czwartek, 30 lipca 2015

|chapter.six| run.

run.
awolnation - run
- Przepraszam za niego, gdybym tylko wiedziała przypomniałabym mu, jestem przekonana, że nie zrobił tego umyślnie, wiesz jaką on ma słabą pamięć do dat i jak bardzo chce dać ci tę pracę. - Zaczęłam stawiając przed nim piwo. - To pewnie głupie pytanie, ale dzwoniłeś do niego? Może jeszcze zdążyłby tam przyjechać?

- Dzwoniłem do wszystkich, nawet jego współpracowników, bo sam miał wyłączony telefon. Koniec końców, z ust do ust dowiedziałem się że jest z Dianą, która także nie raczyła odebrać, stwierdziłem więc, że są sobą bardzo zajęci. Nie chcąc przeszkadzać, zrezygnowałem i znalazłem się tutaj. - Upił kilka łyków, po czym utkwił we mnie wzrokiem jakby się nad czymś zastanawiał. - W sumie, skoro twój chłopak.. prawdopodobnie w tym momencie bawi się z inną dziewczyną.. - Calum zatrzymał się w drodze do klientów odwracając się w moją stronę. Nie wiem które z nas było bardziej zaskoczone, jednak zdecydowanie żadne nie chciało aby kończył swoją błyskotliwą myśl. - Nie jestem najgorszą partią.. może więc ty chciałabyś spędzić trochę czasu ze mną? - Hood czekał na dalszy przebieg wydarzeń, wiedząc czego będę się mogła spodziewać złapałam Jack'a a za koszulę i odciągnęłam na sam koniec blatu. - Shay, skarbie, nie chcę cię zranić, ale nie oszukujmy się, nikt nie wyłącza telefonu spotykając się jedynie z przyjaciółką..

- Ashton pomaga jej z przeprowadzką, to chyba normalne, dlatego byłabym wdzięczna jakbyś nie snuł bezpodstawnych oskarżeń, bo psujesz mi humor, który sam w sobie nie jest najlepszy. - Zabrałam jego pusty kufel i sięgnęłam po kolejne piwo. - Nie pomyślałabym, że kumpel będzie gadał takie bzdury po tylu latach, nie chcę cię wyrzucać, czy chronić, to nie moja robota, ale proszę cię jeśli jeszcze raz przyjdzie ci do głowy, że Diana zdradziłaby Calum'a a Ashton mnie, poważnie się zastanów czy chcesz u niego i tutaj pracować.

- Naprawdę jesteś tak naiwna? Może muszę ci przypomnieć ile razy wcześniej Irwin pakował się w takie sytuacje? Jak dla mnie to i tak dobrze, że wytrzymał tyle czasu bez skoku w bok, a nie oszukujmy się Diana jest naprawdę ładną dziewczyną i już nie raz miała skłonność do nieodpowiednich decyzji i związków. - Gdyby nie to, że Hood musiał zająć się klientami i przestał wlepiać w nas wzrok, prawdopodobnie nie pozostawiłby tego bez reakcji. Na szczęście, bo niezależnie od tego co mówił, nie chciałam widzieć jak obrywa. - Przyznaj, jesteś słodką dziewczynką, a oni znacznie bardziej pasowaliby do siebie charakterem, są tak samo zachłanni życia i lubią ryzykować, ty potrzebujesz stabilizacji, jeśli chcesz mogę się tobą zaopiekować. Zważając na to, że był z tobą tak długo, musiałaś być niezła..

- Jack, nie mam pojęcia o czym mówisz i dlaczego to robisz. Niezależnie od tego co się dzieje, nie wpieprzaj się w nasze związki bo możesz narobić sobie problemów, a chyba nie chcesz skończyć tutaj bez przyjaciół. Nie wypowiadaj się tak o nikim jeśli nie masz nic sensownego na poparcie swoich tez. Dobrze ci radzę, bo następnym razem nie zabiorę cię od Calum'a, nie będę ratować ci tyłka. - Spojrzałam w stronę przyjaciela, który zniecierpliwiony chodził po całej sali nie spuszczając ze mnie wzroku. - Ashton obiecał ci pracę i dał ciała, wiem o tym, ale nic nie usprawiedliwia twojego szczeniackiego zachowania. Zamiast tego radziłabym ci poczekać i poprosić o wytłumaczenie, ale na to może być niestety za późno ponieważ znając zasady tego miejsca i podejście do nich, Hood mógł słyszeć wystarczająco i nie omieszka poinformować Irwin'a.  - Chłopak burknął coś pod nosem i przesiadł się do innej części baru, a ja przez kolejne godziny zastanawiałam się czy to co mówił nie jest przypadkiem zgodne z prawdą. Sama wizja najlepszej przyjaciółki z moim chłopakiem była dość okrutna i zbyt realistyczna. Jack wiedział co mówił, Diana była naprawdę piękną dziewczyną, na dodatek energiczną, a on przed naszym związkiem słynął z sypiania z kim popadnie, o ile dobrze pamiętam jego ostatni związek właśnie przez to się skończył. Z resztą dziś wolne miało kilku równie silnych i zaradnych chłopaków z naszej paczki, którzy też z pewnością by jej pomogli.

- Jack'owi odbiło, nie myśl o tym, mała. Już za długo szuka roboty, więc po prostu się zdenerwował gdy Irwin go olał i spróbował to niestety odreagować na tobie. Nie zachował się najlepiej, ale nie powinnaś się tym przejmować.. - Powiedział Calum podchodząc i przytulając mnie do siebie. W tym momencie przestałam się martwić o swój związek tylko o reakcję mojego chłopaka. Chciałam mieć nadzieję, że przyjaciel o niczym mu nie powie, ale czując, że i on jest zdenerwowany, nie miałam na co liczyć. - Może zamówimy coś na obiad, co? Ludzi i tak nie ma za wiele, a już po drugiej. Nie będziemy siedzieć tu głodni do siedemnastej.

- Ashton, miał tu przyjechać, ale znając życie pojawi się dopiero pod wieczór. - Spojrzałam na telefon by upewnić się, że nie dzwonił. Cóż, przy przeprowadzce musi być cholernie dużo roboty, widocznie przewożenie kartonów i krzeseł okazało się bardziej czasochłonne. - Pizzeria ma większe szanse nie zostawić nas na lodzie, także jedna, duża hawajska tylko i wyłącznie dla mnie.

- Grubas. - Zaśmiał się i nim go kopnęłam zniknął w magazynie. W głośnikach wiszących tuż przy suficie zabrzmiały pierwsze dźwięki kawałka the 1975. - And this is how it starts.. - Zaczął Calum wracając za bar wykonując przy tym kilka ruchów mających imitować taniec. Powoli podszedł od tyłu łapiąc mnie w talii wymuszając abym zaczęła bujać się razem z nim.

- Use your hands in my spare time. - Nieudolnie zaśpiewałam wczuwając się w piosenkę. Hood złapał mnie za rękę i obrócił wokół własnej osi. Powoli olewając i odsuwając się od klientów zaczęliśmy wirować po całej wolnej przestrzeni za barem mimo iż żadne z nas nie potrafiło tańczyć. Przyjaciel nie wyglądał jakby mu to przeszkadzało, gdy jednak któryś z mężczyzn przypomniał nam, że jesteśmy w pracy, donośnie wołając o piwo, odsunęłam się od chłopaka, który automatycznie usiadł na blacie i zaczął grać na swoim wyimaginowanym basie. Jeszcze kilka lat temu zawzięcie sam chciał założyć swój zespół, ale skończył tutaj, gitara pewnie do tej pory kurzy się u rodziców. W takich momentach żałuję, że mu się nie udało, choć jeszcze wszystko przed nim. - Może powinniśmy wybrać się w końcu na jakiś dobry koncert? Na ostatnim byliśmy może trzy lata temu, trochę nas ominęło.

- Cóż, pewnie dlatego, że do tej pory nie mieliśmy czasu, ale gdy tylko ktoś ciekawy będzie w okolicy obiecuję, że nikt i nic nie stanie nam na drodze. - Uśmiechnął się stając tuż obok i popychając mnie biodrem. - Bar w końcu zaczął przynosić tyle zysków, że spokojnie możemy pomyśleć nad zatrudnieniem dodatkowego pracownika. Alex i tak mówił o wykupieniu kolejnego magazynu, kawałek za miastem, ponoć całkiem przyzwoita okolica, można by się tam zakręcić. Michael i Harry od kiedy założyli studio i tak nie mają czasu tu pracować, Ashton'a ostatni raz widziałem w pracy może rok temu i nie można mu się dziwić, ma na głowie firmę, która też coraz lepiej się rozwija. Liam i Lisa też odpadają, chyba, że mają urlop. Jack jak widać na razie szuka lepszej posady. Pozostajemy my, Niall i Luke w ostateczności Diana, ale ona też przychodzi tylko kiedy jest naprawdę potrzebna. Każdy ruszył w swoją stronę, bar przestał być priorytetem.

- To nie tak, bar nigdy nie był i nie miał być głównym przypływem pieniężnym. Założyliśmy go, bo mieliśmy za co i chcieliśmy mieć swoje miejsce, nikt nie wierzył, że tak szybko się to wszystko rozwinie, mieliśmy cholernego farta, że nam się udało. Nikt nie zrezygnuje z udziałów, bo to rodzinna inwestycja, ale dobrze, że mają czym się zajmować, zwariowaliby żyjąc w taki sposób do emerytury. - Zaśmiałam się wyobrażając sobie nas wszystkich w tym miejscu po sześćdziesiątce. - Co do nowej osoby to też o tym myślałam, trzeba będzie usiąść i to przegadać, choć naprawdę lubię tu pracować. - Wyciągnęłam z lodówki wodę i upiłam kilka łyków. Dziś zdecydowanie było cieplej niż zwykle, nawet pogoda zaczynała zadziwiać. Pierwszy lipca zobowiązuje, może w końcu zacznie się prawdziwe lato. - Tak czy inaczej, trzeba poczekać czy uda się to w ogóle kupić i ile będzie kosztował remont. - W tym momencie przez próg przeszedł nasz obiad. Mój żołądek zrobił fikołka ze szczęścia. Weszłam do magazynu po portfel, ale nim zdążyłam go przynieść Calum zdążył już zapłacić.

- Naprawdę liczyłaś, że pozwolę ci zapłacić? - Wyśmiał mnie podając mi moje pudełko. Wywróciłam oczami wgryzając się w pierwszy kawałek. Właśnie tego mi było potrzeba, do czasu aż zauważyłam Dianę i Ashton'a. Humor mimo iż nie powinien, nieco się zepsuł. Oni zaś wręcz przeciwnie, wyglądali na zaskakująco rozpromienionych. - Proszę bardzo, załapaliście się na obiad. - Powiedział przyjaciel podsuwając swojej dziewczynie pizzę pod nos. Ja złapałam za stołek barowy i rozsiadłam się próbując skupić wszystkie zmysły tylko i wyłącznie na piekielnie dobrym smaku. Przecież nie zrobili nic złego?

- Jedliśmy na mieście. - Odpowiedział mój chłopak i boom, zapoczątkował kolejną serię scenariuszy w mojej głowie. - Muszę przyznać, że całkiem ładnie to wasze mieszkanie wygląda, może sami powinniśmy rozejrzeć się za czymś większym. Michael cały czas narzeka, że już mu się to stare nie podoba. Trochę ciasno.

- Zawsze możemy się zamienić, wy zamieszkacie u mnie, a ja zostanę u was. - Wzięłam kolejnego gryza. Chciałam powiedzieć, że mieszkanie kupili pół roku temu i przed moją przeprowadzką nie słyszałam aby któryś z nich narzekał, że mu coś nie odpowiada, więc jeśli był to podtekst to załapałam, jednak wolałam nie zaczynać takich rozmów w pracy. - Narzekacie jak baby, nie jedna osoba chciałaby tak mieszkać. Może w ogóle powinniście sobie kupić jakiś porządny dom na przedmieściach, każdy dostałby po piętrze.

- Myślałem o tym, ale przedmieścia wydają się zbyt przygnębiające, Diana za to pokazała mi kilka całkiem ciekawych ofert w samym centrum, blisko firmy, zna się na tym. Pomyślałem, że w przyszłym tygodniu jak będzie miała wolne to pojeździ ze mną po mieszkaniach, a później ty zobaczysz czy ci pasują. -  Fakt, to przecież całkiem normalne, że chłopak chce oglądać mieszkanie dla was z kimś innym. To o niczym nie świadczy.

- Mi się podoba moje mieszkanie, wprawdzie nie jest największe i najlepiej usytuowane, ale nie mam aż tak wielkich wymagać jak wy. Może jednak, przy okazji, powinieneś zabrać ze sobą Clifford'a który też może mieć coś do powiedzenia w tej sprawie? Jakby nie patrzeć on także będzie tam mieszkał. - Zaproponowałam odkładając pudełko na blat. Nie chcąc dalej tego słuchać ponownie zabrałam się za klientów. Po chwili jednak Ashton znalazł się tuż obok mnie. - Jeśli chcesz piwo nie musisz stawać w kolejce, chyba nie zapomniałeś gdzie leży.

- Nie chcę, prowadzę, za to mam ochotę spędzić trochę czasu ze swoją dziewczyną. - "Szkoda, że nie pomyślałeś o tym gdy rozmyślałeś o naszej przyszłości z moją przyjaciółką" pomyślałam, ale to także zostawiłam dla siebie. Ostatnimi czasy i tak zbyt często się kłócimy. Chciałam powiedzieć cokolwiek, ale zabrzęczał mój telefon.

Do: Shay
Od: Styles
Treść: Bez dokumentów nie wydadzą mi zamówienia, ktoś musi je przywieźć.

- Widzisz, twoja dziewczyna nie ma jednak teraz czasu, choćby bardzo chciała, ale możesz się przydać i stanąć za barem, jakbyś czegokolwiek zapomniał, Calum ci pomoże. Harry nie wziął papierów, a bez dostawy nie mamy po co otwierać, także godzinka i jestem z powrotem. - Uśmiechnęłam się dość sztucznie i ruszyłam w stronę przyjaciela. - Byłbyś na tyle dobry i pożyczyłbyś mi swój samochód? Ashton nigdy nie pozwoli mi poprowadzić swojego.. - Bez jakichkolwiek pytań podał mi kluczyk i ruszyłam mijając Irwin'a. A przynajmniej spróbowałam to zrobić, bo złapał mnie za rękę. - Nie dałbyś mi audi, będę uważać, spokojnie. - Mruknęłam wyrywając się.

- Mogę cię przecież zawieźć..

- Umiem prowadzić, a ktoś tu musi zostać. Jeśli nie chce ci się tu stać, zamień się z Dianą, ale ja dam sobie radę sama, zapewniam. - Przerwałam mu i podziękowałam, że Styles ma taką słabą pamięć. Moja bujna wyobraźnia nie pozwoliła mi nawet spojrzeć mu w oczy a co dopiero spędzić trochę czasu razem. Póki nie wyrzucę z umysłu wizji zdrady, powinnam trzymać się z daleka, żeby nie wywołać burzy bez powodu. Z tą myślą godzinę później znalazłam się pod większym magazynem. Wyjątkowo zdenerwowany przyjaciel stał oparty o busa.- Oh, kochanie, następnym razem zapomnisz głowy przyjeżdżając tutaj. Może zacznę wysyłać ci powiadomienia o tych dokumentach, bo najwidoczniej ostatnie lata nie nauczyły cię, że bez nich, choćby znali cię na wylot, nie dadzą ci nawet reklamówki.

- Pamiętałem, że mi nic nie wydadzą i tego się trzymałem, na tyle, że najważniejsze mi umknęło. Przepraszam, że napisałem do ciebie, ale chłopacy pewnie urwaliby mi łeb jakbym ich tu zaciągnął, a ja naprawdę nie chciałem wracać się i tracić kolejną godzinę. - Uśmiechnął się nieco zażenowany.

- To nie problem, mi też się przydała chwila wytchnienia od tamtego miejsca, z resztą dawno nie wyjeżdżałam za miasto, taka wycieczka to więc spory plus. - Zapewniłam, dałam mu kartki i poczekałam aż wszystko zapakują. Na wszelki wypadek schowałam je później z powrotem do siebie, aby nie dawać mu chociaż okazji do zgubienia. Przezorny zawsze ubezpieczony. - Do zobaczenia, na miejscu. - Pomachałam mu i wsiadłam do samochodu zadowolona, że na dwie godziny uniknęłam konfrontacji, na dodatek z mojej zmiany pozostało tylko kilkanaście minut.

Gdy przyjechałam do baru nikt jednak nie zajmował się pracą. Już od wyjścia z samochodu dotarły do mnie krzyki, które z pewnością nie świadczyły o niczym dobrym. Przeklęłam pod nosem i otworzyłam drzwi. W tej samej sekundzie Jack uderzył o ścianę pół metra ode mnie i upadł na ziemię. Rozwścieczony Ashton złapał go za rękę podnosząc do góry jak kukiełkę. Przez chwilę wpatrywałam się jak w szale zadaje cios za ciosem. Przeciwnik, jeśli tak można nazwać ledwo utrzymującego się na nogach chłopaka nawet nie próbował się bronić. Przed kolejnym uderzeniem byłam nieco szybsza odpychając go z całej siły. W ostatnim momencie Irwin zorientował się kto przed nim stoi.

- Zejdź mi z drogi. - Warknął, ale nie zareagowałam. Jeśli ja odejdę, nikt mu nie pomoże. - W tej chwili! - Złapał mnie za ramiona i siłą odsunął na bok. Nie na długo, bo w mgnieniu oka ponownie znalazłam się tuż przy nim zakrywając leżącego chłopaka. - Shay, co ty robisz? Dobrze wiesz, że mu się należy. Nikt mający czelność nazywać się moim przyjacielem nie ma pierdolonego prawa proponować ci..

- Zrobiłeś swoje, jest ledwo żywy. - Powiedziałam spoglądając kątem oka na Calum'a. Wyglądał na wyjątkowo zadowolonego swoją nieprzemyślaną decyzją o poinformowaniu Ashton'a o głupiej gadce przyjaciela. Owszem, Jack był narwany, zawsze powiedział o jedno słowo za dużo, może w tym wypadku o kilka zdań, ale niezależnie od tego przez tyle lat był przy nas i choćby ze względu na to nie zasłużył na utopienie się w kałuży krwi na środku baru, a właśnie do tego całą ta sytuacja zmierzała. Nie znajdzie się bowiem odważny aby stanąć w jego obronie, nikt nie złamie zasad, na szczęście mnie one nie dotyczą. - Zostaw go.

- Naprawdę go bronisz? - Parsknął robiąc krok do tyłu. - A może w ogóle nie powinienem go ruszać, co? Może tobie spodobała się ta propozycja a ja wam psuje plany? - Spytał krzyżując ręce na piersi. - Wystarczy, że się zakręcił i uświadomiłaś sobie nagle, że jeden chłopak to za mało? No chyba, że starał się już wcześniej.

- Nie bądź śmieszny. Doskonale wiesz, dlaczego cię powstrzymuje. Może w tym momencie twój ograniczony do agresji umysł tego nie rozumie, ale nie potrafisz się powstrzymać, nie masz żadnych pieprzonych granic, a ja nie chcę abyś odpowiadał za morderstwo. Na dodatek nie ty w tym związku powinieneś mieć wątpliwości co do wierności, nie zrobiłabym ci tego. Pozwól więc, że to ja zadam kluczowe pytanie. Jedna dziewczyna to za mało? Wracasz do korzeni?

- Że co proszę? Co znów wymyśliłaś? Od ostatnich dni nie mam pierdolonego pojęcia o co ci chodzi. Nie wiem co takiego ci robię, że raz za razem naskakujesz na mnie z jakimś kolejnym wyimaginowanym problemem znikąd. Ty nigdy mi kurwa nie zaufasz, a ja już ni chuja nie nadążam za twoimi cholernymi humorami, to już dla mnie za wiele, naprawdę nie widzisz tego co z nami zrobiłaś?

- Skoro mi nie wierzysz, tak bardzo cię wkurwiam i nie miałeś jaj aby powiedzieć mi to sam na sam zamiast przy publiczności, proszę bardzo, droga wolna, nie musisz dalej cierpieć. Możesz wrócić do puszczania się po kątach z byle kim. - Powiedziałam najspokojniej jak umiałam, nie mając jednak odwagi aby utrzymać kontakt wzrokowy. Stanął bez słowa, a ja pomogłam podnieść się Jack'owi. Zaprowadziłam go do jego samochodu wcześniej zabierając kluczyki i zajęłam miejsce kierowcy. Najszybciej jak mogłam odjechałam z podjazdu i już po kilku minutach znajdowaliśmy się pod jego blokiem.

- Dziękuje? - Odezwał się niepewnie biorąc ode mnie kluczyki.

- Mam w dupie twoją wdzięczność, zapamiętaj to sobie, nic mi nie jesteś winien, nic od ciebie nie chcę, zrobiłam to tylko i wyłącznie dla mojego sumienia, nienawidzę patrzeć jak komuś robi krzywdę, a nie wyszedłbyś z tego cało. Nie miałam ochoty zbierać cię z posadzki i równie mocno nie chcę cię więcej widzieć na oczy. - Mruknęłam i wysiadłam trzaskając drzwiami. Ruszyłam pieszo do mieszkania Ashton'a, które na szczęście było dość blisko. Kwadrans później pakowałam do torby ostatnie pozostawione w mieszkaniu rzeczy. Trwało to znacznie dłużej niż powinno, przyczyną czego był czerwonowłosy chłopak wyrzucający wszystko co się w niej znalazło.

- Jeśli nie powiesz mi co się dzieje możesz zapomnieć, że cię wypuszczę. - Powiedział łapiąc za rączkę i odrzucając torbę na drugi koniec sypialni. Zdenerwowana odepchnęłam go od siebie i jednym ruchem wrzuciłam wszystkie rzeczy które wyleciały na podłogę. Zwinnie zapięłam zamek i odwróciłam się by poszukać kluczy, Michael znalazł je szybciej i mocno ściskał w dłoni. Świetnie, zamierzał mi nawet teraz utrudniać życie. - Shay, nigdzie nie idziesz póki mi wszystkiego nie wytłumaczysz.

- Sęk w tym, że ja nie proszę cię do licha o pozwolenie, kiedy w końcu uświadomicie sobie, że mam prawo do podejmowania swoich decyzji? Nawet jeśli mają być złe, mam to w dupie. - Przewiesiłam torbę przez ramię i spróbowałam mu je wyrwać. Chłopak miał inne plany. Zamiast podjęcia walki ze mną, objął mnie i dość mocno do siebie przytulił gładząc dłonią moje plecy. Po chwili wahania schowałam się w jego ramionach pozwalając sobie na kilka pojedynczych łez spływających teraz wolno po moich policzkach.

Naprawdę nie chciałam go zostawiać, nie chciałam stąd wychodzić, nie chciałam być bez niego. Nigdy nie wyobrażałam sobie co będzie jeśli się rozstaniemy, nie brałam tego nawet pod uwagę. W końcu od dwóch lat był całym moim życiem. Jednak w obliczu takiej sytuacji nie miałam już odwrotu. Dotarło do mnie, że Ashton miał rację, to była moja wina, że nie potrafiliśmy się zrozumieć, miał prawo się dusić, stawałam się z dnia na dzień coraz bardziej nieznośna. Mówiłam za dużo, denerwowałam się za szybko. Nigdy nie słuchałam tego co miał do powiedzenia, wszystko robiłam po swojemu. Nie potrafiłam na spokojnie wytłumaczyć i zawsze to moje musiało być na wierzchu. Odreagowywałam na nim wszystko co mi się nie udawało. Byłam jednym, wielkim workiem wypełnionym po brzeg wadami. Sama bym ze sobą nie wytrzymała. Niezależnie od tego jak bardzo mnie kochał, a wiem, że tak było, nie mógł wiecznie ze mną cierpieć, nie miałam mu tego za złe. Nie mogłabym mieć.

Zrozumiałam, że był moim przeciwieństwem. Wszystko co robił, robił z myślą o mnie lub najbliższych. Zawsze wszystko poświęcał, nigdy nie stawał siebie na pierwszym miejscu. Dbał o mnie najlepiej jak mógł, akceptował wszystko co robiłam. Do tej pory za każdy mój błąd przepraszał i brał na klatę z zaciśniętymi zębami. Nie marudził, nie narzekał, zamiast tego słuchał, doradzał i był kiedy go potrzebowałam. Nie doceniałam tego, jak ostatnia idiotka myślałam, że na to zasługuje. Bzdura. Byłam przez cały ten czas przekonana, że to dalej za mało. Wiedział co mówił. Każdą skazę, którą na nim znalazłam, wymyśliłam próbując się tym dowartościować. Chciałam aby się zmienił, a to nie on powinien to zrobić. Tyle, że ja nie najzwyczajniej w świecie nie potrafiłam, a on sam by nie odszedł, nie umiał mnie zostawić. Może sytuacja w barze otworzyła mu w końcu oczy, że nie jestem materiałem na dziewczynę, że znajdzie sobie kogoś lepszego, kto go doceni i da mu nieco więcej szczęścia niż ja.

Wzięłam głębszy wdech odsuwając się od przyjaciela, który zamiast do wyjścia zaprowadził mnie na kanapę. Usiadłam podciągając nogi i przytulając je do siebie. Po chwili w moich dłoniach znalazł się kubek ulubionej, owocowej herbaty, której aromat z prędkością światła rozniósł się po pokoju. Kolejne minuty mijały w ciszy, chyba żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć.

- Co ten dupek ci zrobił? - Spytał Michael przysuwając się nieco bliżej i obejmując mnie ramieniem.

- Nie on mi tylko ja jemu, nie oszukujmy się, raczej z moim charakterem nie nadaję się na dziewczynę i tak dobrze, że dał sobie ze mną radę i nie zwariował przez ostatnie dwa lata. - Odpowiedziałam opierając brodę na kolanach. Wysunęłam rękę w stronę kubka i upiłam kilka łyków. Za gorąca. - Nawet taki chłopak jak on, nie wytrzymał, chyba nie ma dla mnie już nadziei.

- Nie pieprz głupot, proszę cię. Mam ci przypomnieć ile razy byliście szczęśliwi? Chyba zapomniałaś maleńka jak jego życie wyglądało przed waszym związkiem. Jesteś najlepszym co go spotkało, zmieniłaś go na lepsze, wolę nie myśleć jakby wszystko się potoczyło, gdybyście się nie związali. - Poziom troski powoli rozsadzał ten pokój. Jak on daje sobie ze mną radę? On, Calum, Harry, Alex.. jaką cierpliwość musieli do mnie mieć. Przecież w stosunku do nich też nie zawsze zachowywałam się w porządku. - Wydaje ci się, że Lisa z Alex'em się nie kłócą?

- Myślę, że ona go docenia, sprawia, że czuje się ważny i kochany. Każdy na to zasługuje. Ja to dostałam, zabrałam wszystko co dobre, nie dając nic w zamian. Masz rację, zmieniłam go, od początku to robiłam, ale nie byłabym taka pewna czy na lepsze. Przede mną był szczęśliwy, może zbuntowany i zbyt skory do ryzyka, ale zawsze szczęśliwy, nie zaprzeczysz. Ze mną już tak nie jest, najwyższy czas aby się uwolnił..

- Uwolnił? Nie rób z siebie takiej strasznej osoby, mała. Znamy cię dłużej niż dwa lata i jasne, że nie jesteś idealna. Oczywiście, popełniłaś kilka błędów. Nie oczekuj od siebie proszę więcej niż możesz zrobić. Pamiętaj, że Ashton właśnie taką cię pokochał, z taką dziewczyną chce być. Gdyby było inaczej znalazłby sobie kogoś innego. Nie możesz się zadręczać i rezygnować gdy coś wam nie wychodzi. - Zabrał z moich drżących dłoni kubek i odłożył go na stolik. - Przez tyle czasu daliście sobie radę, dacie też z tym o ile się nie poddacie.

- Powiedział, że to dla niego zbyt wiele. Nie pocieszaj mnie, zasłużyłam na każde słowo. Zniszczyłam to co mieliśmy z własnej głupoty i arogancji. Ashton to zrozumiał, przejrzał na oczy, jestem inna niż myślał, ma szanse zacząć od nowa.

- Co powiedział? Porozmawiam z nim..

- Nie, ta sprawa ma zostać zamknięta, dla jego dobra. Cieszę się, że ze mną porozmawiałeś, że mogę na ciebie liczyć niezależnie od tego jaka jestem. - Poklepałam go po ramieniu i wstałam ruszając do drzwi. Ponownie przewiesiłam torbę przez ramię i chciałam złapać za klamkę jednak drzwi otworzyły się nieco wcześniej. Nasze oczy spotkały się na kilka sekund, nie mogłam oderwać od niego wzroku póki on nie spuścił swojego na mój bagaż. Jeśli chciał cokolwiek powiedzieć nie pozwoliłam mu na to wymijając go i wychodząc.

Bez samochodu i pieniędzy na taksówkę musiałam zdecydować się na spacer. Dwa, trzy kilometry na świeżym powietrzu powinny dać mi choć moment na oddech i poukładanie myśli. Chwilę później jednak zatrzymał się przy mnie nowy, srebrny samochód. Nie zorientowałam się do kogo należał dopóki nie otworzyła się szyba u pasażera. Przetarłam oczy zdezorientowana.

- Chad? - Spytałam aby się upewnić. Czy to jakiś sezon powrotów do miasta i odnawiania znajomości? Najpierw Tomlinson, później moja siostra, teraz on. Starszy brat Ashton'a wpatrywał się we mnie ze swoim popisowym hollywoodzkim uśmiechem. - Co cię sprowadza na stare śmieci?

- Chciałem zrobić przed urodzinową niespodziankę mojemu braciszkowi.. - No tak, zapomniałam, że relacje tej dwójki znacząco się różniły od moich. Po śmierci ojca, Chad sam zrezygnował z udziałów w firmie i wraz z matką przeprowadził się do innego miasta, aby rozpocząć nowe życie a wraz z nim swoją upragnioną karierę aktorską, która zważając na wszystkie podesłane nam filmy z jego udziałem i ich pochlebne recenzje, szła całkiem przyzwoicie. Nie zmieniało to jednak tego, że brakowało go tutaj. Nie tylko Ashton'owi, chłopak był blisko z każdym z nas, jak prawdziwy starszy brat, a ostatni raz odwiedził nad gdy potrzebowaliśmy pomocy z remontem, nie licząc jednodniowych odwiedzić w święta. Jako jedyny z naszych rodzin podzielał miłość do klubu, na swój własny sposób, bo było to bardziej platoniczne uczucie, ale zawsze wspierał każdą decyzje jaką podjęliśmy, argumentując to zdaniem: jeśli kierujesz się tym co kochasz, zawsze wybierzesz dobrą ścieżkę w życiu. -..ale zobaczyłem jak jego dziewczyna szlaja się sama z torbą po mieście.

- Ashton z pewnością się ucieszy, dawno cię tu nie było, możesz spokojnie tam iść bo akurat jest w domu. - Powiedziałam pomijając tą część o moim spacerze. Na samym wstępie nie powinnam tłumaczyć, że jestem już chyba byłą dziewczyną. To nie byłby dobry początek, nie po to tu przyjechał. - Siedzi z Michael'em, zwariują jak cię zobaczą.

- Shay.. - Zaczął jakby miał gdzieś każde moje słowo. - Powiedz mi gdzie się wybierasz, co znów zrobił mój brat i jak mogę ci pomóc? Jeśli tylko chcesz mogę mu pokazać kto tu rządzi. - Matko boska, czy każdy automatycznie musi twierdzić, że to on dał ciała? Halo! To ja jestem porażką tego związku, zdejmijcie klapki z oczu!

- Wybieram się do swojego mieszkania, to chyba całkiem normalne, a Ashton nie zrobił nic, możesz być spokojny, ale dobrze wiedzieć, że sława cię nie zmieniła i nadal jesteś tak chętny się na nim wyżywać. - Zaśmiałam się dość sztucznie próbując odsunąć jego podejrzenia. - Nie mam zamiaru marnować twojego czasu, pewnie nie przyjechałeś na długo, zbieraj się do nich.

- Wsiadaj. - Otworzył drzwi. No tak, zapomniałam że mam do czynienia z kolejnym potomkiem rodu Irwinów. Wiedząc, że marudzenie nic nie da zajęłam miejsce pasażera. Zapięłam pasy trzymając torbę na kolanach, to tylko maksymalnie dziesięć minut drogi. - Raczę ci mówić co się stało, bo inaczej się nie zatrzymam. - Zaczął gdy tylko odpalił samochód. Przeklęłam pod nosem nawet na niego nie spoglądając. Jak Clifford. Szlag by ich. - Mam całą noc.

- Ja nie i nie wiem dlaczego sugerujesz, że coś musiało się stać. - Z głośników zaczęła lecieć piosenka the Neighbourhood. To dzięki niemu tak bardzo pokochałam ten zespół. Jak na złość, w tym momencie Jesse śpiewał o szczerości. Jego też powinno coś trafić. - Wszystko jest naprawdę w porządku.

- Nie znam cię od wczoraj, O'Malley. Nie umiesz kłamać, a ja zapewniam, że nie jestem ślepy. Ostatnim razem jak rozmawiałem z bratem cały w skowronkach chwalił się, że zgodziłaś się do niego wprowadzić, a teraz zawijasz się stamtąd ze wszystkimi rzeczami. Coś tu nie gra, mam racje? Odwiozę cię jeśli powiesz mi co zrobił.

- Nie on, tylko ja. Po dwóch latach okazało się, że nie jestem dla niego odpowiednia.

- Nagle? W ciągu kilku dni zorientowaliście się, że to nie to? Czy zachowujecie się jak para gówniarzy i po jednej kłótni uciekacie od siebie? Cholera, Shay, możesz mi wierzyć, że nigdy nie widziałem, aby mój brat był w takim stanie. Jesteście dla siebie stworzeni, czy tego chcesz czy nie, no chyba że na własne życzenie spieprzycie to obrażając się i zrywając o byle błahostkę. Marnujecie czas na nerwy, wyzwiska i wyprowadzki. Koniec końców musicie skończyć razem, bo obydwoje tego chcecie inaczej któreś zwariuje, a jeśli nie wy to ja. Wszystko przez to, że jesteście cholernie dumni i nie umiecie przepraszać. Za którymś razem ktoś się nie ugnie i będziecie tego żałować do końca życia. Warto ryzykować? - Spytał, a ja wlepiłam wzrok przed siebie. Byłam pewna, że moja decyzja jest słuszna, nie potrafiłam jednak przez kilka minut wyklepać sensownego zdania.

- Myślę, że wszystko musi się kiedyś skończyć. Lepiej teraz niż kiedy całkowicie się znienawidzimy. - Powiedziałam dopiero gdy zatrzymał się pod moim budynkiem. - Dziękuje, że mnie podwiozłeś, pewnie dotarłabym tu o północy, mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy zanim znikniesz. Dobranoc, gwiazdo. - Uśmiechnęłam się nieznacznie i wysiadłam. Bez oglądania się weszłam do środka i wdrapałam się na odpowiednie piętro.

Moje mieszkanie było znacznie mniejsze niż innych. Miało jedynie sypialnie, łazienkę i salon połączony z aneksem kuchennym, ale w nim coś co zawsze mnie uspokajało. Na dodatek cały czas pachniał wanilią. To wszystko czego potrzebuję. No i może mocnego drinka, ale gojący się na plecach tatuaż musiał pokrzyżować ten plan. Odrzuciłam więc torbę pod ścianę, zsunęłam buty i spodnie pozostając w koszulce i bieliźnie. Znalazłam w torebce słuchawki i zamknęłam się w pokoju. Wsunęłam się w pościel, chowając po sam czubek nosa. Znów popłynęły łzy. Nie powinnam płakać za czymś czego nie mogłam naprawić, ale nie potrafiłam przestać. Czy tak będzie już zawsze? Po kilku godzinach przerzucania się z boku na bok zasnęłam z wycieńczenia. W środku nocy obudził mnie jednak telefon. Zaspana z myślą, że to budzik odrzuciłam połączenie. Podniosłam się do pozycji siedzącej zauważając swój błąd. Na wyświetlaczu widniała też wiadomość.

Do: Shay
Od: Michael
Treść: Przyjedz do baru, pilne.
__
dwa komentarze, a ja cała w skowronkach, dziękuje, pozdrawiam, kocham ❤


2 komentarze: