poniedziałek, 20 lipca 2015

|chapter.three| scars.

my mind's lost, we always knew this day was coming
song: james bay - scars
Sekundę później klienci padli z przerażenia na ziemię chowając się przy okazji pod stolikami jakby obawiali się salwy strzałów. Odwróciłam się w stronę hałasu zauważając nad bramką rozbite okno w magazynie, rozsypane szkło znalazło się nawet pod moimi nogami. Nim zdążyłam cokolwiek zrobić lub powiedzieć, usłyszałam męskie, doskonale znane mi krzyki. Michael, Calum i Alex właśnie rozpędzeni przebiegali przez drzwi. Ani śladu po Ashton'ie co mogło wskazywać tylko i wyłącznie na to, że pobiegł pierwszy. Oczywiście, że tak, inna opcja nawet nie wchodziła w grę. I ponoć to ja jestem nieodpowiedzialna? W środku ze znajomych pozostała jedynie chowająca się za blatem Diana. Podałam jej rękę aby pomóc wstać, biedna trzęsła się ze strachu. Uśmiechnęłam się próbując dodać jej otuchy. 

- Spokojnie, nie wiem czy pamiętasz, ale na samym początku, takie rzeczy były na porządku dziennym. Pewnie dzieciakom z okolicy się nudzi, wakacje i nie mają co robić. - Powiedziałam chcąc uspokoić i ją i siebie. - Poczekaj tu chwilę i spróbuj uspokoić klientów a ja zobaczę, jak to wszystko tam wygląda, dobrze? - Gdy skinęła głową weszłam przez bramkę do magazynu. Po wielkiej szybie nie było prawie śladu, całe szkło znajdywało się pod moimi nogami, a wraz z nim dwa duże kamienie. Ktokolwiek to rzucił musiał stać pod oknem, robiło się ciemno a w oknach znajdowały się jeszcze kraty. Nie ma możliwości aby trafić czymś tak dużym, z tak małej odległości. Kto jednak rzuca wiedząc, że wieczorem w środku zawsze jest ktoś z wysportowany i dość agresywnych właścicieli? Kto chciałby się w to bawić i tak ryzykować? Zadając sobie w głowie te pytania złapałam za zmiotkę chcąc chociaż z wierzchu posprzątać ten syf. Nagle mnie olśniło. Ktokolwiek to rzucił doskonale wiedział, że wszyscy za nim pobiegną. Są więc tylko dwa wyjścia, dwa kamienie: jeden chciał aby za nim pobiegli, drugi  żeby zostawili go tu samego. A jeśli im się udało w barze zostałyśmy tylko my. Diana. 

Odłożyłam zmiotkę chcąc wyjść. W ostatniej chwili zatrzymałam się o krok przed stojącym przy bramce, odwróconym do mnie plecami, wyższym o prawie dwie głowy, mężczyzną. Włączona muzyka musiała skutecznie zagłuszyć jego wejście, z takiej odległości dało się jednak usłyszeć niezrozumiałe, kobiece mruknięcia które prawdopodobnie miały uchodzić za wołanie o pomoc. Stanęłam na palcach by zobaczyć co dzieje się na sali. Wszyscy leżący na podłodze goście wpatrywali się w jego stronę. Musiał być sam, a ja nie miałam zamiaru żeby jakikolwiek prymityw zrobił krzywdę mojej najlepszej przyjaciółce. Złapałam za dwie puste butelki leżące na półce. Wzięłam głębszy wdech na odwagę i z rozmachem, bez dłuższego zastanowienia walnęłam jedną z nich w głowę faceta. Echem rozniósł się huk i kilka przekleństw z jego strony. Twardo jednak trzymał się na nogach, na szczęście Diana zdążyła wyrwać się i uciec w stronę drzwi. Mężczyzna podniósł dłonie do góry, do krwawiącej rany, lecz zanim zdążył zrobić coś więcej zamachnęłam się ponownie, po czym z całej siły pchnęłam go bramką. Chwilę się zachwiał, jak pijany lecz w końcu uderzył o ziemię tracąc przytomność. Przez moment stałam nad nim w szoku zastanawiając się czy przypadkiem właśnie nie zabiłam człowieka. Z rozmyśleń na szczęście wyrwała mnie przebiegająca po nim przyjaciółka, która automatycznie ruszyła w stronę regału. 

- Nie wiem czy pomoże, a jeśli to na jak długo, ale można spróbować. - Powiedziała wyciągając z szuflady czarną taśmę. Obie wyszłyśmy na salę rozglądając się po przerażonych mężczyznach. O ile można ich tak nazwać, skoro żaden nie ruszył się pomóc dziewczynie w opałach. - Wy. - Pokazała palcem na dwóch klientów w średnim wieku. - Wyciągnijcie go na środek.. Szybko! - Krzyknęła poganiając ich do pracy. Gdy to zrobili, usiadła na jego plecach spoglądając na mnie. Wiedząc co miała na myśli  założyłyśmy mu ręce na plecy dokładnie sklejając w łokciach i nadgarstkach. Chciałyśmy przykleić je jeszcze do tułowia ale był za ciężki aby go podnosić. Dla pewności taśma wylądowała także na jego kostkach, kolanach oraz ustach. Cóż, ja bym krzyczała jakby odzyskała przytomność, wolałyśmy nie ryzykować. - Może powinnyśmy sprawdzić czy nie ma przy sobie czegoś, wiesz.. - Zgodziłam się z nią i zabrałyśmy się do roboty, na szczęście nie miał przy sobie nic podejrzanego. Prawdopodobnie nie pomyślał, że będzie musiał się z kimś zmierzyć. Choć patrząc prawdzie w oczy, dałby mi radę i gołymi rękami. Bez problemu. 

- Trzeba zadzwonić po chłopaków, mam nadzieję, że i oni są cali. - Powiedziałam do przyjaciółki i rozejrzałam się po sali. - Panowie teraz przy nim usiądą i będą pilnować, aby się przypadkiem nie ruszył. W ramach przeprosin i podziękować, później z koleżanką rozlejemy darmową kolejkę. - Zaoferowałam i odeszłam kawałek dalej nie spuszczając jednak wzroku z Diany. Wybrałam numer Ashton'a. 

/- Tak? - Odebrał automatycznie, a ja poczułam niewyobrażalną ulgę. Jest cały. - Wszystko w porządku?

- Właśnie, dzwonię, bo nie wszystko było pod kontrolą, ale..

/- Jesteś cała? - Spytał przerywając mi. Tak, wiadomości nie miały znaczenia póki nie dowiedział się w jakim jestem stanie, co świadczyło o tym, że martwił się o mnie prawie tak mocno jak ja o niego. 

- W jednym kawałku. Diana też. Jak daleko od baru jesteście? Nie wiem czy opowiadać o tym przez telefon czy poczekać na waszą reakc.. - Nim zdążyłam dokończyć cała czwórka lekko zziajanych młodych mężczyzn wbiegła do środka. Wszyscy zatrzymali się o krok przed leżącym facetem wyglądając na nieco skołowanych. Przyglądając się im schowałam telefon z powrotem do kieszeni. - Własnie o tym, a raczej o nim chciałam z wami porozmawiać.

Ashton nie uznał jednak za priorytet, usłyszenie historii o obezwładnionym. Zamiast jakichkolwiek pytań w mgnieniu oka znalazł się przy mnie pozwalając abym schowała się w jego ramionach, uświadamiając mi o ile bezpieczniej się czuję gdy jest obok. Minimalnie się odsunął przejeżdżając dłonią po moim policzku i gdy tylko podniosłam na niego wzrok na sekundę spotykając się z jego troskliwym spojrzeniem, jego usta opadły na moje. Gdy się ode mnie odkleił przez kilka minut dokładnie sprawdzał, czy nic mi się nie stało. 

- Nawet mnie nie dotknął. - Zapewniłam kątem oka zauważając, że Calum robi dokładnie to samo. Tylko biedny Michael z Alex'em stoją nad mężczyzną mając w głowie pewnie jeden wielki mętlik. 

- Dobra, moje drogie. Jeśli nic wam się nie stało i już się uspokoiłyście, to byłbym bardzo wdzięczny dlaczego jakiś nieprzytomny facet leży na środku sali unieruchomiony za pomocą taśmy klejącej. Która z was oglądała ostatnio jakiś amerykański film akcji, co? - Clifford kucnął nad nim i łapiąc za włosy podniósł głowę próbując przyjrzeć się twarzy. - Czy to może mieć jakiś związek z dwoma gówniarzami którzy chcieli ze strachu oddać nam zarobione dzięki wybiciu okna pieniądze? 

- Bardziej niż może. Ktoś doskonale zdawał sobie sprawę, że jesteśmy tu wszyscy i zna nas na tyle dobrze, że wiedział o tym kto wybiegnie, a kto zostanie. - Zaczęła siadając na blacie i wyciągając rękę po butelkę, która na szczęście znajdowała się w zasięgu. - Tak więc, gdy dzieciaki wybiły szybę, ja zabrałam się za sprzątanie, prosząc Dianę aby uspokoiła wszystkich leżących tu mężczyzn..

- To zrobiłam, niestety nie udało mi się to na zbyt długo. Ponieważ chwilę później do środka wszedł on uświadamiając mi w jak beznadziejnej kondycji jestem, o sile fizycznej już nie wspomnę. Na szczęście, ktokolwiek to zaplanował, nie pomyślał, że możemy być tu we dwie. Shay umknęła mu będąc w magazynie.. - Powiedziała zabierając mi piwo i upijając z niego kilka łyków. 

- Zmarnowałam dwie butelki aby położyć tego osiłka. Taśma była dobrym, praktycznym i jedynym pomysłem, który jak widać zadziałał. Teraz tylko nie wiemy czy się obudzi, a jeśli to co z nim zrobić. 

- Zrobiłyście swoje, tym już się nie martwcie, to nasza część. - Oznajmił Alex i złapał go z Michael'em z łatwością podnosząc do góry wprowadzając mnie tym samym w lekki stan osłupienia. Dobra, facet może nie był sporo wyższy od nich, ale z pewnością szerszy i cięższy. Ostatni dwaj kolesie jacy próbowali go podnieść zrezygnowani przeciągnęli go po ziemi. Reszta mężczyzn jest tak słaba, czy oni aż tak wytrenowani? Zastanawiałam się nad tym wpatrując się jak zmierzają w stronę zaplecza. Tuż za tą dwójką szedł Calum razem z Ashton'em, ten drugi jednak w ostatnim momencie skręcił i ponownie znalazł się tuż obok. Ułożył dłonie na moich biodrach przysuwając mnie do siebie i zarazem do krawędzi. Z chłopięcym uśmiechem odgarnął mi kosmyk włosów za ucho. 

- Przepraszam, za to co wcześniej powiedziałem. Zachowałem się jak gówniarz rzucając takimi tekstami, muszę nauczyć się najpierw myśleć, później mówić. Nie chciałem abyś pomyślała, że kiedykolwiek w ciebie zwątpiłem, nie było tak i nie jest. Po prostu poniosło mnie a nie powinno. - Powiedział opierając swoje czoło na moim. Niemożliwe, że nawet teraz brał na siebie całą winę. 

- Ashton, to ja dałam ciała, na całej linii. Nie chciałam ci o niczym mówić, a powinnam, bo jesteśmy razem i nie mogę wszystkiego ukrywać. Na twoim miejscu sama byłabym nieźle wkurzona. Przepraszam, że znów okazałam się być aż tak niedojrzała, ale obiecuje, że zrobię co w mojej mocy aby powalczyć z tą beznadziejną cechą charakteru. 

- Widzisz, najwidoczniej obydwoje jesteśmy do dupy, na szczęście nikt inny nie musi się z nami męczyć. Ty jednak jakby nie patrzeć powoli robisz postępy. Dziękuję, że zadzwoniłaś, nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczyło i cholernie się cieszę, że nic ci się nie stało.. - W tle słychać było wymuszone kaszlnięcie Diany. - Oczywiście, cieszę się, że wam się nic nie stało

- Oczywiście, wal się. - Przyjaciółka zaśmiała się i lekko uderzyła go w ramię. - Daję wam tylko chwilę gołąbeczki, gdyż twoja dziewczyna obiecała darmową kolejkę tym wszystkim miłym panom siedzącym przy barze, a ich się nie okłamuje, także za chwilę ma być moja i nie ma żadnego obmacywania na nocnej zmianie, zabieraj z niej łapska. Trochę szacunku, tu są ludzie. - Dodała i po chwili znalazła się w tłumie spragnionych gości. Fakt, zapomniałam o swojej nieszczęsnej obietnicy. 

- Nikt nie będzie zabraniał mi obmacywać się z własną dziewczyną, we własnym barze, na własnym blacie! - Krzyknął do niej starając się zagłuszyć rozgadanych mężczyzn walczących o miejsce w kolejce. W odpowiedzi dostał środkowego palca. Parsknął śmiechem wracając wzrokiem do mnie. - W sumie, po co mielibyśmy się ograniczać jedynie do obmacywania, możemy równie dobrze zacząć od tego, że to moja koszulka i mógłbym ją z łatwością zarekwirować.. - Zaczął wsuwając dłonie pod nią i powoli unosząc ku górze. 

- Oczywiście, że tak. Patrząc na dzisiejszych klientów ich przedział wiekowy i płeć, nie wątpliwie sprzedam więcej piwa paradując jedynie w  koronkowym staniku. Hmm, pomyślmy tylko, co na to powie mój wspólnik? Myślisz, że będzie zadowolony? - Mruknęłam obejmując go za szyję. Ashton odwrócił wzrok w stronę kolejki i jego uśmiech zniknął, jakby naprawdę wyobraził sobie mnie paradujące w bieliźnie. Szybko ściągnął mnie z blatu, rozwiązał koszulę z moich bioder i zmusił mnie do założenia jej. Gdy zabrał się za zapinanie guzików odepchnęłam jego ręce, miał to jednak gdzieś i dokończył swoje dzieło. - Zadowolony? 

- Jak najbardziej i nie próbuj mi jej ponownie zdejmować, wszystko co moje zabiorę w domu. - Puścił mi oczko i szybko mnie pocałował, po czym klepną w pośladek popychając tym samym w stronę nadal zatarasowanego baru. - A teraz do roboty, musisz odpracować tą darmową kolejkę, twój wspólnik dobrze ją sobie zapamięta. 

Tym razem to mój środkowy palec wylądował w powietrzu. Pewnie powinnam była mu powiedzieć, że prawdopodobnie zostanę dziś na nocnej zmianie, ale po co psuć mu humor. Wyrzucając to z głowy by zbyt długo się tym nie martwić, zajęłam miejsce obok przyjaciółki biorąc się do pracy. W międzyczasie Jack przyjechał do baru, ale zamiast nam pomóc, lub chociaż się przywitać, automatycznie udał się na zaplecze. Cóż, na szczęście Diana była na tyle dobra, że zdecydowała się zostać, bo klientów mimo coraz późniejszych, niedzielnych godzin nie brakowało. Dopiero po dziesiątej z pomieszczenia przy ringu wyszedł Michael ze skupioną miną podszedł do blatu spoglądając na mnie.

- Najwidoczniej uderzyłaś go nieco mocniej niż myślałaś, bo raczej się z tego nie wyliże, skoro do tej pory się nie obudził. - Jego słowa wystarczyły abym ze strachu i poczucia winy opluła go pitą właśnie wodą. - Kurwa mać, żartowałem. - Wrzasnął wycierając koszulką twarz. Wybuchłam śmiechem przyglądając się jego reakcji. Ze mnie nie robi się jaj. Karma trzyma moją stronę. -  Alex chciał żeby wam powiedzieć, że nie wiele idzie się od chłopaka dowiedzieć, bo słabo mu idzie nasz ojczysty język, także nie ma sensu dalej pytać więc zaraz zajedziemy pod szpital i tam go wyrzucimy. 

- Pod szpital? Przed chwilą powiedziałeś, że żartowałeś, co znaczy, że nie uderzyłam aż tak mocno.

- Ty nie, widzisz mała, my mamy więcej siły i znacznie słabsze nerwy kiedy ktoś nie chce współpracować. Jack z Alex'em zostaną z wami, bo jakby nie patrzeć to ich zmiana. A teraz etatowa barmaneczko, podaj mi piwo. - Powiedział próbując powstrzymać się od śmiechu. Zaskoczona i urażona otworzyłam szerzej usta uderzając go ścierką przypadkowo w twarz. - O nie, O'Malley.. - Mruknął przeskakując przez blat. W ostatniej chwili umknęłam przed jego miażdżącym uściskiem. Wiedząc, że nie da za wygraną, wybiegłam na otwartą salę pędząc w stronę ringu, który świecił pustką. Całkiem zwinnie minęłam  bramkę odgradzając od siebie dwie części i złapałam się za barierkę wskakując na środek ringu. Stamtąd miałam mieć lepszy widok. Mój błąd. Michael okazał się bardziej inteligentny i przebiegły. Wystarczyło aby upadł na podłogę i zniknął z mojego pola widzenia. Gdy tylko zbliżyłam się do krawędzi aby zobaczyć gdzie jest jego ramiona niespodziewanie owinęły się wokół mojej talii unosząc ku górze, jak dziecko. 

- Clifford! Ile razy mam ci tłumaczyć, że nie możesz przy każdej możliwej okazji wykorzystywać tego, że jesteś znacznie silniejszy. To nie jest uczciwe, dziewczynom daje się fory, nikt cię tego nie nauczył? Jak cię wychowali.. - Powiedziałam machając nogami aby mnie puścił. Chyba niego go poddenerwowałam bo zamiast to zrobić zaczął kręcić się ze mną jak na karuzeli. Matko, dlaczego nie mogę być wielkim facetem który raz złoił by mu tyłek i by się nauczył, że machanie mną nie jest odpowiedzią. - Wypiłam dziś o dwa piwa za dużo i jeśli nie przestaniesz to może się to dla ciebie dziś skończyć dużo gorzej niż z woda lub ścierką na twarzy, nie chcesz tego! - Krzyknęłam i podziałało.

- Ile razy mam ci tłumaczyć, że nie możesz ze mną zadzierać, bo zawsze będę wykorzystywał to, że ja jestem silniejszy, a ty mała? Nie dostaniesz ode mnie forów, mogę ci najwyżej skopać tyłek mocniej niż zwykle, abyś się w końcu nauczyła. - Zaśmiał się, a ja wcale nie miałam zamiaru się poddać. Rozbawiona przybrałam nieudolnie jedną z ich pozycji uderzając go pięścią w ramię. - O'Malley, jeśli chcesz się ze mną zmierzyć to znaczy, że wypiłaś znacznie więcej niż dwa piwa za dużo i na dodatek jesteś jeszcze słabsza niż myślałem. Bijesz jak baba, wstydź się. - Wymierzył w moją stronę kilka szybkich ciosów które oczywiście zatrzymały się kilka centymetrów przed moim ciałem. W tym momencie drzwi od zaplecza się otworzył, a Ashton z Calum'em wynieśli półżywego, zakrwawionego mężczyznę ze środka.  - Irwin żałuj, że nie widziałeś jak Shay mi podskakuje, stary, albo w końcu ktoś nauczy ją jak się bije, albo nauczy się na własnych błędach. 

- Nie radzę, obiło mi się o uszy, że jej chłopak jest w stanie skopać ci tyłek z zamkniętymi oczami. Także, zamiast szukać przeciwnika na swoim poziomie, lepiej rusz się aby otworzyć nam drzwi od auta. - Powiedział do przyjaciela, po czym mrugnął do mnie. Zważając jednak na ofiarę dzisiejszego wieczoru, nie było mi tak do śmiechu. Niezależnie od tego co chciał zrobić, pięciu na jednego nie było dobrym układem, a nawet jeśli wybrali jednego to potraktował go jak worek treningowy. Facet spędził tam kilka godzin, a bar nigdy nie widział nikogo w aż takim stanie, jak mogłam mu nie współczuć? Gdyby nie ja nikt by tego nie zrobił. Dla nich to normalne, zrobili to co powinni. 

Tak długo się w niego wpatrywałam, że nie zauważyłam kiedy na sali pojawił się Alex. 

- Może i ten ring ci pasuje, ale jak wyobrażam sobie ciebie z rozwalonym nosem, to muszę przyznać, że nie byłoby ci już tak do twarzy. Lepiej złaź stamtąd, zanim sama zrobisz sobie krzywdę. - Zaśmiał się opierając się o barierkę. Wywróciłam oczami zeskakując na ziemię. - Od razu lepiej, gdy ponownie sięgasz mi do brody. 

- Cieszę się, że tak dobrze ci się dziś ze mnie nabija i że tam mocno wierzysz w moje możliwości, co jednak powiesz na to aby się odczepić? Moim zdaniem nie wpychanie nosa w moje umiejętności, strasznie ci pasuje, ale dla spokoju zapewniam, że nadal nie widzę nic fajnego w okładaniu się nawzajem. - Zaczęłam patrząc jak Jack zajmuje miejsce obok Diany. - Fajnie, że w końcu wyłoniliście się do pracy, zważając na to, że spędziliście tam chyba kilka godzin i większość klientów już się zawinęła, to z pewnością się przydacie. 

- Po to jesteśmy, zawsze kiedy nas potrzebujesz. - Objął mnie ramieniem i powoli ruszyliśmy za bar. - Nadal możesz zostać z nami do końca? Wypadałoby posprzątać i naprawić trochę rzeczy, a nasza dwójka nie zawsze sobie z tym radzi. - Powiedział podając mi do ręki piwo. Skinęłam głową i gdy chłopacy zajęli się klientami, my dziewczyny spokojnie usiadłyśmy w koncie przyglądając im się. 

- Coś ci zdradził? - Spytała Diana.

- Alex? Nie i pewnie nic nie powie. Musimy się pogodzić z faktem, że my nie możemy mieć przed nimi tajemnic, ale oni wolą rozmawiać o takich sprawach wyłącznie między sobą. - Mruknęłam upijając kilka łyków. - Zapomniałam, że masz jutro na rano, jeśli chcesz Jack odwiezie cię do domu, studio samo się nie otworzy. 

- On mnie odwiezie. - Powiedziałam spoglądając przez próg chłopaków. Za kierownicą najwidoczniej też nie uważają, skoro załatwili to tak szybko. - Póki co wolałabym nie zostawiać go tutaj samego, ale nie mam zbyt wiele do gadania, bo zaparł się, że weźmie jutro wieczorną zmianę.

- Nie wie czy myśleli już o rozpisce na ten tydzień, pewnie w nocy to obgadamy więc się do niego dopiszę i go przypilnuję, możesz być spokojna. Tak czy inaczej, lepiej żeby pracował na początku tygodnia niż w weekend.

- Dlaczego coś mi mówi, że właśnie mnie obgadujecie? - Spytał Calum podchodząc od tyłu do swojej dziewczyny. Musnął ją ustami w czubek głowy, po czym podciągnął do góry i zmusił do założenia kurtki. Był koniec czerwca, ale w tym mieście pogoda zazwyczaj nie dopisywała.

- Bo zawsze to robimy, Hood. - Odpowiedziałam z uśmiechem.

- W takim razie czuję się zaszczycony, że uważacie mnie za tak interesujący temat. Teraz na spokojnie będziesz mogła pogadać z chłopakami o tym jak zabieram swoją dziewczynę. Spokojnej nocy, mała. - Powiedział i poszedł pożegnać się z resztą ściskając za dłoń Dianę. A ja zostałam przy stoliku sama napawając się tym, że emocjonująca część niedzieli już za nami. W środku pozostało tylko kilku i tak zmęczonych klientów, którzy pewnie już rozmyślali o powrocie do domu. Na dodatek, nie licząc rozwalonego w magazynie szkła i poplamionego krwią zaplecza, było przyzwoicie czysto. To może być najkrótsza nocka jaka mi się przytrafiła.

- Wracamy? - Spytał Ashton wyciągając rękę w moją stronę.

- Umówiłam się z Alex'em. - Zaczęłam widząc jak jego uśmiech zastępuje grymas niezadowolenia.

- Takie zdanie nie brzmi najlepiej z ust mojej dziewczyny. - Wywrócił oczami krzyżując ręce na klatce piersiowej. Matko, czy naprawdę wszyscy faceci muszą mnie do licha łapać za słówka?

- Powiedziałam, że wezmę nocną zmianę, ktoś musi tu posprzątać przed poniedziałkiem, a dobrze wiesz, że żaden z tych leni tego nie zrobi.

- Wiem, ale mam to gdzieś. Nie chcę żebyś tu zostawała na noc, niezależnie od tego czy jest tu Gaskarth czy nie. Chodź raz daj za wygraną i zabierz się ze mną, co?

- Ashton ty nic nie chcesz. Nie chcesz abym chodziła do pracy, abym w niej zostawała, abym w ogóle wychodziła z domu. Najlepiej by było jakbym przez cały dzień leżała w twoim łóżku abyś miał pewność, że nic mi nie jest mam rację?

- Widzisz, teraz się rozumiemy. - Złapał mnie za koszulę i pociągnął zmuszając abym wstała i znalazła się tuż przed nim.

- To tak nie działa. Mam pracę, musisz o tym pamiętać, muszę do niej chodzić, czy ci się to podoba czy nie. Taki los, mieszkanie samo się nie utrzyma, trochę wyrozumiałości, kochanie.

- Ty spróbuj mnie zrozumieć, cały czas mi uciekasz i spędzasz tu całe dnie. Jesteś współwłaścicielką nie musisz tu pracować, aby zarabiać, możemy kogoś zatrudnić. Chodź ze mną, chłopacy nie będą mieli ci za złe, że wybrałaś swojego wspaniałego faceta, zamiast ich towarzystwa.

- Nie zatrudnimy dodatkowej osoby kiedy ja nie mam co robić, to bezsensowne, z resztą wiesz, że lubię tu przychodzić, oczywiście, że bardziej lubię spędzać czas z tobą, ale nie można mieć wszystkiego..

- Możesz, jeśli chcesz.

- Nie mogę. Jeśli powiedziałam, że zostanę to tak będzie. Z resztą powinnam się zabrać do swoich czterech ścian, bo ty też masz pracę i musisz się porządnie wysypiać. Nie zapomnij, że  rano czeka na ciebie garnitur zamiast jeansów, nie możesz wyglądać w nim jak menel. - Przytuliłam go wsuwając dłonie w tylne kieszenie jego spodni. Mimo iż nie chciałam aby wychodził i najchętniej zatrzymałabym go przy sobie, miał też inne obowiązki z którymi musiałam się pogodzić. Z resztą praca w firmie miała swoje plusy, tam wydawał się znacznie mniej nieokrzesany.

- Nie zabronię ci pracować, bo jak widać nie mogę, poza tym i tak byś mnie nie posłuchała, ale wracanie do siebie, nie wchodzi w grę. Wiem, że nigdy się ze mną nie zgadasz i zawsze musisz zrobić po swojemu, ale chcę abyś zamieszkała z nami, jeśli nie chcesz na stałe, bo nie jesteś na to gotowa, to chociaż do czasu aż cała sprawa z Jonathan'em się uspokoi. - Zaskoczona uniosłam brwi, po czym zdałam sobie sprawę, że nie był już taki pewny siebie, jak kilka minut wcześniej. Uroczo wygląda jak się stresuje. Nie miałam mu serca odmówić, mógł mieć racje, ja będę czuła się bezpieczniej jak będzie obok, a on mając mnie na oku nie będzie się denerwował. - Co powiesz na to, abyśmy dziś z Michael'em zabrali twoje rzeczy?

- Jasne, taki układ mi odpowiada. - Uśmiechnęłam się i stanęłam na palcach aby musnąć jego usta. Przerwał nam Clifford, podchodząc i odsuwając nad od siebie. Cóż, nie uchodził za fana romantycznych scen. - Mam nadzieję, że spytał cię o zdanie?

- Tydzień temu jak zbierał się do tego po raz pierwszy. - Powiedział przyglądając mi się. Tydzień? Jonathan pojawił się tu dwa dni temu, Ashton naprawdę chciał abym wprowadziła się do niego na stałe. Czy nie za wcześnie na to? - Tylko proszę, zastanów się nad tym i nie zapomnij, że będziesz cały czas pod ręką tego niewyżytego gnojka.

- Wypraszam sobie, to ona znacznie częściej się do mnie przystawia..

- Tak? Widzisz, to ja jestem niewyżytym gnojkiem tego związku, za to ty.. - Spojrzałam na Irwin'a z uśmiechem. - Spędzisz kilka nocy ze swoim przyjacielem, w jego pokoju, aby mnie nie kusić. Nie chce cię przypadkiem wykorzystywać.

- Ale ja w żadnym wypadku nie twierdzę, że mi się to nie podoba, kochanie możesz mnie wykorzystywać kiedy i gdzie tylko zechcesz. - Powiedział obejmując mnie i wsuwając dłoń pod moją koszulkę. Michael znów zaatakował łapiąc go za bluzę i odciągając.

- Po pierwsze, jeśli zobaczę cię jeszcze raz nago, to wylatujesz, automatycznie, po drugie, nie ma opcji abym w ogóle wpuścił go do swojego pokoju, nie wspominając już o dzieleniu z nim łóżka, po trzecie, nie będziecie się przy mnie macać, nigdy, przenigdy, ani tutaj, ani w mieszkaniu. - Mówił stając przed Ashton'em, tak by go ode mnie odgrodzić. - Leć po klucze, bo nie mamy za dużo czasu, a jak się rozkręci to zostaniemy tu do rana. - W odpowiedzi poszłam do magazynu chcąc wyciągnąć je z torebki. Jednak to nie one przykuły moją uwagę. Z jednej z kieszeni wystawał kawałek papieru, którego z pewnością nie widziałam wcześniej. Zaciekawiona rozłożyłam go.

- Mam nadzieję, że następnym razem alkohol nie stanie nam na drodze. - Przeczytałam pod nosem, jeśli to jest żart, to kurewsko nieśmieszny. Zapominając o kluczach, trzymając w dłoni liścik wyszłam ponownie na salę. Rzuciłam go na blat przed przyjaciółmi. - Kto uważał to za zabawne? - Spytałam patrząc na ich zdezorientowane miny. Alex, który był najbliżej kartki wziął ją w dłonie i przeczytał w myślach.

- Jack, może zadzwonisz do Matta i poprosisz aby przyjechał z samego rana aby wstawić nowego okno, co? Nie ma co zwlekać, jeszcze zacznie padać i nas zaleje, a na więcej strat nas nie stać. - Mruknął do przyjaciela podając mu swoją komórkę, co mogło świadczyć tylko o tym, że to jednak nie był żart, a moje życie to jedna wielka kpina z której nie mogę pozbyć się Jonathana. Jack bowiem był jedyną osobą tutaj która nie wiedziała o tym co wydarzyło się w zeszłym roku. Chłopak oburzył się że stwierdzając, że jest środek nocy i nie powinni mieć przed nim jakichkolwiek tajemnic, jednak Gaskarth uszanował moją wcześniejszą decyzję i zmusił go do wyjścia. - Skąd to masz? - Spytał podając Ashton'owi kartkę.

- Była w mojej torebce, nie wiem jak długo, nie zauważyłam jej wcześniej. - Odpowiedziałam podchodząc do swojego chłopaka, który dość mocno przytulił mnie od tyłu opierając swoją głowę na moim ramieniu. - Nie mam bladego pojęcia, kto i kiedy mógł to tam wrzucić. Ktoś z nas zorientowałby się, że obcy wchodzi do magazynu.

- Pewnie tak, może jednak komuś coś umknęło, jutro z rana zadzwonię do nich i popytam, a ty nigdzie sama się nie ruszasz, choćby na krok, rozumiemy się? Jeśli się dowiem, że było inaczej to przypilnuję aby Lisa znalazła dla ciebie izolatkę w szpitalu. - Michael oddał Alex'owi kartkę i podniósł się z miejsca. - Zaraz dwunasta, powinniśmy się zbierać, nie wiem jak Ashton podchodzi do twojego pozostania na nocnej zmianie, ale ja jestem stanowczo przeciwko.

- Czy ty właśnie stwierdziłeś, że nie potrafię się nią zająć? Nie ufasz mi, stary? - Zaśmiał się Gaskarth zabierając jego butelkę i odkładając pod blat. Właśnie stwierdzili, że jestem dzieckiem, nie dwudziestolatką. - Jednak ma rację, pojedź z nimi, tak będzie bezpieczniej, dam ci znać jak z grafikiem. - Powiedział do mnie, ale spojrzał na Ashton'a. Jeśli ustalą go między sobą, mogę zapomnieć o pracy.

- Obiecałam Dianie, że zapiszę się na jutrzejszą nockę z Calum'em, aby nadrobić trochę straconego czasu. Jestem przekonana, że chciałeś mnie olać w tym tygodniu, ale nie zapomnij mnie tam zaznaczyć. - Ramiona mojego chłopaka nieco mocniej się zacisnęły. Z pewnością się ucieszył. Powinien, poniekąd wygrał skoro wracam na noc do domu. Pożegnaliśmy się i ruszyliśmy do samochodu. - Zdenerwowany? - Spytałam szeptem czując jak miażdży mi palce w dłoniach. Od razu uścisk puścił.

- Skądże, piekielnie szczęśliwy, że moja dziewczyna bagatelizuje wszystkie znaki i nadal chce się narażać na niebezpieczeństwo. Będę musiał wziąć urlop w pracy, aby siedzieć tam z tobą, innego wyjścia nie widzę. - Powiedział otwierając przede mną drzwi do samochodu Michael rzucił się na tylne siedzenie. - Zdajesz sobie sprawę, że gdy Calum się dowie to nie będzie zbyt optymistycznie nastawiony do pracy z tobą?

- Widzę, że naprawdę nie raz zaszłam wam za skórę, ale to Hood. Jest taki sam jak ty, Michael czy Alex, przy nim nie musisz się o mnie bać, zaręczam, a już tym bardziej przesadzać z braniem wolnego. - Mruknęłam wlepiając wzrok w szybę. Nienawidziłam takich rozmów, zawsze i tak stawiał na swoim. Na szczęście tym razem już się nie odezwał i w ciszy dojechaliśmy do domu. Pół godziny później wykąpana i ubrana w jego koszulkę położyłam się do łóżka pozwalając sobie na niespokojny sen po którym wstałam jeszcze bardziej zmęczona.  

Z samego rana obudziła mnie salwa przekleństw i trzaśnięcie drzwiami. Otworzyłam oczy zauważając, że jest dopiero wpół do ósmej. Chłopacy za drzwiami zawzięcie o czymś rozmawiali. Padnięta, czy nie musiałam się dowiedzieć o co chodzi.  Wstałam z łóżka i wyszłam z sypialni. Głosy od razu ucichły. Fantastycznie, mogą rozmawiać, tylko nie przy mnie, chyba powinnam się do tego przyzwyczaić.

- Już będziemy cicho, wracaj do spania. - Rzucił mój chłopak jakby liczył, że naprawdę mnie tym spławi. A wydawało mi się, że tak dobrze mnie zna. Nie zważając więc na jego słowa usiadłam na krześle obok niego. - Za chwilę będą goście, mogłabyś być tak miła i jeśli już masz zamiar podsłuchiwać to chociaż ubrana?

- Przepraszam bardzo, ale nie latam z gołymi cyckami. - Powiedziałam zabierając jego kubek i upijając łyka zimnej już kawy. Zdenerwowany i zrezygnowany ściągnął z siebie marynarkę zmuszając mnie abym ją założyła. Gdy w końcu to zrobił spojrzałam na niego oczekując jakichkolwiek wyjaśnień. - Może ktoś mi to w końcu wytłumaczy? - Spytała spoglądając raz na Ashton'a, raz na stojącego przed nami Clifforda. - Mówcie.

- Moje audi ma przebite opony. - Zaczął Ashton. - I mam to szczerze w dupie co się stało z tym samochodem, chodzi tylko i wyłącznie o to, że typ robi wszystko żeby mnie wkurwić, ale nie spotkać się twarzą w twarz. Cały czas jest blisko ciebie, blisko Diany, a my nie możemy go kurwa znaleźć. - Warknął z nerwów rzucając moim kubkiem o podłogę.

- Ej, jeszcze nic wielkiego nie zrobił. Dziś i tak to Niall jest w barze z samego rana, nie zna go, a nie zaryzykuje nie wiedząc czy jest blisko nas, bo nie o to mu chodzi. Lisa z Dianą są w pracy, wśród ludzi. Im więc też nic się nie stanie. Calum z Alex'em przyjadą tutaj aby mieć ją na oku.. - Powiedział Michael wskazując na mnie brodą.

- Nie potrzebuję nianiek. - Zaczęłam, ale Ashton ledwo powstrzymał się od śmiechu. Fakt, raz mi już zaufał i nie skończyło się to najlepiej. - Dałam ciała, ale pamiętajcie, że człowiek uczy się na błędach.

- Shay, ta część nie podlega dyskusji. My pójdziemy do pracy, a reszta chłopaków rozejrzy się po mieście. Nie ma sensu teraz tu siedzieć i o wszystkim rozmawiać, bo nic nie wymyślimy. Z resztą musisz się pośpieszyć do firmy,  a ja do studia, nie ma przebacz, to nie bar. Tam godzina spóźnienia robi znaczną różnicę. Wieczorem spotkamy się i zobaczymy co da się zrobić. Nie ma miejsca w tym mieście w którym mógłby się schować. - Dodał, łapiąc za swoją kurtkę i zmierzając w stronę wyjścia. - Dziś wyjątkowo, to ja podrzucę cię do roboty.

- Jeszcze nie przyjechali.. - Irwin spojrzał na zegarek, później na przyjaciela.

- Są w drodze. Nawet Shay nie jest w stanie zrobić nic głupiego w ciągu pięciu minut.

- Jest nieodpowiedzialna.

- Tak i narwana, ale to tylko pięć minut.

Chyba zapomnieli, że tam jestem urządzając sobie konkurs "kto znajdzie więcej wad w pannie O'Malley?". Najwidoczniej całkiem nieźle się przy tym bawili, ale ja nie miałam ochoty się przyłączyć. Z tą myślą podniosłam się z miejsca, odrzuciłam jego marynarkę i zamknęłam się w sypialni. Dobra, zachowałam się wtedy jak dziecko, ale tylko i wyłącznie ja ponosiłam tego konsekwencje. Żaden z nich tam nie był, żaden z nich nie znalazł się na moim miejscu. To ja nieodpowiedzialna i narwana mam pamiątkę na połowę pleców. Zapłaciłam za swój błąd, nie muszą mi o nim co chwilę przypominać..
~~
właśnie ogarniam wszystkie blogi z opowiadaniami i czuję, że moje jest biedne, matko. chyba nie w tych czasach zabrałam się za coś takiego. mam masę pytań H E L P.

1 komentarz: