnego faceta mogłam poniekąd zdecydować kto dowie się o tym co zaszło. Oczywiście, Calum powiadomił o wszystkim z posiadanymi szczegółami Lisę, Ashton'a. Michael'a i Alex'a jeszcze zanim zdążyłam się obudzić i w ogóle zaprotestować. Na szczęście po dłuższej rozmowie stwierdziliśmy, że dziewczyna na głowie i tak ma za dużo zmartwień. Cała reszta więc, prócz naszej szóstki, dowiedziała się tylko powierzchownie o tym, że miałam wypadek. Zamieszania i tak było za wiele. Wyrzuty sumienia jednak pozostały. Cel uświęca środki. 

- O'Malley, spałaś na zapleczu czy jak? - Odezwał się Hood przeskakując przez blat. Uderzając nogami o ziemię syknął z bólu, a wystarczyło nie szpanować i przejść kilka metrów.

- Czy każdy musi ci przypominać, że te żebra jeszcze w pełni się nie zrosły i jeśli nie będziesz uważał to już nigdy więcej nie wpuszczę cię na ring? - Spytałam delikatnie się do niego przytulając. W odpowiedzi dostałam buziaka w czoło i cichy śmiech chłopaka. Klatka piersiowa musiała nadal go boleć. Od momentu w którym przeleciał przez barierkę i uderzył o podłogę minął jedynie miesiąc. - Jeśli tak bardzo tęskniłeś, trzeba było do mnie zajrzeć zamiast zabierać mi obowiązki, nie uważasz?

- Widzisz bardziej brakowało mi pracy. - Powiedział wystawiając mi język. Chciałam go pchnąć, jednak w ostatniej chwili się powstrzymałam udając obrażoną. - Wpadliśmy z Dianą godzinę temu. Lisa wczoraj powiedziała mi o Jonathanie, więc musiałem przyjechać i sprawdzić jak się trzymasz..

- Będzie dobrze.. - Przerwałam mu ponownie chowając się w jego ramionach. Za kilkanaście minut pewnie się dowie, że mnie odwiedził, ale ja mu tego nie powiem Nie ma szans. -..ale musisz mi obiecać, że będziesz o siebie dbał, zostały tylko dwa tygodnie do wizyty u lekarza, będziesz ostrożny?

- Obiecywałem ci to już miesiąc temu, przez co prawie cię nie widziałem, orientując się dzięki temu, że jesteś tak zaabsorbowana tutaj, że nic innego nie robisz i o mnie zapominasz. Od dziś mam zamiar znów tu pracować, czy tego chcesz czy nie. Pomijając sobotę, na to moja dziewczyna się niestety nie zgodziła, sugerując, że jestem nieodpowiedzialny. 

- Miała rację. - Alex stanął obok niego układając dłoń na ramieniu Calum'a. - Jednak Diana może przestać się bać, przez najbliższe kilka tygodni i tak nie będziesz mógł tam wejść. Już moja w tym głowa. - Powiedział i jego wzrok zatrzymał się na znajdujących się za mną drzwiach. Nie musiałam się odwracać aby wiedzieć kto właśnie wszedł do środka. Silna dłoń zaciskająca się na moim ramieniu i odciągająca mnie na bok tylko to potwierdziła. Był tak wściekły, że palce dosłownie wypalały się na mojej skórze. Stanęliśmy dopiero obok ringu, w bezpiecznej odległości od całej reszty. Rzuciłam wzrokiem na Michael'a podchodzącego do reszty przyjaciół. A więc i Hood właśnie się o tym dowie. Za nic jednak nie potrafiłam spojrzeć w oczy stojącemu przede mną chłopakowi. Mam za swoje. 

- Dlaczego kurwa o wszystkim dowiaduje się zawsze jako ostatni? - Spytał próbując powstrzymać się od krzyku. Warknięcie które wydostało się z jego ust było jednak znacznie gorsze. - O ile w ogóle zamierzałaś mi o tym powiedzieć, albo chociaż komukolwiek. Był taki plan, czy chciałaś się zamknąć w tym pieprzonym kącie i zaczekać aż zdążysz o wszystkim zapomnieć? - Czyli Alex nie pominął żadnego szczegółu. Poczułam jak moje policzki płoną ze wstydu. Ashton w szale raczej nie oczekiwał odpowiedzi na żadne z zadanych pytań więc stałam bez słowa wlepiając wzrok w czubek butów. - Nawet nie chcę myśleć, co ci przyszło do głowy, że rozmawiałaś sobie od tak z tym pierdolonym szmaciarzem który ostatnim razem będąc tutaj próbował się do ciebie dobrać. Pojawił się tu znikąd, w biały dzień, a ty naprawdę nie raczyłaś mnie o tym poinformować? Spójrz na mnie! - Tym razem wrzasnął łapiąc mnie za podbródek i zmuszając abym podniosła wzrok. Każda normalna osoba w tym momencie popłakałaby się ze strachu, a ja stałam jak sparaliżowana nie mogąc nawet otworzyć ust. W oczach chłopaka dosłownie płonął ogień. Nie raz już widziałam jak kończyli ci którzy zaszli mu za skórę i mimo iż byłam pewna, że mnie nie uderzy poczułam jak każdy włosek jeży mi się na skórze. Na dodatek nie miałam nic na swoją obronę. - Wytłumacz mi do licha dlaczego mi nie ufasz? Wytłumacz! - Kolejny krzyk spowodował, że odsunęłam się o krok. 

- Ufam ci. - Powiedziałam drżącym głosem, nie mogąc odnaleźć w sobie choć krzty odwagi. 

- Jakbyś ufała zadzwoniłabyś do mnie od razu, powiedziała co jest nie tak i dalibyśmy sobie z tym radę. A zamiast tego siedziałaś tam sama płacząc, nie chcę abyś cierpiała, nienawidzę tego, rozumiesz? Dlatego prosze.. - Zbliżył się układając dłonie na moich policzkach. Jego głos i wzrok powoli łagodniały. - ..powiedz mi co mam zrobić, abyś nic przede mną nie ukrywała, abyś pozwoliła mi sobie pomóc. Zrobię wszystko aby nigdy więcej cię nie dotknął, mało tego, aby więcej o tobie nie pomyślał, więc muszę być pierwszą osobą do której dzwonisz gdy coś jest nie tak, nie mam pojęcia dlaczego jeszcze tak nie jest. - Urwał opierając swoje czoło na moim. - Już nie raz mówiłem ci jak wiele dla mnie znaczysz i jeśli nie czujesz tego samego, jeśli się boisz być sama, boisz się, że on coś ci zrobi, możesz mi to powiedzieć. Ja nadal będę blisko i obiecuję, że będę pilnował abyś była bezpieczna, bo to dla mnie najważniejsze, chcę po prostu wiedzieć, że jeśli mnie nie kochasz..

Odepchnęłam go z całych sił nie wierząc w to co właśnie powiedział. Czując jak napływają mi do oczu łzy ponownie rzuciłam się na niego z rękami popychając tak długo aż uderzył plecami o ścianę. 

- Nie wierzę, że w ogóle byłeś w stanie coś takiego powiedzieć. Od kiedy się poznaliśmy jesteś w centrum mojego wszechświata, nie, jesteś moim pieprzonym wszechświatem, najważniejszą osobą w całym moim życiu przy której byłam i będę niezależnie od tego co i kiedy się stało. Nie raz pilnowałam abyś doszedł do siebie, abyś nie padł w drodze do szpitala i ryczałam jak głupia martwiąc się, czy poskładają cię w całość! - Krzyknęłam ponownie uderzając go w tors. - A ty sugerujesz mi, że jestem z tobą tylko po to aby miał mi kto chronić tyłek? Mam cię za ochroniarza, czy co? Nie wiem czy pamiętasz, ale przy barze w tej chwili stoi co najmniej trzech moich najlepszych przyjaciół, na których mogłabym liczyć w każdej chwili. Każdy z nich reaguje tak samo jak ty. Właśnie dlatego nigdy w życiu nie powiedziałabym ci o tym, że dziś przyszedł, nie powiedziałabym ci o tym co stało się w zeszłym roku! Nie chciałam mówić żadnemu z was. Bo nie chcę abyś cierpiał i mnie ratował, nie chcę aby ktokolwiek się dla mnie narażał. - Powiedziałam spokojnie odsuwając się od niego. - Może jestem niepoważna i nie rozumiem czasem powagi sytuacji, ale ufam ci bardziej niż samej sobie. Więc pomyśl o tym, kiedy znów stwierdzisz, że ci nie kocham. - Ruszyłam w stronę baru przepychając się przez stojących w kolejce ludzi. Weszłam do magazynu potrzebując chwili spokoju. Jakby nie patrzeć zostało jeszcze dwóch i z tą myślą wróciłam się na salę. Lepiej mieć to już za sobą. Diana spojrzała na mnie zmartwiona, jednak nie powiedziała ani słowa. I bardzo dobrze, nie miałam zamiaru jej tego tłumaczyć, wolałam zająć się klientami. Odwróciłam się w kierunku jednego z nich zauważając, że to jednak Michael. Wyglądał na bardziej obrażonego niż zdenerwowanego. 

- Ja rozumiem, że możesz mieć mnie w dupie, nie wszyscy muszą mi ufać i traktować jak najlepszego przyjaciela, mówi się trudno, bo i tak nie pozbędziesz się mnie ze swojego życia. Ja zawsze będę blisko, taki twój los, ale przestań się tak zachowywać w stosunku do niego. Nie wiem czy widzisz, ale Ashton przejmuje się tym wszystkim chyba najbardziej z nas wszystkich. Nie mam na myśli tego, że coś ci się stanie, o to akurat boimy się tak samo. On jest przerażony, że go zostawiasz i nie będzie mógł ci pomóc, że zwrócisz się do kogoś innego, albo co gorsza, zrobisz to co robiłaś do tej pory, czyli zostaniesz z tym sama. Może nie zauważyłaś, że od roku zrzuca winę na siebie, jest przekonany, że mógł cię wtedy zatrzymać.. 

- Nie mógł. Obiecałam..

- Wiem, ty też wiesz, każdy cię zna, ale ja widziałem co się z nim działo kiedy leżałaś w szpitalu. Znam chłopaka od podstawówki, byłem przy nim gdy działy się straszne rzeczy, ale nigdy nie widziałem czegoś takiego. Nie jestem w stanie tego do niczego porównać. On się rozsypał, na oczach wszystkich. Jest moim najlepszym przyjacielem, dlatego proszę, nie odsuwaj się, nie od niego. Wiem, że ci ciężko, ale spróbuj zaangażować go w swoje życie tak mocno jak on zaangażował cię w swoje..

Chciałam odpowiedzieć, ale rozmowę przerwał nam nieznośny huk roztrzaskującego się szkła..
__
przepraszam, że ten rozdział jest taki długi, miało być dobrze wyszło jak zwykle, co ja sobie myślałam. nie podobają się, nie wstawiać dalej?

1 komentarz: